- Reus ma dziecko?- zapytał zaskoczony.
- Możemy o nim nie gadać?- wywróciłam oczami. Nagle blondyn stanął przede mną, łapiąc mnie za rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona, czekając na kolejne jego poczynania.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć? Bez względu na wszystko..- spojrzał głęboko w moje oczy.
- Nawet zważając na to, że będzie dzielić nas 400 km?- w moich oczach zebrały się łzy. Moje ręce zaczęły drżeć, ja sama nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Naprawdę nie mógł powiedzieć mi tego sam? Musiałam dowiedzieć się w taki sposób?
- Proszę cię..- położył swoją dłoń na mojej szyi, gładząc kciukiem mój policzek.
- Zostaw mnie.- zdjęłam jego rękę, wymijając go i kierując się do drzwi wyjściowych.
- Nie!- warknął, łapiąc mnie za rękę swoją silną dłonią. Odwrócił mnie w swoją stronę, stawiając krok do przodu. Położył swoje dłonie na mojej szyi, patrząc głęboko w moje oczy. Co widziałam w jego? Ból i troskę. Nie wahając się pocałował mnie...
- Moritz... Nie możesz. Nie możemy.- pokręciłam głową. Nic nie odpowiedział. No bo co? "Marcela, kocham cię"? Taa, jasne. Na pewno nie. W tym samym momencie zaczął dzwonić mój telefon. Wyminęłam blondyna, spoglądając kątem oka na jego zamyśloną twarz. Wygrzebałam telefon z torby, po czym spoglądając na ekran, odebrałam.
- Halo?
- W końcu.- mimo, iż go nie widziałam to czułam, że się uśmiecha. Nic mu nie odpowiedziałam. Nie miałam nic, zupełnie nic mu do powiedzenia. Zawiódł mnie.- Proszę, powiedz coś.
- Niby co?
- Że mnie kochasz.- nic nie słyszałam poza jego głosem. Był sam?- Kochanie, proszę cię.
- Marco, jak na razie to nie mam ci nic do powiedzenia.- odparłam, opierając się o ścianę.
- Za to ja dużo.
- Za to ja nie mam ochoty tego słuchać. Wybacz.- powiedział, z nutką arogancji.
- Zmieniłaś się.- warknął.
- Nie, to Ty mnie zmieniłeś. I wiesz co ci powiem? Jakoś mało mi się to podoba.
- Przestań.
- Porozmawiamy jak wrócisz. To nie jest rozmowa na telefon. Cześć.- odparłam i chciałam już zakończyć połączenie, kiedy usłyszałam jeszcze głos piłkarza.
- Marcela przepraszam. Kocham cię, skarbie.- powiedział z taką czułością. Poczułam się tak jakby stał tuż obok mnie. Jakby dotykał mnie, przytulał, całował. Poczułam to ukłucie w brzuchu. Znów to czułam...
Westchnęłam, wrzucając komórkę z powrotem do torby. Złapałam się za głowę, masując swoje skronie. Przeczesałam włosy dłonią, kiedy usłyszałam głos blondyna.
- Wszystko okey?
- Tak.- chyba nie jestem dobra w kłamstwach. Zauważył.- Miałabyś ochotę na maraton komedii?
- Czemu nie...- uśmiechnęłam się lekko.- Tylko bez...
- Tak, wiem.- wywrócił oczami.- To do mnie?- uśmiechnął się, na co ja mu zawtórowałam.
- Możemy o nim nie gadać?- wywróciłam oczami. Nagle blondyn stanął przede mną, łapiąc mnie za rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona, czekając na kolejne jego poczynania.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć? Bez względu na wszystko..- spojrzał głęboko w moje oczy.
- Nawet zważając na to, że będzie dzielić nas 400 km?- w moich oczach zebrały się łzy. Moje ręce zaczęły drżeć, ja sama nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Naprawdę nie mógł powiedzieć mi tego sam? Musiałam dowiedzieć się w taki sposób?
- Proszę cię..- położył swoją dłoń na mojej szyi, gładząc kciukiem mój policzek.
- Zostaw mnie.- zdjęłam jego rękę, wymijając go i kierując się do drzwi wyjściowych.
- Nie!- warknął, łapiąc mnie za rękę swoją silną dłonią. Odwrócił mnie w swoją stronę, stawiając krok do przodu. Położył swoje dłonie na mojej szyi, patrząc głęboko w moje oczy. Co widziałam w jego? Ból i troskę. Nie wahając się pocałował mnie...
- Moritz... Nie możesz. Nie możemy.- pokręciłam głową. Nic nie odpowiedział. No bo co? "Marcela, kocham cię"? Taa, jasne. Na pewno nie. W tym samym momencie zaczął dzwonić mój telefon. Wyminęłam blondyna, spoglądając kątem oka na jego zamyśloną twarz. Wygrzebałam telefon z torby, po czym spoglądając na ekran, odebrałam.
- Halo?
- W końcu.- mimo, iż go nie widziałam to czułam, że się uśmiecha. Nic mu nie odpowiedziałam. Nie miałam nic, zupełnie nic mu do powiedzenia. Zawiódł mnie.- Proszę, powiedz coś.
- Niby co?
- Że mnie kochasz.- nic nie słyszałam poza jego głosem. Był sam?- Kochanie, proszę cię.
- Marco, jak na razie to nie mam ci nic do powiedzenia.- odparłam, opierając się o ścianę.
- Za to ja dużo.
- Za to ja nie mam ochoty tego słuchać. Wybacz.- powiedział, z nutką arogancji.
- Zmieniłaś się.- warknął.
- Nie, to Ty mnie zmieniłeś. I wiesz co ci powiem? Jakoś mało mi się to podoba.
- Przestań.
- Porozmawiamy jak wrócisz. To nie jest rozmowa na telefon. Cześć.- odparłam i chciałam już zakończyć połączenie, kiedy usłyszałam jeszcze głos piłkarza.
- Marcela przepraszam. Kocham cię, skarbie.- powiedział z taką czułością. Poczułam się tak jakby stał tuż obok mnie. Jakby dotykał mnie, przytulał, całował. Poczułam to ukłucie w brzuchu. Znów to czułam...
Westchnęłam, wrzucając komórkę z powrotem do torby. Złapałam się za głowę, masując swoje skronie. Przeczesałam włosy dłonią, kiedy usłyszałam głos blondyna.
- Wszystko okey?
- Tak.- chyba nie jestem dobra w kłamstwach. Zauważył.- Miałabyś ochotę na maraton komedii?
- Czemu nie...- uśmiechnęłam się lekko.- Tylko bez...
- Tak, wiem.- wywrócił oczami.- To do mnie?- uśmiechnął się, na co ja mu zawtórowałam.
Wchodząc do domu przyjaciela, znów poczułam ten narastający smutek i żal. Cały czas miałam do niego żal o transfer. W salonie stały pudła, w których były rzeczy Mo. Nie mogłam się pogodzić z jego wyjazdem. Cały czas, gdzieś w głębi serca miałam nadzieję, że zostanie w Dortmundzie.
- Mogę skorzystać z łazienki?- zapytałam, łamiącym się głosem.
- Marcela, proszę cię.- jęknął.- Chodź tu do mnie.- przyciągnął mnie do siebie, mocno przytulając.
- Czemu mi to robisz?
- Przepraszam.- pocałował mnie w głowę.- Nie chcę, żebyś cierpiała. I to przeze mnie. Przepraszam cię, skarbie.- ujął moją twarz w dłonie. Kciukiem starł kilka słonych łez, które spłynęły po moich policzkach.- Nigdy nie chciałem dla ciebie źle. Nigdy. Nawet przez sekundę.
- Mo ja... Sobie nawet nie wyobrażasz jak mi trudno z myślą, że za kilka dni ciebie już nie będzie obok mnie. Że będę wstawała, wiedząc, że cię nie zobaczę..- odparłam, spoglądając w jego oczy.- Wyjdę na moment.- dodałam, kierując się w stronę drzwi tarasowych.- Daj mi chwile.- powiedziałam, kiedy chciał mnie zatrzymać.
Wyszłam na taras, siadając na schodku. Zakryłam twarz dłońmi. Nie mogłam płakać. Nie chciałam już płakać. Nigdy nie lubiłam się mazać. Zawsze byłam silna i teraz też taka jestem. Bez względu na to co dzieje się wokół mnie. Muszę stawić czoło wszystkim przeciwnością losu. Wstałam ze swojego miejsca, wchodząc do środka.
- Moritz!- krzyknęłam, rozglądając się po pomieszczeniu.
- W łazience.- odpowiedział szybko. Podeszłam do szafki, na której stało zdjęcie Mo i Lisy. Było przepiękne. Na kolejnym zdjęciu byłam ja i Mo. Uśmiechałam się. Z resztą jak zawsze w jego towarzystwie. Wzięłam do ręki nasze zdjęcie.
- Co robisz?- usłyszałam głos piłkarza.
- Sprzedajesz to mieszkanie?- odpowiedziałam pytaniem.
- Nie.- uśmiechnął się, na co ja uniosłam brew ku górze.- Wrócę tutaj.
- Skąd masz tę pewność?- spytałam, podchodząc bliżej niego.
- Nie powiedziałem, że mam pewność.- prychnął.- Co jemy?- zapytał, krzątając się po kuchni.
- Może lody?- odpowiedziałam pytaniem, biorąc do ręki zdjęcie, na którym był Marco, Mo i Leo. Przejechałam palcem po osobie Marco, uśmiechając się lekko.
- Może księżniczka pomogłaby mi?- krzyknął z kuchni.
- Nie musisz wrzeszczeć.
- Wiesz.. Powiedziałem głośniej, bo ty czasem nie dosłyszysz.- wywalił mi język.
- Wal się.- szturchnęłam go lekko w ramie, na co ten zaśmiał się uroczo. Blondyn wyjął dwa kielichy, które postawił na wyspie kuchennej. Otworzył zamrażarkę, wyjmując z niej lody...
- Mogę skorzystać z łazienki?- zapytałam, łamiącym się głosem.
- Marcela, proszę cię.- jęknął.- Chodź tu do mnie.- przyciągnął mnie do siebie, mocno przytulając.
- Czemu mi to robisz?
- Przepraszam.- pocałował mnie w głowę.- Nie chcę, żebyś cierpiała. I to przeze mnie. Przepraszam cię, skarbie.- ujął moją twarz w dłonie. Kciukiem starł kilka słonych łez, które spłynęły po moich policzkach.- Nigdy nie chciałem dla ciebie źle. Nigdy. Nawet przez sekundę.
- Mo ja... Sobie nawet nie wyobrażasz jak mi trudno z myślą, że za kilka dni ciebie już nie będzie obok mnie. Że będę wstawała, wiedząc, że cię nie zobaczę..- odparłam, spoglądając w jego oczy.- Wyjdę na moment.- dodałam, kierując się w stronę drzwi tarasowych.- Daj mi chwile.- powiedziałam, kiedy chciał mnie zatrzymać.
Wyszłam na taras, siadając na schodku. Zakryłam twarz dłońmi. Nie mogłam płakać. Nie chciałam już płakać. Nigdy nie lubiłam się mazać. Zawsze byłam silna i teraz też taka jestem. Bez względu na to co dzieje się wokół mnie. Muszę stawić czoło wszystkim przeciwnością losu. Wstałam ze swojego miejsca, wchodząc do środka.
- Moritz!- krzyknęłam, rozglądając się po pomieszczeniu.
- W łazience.- odpowiedział szybko. Podeszłam do szafki, na której stało zdjęcie Mo i Lisy. Było przepiękne. Na kolejnym zdjęciu byłam ja i Mo. Uśmiechałam się. Z resztą jak zawsze w jego towarzystwie. Wzięłam do ręki nasze zdjęcie.
- Co robisz?- usłyszałam głos piłkarza.
- Sprzedajesz to mieszkanie?- odpowiedziałam pytaniem.
- Nie.- uśmiechnął się, na co ja uniosłam brew ku górze.- Wrócę tutaj.
- Skąd masz tę pewność?- spytałam, podchodząc bliżej niego.
- Nie powiedziałem, że mam pewność.- prychnął.- Co jemy?- zapytał, krzątając się po kuchni.
- Może lody?- odpowiedziałam pytaniem, biorąc do ręki zdjęcie, na którym był Marco, Mo i Leo. Przejechałam palcem po osobie Marco, uśmiechając się lekko.
- Może księżniczka pomogłaby mi?- krzyknął z kuchni.
- Nie musisz wrzeszczeć.
- Wiesz.. Powiedziałem głośniej, bo ty czasem nie dosłyszysz.- wywalił mi język.
- Wal się.- szturchnęłam go lekko w ramie, na co ten zaśmiał się uroczo. Blondyn wyjął dwa kielichy, które postawił na wyspie kuchennej. Otworzył zamrażarkę, wyjmując z niej lody...
- Błagam cię, wyłącz to.- wstałam z łóżka.
- Ej, ej. Chodź tu cykorze.- zaśmiał się, wstrzymując film.
- Nie. To jest okropne. Jak on mógł? Fuj.- wzdrygnęłam się na samą myśl, o sytuacji z filmu, na co blondyn wybuchnął śmiechem.- Nie śmiej się.
- Cykor.- prychnął.
- Nie gadaj do mnie.- odwróciłam się do niego tyłem.
- Oj, Marcela.. Założyłaś się ze mną, pamiętasz? "Pff.. Że niby ten film jest straszny?"- zacytował moje słowa.
- Wychodzę. I nie wiem, kiedy wrócę.- ruszyłam przed siebie.
- Cykor!- krzyknął.
- Wal się!- odkrzyknęłam. I pomyśleć, że już niedługo tego nie będzie. On będzie miał swoje życie w Stuttgrcie, a ja w Dortmundzie. Nie chciałam o tym myśleć, ale te myśli same nasunęły mi się. Nie będzie wspólnych maratonów, śmiania się z Robbena. Nie będzie jego w Borussii. Nie będzie przypałów na treningach. Nie będziemy godzinami gadać o wszystkim i niczym.
- Marcela...- złapał mnie za rękę odwracając w swoją stronę.
- Muszę iść.- powiedziałam, wyrywając się z jego uścisku.
- Przestań.- przyparł mnie do ściany.
- Zostaw mnie. Kiedy wyjeżdżasz? Chyba musisz się spakować.- odparłam, próbując mu dogryźć.
- Nie mów tak. Bardzo dobrze wiesz, że sprawiasz mi tym przykrość.
- I o to mi chodzi. Może w końcu poczujesz się tak jak ja.- chciałam go odepchnąć od siebie, jednak nie miałam wystarczająco sił.
- Przestań.- powtórzył. Nie spojrzałam na niego. Nie miałam odwagi. Ja nawet nie chciałam na niego patrzeć. Dotknął mojego policzka, przez co po moim ciele przeszedł dreszcz.- Marcela...- wyszeptał, czułam jego oddech na swojej twarzy. Przejechał opuszkiem palca po moich wargach. Był coraz bliżej, a ja nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony znów chciałam poczuć cudowny smak jego ust, zaś z drugiej wiedziałam, że ranimy swoimi poczynaniami Marco i Lisę. Wpił się gwałtownie w moje usta, a ja odwzajemniłam ten cholerny pocałunek. Widząc, że się nie opieram, nie przerywał swoich czułości. Złapał mnie za uda, podnosząc do góry, na co mimowolnie pisnęłam.
Nie przerywając pocałunków, przyparł mnie do ściany, obsypując moją szyję krótkimi pocałunkami. Znów powrócił do moich ust.
- Moritz, nie.- oderwałam się od niego. Jednak ten nie zareagował. Jakby był w jakimś transie.- Moritz!- powiedziałam trochę głośniej, wydostając się z jego uścisku.
- Cyśka, ja.. Przepraszam cię.
- W ogóle... Nie. Lepiej już pójdę.- zamotałam się. Chciałam już odejść, jednak ten zatrzymał mnie.
- Poczekaj. Nie widzisz tego? Zbliżyliśmy się do siebie. Nie chcę cię stracić.
-Tak. Zbliżyliśmy, ale ja nadal jestem z Marco, a ty z Lisą. To nie jest fair.
- Możemy o tym zapomnieć?- zapytał.
- Tak będzie najlepiej. Marco nie może się o tym dowiedzieć, rozumiesz?
- Rozumiem.- posmutniał. Nie chciałam widzieć go takiego, ale mógł znów nie zaczynać. Bez słowa odeszłam od niego, schodząc na dół.- Marcela!- usłyszałam. Zatrzymałam się, jednak nie odwróciłam
- We wtorek wyjeżdżam. Przyjdziesz?- zapytał. Słyszalna w jego głosie była nadzieja. Miałam wrażenie, jakby za chwile miał zacząć płakać. Nic nie odpowiedziałam, tylko wzięłam swoje rzeczy i wyszłam.
*Kilka dni później*
Dzisiejsze popołudnie spędzam z Oliwią. Kuba i Agata, wyszli gdzieś. Mała już od godziny śpi, więc ja mam czas dla siebie. Włączyłam sobie film "Titanic", zrobiłam popcorn i zaczęłam malować sobie paznokcie. Cały czas myślałam o Mo. Nie widziałam się z nim od tamtego dnia. I szczerze powiedziawszy na razie nie chcę widzieć. Robimy tylko niepotrzebne zamieszanie. Jesteśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi. Nie chcę, żeby doszło pomiędzy nami do czegoś więcej.
Kiedy moje paznokcie wyschły, zatrzymałam film, kierując się do łazienki. Nie miałam ochoty na długą kąpiel, dlatego szybko zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności, wyszłam, owijając się jedwabnym ręcznikiem. Podeszłam do lustra, patrząc w swoje odbicie w lustrze. Przypomniał mi się ten dzień, w którym Mo pocałował mnie pierwszy raz. Ten, w którym Marco wyszedł do Iñez. Ten, kiedy dopiero wrócił, a już musiał wyjść. Do niej... Nie przypominałam już tamtej dziewczyny. Wory pod oczami, łzy spływające po policzkach. Teraz tego nie było. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, po czym dokładnie wytarłam swoje ciało ręcznikiem, z włosami zrobiłam to samo. Założyłam bieliznę i podłączyłam suszarkę, by trochę wysuszyć włosy. Z lekko wilgotnymi włosami wyszłam z łazienki, wchodząc do mojego pokoju. Złapałam za krótkie spodenki i koszulkę z jakimś nadrukiem, by za chwilę założyć wybrane ubrania na siebie. Z pokoju zabrałam koc i podążyłam do salonu, wznowiłam film i okryłam się kocem. Zerknęłam na zegarek, na którym widniała godzina 19:05. Za oknem powoli zapada zmrok, a ja już wykąpana. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Aha! Ktoś tutaj kluczy zapomniał! Cały Kuba. Chodząca skleroza. Wstałam niechętnie ze swojego miejsca, podążając do drzwi. Otwierając je, zaśmiałam się cicho, myśląc o tym jak będę droczyć się z Kubą. Zawsze lubiłam wypominać mu jego błędy, ale w żartach oczywiście..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kto ma doła? Kto jest rozczarowany?
Zapraszam do mnie. Możemy posmutać razem.
Chyb każdy wie o co mi chodzi. Wszyscy oglądali mecz?
Ja osobiście oglądałam tylko drugą połowę. Jak to mówią "Jak się jebie to wszystko"
I to jest najprawdziwsza prawda.
No ale... Wolfsburgowi pogratulować trzeba. Zagrali dobrą piłkę, a piłkarze z Dortmundu?
Nie zawsze chcieć, oznacza móc. Piłka taka już jest. Nieprzewidywalna.
Ale to chyba dlatego kochamy ten sport?
Co do rozdziału to jest taki jaki chciałam, aby był. Zrobiłam wszystko co chciałam i jestem zadowolona. A Wy jak? ;)
Pozdrawiam ;*