sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 26 ~ Z taką pięknością cały dzień...

Po chwili do mojego pokoju wparował Reus. Nie spodziewałam się tego i zakryłam kołdrą do same usta. Powoli podszedł do mojego łóżka i będąc już wystarczająco blisko rzucił się na mnie. Dosłownie.
- Marco grubasie, złaź!- warknęłam
- Nie-e.
- Ale ciężki jesteś.- marudziłam
- No dobra.- z niezbyt zadowolona miną blondyn zwlekł się za mnie. wstałam cały czas okryta kołdrą.
- A teraz..- zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość i cmoknął w polik. Położył ręce na dolnej części moich pleców i opuszkiem palca zaczął coś na nich rysować. Uśmiechnęłam się patrząc w jego oczy.- ... Pomogę wybrać ci ubrania.- wyszczerzył się. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się tego po nim. Po tym zboczonym do potęgi entej Marco Reus'ie... W życiu!
- O nie, nie. Poradzę sobie tylko powiedz jak mam się ubrać.- zaprotestowałam i spojrzałam na niego wyczekująco.
- To ci pomogę.- odparł i podszedł do szafy. Załóż tę spódniczkę, ten top, do tego te szpilki, no możesz ten sweterek czy jak to się tam zwie, ale byłbym szczęśliwy gdybyś nie zakładała i tę bieliznę...- wyrzucił z szafy wybrane przez siebie rzeczy. Spojrzałam na niego niedowierzająco.
- Chyba sobie ze mnie kpisz!- wytrzeszczyłam oczy
- Nie.
- Ja nie dziwka! Sorry, ale tego nie założę. Wiesz... Wyrzucę to do kosza. A szczególnie tę bieliznę.- oznajmiłam i ruszyłam gdzieś. Jakoś nie za bardzo wiedziałam gdzie się kieruję, ale kierowałam.
- Żartowałem.- złapał mnie za rękę.
- A teraz wyjazd. Sama sobie poradzę.- uniosłam ton głosu, a piłkarz posłusznie spełnił moją prośbę.
Postanowiłam ubrać się w to, w czym czuję się najlepiej czyli miętowego koloru rurki, białą z nadrukiem koszulkę na ramiączkach, szary sweterek i tego samego koloru trampki, do tego kilka bransoletek i gotowa.
Po 15 min wyszłam z łazienki gotowa. Wstąpiłam jeszcze do swojego pokoju po telefon, który chwile później znajdował się już w kieszeni moich spodni, po czym zeszłam na dół, gdzie w salonie siedział Marco.
- Zjem i możemy jechać.- powiedziałam idąc w stronę kuchni.
- Nie, nie. Zjemy na mieście.- odparł wstając
- Ale...
- Nie ma żadnego ale.- przerwał mi w pół zdania i ruszył do wyjścia.- Idziesz?
- Yyy... Tak, tylko napisze karteczkę Kubie.- wyjaśniłam szybko i złapałam za niewielkich rozmiarów karteczkę i długopis, po czym szybko napisałam: "Hejoo, śpiochu. Ty sobie leniuchujesz, a ja muszę wcześnie wstać. Spotykam się z Marco, nie wiem o której wrócę. :)  Marcela :*" 
15 min. później blondyn zatrzymał samochód pod jakąś restauracją. Piękną i na bank drogą restauracją.
- O nie, nie.- zaprotestowałam
- O co chodzi?
- Nie będziemy tutaj jeść.- wytłumaczyłam krótko
- Ale dlaczego?
- Możemy pojechać do jakiejś knajpki? Poza tym jestem niestosownie ubrana.
- Jeżeli tak bardzo chcesz...- powiedział i ruszył w nieznanym mi kierunku. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Marco jak na gentlemana przystało otworzył mi drzwi i podał rękę. Złapałam za nią i chwile później stałam na stałym gruncie. Jak się później okazało miejscem w którym będziemy jeść śniadanie jest knajpka. Będąc już w niej każde z nas zamówiło coś dla siebie i czekając na zamówienie zaczęłam rozmowę.
- Powiesz mi gdzie mnie zabierasz?
- Nie.- odpowiedział krótko
- Aha. Czyli nawet jakbym błagała to i tak byś mi nie powiedział?
- Nie. To niespodzianka.- uśmiechnął się
- Aha, okey. Nie wnikam...- oparłam głowę o rękę i przyglądałam się blondynowi. Jednak długo tak nie wytrzymałam.- Ale weź, powiedz, no!- nie dawałam za wygraną. Lubię niespodzianki, ale czekanie na nie to istny koszmar.
- Boże, Marcela! Zjemy i pojedziemy..!- zaśmiał się
- Wiem, ale ja nie wytrzymam...- marudziłam
- Wytrzymasz, zobaczysz! Przy mnie wszystko jest możliwe!- poruszył zabawnie brwiami
- Ta... W końcu ty to ten słynny Marco Reus!
Po zjedzeniu śniadania ruszyliśmy w drogę. Nieznaną mi drogę. Oparłam głowę o szybę i ziewnęłam. Kompletnie się nie wyspałam. Dziwić się. Spałam jakieś pięć, może sześć godzin. Dla mnie jest to zdecydowanie za mało. Pomyślałam, że teraz gdybym była w swoim łóżeczku, smacznie spałabym...
- Jeżeli chcesz to możesz się chwile przespać..- odparł przyglądając mi się
- Patrz na drogę.- rozkazałam, a Marco przerzucił wzrok na jezdnię
- Przepisowa...- przyznał
Podziwiając piękny krajobraz na szybą auta, nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
- Cysia...- szepnął Marco, tym samym budząc mnie
- Już? Już jesteśmy?- zapytałam zdezorientowana otwierając oczy
- Tak. Zakryje ci oczy, okey?- powiedział i chwile później poczułam jak zakrywa mi oczy.
- Nawet nie odpowiedziałam...
- Bo i tak nie miałaś wyboru.
Chwile później usłyszałam trzaśnięcie drzwiami co oznaczało, że blondyn wyszedł. Pomógł mi wyjść, a kiedy już stałam objął mnie od tyłu, co wywołało przyjemny dreszcz.
- Co ty robisz?- zapytałam zszokowana jego zachowaniem
- To jest mój drugi raj.- odparł odwiązując mi chustkę. Kiedy zobaczyłam gdzie jesteśmy...
- Lotnisko? Opuszczone lotnisko? To twój raj?- zapytałam ze śmiechem
- W pewnym sensie tak..- wytłumaczył, choć nadal nie rozumiałam
- Możesz jaśniej?- odwróciłam się w jego stronę. Ten tajemnicy uśmiech... Grr. :/
- Tutaj ścigam się samochodem z kumplem. Tak dla zabawy.- wyjaśnił
- Aha..!- uśmiechnęłam się. W tym momencie Marco jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie i splótł nasz ręce.
- Marco..- szepnęłam
- Sorry gołąbeczki, że wam przeszkadzam, ale chcę was poinformować, że już jestem.- usłyszałam nieznany mi głos. Chciałam odejść od blondyna, bo ta sytuacja wyglądała jednoznacznie, ale Marco jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie.
- Widzę, że się kochacie itp. Ale możecie nie okazywać tego aż tak przy singlach!?- dodał brunet, za co został zmierzony moim podłym wzrokiem. Muszę przyznać.. Przystojny brunet. Ba! Przecież Marco ma przystojnych kumpli.
- Marcel, Marcelina. Marcelina, Marcel.- przedstawił nas sobie. Nawet nie zdążyliśmy nic powiedzieć, bo Marco nas uprzedził.- Mam taki pomysł... Może, ten który wygra spędza z Marcelą calutki dzień.- zaproponował patrząc na mnie
- Mi pasuje. Z taką pięknością cały dzień...- rozmarzył się Marcel
- I tak nie poru...!- chciał dokończyć, ale ja nie pozwoliłam mu na to uderzając w ramie!- No co? Miałem dać mu tą satysfakcję!?
- Jajco!- odpowiedziałam chamsko- Lepiej samemu ją mieć!- odparłam oburzona, ale Marco moje zdenerwowanie puścił obok uszu...



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I w końcu mamy wakacje!
Mordki moje! Co planujecie na te dłuuugie wda miesiące!?
Ja osobiście chyba całe przesiedzę w domu!
Rozdział... Hmm... Mam nadzieję, że się podoba. Co tu więcej na jego temat!?
Ocenicie same!

I mam jeszcze taką jedną sprawę.
Ostatnio pod rozdziałami jest mało komentarzy. ;c
10? Wiem, że stać Was na więcej. O wiele więcej!
Nie zadowala mnie 10 komentarzy.
23 obserwatorów + anonimki to dużo...
Proszę komentujcie! ;))
Dla Was to tylko chwila, a dla mnie motywacja do dalszego pisania, więc...
CZYTASZ~KOMENTUJ!

Buziaczki.. ;**



wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 25 ~ Wstawaj śpioszku!

Robert podał piłkę do Reus'a, a ten do Mario, stracił piłkę, ale nie na długo, bo zaraz po tym znów miał ja przy swojej nodze. Wybił piłkę pod bramkę, gdzie był Marco. Przyjął na główkę i chciał ją wbić do bramki, jednak obrońca drużyny z Berlina, zrobił wejście, uderzając korkiem w udo Marco, tak że blondyn upadł w polu karnym. Wstałam z miejsca przerażona. Sędzia był bardzo blisko i widział wszystko dokładnie, po czym odgwizdał rzut karny... Myślałam, że serce to mi wyskoczy normalnie. Do "jedenastki" podszedł oczywiście Robert. Stałam i czekałam tylko na to, aż piłka wpadnie do bramki.... I.... Gooool! Byłam w "siódmym niebie". Robert odbiegł od reszty i zrobił wślizg... Nie umiem go opisać. Trochę za dużo emocji... Przez tą całą sytuacje z golem Lewandowskiego zapomniałam o Marco, który zszedł z boiska. Nie widziałam dokładnie, ale lekarze coś robili z udem blondyna. Została zrobiona zmiana, co oznaczało, że Marco już nie wróci na boiska w dzisiejszym meczu. Za Reus'a wszedł Auba.
Do 88 min. żadna z drużyn nie strzeliła gola na 2:1. Od tego meczu wiele zależy, więc mocno trzymałam kciuki z naszych chłopaków. Jednak wszystko powoli zaczęło się zmieniać. Mats podał piłkę do Mario, a ten biegł w stronę bramki przeciwnika. Już miał strzelać i zrobił to, ale wślizg zrobił jeden zawodnik z drużyny przeciwnej i bramkarz obronił. Natomiast Mario upadł na murawę, zwijając się. Byłam przerażona, modliłam się tylko, żeby Mario nic się nie stało. Arbiter pokazał żółty kartonik faulującemu. Mario nic się nie stało, bo po minucie stał już normalnie. Do rzutu wolnego przygotowywał się Mario i Nuri. Pod bramką ustawiali się zawodnicy Borussi jak i Herthy. Mur trzy-osobowy. Ostatecznie do strzału podszedł Nuri. Wrzucił i... Leitner! TAK! Leitner mój misiek! Mo! Bramkarz dotknął piłki, ale przepuścił ją. Kocham ich..! <3


***

Czekałam na Kubę przy samochodzie razem z Sophie rozmawiając na temat meczu.
- Elo, elo!- podbiegli do nas Moritz i Leo
- Gratuluje miśku!- dosłownie rzuciłam się na niego.
- Eee... Dzięki!- odparł trochę zdziwiony, ale objął mnie
- Przychodzicie na domówkę u Sahin'ów?- zapytał Leoś
- Nikt nas nie zaprosił.- uśmiechnęłam się.

Stałam przed szafą i wybierałam ubrania. Wybór padł na czarną rozkloszowaną spódniczkę, krótki także czarny top, sweterek, bransoletki, torebkę żółto-czarną i buty w tych samych kolorach co torebka. Do tego makijaż i fryzura. Zobaczymy... Będąc już w łazience odświeżyłam się, ubrałam się, nałożyłam makijaż, a włosy ułożyłam tak. Z łazienki wyszłam po niecałej godzinie. Wstąpiła jeszcze do swojego pokoju, telefon wrzuciłam do torebki i zeszłam na dół, gdzie Kuba, Sophie i Agata czekali już tylko na mnie.
- Możemy jechać.- uśmiechnęłam się
- No w końcu.- odparł Kuba unosząc ręce do góry, po czym wstał
- Nie zapomnij, że to ja weszłam ostatnia do łazienki...- upomniałam go
- A kto ci nie dał?
- Ty!? Wlazłeś do mojej bałwanie!
Jakieś pół godziny później byliśmy pod domem państwa Sahin'ów. Wysiadłam z samochodu i ujrzałam piękny dom. Naprawdę robił wrażenie. Osobiście mi bardzo się podobał. Nie wiem jak innym, ale mi bardzo... Kuba, jak to Kuba zadzwonił dzwonkiem i chwilę później otworzyła nam Tugba.
- Hej. W końcu jesteście!- uśmiechnęła się i wpuściła nas do środka
- Hej.- jako jedyna odpowiedziałam im

U Sahin'ów bawiłam się świetnie. Muszę przyznać... U nich bawiłam się najlepiej. Wcześniej była impreza u Roberta, ale tutaj o wiele lepiej się czułam mimo, iż z Lewandowskim przyjaźniłam się kiedyś. Tańczyłam właśnie z głównym tematem moich obecnych myśli, kiedy odbijanego zrobił Moritz.
- Odbijamy!- o dziwo powiedział dobrze... Po polsku. Nie był jakoś bardzo pijany, jak niektórzy tutaj panowie i trzymał się na nogach. Uśmiechnęłam się do niego, a ten spojrzał w innym kierunku. Odwróciłam głowę w tą stronę i ujrzałam Sophie. Gadała z Jonasem.- Marcela...- zaczął niepewnie
- Yhm...
- Nie zrozum mnie źle, ale...- zawahał się
- No mów.- poganiałam go
- ... Nie sądzisz, że... Sophie przyjaźni się z tobą tylko dlatego, że jesteś siostrą piłkarza..?- zapytał. Kompletnie się tego po nim nie spodziewałam. Myślałam, ze dogaduje się z Sophie i nic do niej nie ma, ale najwyraźniej pomyliłam się.
- Co, proszę? Przesłyszałam się, prawda? Słyszysz siebie, Mo!?- wybuchnęłam
- Ale uspokój się...- próbował mnie uciszyć
- Nie. Znam ją i nie... Nie sądzę, że przyjaźni się ze mną tylko dlatego, że jestem siostrą piłkarza.- odpowiedziałam i wyszłam na balkon. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich obecnych, ale w tym momencie jakoś szczególnie nie interesowało mnie to. Jak on może? Przecież Sophie pomogła mi z Patrick'iem. To nie może być prawda. Przecież... W sumie sama nie wiem... Boże, o czym ja w ogóle myślę! Nie powinnam myśleć tak o Sophie. Myślałam, że Mo nie ma nic do Sophie. Że ją lubi i...
- Marcela...- usłyszałam głos szatyna
- Zostaw mnie!- burknęłam
- Przepraszam, nie powinienem.- stanął obok mnie
- Wiesz, że nie powinieneś, a mimo to, powiedziałeś.
- Wiem, ale...
- Mo jakie ale? Czy ty jej naprawdę nie lubisz?
- Nie to, że jej nie lubię, ale po prostu dla mnie jest jakaś dziwna.
- Dla ciebie. Jakoś inni nie narzekają.
- Okey, już nie będę.- objął mnie ramieniem, a ja przytuliłam się do niego
- Obiecujesz?- zapytałam podnosząc lekko głowę do góry.
- Obiecuję.- uśmiechnął się.
- Ykhm... Mogę na chwile?- usłyszałam Marco
- Ta, okey. To ja pójdę.- odparł Mo, po czym zostawił nas samych
- Zimno ci?- wyczuł opierając się o barierkę. Troszkę zimno mi się robiło, ale nie chciałam mu mówić.
- Nie.- skłamałam.
- Widzę.- powiedział, a po chwili poczułam Marco za sobą. Objął mnie w pasie, czym spowodował, że przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Przecież jakby chciał to dałby mi swoją marynarkę.- Lepiej?- zapytał opierając głowę na moim ramieniu.
-  Yhm...- mruknęłam
- Masz jakieś plany na jutro?- zapytał po chwili ciszy
- Nie..?- odpowiedziałam niepewnie.
- Wpadnę po ciebie przed 9.
- Żartujesz?- zapytałam ze śmiechem
- Nie.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz. Do takich rzeczy zdolna nie jestem.
- Wstaniesz, zobaczysz!- wyszczerzył się
- No okey.
- Mogłabyś być nieco wyższa.- podsumował przyglądając mi się badawczo
- Ooo, dzięki. Chociaż... 170 cm. wzrostu to nie wiele!- przyznałam
- Ale ja lubię niskie dziewczyny...
- Tak wiem. I Twoja wymarzona dziewczyna musi mieć 175 cm. wzrostu i musi być brunetką. Ja taka nie jestem.
- Wiele o mnie wiesz..- przyznał
- W końcu fanka.- wyszczerzyłam się

*Następnego dnia*
Obudził mnie okropny dźwięk budzika, którego tak strasznie nienawidzę. Widniała na nim godzina 8:30. Serio ludzie? Serio? O tej godzinie mam wstać po imprezie? Żart! Wyłączyłam dzwoniące urządzenie i przewróciłam się na drugi bok. Jednak nie było dane mi ponownie usnąć, bo usłyszałam dźwięk wydobywający się z mojego telefonu, informujący o tym, ze dostałam sms-a. Sięgnęłam po telefon i ujrzałam zdjęcie blondyna z napisem: Marco ;** Odczytałam: "Wstawaj śpioszku! ;*", a za chwilę przyszła mi jeszcze jedna wiadomość. Również od Reus'a. "Za chwilę u ciebie. :D" Ta... Yhm... Już to widzę! Po chwili do mojego pokoju wparował Reus. Nie spodziewałam się tego i zakryłam kołdrą do same usta. Powoli podszedł do mojego łóżka i będąc już wystarczająco blisko rzucił się na mnie. Dosłownie.
- Marco grubasie, złaź!- warknęłam



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo... ;*
Zostawiam Was z tym oto powyżej. 
Jakoś szczególnie nie podoba mi się i jest o niczym.
Ale to już do Waszej oceny.
Rozdział tak mi się wydaje trochę dłuższy niż ostatni. ;D

A no i takie pytanko...
Jest w ogóle sens, abym pisała kolejne rozdziały!?
Wakacje się zbliżają i myślę, że połowa z Was wyjedzie i nie będzie czytać mojego bloga.
Ja oczywiście mogę pisać, ale czy Wy będziecie czytać.
Bo jak nie to jest sens?
Ja będę dodawać, a pod rozdziałami po 5 komentarzy..?
Jakoś mi się to nie uśmiecha...

Tak, więc..
Do następnego. :D
Buziaki.. Reusowa Malina ;**

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 24 ~ O ten tramwaj co nie chodzi...

- WOW!- usłyszałam głos Sophie i zabrałam ręce z pianina- To było coś!- wyszczerzyła się
- Tsaa...- mruknęłam

*Następnego dnia*
Z samego rana obudziłam się cała w skowronkach. Tak bardzo cieszyłam się z dzisiejszego meczu. Jednak idę. Kuba znalazł jakiś bilet, który nie wie jakim cudem mu się gdzieś zapodział.
Obudziłam się i pierwsze co zrobiłam to spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej. Widniała na nim godzina 11:42. Pośpiesznie wstałam i podeszłam do balkonu. Otworzyłam drzwi wychodząc na świeże powietrze. Usiadłam na barierce i cieszyłam się wspaniałą pogodą.
- Hej, mała!- usłyszałam głos Moritza i mało co nie spadłam z balkonu. Zeskoczyłam z balustrady.
- Jessuu... Chcesz żebym na zawał zeszła?- zapytałam "łapiąc się" za serce.
- Wystarczy, że na niego spojrzysz i już zawał gwarantowany!- wyszczerzył się Leoś, który "ujawnił się" wychodząc "spod" balkonu
- Menda!- skwitował Mo uderzając bruneta w głowę
- Każdy Polak mówi o sobie.- wywalił mu język w odpowiedź
- Akurat z Polski to nie jestem ani ja ani ty.
- Ykhm... Nie żeby coś... Ale ja tu jestem!- upomniałam ich
- A tak... Przebierz się w coś do biegania i za chwile na dole.- uśmiechnął się szatyn
- Ok!- odparłam szybko i weszłam do środka.
Podeszłam do szafy, z której wyjęłam jakiś tam strój do biegania, po czym pobiegłam do łazienki. Zbytnio mu się nie przyglądałam. Po prostu złapałam to co było pod ręką. Z łazienki wyszłam ubrana i uczesana w kucyka. Weszłam jeszcze do swojego pokoju po telefon i ujrzałam Mo i Leo skaczących i coś krzyczących na dole.
- Chodź, już!- wydarł się Leo
- No idę, przecież.- wywróciłam oczami
- Skacz!- krzyknął Moritz
- No porąbało cię już do czysta!? Chcesz, żebym się połamała?- zapytałam zszokowana
- Nie. Dawaj!- powiedziała, a ja zrezygnowana przeszłam na drugą stronę barierki. Spojrzałam w dół, czego od razu pożałowałam.
- Nie. Ja prędzej umrę.- pokręciłam głową
- Złapie cię.- upewniał mnie Mo
- Skacz już.- niecierpliwił się drugi z kolegów. Skoczyłam więc, ale niestety upadłam na tyłek.
- Fuck! Mój tyłek!- zaklęłam- Miałeś mnie złapać!
- Ojej, dramatyzujesz... Zagapiłem się po prostu.- odparł podając mi rękę. Złapałam za nią i chwile później stałam już o własnych nogach.
- Kuba wie?- zapytałam, gdy byliśmy w drodze do parku
- Jasne...- odparł Mo
- Jak słońce.- dodał swoje trzy grosze Leo. Pokręciłam głową z rezygnacją... Bosh... Oni to naprawdę prawdziwi przyjaciele. Wszędzie razem...

***
Siedzę właśnie na trybunach obok Erika i Sophie, którzy rozmawiają o czymś tam. Nie podsłuchuję ich, dla jasności. Erik nie gra, bo na ostatnim meczu został nieźle sfaulowany i niestety musi pauzować trzy tygodnie. Z gipsem na nodze grać nie będzie. Po chwili przyszła jeszcze Ania.
- Hej, idziesz ze mną do szatni?- zapytała jak gdyby nigdy nic
- Serio, mogę?- zapytałam
- W końcu jesteś jedną z WAG's.- uśmiechnęła się. Ale co to niby ma znaczyć? Przecież ja z nikim nie jestem! Wstałam i podążyłam wraz z Anią do szatni "naszych" chłopaków.
- Ania? O co chodzi z tą WAG's?- zapytałam w drodze
- Nie musisz już udawać. Marco wygadał się Robertowi!- uśmiechnęła się. Obiecałam sobie, że jak tylko zobaczę Reus'a to...  Wbije go w ziemię, co nie będzie za łatwe! Weszliśmy, a chłopaki akurat przebierali się.
- Sorry, przepraszam.- cofnęłam się zamykając drzwi. Ania zaśmiała się widząc moją reakcje, a ja oparłam się o ścianę.
- Już!- wydarł się Kevin. Niepewnie otworzyłam drzwi i kiedy zobaczyłam, że wszyscy są już przebrani weszłam, a za mną Ania.
- No to chłopaki!- zaczęła Stachurska- Wszyscy tutaj obecni wiemy, że od tego meczu zależy czy wejdziecie do półfinały czy też nie...
- I chciałybyśmy Wam powiedzieć...- teraz ja postanowiłam "złapać za stery"- Że jesteśmy z Wami. Czy przegracie czy wygracie zawsze z Wami.- uśmiechnęłam się
- I wiem, że potraficie.- odparła karateczka
- Jeżeli tylko dacie z siebie 100%, to wygracie ten mecz.- zakończyłam
- Wow!- zaśmiał się Robert i podszedł do Ani, po czym czule ją pocałował. Aż mi się ciepło na sercu zrobiło. 
- Co wy przygotowywałyście się na to przemówienie miesiąc.? Wyszło perfekcyjnie.- odparł szczerząc się Schmelzer.
- Nie. Jakoś tak samo wyszło.- odpowiedziałam- Marco, kochanie. Mogę ciebie na chwilkę?- swoje słowa zwróciłam do blondyna, który był w niemałym szoku. Postanowiłam zagrać z nim tak jak on ze mną.
- Yyy... Że ja?- zapytał zdezorientowany. Przytaknęłam kiwając głową i wyszłam z szatni. Chwilę później obok mnie pojawił się Reus. Oparłam się o ścianę.
- No to Marco... Kochanie.- złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam do siebie.- Co to było?
- Marcel, dobrze się czujesz? Piłaś coś?- zapytał zszokowany moją reakcją. 
- Ja? Niee. Skądże. Ja nie pije!- uśmiechnęłam się- No więc... Skąd ten pomysł, że niby jesteśmy razem?
- A to? To... To jest nieporozumienie.- uśmiechnął się zalotnie
- Tak..?
- Yhm... Lewy i Mario coś tam sobie ubzdurali, że niby jesteśmy razem.- wytłumaczył
- Ahh, tak?- zapytałam niedowierzająco
- No przecież mówię.- zaśmiał się- A teraz byłbym bardzo wdzięczny gdybyś "uwolniła mnie", jeżeli nie chcesz, żeby ta reszta...- wskazał na drzwi- Myślała, że jesteśmy razem.
- BO NIE JESTEŚMY!- zaznaczyłam
- Tak. NIE JESTEŚMY! Ale nie powiem, że bym nie chciał.- dodał jeszcze
- Jessuu...- mruknęłam i skierowałam się do szatni.- Ania, chodź!- zwróciłam się do brunetki

*Marco*
- Ubije was!- powiedziałem wchodząc do szatni, zaraz po tym kiedy dziewczyny opuściły ją
- Ale o co chodzi Woody?- zapytał się głupawo Mario
- O ten tramwaj co nie chodzi, głupku! O Marcele i nasz niby ZWIĄZEK!- powiedziałem akcentując ostatnie słowo
- Oj... Nic ci przecież nie zrobiła... A już się bałem.- zaśmiał się Robert.
- Czy my o czymś nie wiemy?- zapytał Nuri w imieniu reszty chłopaków
- Co dwaj...- wskazałem na Mario i Roberta- Ubzdurali sobie, że jestem z Marcelą!- wytłumaczyłem
- Ale przyznaj! Chciałbyś.- dorzucił swoje trzy grosze Pierre
- Koniec tematu!- zakończyłem

*Marcelina*
Mecz rozpoczął Berlin. Na początku oba kluby atakowały i szło im całkiem nieźle. Borussia jak i Hertha miały dużo okazji, których żadna drużyna nie wykorzystała. Jakąś minutę przed końcem 1 połowy piłkę dostał napastnik Herthy. Biegnie... Podaje do kumpla z drużyny. Ten podaje do Ramos'a, a ten wykorzystuje okazję i strzela bramkę kończącą 1 połowę. Od połowy i znów atakujemy. Reus do Mats'a, a Hummels do Lewandowskiego, a ten strzela obok słupka. Normalnie zabrakło kilku centymetrów. Myślałam, że padnę tam trupem. Ale cóż... Taka jest piłka nożna. Usłyszałam gwizdek kończący pierwszą połowę i zobaczyłam chłopaków schodzących z boiska z zawiedzionymi mianami. Trochę byłam smutna, bo wierzyłam w nich. I nadal wierzę. Nie chciałam okazywać tego jak bardzo jestem smutna, dlatego usiadłam na krześle cały czas trzymając kciuki. Zawsze tak robię. Kiedy oglądam mecz przed telewizorem, trzymam kciuki. Gdy jest przerwa, również trzymam. Taka po prostu jestem. Wierzę w nich do końca... :D
- Idę po soc do picia. Przynieś ci coś?- zapytała Sophie, wstając
- Ice-team.- uśmiechnęłam się.
Sophie odeszła, a ja z nudów wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcie żółtej ścianie, które wyglądało nieziemsko. Wstawiłam na Instagrama z wpisem: hi# yellow# wal# faithful# fans# amazing# lose# Borussia Dortmund# Hertha Berlin# 0:1# Proud of the victory. Faithful after the defeat# like4like# f4f#bajo:) 
Chłopcy po przerwie wyszli uśmiechnięci. Druga połowa rozpoczęła się, a nasi chłopcy już od pierwszej sekundy zaatakowali. Pierwsza akcja zapowiadała się znakomicie. Robert podał piłkę do Reus'a, a ten do Mario, stracił piłkę, ale nie na długo, bo zaraz po tym znów miał ja przy swojej nodze. Wybił piłkę pod bramkę, gdzie był Marco. Przyjął na główkę i chciał ją wbić do bramki, jednak obrońca drużyny z Berlina, zrobił wejście, uderzając korkiem w udo Marco, tak że blondyn upadł w polu karnym. Wstałam z miejsca przerażona. Sędzia był bardzo blisko i widział wszystko dokładnie, po czym odgwizdał rzut karny... Myślałam, że serce to mi wyskoczy normalnie. Do "jedenastki" podszedł oczywiście Robert. Stałam i czekałam tylko na to, aż piłka wpadnie do bramki....


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Doberek! :D
Tak, więc kolejny rozdział oddaję Wam. 
Mam nadzieje, że się podoba.
Chociaż on sam nie przypadł mi jakoś szczególnie do gustu.
Nic się nie dzieje... No poza tą sytuacją między Marco, a Marcelą. ;)

Kochani Moi!
Mam takie małe info!
Chciałabym Wam powiedzieć, że musicie być cierpliwe.
A teraz jaśniej....
W komentarzach podajecie mi linki do Waszych blogów. Okey. Nie mówię, że to coś złego, bo chętnie poczytam Wasze opowiadania. Jest ok!
Ale nie oczekujcie ode mnie, że jeżeli na blogu jest 50 rozdziałów, to przeczytam je w jeden dzień. Czytam kilkanaście blogów i na nich też pojawiają się rozdziały, które muszę przeczytać.
Jeżeli nie czytam bloga, kogoś, kto czyta mojego, mogę zapewnić, że na pewno przeczytam :D
Oczywiście możecie pisać w komentarzach o nowych rozdziałach na Waszych blogach. Nie mam nic przeciwko...

Buziaki, Kinga ;** <3

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 23 ~ "To tylko przykrywka."

Dopiero, kiedy "ocknęłam się" zobaczyłam, że Marco nie ma już na kanapie. Nie wiem jak on to zrobił, ale jakoś musiał. Po chwili poczułam jego ręce na mojej talii. Odwróciłam się w jego stronę, iż stał za mną.
- O czym myślałaś?- zapytał cały czas obejmując mnie
- O tobie.- uśmiechnęłam się, kładąc ręce na jego klatce piersiowej
- O mnie?- zapytał zdziwiony przyciągając mnie do siebie
- Yhm...- przyznałam
- Hmm... Ciekawe!
- Baaardzo.- przyznam szczerze, że spodobała mi się "gra", w która "bawię się" z Reus'em. Ma poczucie humoru, ale kiedy trzeba być poważnym takim też jest. I to mi się w nim podoba...!- Raz, bo się spóźnimy.- oderwałam się od przystojnego blondyna, po czym wyszłam z domu. Kiedy chłopak wyszedł zakluczyłam go i ruszyliśmy do auta piłkarza. Aston Martin (1, 2)! Hmm... Zawsze o takim marzyłam. A teraz... Mam okazję nim jechać!
- Chcesz?- zapytał Marco, jakby czytając mi w myślach
- A mogę?- zapytałam nie dowierzając
- Jeżeli chcesz...- odparł. Widziałam, że jest niezdecydowany. Do końca nie był pewny tego czy chce dać mi swój samochód, abym go prowadziła czy też nie.
- Nie, lepiej nie. Kiedy indziej.- powiedziałam i wsiadłam do samochodu.
Jakieś 20 min później byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu blondyna i ruszyliśmy na SIP. Reus szybko pobiegł do szatni, iż żadnego z chłopaków nie było przed, a ni na Idunie. Ja natomiast przywitałam się z Anią, Ewą, Agatą, Tugbą oraz ich dziećmi, po czym usiadłam przed ławką rezerwowych, bo nie było miejsca na niej.
- Ciociuu... Cemu ne psyjehalas z nami?- zapytała Oliwka siedząc na kolanach u Agaty.
- Yyy... Przyjechałam z wujkiem Marco.- odpowiedziałam trochę zdezorientowana. W końcu dzieci robią ze mną wywiad! Bosh...
- Z ujkiem Marco?- tym razem zapytała Sara
- Tak.- uśmiechnęłam się
- A cemu?- pytał dalej Omerek
- Bo mnie baaaardzo lubi!- usłyszałam głos Marco, a po chwili poczułam jego ręce na mojej talii. Złapał mnie w pasie, po czym podniósł, tak że stałam o własnych nogach.
- Jesteś zbyt pewny siebie blondasku...- odwróciłam się w jego stronę i poczochrałam mu tą blond czuprynę.
- Blagam, ne psy dzecach!- zakrył oczy ręką Omerek na co ja wybuchnęłam śmiechem
- O patrz. Marceli to nic nie mówi!- "oburzył się" Mario, który zjawił się wraz z Robertem
- Bo ja... Ja to mam specjalne uprawnienia.- wyszczerzyłam się
- Kochanie... Już mnie nie kochasz?- zapytał Mario z udawanym smutkiem
- Kocham. Misiu... Nie przejmuj się nią. To tylko przykrywka.- upewniał szatyna Marco pochodząc do niego
- A to dobrze. Już myślałem, że mnie nie kochasz.- odparł Mario i przytulił się do blondyna
- Osz ty zdrajco. A ja już myślałam, że będziemy razem.- powiedziałam uderzając ręką w ramie blondyna. Przyznam szczerze... Sama wkręciłam się w tę ich zabawę.
- Kochanie... Ciebie też kocham.- tym razem upewniał mnie
- Nie wierze. Idź do tego pulpecika.- założyłam rękę na rękę
- Do niego? Proszę cię.- zapytał unosząc jedną brew ku górze, co wywołało u mnie śmiech. Kątek oka spostrzegłam, że reszta towarzystwa zwija się ze śmiechu
- FOCH! Już cię nie kocham!- odezwał się Mario i podszedł do Roberta- Ciebie kocham!- przytulił się do bruneta
- O nie, nie mój drogi. Nie oddam ci go!- z naszą zabawę najwidoczniej postanowiła też wkroczyć Ania, która odepchnęła Mario od swojego narzeczonego i namiętnie go pocałowała.
- Nikt mnie nie kocha!- odparł smutny Mario i usiadł na murawie
- 20 kółek!- wykrzyczał trener
- Ale trenerze...- jak zwykle "targował się" Mario
- Ja ciebie kocham Mario. Dla ciebie dodatkowe 5.- dodał uśmiechając się od ucha do ucha
- Ugh!- mruknął szatyn i chłopcy zaczęli biegać. Zaśmiałam się pod nosem i usiadłam obok ławki. Wyjęłam telefon z kieszeni i napisałam do Sophie.:
"Hej. Widzimy się dzisiaj?"
"Hejoo.. Jasne, tylko gdzie i kiedy?"
"Hmm... Teraz jestem na treningu, więc za jakąś godzinkę będę wolna. Przed Iduną?"
"Okey, będę czekała."
Trening minął jak zawsze w wyśmienitym humorze. Chłopaki nie potrafili się opanować i zaczęli się wygłupiać. Mario skakał po siedzeniach trybun wywijając przy tym rękoma i śpiewając piosenkę: LMFAO - Sexy and I Know It. Marco udowadniał Robertowi jak to on pięknie śpiewa. Moritz i Leoś drażnili się z trenerem. Nuri oraz Kubuś huśtali się na bramce. A reszta... Hmm... Zwijali się ze śmiechu widząc co robią ich koledzy z drużyny. Kiedy tak patrzyłam na nich... Złapałam się za głowę. I to dosłownie. Normalnie jak dzieci. Co ja gadam!? Gorzej niż dzieci. No ludzie... Jaki normalny facet w wieku od 21 do 28 zachowuje się jak jak rozwydrzony bachor, że się tak wyrażę.

***

Po treningu poinformowałam Kubę, że spotykam się z Sophie i wyszłam przed SIP. Jednak nikogo tam nie zastałam. Po chwili dostałam sms-a od... Chwila, moment... Sophie. Odczytałam:
"Przepraszam, ale nie dam rady przyjść. Wpadnij do mnie..."
Nie odpisywałam już, tylko ruszyłam do domu przyjaciółki. Pon jakiś 15 min. byłam pod drzwiami blondynki. Zadzwoniłam dzwonkiem i chwile później otworzyła mi starsza kobieta, która była mamą Sophie.
- Dzień dobry. Jest Sophie?- zapytałam uprzejmie, uśmiechając się
- Tak, jest. Proszę wejdź!- uchyliła szerzej drzwi, po czym weszłam.- Sophie jest na górze, za chwile zejdzie.- powiedziała i gestem reki zaprosiła mnie do salonu. Ujrzałam w nim... Piękne pianino. Zawsze o takim marzyłam. Kocham grać, ale nikt o tym nie wie. No poza Wojtkiem i Kubą. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Nacisnęłam jeden z klawiszy i usłyszałam ten dźwięk. Dźwięk, który tak uwielbiam...
Usiadłam przy pianinie i zaczęłam stukać w klawisze w rytm melodii piosenki Carly Rae Jepsen - Call Me Maybe. W graniu jest coś... Coś czego nie potrafię opisać. Kiedy gram, odpływam... Tak po prostu... Nie wiem dlaczego, ale nie myślę o niczym innym. Wszystkie problemy... Uciekają...
- WOW!- usłyszałam głos Sophie i zabrałam ręce z pianina- To było coś!- wyszczerzyła się
- Tsaa...- mruknęłam


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo...!
Jak podoba się kolejny rozdział?
Już 23. WOW! Nie myślałam, że to tak szybko pójdzie.
Czego się spodziewałyście, po przeczytaniu tytułu rozdziału..?
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem.
Uzbierało się 13. Jeszcze raz dziękuję.


Do następnego.. ;* <3





sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 22 ~ "Wiem więcej niż ci się wydaje!"

- Uuu.. Cięta riposta Cyśka!- powiedział machając sobie przed nosem ręką Reus.
- Tak, tak. Oklaski dla mnie.- wyszczerzyłam się.
- Nie bądź taka do przodu, bo ci z tyłu zabraknie.
- Rudzielcu... Mam dla Ciebie wierszyk....- klasnęłam w ręce
- No słucham...- powiedział od niechcenia. Wstałam.
Kochany Marco...
Nie chcę serca twego.
Bo masz serce kochane.
Szmatami wypchane.
Kijem podarte.
I guzik warte.
Masz w sobie zero moralności.
Na twój widok dostaje mdłości.
Moje serce od ciebie umyka.
Jak stara klapa od śmietnika.- zakończyłam i ukłoniłam się
- Wujek Google pomógł?- zapytał ledwo powstrzymując śmiech
- Noo... Teksty biorę dokładnie z tego samego źródła co ty!
- Taa... Ja nie korzystam z Google, tak jak ty!- wyszczerzył się
- Eee...- zacięłam się. Zbytnio nie wiedziałam co powiedzieć.- Przepraszam.- powiedziałam unikając spojrzenia Marco. Zrobiło mi się trochę głupio, no ale to on zaczął.
- Nie, no spoko. Jakoś szczególnie nie wziąłem sobie tego do serca.- uśmiechnął się.- Ale... Jakaś nagroda chyba mi się należy?- zapyta.l zbliżając się do mnie
- Co znów wymyśliłeś?- zapytałam wywracając oczami
- No, ten...- wskazał na swój policzek.
- Ludu...- zawyłam i zbliżyłam się do blondyna. Zawahałam się, ale w końcu on nie gryzie... Chyba! Kiedy byłam już wystarczająco blisko blondyna, cmoknęłam go w polik.
- Pasuje? Ja za chwilę wracam!- uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę łazienki. Jakiś czas później- w końcu nie liczę ile czasu spędzam w łazience- zeszłam do salonu, gdzie przy stoliku stał Marco z MOJĄ komórką w ręku.
- Marco...- wypowiedziałam imię blondyna, na co ten wzdrygnął i odłożył telefon na stolik
- Yyy... Przepraszam.- odparł rozkojarzony- Wiesz... Ja muszę już iść.- zamotał się i ruszył w kierunku drzwi
- Ejejejj, nie tak szybko!- podbiegłam do niego, łapiąc za rękę

*Marco* 
Po tym jak Błaszczykowska poszła do łazienki, ja wyjąłem płytę z DVD i włączyłem coś w Tv. Nie minęła sekunda, a usłyszałem dźwięk wydobywający się z telefonu Marceli. Podszedłem do stolika, na których leżał telefon blondynki. Cholernie kusiło mnie, żeby odczytać tę wiadomość, ale nie wypada. W końcu to jej telefon. Na wyświetlaczu widniało kilka cyferek, tworzący numer telefonu. Czyli Błaszczykowska nie zna nadawcy!? Okey, raz się żyje! Rusz się...- poganiałem się. Byłam tak bardzo, cholernie ciekaw tego co widnieje, w wiadomości... Przez chwilę walczyłem sam z sobą. Odczytać czy nie!? Odczytać czy nie!? W końcu ciekawość wzięła górę...
Ale tego co tam zobaczyłem... kompletnie się nie spodziewałem! Ta wiadomość... Ona mogła zepsuć to co jest pomiędzy mną a Marceliną. A nie chciałem tego! Stałem tak i "lampiłem" się w ekran telefonu. Zależy mi na niej! Nie chcę, żeby była dla mnie tylko przyjaciółką! Chcę, żeby była kimś więcej..!
- Marco...- usłyszałem swoje imię wypowiedziane przez Marcelinę, na co wzdrygnąłem i odłożyłem komórkę na jej wcześniejsze miejsce
- Yyy... Przepraszam.- odparłem rozkojarzony- Wiesz... Ja muszę już iść.- zamotałem się i ruszyłem w kierunku drzwi
- Ejejejj, nie tak szybko!- blondynka podbiegła do mnie, łapiąc za rękę

*Marcelina*
- Ejejejj, nie tak szybko!- podbiegłam do niego, łapiąc za rękę- Czekam na wyjaśnienia!- powiedziałam stanowczo. Chłopak spojrzał na moją komórkę, a później na mnie. Posłałam mu pytające spojrzenie..
- Dostałaś sms-a. Nie chciałem go odczytywać, ale tak wyszło.- powiedział, a ja ruszyłem do stolika- Poczekaj!- złapał mnie za rękę i obrócił przodem do siebie- Obiecaj mi, że ten sms nic pomiędzy nami nie zmieni!- spojrzał na mnie wyczekująco. Ale o co w tym wszystkich chodzi do jasnej Anielki!? Może mi ktoś wytłumaczyć!?
- Obiecuję.- powiedziałam i ruszyłam do stolika. Będąc już przy nim, złapałam za telefon i odblokowałam. Na wyświetlaczu pojawiła mi się niekrótka, ale też niedługa wiadomość. Odczytałam:
"Przepraszam... Wiem, że cię źle traktowałem... Że cię skrzywdziłem. Ale kocham cię. Teraz to wiem. Uświadomiłem sobie to po czasie. Niestety. Przepraszam za wszystkie nieporozumienia, jeśli w ogóle mogę to tak nazwać. Wiem, że cię krzywdziłem, ale chciałem odzyskać. Teraz wiem, że walczyłem, ale w niewłaściwy sposób. Jeżeli kiedykolwiek mi wybaczysz... Dziękuję! Pomimo wszystko kocham... Patrick <3"
Kiedy czytałam tę wiadomość nie wiedziałam co myśleć. Czyżby Patrick się zmienił!? Zrozumiał, że źle robi!? Z tego sms-a tak wynika. W tym momencie miałam kompletną pustkę w głowie i tysiące pytań, na które nie znałam i nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Usiadłam na kanapie, nie wiedząc co z sobą zrobić. Siedziałam tak i myślałam nad sobą, Patrickiem i Marco dobre kilka minut. "Ocknęłam" się dopiero, gdy blondyn usiadł obok mnie.
- Ten sms, Patrick nic pomiędzy nami nie zmieni.- poinformowałam piłkarza i przytuliłam się do niego
- Wrócisz do niego?- zapytał z nadzieją w głosie
- Nie.- odpowiedziałam krótko- O której macie trening?- zapytałam zmieniając temat, iż tamten za bardzo mi nie odpowiadał. Marco spojrzał na zegarek, wiszący na ścianie.
- O cholera! Gdzie Kuba?
- Szczerze powiedziawszy to nie wiem. Ale chyba na górze.- przyznałam- Kubaa!- wydarłam się. Zero odpowiedzi- Chyba go nie ma..
- Ahaa... Będę się zbierał.
- Nie przeszkadza ci, że się tak wydzieram!?- zapytałam, bo bardzo mnie to ciekawiło, a jednocześnie dziwiło
- Jakoś niespecjalnie.
- Chociaż jeden!- skwitowałam
- No widzisz...- miał zamiar kontynuować, lecz przerwałam mu
- Jutro macie ten mecz z Herthą Berlin?
- No tak. Przyjdziesz??
- Może na trybunach nie będę, ale przed telewizorem owszem.
- Będziesz...
- O ile dobrze wiem, to Kuba wszystkie bilety już rozdał.- powiedziałam ze smutkiem
- A ja? Przecież mogę ci dać.
- No niby możesz, ale ty masz swoją rodzinę, przyjaciół...
- Właśnie jesteś moją przyjaciółką i mam prawo dać ci bilet.- uśmiechnął się na ten kuszący sposób! "Nie, nie nie! Ogarnij się Marcela!"- skarciłam siebie w myślach
- A trening? Spóźnisz się!- poganiałam go
- Ooo, wyganiasz mnie!?
- Skądże. Nie chcę tylko żebyś biegał karne kółka, co masz w zwyczaju z resztą..- zaśmiałam się
- Dużo o mnie wiesz...- skinął głową
- Wiem więcej niż ci się wydaje!- wstałam
- Jedziesz ze mną? Kuba już chyba pojechał.
- Jeżeli mogę to okey.- uśmiechnęłam się- Pada?- zapytałam spoglądając na okno- Pada!- sama odpowiedziałam sobie na pytanie, co wywołało śmiech u Marco. Wolnym krokiem podążyłam do przedpokoju. Będąc już w nim, z wieszaka zdjęłam skórzaną, czarną kurtkę i odwróciłam się, żeby zawołać blondyna. Jednak... To troszkę nie wyszło. Piłkarz siedział na kanapie, tak jak siedział. Popatrzyłam trochę na niego, zatapiając się w myślach. Dopiero, kiedy "ocknęłam się" zobaczyłam, że Marco nie ma już na kanapie. Nie wiem jak on to zrobił, ale jakoś musiał. Po chwili poczułam jego ręce na mojej talii. Odwróciłam się w jego stronę, iż stał za mną.
- O czym myślałaś?- zapytał cały czas obejmując mnie
- O tobie.- uśmiechnęłam się, kładąc ręce na jego klatce piersiowej
- O mnie?- zapytał zdziwiony przyciągając mnie do siebie
- Yhm...- przyznałam
- Hmm... Ciekawe!
- Baaardzo.- przyznam szczerze, że spodobała mi się "gra", w która "bawię się" z Reus'em. Ma poczucie humoru, ale kiedy trzeba być poważnym takim też jest. I to mi się w nim podoba...!


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Znów jestem z Wami!
Tak jakby!
Co do rozdziału! 
Mam nadzieję, że nie zawiodłam co do wierszyka.
Ja i Malinowa Mamba wymyśliłyśmy go. Był on przeznaczony do mojej siostry ciotecznej, ale postanowiłyśmy, że użyję go również w blogu.
Trochę śmiechu... Troszkę powagi... I Patrick! 
Szczerze mówiąc to wierszyk i rozdział mi się podoba! Nie wiem jak wam!
Liczę na Wasze opinie w postaci komentarzy!

Całuję, Kinga! ;***

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 21 ~ "Nie... Tytan lepszy!"

*Marcelina*
Biegając z Mo jak zawsze było dużo śmiechu i zabawy, przez co zbytnio sobie nie pobiegałam, no chyba, że jak uciekałam przed szatynem. Jak to my... Śmialiśmy się, wygłupialiśmy i... Uwaga! Hejtowaliśmy Bayern... Robbena... Pepe... Ogólnie wszystkich z Bayernu...

***

Weszłam do domu i pierwsze co zrobiłam to udałam się do łazienki. Wzięłam dłuuugą i ciepłą kąpiel, po czym ubrałam się i włosy związałam w kucyka, iż jest mi w nim o wiele wygodniej niż w rozpuszczonych włosach. Postanowiłam, że nie będę się malowała, bo nie mam w planach nigdzie wyjść. Zeszłam na dół, położyłam się na kanapie i uświadomiłam sobie, że nie jadłam jeszcze śniadania. Mój brzuszek domagał się jedzonka... Miałam już wstawać, kiedy do salonu wszedł Kubuś.. Ooo... Kubuś...
- Kubusiu... Braciszku, mój kochany najdroższy... Zrób swojej kochanej siostrzyczce kanapeczkę...- wyszczerzyłam się w uśmiech
- Nie! Bozia nóżki i rączki dała..? Możesz sobie zrobić sama!- walnął się na kanapę
- Powiem Agacie o pizzeri.(mówimy o sytuacji z rozdziału 8)- zagroziłam
- To se mów!- odparł wzruszając ramionami
- Agata!- krzyknęłam
- Przymknij się. Już idę.- powiedział zatykając mi ręką usta i wstał
- Weź, muszę umyć usta domestosem!- powiedziałam wycierając usta ręką
- Że czym!?
- No domestosem. Przeliterować!? D-O-M-E-S-T-O-S-E-M!
- A nie lepiej cifem?
- Nie... Tytan lepszy!
- Za tani!- powiedział i machnął ręką
- Dobra już się tu nie mądrz i idź zrób mi tą kanapkę.- poganiałam go. Kiedy Kuba znikł mi z pola widzenia włączyłam Tv i przeskakiwałam po kanałach.
- Reniferku... Z czym chciałaś tą kanapeczkę?- zapytał wychylając się zza ściany, na co ja wybuchnęłam gromkim śmiechem.
- Z serem podgrzewanym w mikrofali i na to ketchup.- uśmiechnęłam się złowieszczo.
- Okey, landryneczko.
- Jak mi weźmie na 30 sekund to go zastrzelę.- mruknęłam do siebie pod nosem. Po chwili mój braciszek wrócił i usiadł na kanapie.
- Na ile wziąłeś?- zapytałam odbierając od niego talerz
- Na 2 minuty.- uśmiechnął się
- Bosh... Co za facet!- burknęłam i zaczęłam się zajadać kanapkami.
- Opuszczam cię!- machnął ręką, po czym opuścił salon na co ja prawie poplułam się pysznymi kanapeczkami przyrządzonymi przez Kubę. Zjadłam, odniosłam talerzy do zmywarki, włączyłam zmywarkę i wróciłam na kanapę. Nie leciało nic ciekawego w telewizji, więc wyjęłam ciekawy jak dla mnie musical. Pół godziny później zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Kubaa!- krzyknęłam
- Otwórz!- odkrzyknął
- Nie. Oglądam!
- To niech dzwoni.- powiedział już normalnym głosem. Po chwili w domu pojawi się nijaki, szanowny pan Marco Reus. 
- Dzwonek wam się chyba zepsuł.- powiedział i rzucił się na kanapę obok mnie
- Pozwoliłam?- spojrzałam na niego
- Co oglądasz?- zapytał zmieniając temat, jak to on ma w zwyczaju
- High School Musical!- powiedziałam, a wręcz wykrzyczałam to w twarz blondynowi
- Jessu... Przecież to jest takie denne!- przewrócił oczami
- Sam jesteś denny. Beznadzieja z ciebie. Weź... Taki nudziarz jesteś, że aż mi się niedobrze robi jak na ciebie patrzę.
- Uuu.. Cięta riposta Cyśka!- powiedział machając sobie przed nosem ręką Reus.
- Tak, tak. Oklaski dla mnie.- wyszczerzyłam się.
- Nie bądź taka do przodu, bo ci z tyłu zabraknie.
- Rudzielcu... Mam dla Ciebie wierszyk....- klasnęłam w ręce


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejo... :D
Na początek... Nigdy, ale to nigdy w życiu nie piszcie rozdziału z Malinową Mambą.
Z nią po prostu nie da się pisać!
Mimo, to dziękuję Ci za pomoc w pisaniu rozdziału!
Co prawda... Rozdział miał być zupełnie inny.. Ale przyszła Mariczka i co nieco zmieniłyśmy.

Marco... Hm..
Strasznie jest mi go szkoda.
Jego marzenia w kilka sekund legły w gruzach!
Tak, więc... Marco...
Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia!

Buziaki, Kinga ;** <33





środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 20 ~ "Kochanie, chodź do mnie..."

*Marco*
Kiedy Marcela odeszła doznałem takiego dziwnego uczucia... Że może się coś złego stać. Zamówiłem sobie któregoś już drinka i próbowałem pozbyć się tego uczucia. Jednak bezskutecznie, odszedłem od baru wciskając chłopakom jakiś kit i ruszyłem do Marceliny. Będąc już nieco bliżej zobaczyłem ją... Ją i tego psychola Patricka.
- Zostaw ją!- krzyknąłem i szturchnąłem bruneta
- Marco...- wydukała dziewczyna
- Nie rozumiesz!? Ona nie chce cię znać!- jeszcze raz popchnąłem Patricka

*Marcelina* 
Będąc już w wcześniej wspomnianym miejscu wzięłam wszystkie moje i Sophie rzeczy i kiedy już odchodziłam ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął za nią. Chwilę później stałam przy... Patricku?
- Czego chcesz? Mało ci jeszcze?- warknęłam
- Nie. Albo teraz pójdziesz ze mną, albo pożałujesz!- ścisnął moją rękę. W tym momencie moja pewność wygasła...
Po chwili zjawił się przy mnie... A raczej nas, Marco. Ale...?
- Zostaw ja!- krzyknął i szturchnął Patricka
- Marco...- wydukałam
- Nie rozumiesz!? Ona nie chce cię znać!- jeszcze raz popchnął bruneta. Zaczęli się przepychać, co zaczęło podchodzić już pod bójkę.
- Reus, cholera jasna! Zostaw go!..- nie pozwolił mi dokończyć
- Bronisz go?- zapytał patrząc na mnie z wyrzutem
- Nie. Chcesz mieć problemy?- zapyta.lam, a chwilę później przy nas zjawili się... Mario, Robert, Erik, Moritz, Leo i Auba.
- Marco, chodź!- odprowadził kawałek na bok Mario przyjaciela. Wyrwałam się z lekkiego już uścisku Patricka i podeszłam do Mario i Marco.

*Moritz*
Odszedłem na bok z Patrickiem i chciałem przetłumaczyć mu do rozumu.
- Chłopie czy ty nie widzisz, że Marcela nie chcę się z tobą już spotykać?..- miałem zamiar kontynuować, jednak brunet przerwał mi
- Co ty jej adwokat!?
- Przyjaciel. Chcę dla niej jak najlepiej. Posłuchaj. Nie jestem od tego, żeby tłumaczyć ci co jest dobre, a co nie, bo nie jestem twoim ojcem... Ale posłuchaj.- dziwiło mnie to, że jeszcze mi nie przerwał, ale kontynuowałem- Nawet nie wiesz jak Marcela przeżyła rozstanie z tobą. Spi**rzyłeś to co było pomiędzy wami i nie zmienisz tego. Nie cofniesz czasu. Zrozum! Nie widzisz jak ona się przy tobie zachowuje? Boi się! Więc ogarnij się, porozmawiaj z nią jak człowiek z człowiekiem i wytłumaczcie sobie wszystko. Nie naciskaj, bo to nic nie da. Mimo, że znam ją krócej niż ty to na pewno wiem więcej... Jeżeli naprawdę ją kochasz to pokaż to!- powiedziałem i odszedłem. WOW! Pierwszy raz od dłuższego czasu wygłosiłem taki monolog! Gratki dla mnie! :]

*Marcelina*
Moritz odszedł na kawałek z Patrickiem, a ja... Najzwyczajniej w świecie przestraszyłam się! Chciałam iść za nimi, jednak ktoś złapał mnie za rękę, tym samym nie pozwalając odejść. Oczywiście tym ktosiem okazał się być Marco.
- Zostań. Poradzi sobie!- szepnął mi na ucho. Wszyscy patrzyliśmy zdumieni na to co robi Moritz, a ja sama nie dowierzałam w to co widzę. Patrick przerwał Mo tylko raz. Podkreślam. TYLKO! Z ciekawością przyglądałam się chłopakom. Chwilę później wrócił do nas Mo i pierwsze co zrobił to przytulił mnie.
- Już dobrze. Chyba zrozumiał!- powiedział i ucałował mnie w czubek głowy.
- Dziękuję...- szepnęłam..

*Następny dzień*
Obudziłam się w swoim pokoju z ogromnym bólem głowy. Kac jak nigdy! Podniosłam się siadając na łóżku i złapałam za głowę. Na szafce nocnej stała szklanka z wodą, a obok niej mała, biała tabletka. Sięgnęłam po nią i zażyłam. Zwlekłam się z łóżka i w piżamie zeszłam na dół. W piżamie!? W ogóle jak ona się na mnie znalazła!? Nic, kompletnie nic nie pamiętam z wczorajszego wieczoru. Od momentu "spotkania" z Patrickiem kompletne zaćmienie. Usiadłam na kanapie w salonie, podkulając nogi.
- Hej, miśka. Zjesz coś?- zapytał Kuba, który siedział w kuchni wraz z Agatą.
- Nie, dzięki.- odpowiedziałam patrząc na zegarek. Widniała na nim godzina 12:21. Nie chciało mi się jakoś jeść. Cały czas myślałam o tym incydencie z Patrickiem. Chciałam iść pobiegać, ale bałam się. A co jeśli on jeszcze nie odpuścił!? Wstałam i podążyłam do swojego pokoju. Wzięłam ubrania i poszłam do ,łazienki. Szybko przebrałam się, wzięłam telefon i zbiegłam na dół. Postanowiłam wpaść do Moritza. Wiem, może jeszcze spać, bo to w końcu on. Śpioch, że ho ho!
Chwila, moment i byłam pod domem przyjaciela. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili otworzyła mi Lisa.
- Hej.- przywitałam ją buziakiem w policzek
- Hej, a co ty...?- blondynka nie ukrywając zdziwienia wpuściła mnie do środka
- Mogłabym wyciągnął Mo na bieganko?- zapytałam siadając na krześle w kuchni.
- Jasne... Tylko... On jeszcze śpi.
- A to żaden problem. Daj mi proszę... Wodę.- poprosiłam. Blondynka wręczyła mi szklankę z wodą i powiedziała, które to drzwi od sypialni. Podążyłam, więc do wyznaczonych drzwi i kiedy je otworzyłam zobaczyłam smacznie śpiącego Leitnera. Podeszłam do niego i kucnęłam przy łóżku. Tak słodko spał... Tak ja pierwszego dnia, gdy byłam byłam tutaj w Dortmundzie. Nie chciałam go budzić, no ale sama biegać też nie chciałam.
- Moo, wstawaj...- szepnęłam mu do ucha. Nie zareagował. Przecież jego to bym nawet młotem pneumatycznym nie obudziła.
- Moo, wstawaj...- powiedziałam już nieco głośniej. O dziwo podziałało.
- Kochanie, chodź do mnie...- wymamrotał i pociągnął mnie na siebie, a ja zaśmiałam się. Z trudem utrzymałam wodę w szklance. Gdy nieco zwolnił uścisk, wstałam i bez zawahania wylałam na niego szklankę z wodą, ale zostawiłam troszkę na dnie.
- Ja pie**ole!- krzyknął zrywając się z łózka jak poparzony. Gdy przetarł twarz dłonią i otworzył oczy, kolejna partia cieczy wylądowała na jego buźce, teraz już nieco mniejsza.

Biegając z Mo jak zawsze było dużo śmiechu i zabawy, przez co zbytnio sobie nie pobiegałam, no chyba, że jak uciekałam przed szatynem. Jak to my... Śmialiśmy się, wygłupialiśmy i... Uwaga! Hejtowaliśmy Bayern... Robbena... Pepe... Ogólnie wszystkich z Bayernu...

*Narracja trzecioosobowa* 
Stał oparty o drzewo i przyglądał się ukochanej... Jego ukochanej dziewczynie... Byłej dziewczynie. W tym momencie uświadomił sobie jak bardzo ją kocha. Nie mógł uwierzyć, że aż tak bardzo ją zranił. Czy miał wyrzuty sumienia?... Owszem. Żałował, że tak brutalnie potraktował blondynkę... Blondynkę, którą kocha.... Teraz to sobie uświadomił...!


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Doberek!
Kolejny rozdział... Już dwudziesty...!
Hmm... Taki sobie. Nic się nie dzieje!
Na bank do najlepszych rozdziałów bloga nie należy.
Ale zostawiam Wam go do oceny...

Słyszeliście..?
Bo ja nie mogę w to uwierzyć.
Marco Reus wyraził zgodę na transfer do FC Barcelony.
Co o tym myślicie?
Dla mnie jest to przykre....

Do następnego ;*