poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 73 ~ Nie znasz życia?

Piłkarz uśmiechnął się tylko cwaniacko, zachłannie mnie całując. Popchnął mnie na oparcie łóżka, wręcz pozbawiając mnie zmysłów. Nie oderwał się od moich warg, nawet na sekundę. To było niesamowicie podniecające. Złapał za moje uda, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie. Zaczął całować moją szyję, po czym niespodziewanie wsunąć ręce pod moją sukienkę, by po chwili rzucić ją gdzieś za siebie. Uśmiechnął się szyderczo, powoli zsuwając się w dół na wysokość mojego brzucha, jego dłonie również zjechały na tę wysokość. Zaczął składać na nim mokre i krótkie pocałunki. Znów znalazł się na wysokości mojej twarzy. Pocałował mnie delikatnie. Czułam, że chce pokazać mi ile dla niego znaczę? A ile tak naprawdę znaczę? Może chce mnie tylko wykorzystać? Nie, na pewno nie. Szybko odgoniłam te myśli od siebie, skupiając się na moim ukochanym. Subtelnie wsunął ręce pod moje plecy, znajdując zapięcie od mojego biustonosza, by po chwile zwinnie go odpinając. Widocznie miał w tym niezłą wprawę. Zachichotałam tylko cicho, co od razu wychwycił. Zbliżył się do moich warg, składają na nich subtelny pocałunek. Zjechał dłonią po mojej talii na prawe biodro. Jego palec znalazł się pod cienkim materiałem moich majtek.
- Chcesz tego?- spojrzał mi prosto w oczy, tak jakby próbując coś z nich wyczytać.
- Tak.
- Na pewno?
- Tak.- odpowiedziałam krótko.
- W stu procentach?
- W dwustu.- powoli zaczął mnie denerwować.
- Na pewno?- powtórzył.
- Kurde, Reus...- zirytował mnie.
- Nie chcę na tobie niczego wymuszać.
- Chcę tutaj, teraz, z tobą, jasne?- uśmiechnęłam się lekko.
- Kocham cię, mój głuptasku.- powiedział, zabawnie się uśmiechając..

***

Leżałam wtulona w tors blondyna, dokładnie oglądając każdy jego tatuaż. Każdy wyrażał coś innego. Ja sama myślałam nad jakimś. Piłkarz bez przerwy się uśmiechał, co sprawiało mi przyjemność. Jego uśmiech był jak lek, jak promienie słońca w deszczowy, pochmurny dzień.
- Skarbie?- usłyszałam zachrypnięty głos blondyna. 
- Hmm..?- mruknęłam, jeżdżąc palcem po jego nagim torsie.
- Nie żałujesz, prawda?- cmoknął mnie w głowę.
- Nie, skąd przyszło ci to do głowy?- zapytałam, spoglądając na niego.
- Wcześniej byłaś taka niedostępna, zostałaś zgwa...- spuściłam głowę w dół. Zrobiło mi się smutno, mimo iż wiedziałam, że muszę zmierzyć się z prawdą i rzeczywistością. Czy tego chciałam czy nie.- Przepraszam.- powiedział po chwili.
- Nie, nie przepraszaj. Przecież to nie twoja wina..- rzekłam. Widziałam, że on nie wie co ma powiedzieć.- Wiesz.. Kiedy to do mnie doszło, obiecałam sobie, że żaden facet już mnie nie skrzywdzi. Żaden nie dotknie mnie w ten sposób. I wiesz? Nie wyszło mi to.- odparłam.- A ty... Jesteś jedyny, który dotykał mnie w ten sposób od tamtego momentu.- mówienie tego, sprawiało mi ogromny ból. Nienawidziłam o tym mówić, to było tak okropne jak to w jaki sposób potraktował mnie ten facet. Czytałam kiedyś, że kobiety po gwałcie, wolałyby umrzeć niż przeżyć to jeszcze raz. A ja? Ja nie mam pojęcia czy wolałabym umrzeć.
- Żaden facet cię nie skrzywdzi. Nikt. Obiecuję.- odparł, łapiąc za mój podbródek i unosząc moją głowę do góry. Pocałował mnie w czoło, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Okrył dokładniej moje ciało kołdrą, a ja przytuliłam się do niego, nie wiedząc kiedy usnęłam.

***

Gdy się obudziłam na zegarku widniała godzina 8:23. Czyli już następny dzień. Wygramoliłam się z objęć blondyna, by kilka minut później zejść do jadalni. Spojrzałam na kuchnię, która nie wyglądała aż tak źle, jak sypialnia. Zgarnęłam swoją marynarkę, leżącą na wyspie. Położyłam ją na kanapie w salonie, po czym wzięłam się za ogarnięcie kuchni i jadalni. 
Kiedy już skończyłam ubrałam się i zrobiłam poranną toaletę. Chciałam zrobić śniadanie mi i blondynowi, jednak nie zobaczyłam w lodówce nic dobrego i przydatnego. Postanowiłam, że wybiorę się do sklepu i tak też zrobiłam.

Rozpakowując produkty, zakupione kilkanaście minut temu, zobaczyłam na dnie reklamówki, jakąś karteczkę. Początkowo chciałam ją wyrzucić do kosza, jednak dostrzegłam, że to nie jest paragon. Rozwinęłam karteczkę i zamarłam "Nie znasz mnie, ale poznasz Marcelino". To znów on. Znów ten jebany psychopata. Co mu zrobiłam? No co? Czym komuś zawiniłam? Oparłam się ręką o wyspę, czując jak robi mi się słabo. Z początku myślałam, że to jakiś głupi żart, jednak nie. Po chwili usłyszałam głos blondyna. 
- Kochanie, jesteś?- zapytał, schodząc ze schodów.
- W kuchni.- odpowiedziałam, pośpiesznie chowając karteczkę do tylnej kieszeni moich spodni.
- Co tam masz?- spytał, ujmując moją dłoń w swoją.
- Nic. Co miałabym mieć?- zapytałam, podejrzliwie, kładąc dłoń na jego torsie.
- Marcela...- skarcił mnie wzrokiem. Nie potrafię kłamać. Piłkarz zna mnie jak mało kto. Nie wiedziałam, gdzie mam podziać wzrok. Sięgnął dłonią do mojej kieszeni, wyjmując z niej karteczkę.- Kochanie, czemu mi nie ufasz?- zapytał po chwili, z takim bólem w głosie. Nie cierpiałam tego. To tak cholernie bolało... Nie potrafiłam spojrzeć w jego oczy. 
- Ufam.- przytuliłam się do Niemca.- Cholernie ufam.- szepnęłam.
- Dlaczego nie chciałaś mi powiedzieć?- spytał, odciągając mnie od swojego ciała. Nie chciałam patrzeć mu w oczy. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.- Marcela...- pokręcił głową.
- Przepraszam.- spuściłam głowę. 
- To nie Ty tutaj zawiniłaś, nie przepraszaj.- przejechał palcem po moim policzku.
- Jak nie ja? Marco to tylko moja wina.- wydostałam się z jego objęć.- Tylko. To ja coś zrobiłam temu człowiekowi. Przecież nie uczepił się mnie od tak.- gestykulowałam dłońmi.
- Skarbie, to nie jest twoja wina.- podszedł do mnie, łapiąc za dłoń i całując ją. 
- Marco... Co ja mam zrobić?- przytuliłam się do niego. Byłam bezsilna. 
- Chodźmy na policję.- powiedział stanowczo.
- Błagam cię. Nie znasz życia? Zanim oni zaczną działać, ja dowiem się kim jest ten człowiek.
- W takim razie co chcesz zrobić?
- Jeszcze nie wiem. Muszę to przemyśleć.- złapałam się za głowę, a Niemiec przyciągnął mnie do siebie przytulając.
- Chodź, zrobię śniadanie.- złapałam go za rękę, prowadząc za sobą do kuchni.
- Co będziemy jeść?- zapytał, obejmując mnie w talii.
- Na pewno nic tuczącego. Trochę ci się przytyło, muszę cię pilnować.- zaśmiałam się, klepiąc go po brzuchu.
- Ej, ej.- pogroził mi palcem.- Wcale mi się nie przytyło. Teraz po prostu mniej ćwiczę.- wyjaśnił szybko.
- Mhm, gadaj sobie.- odparłam, lekceważąco. Wyjęłam wszystkie potrzebne rzeczy, jak to zawsze robię, po czym wzięłam się za przygotowywanie śniadania dla mnie i blondyna.
Kończąc sałatkę, poprosiłam blondyna, aby nakrył do stołu. Postawiłam nasze talerze, siadając na swoim miejscu.
- Z czym to?- zapytał, jakby nie ufając mi.
- Sałatka z roszponką, mozzarellą i suszonymi pomidorami. Smacznego.- powiedziałam, jednak widząc minę Marco, dodałam.- Nie bój się. Nie zatrujesz się.- zaśmiałam się, biorąc do ust kawałek pokrojonego pomidora.

Po skończonym śniadaniu, posprzątałam w kuchni, ponieważ był tam lekki bałagan. Kiedy skończyłam, ruszyłam w stronę Reusa. Usiadłam na kanapie, po czym położyłam się, kładąc głowę na jego kolanach. Leżeliśmy tak w ciszy dłuższą chwilę. Było słychać tylko bicie naszych serc. Lubiłam taką ciszę, niebiańską ciszę. Wpatrywałam się tępo w biały sufit, nie wiedząc co powiedzieć. Może po prostu nie chciałam nic mówić? Widziałam, że Marco nad czymś myśli.
- Kocham cię, wiesz?- zapytał znienacka. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Oczywiście, też go kocham.- Nawet nie wiesz jak bardzo.- spojrzał na mnie, spojrzeniem pełnym niewiedzy.- Wiem, że to może za wcześnie, ale nigdy żadnej kobiety nie kochałem bardziej od ciebie. W żadnej tak bardzo się nie zakochałem. Żadna nie była tak wyjątkowa.- dodał, wpatrując się w ekran telewizora. Podniosłam się, chcąc coś powiedzieć, jednak blondyn mnie uprzedził.
- Może i moje życie jest idealne,  ale nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło w nim ciebie.- spojrzał na mnie. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. To było naprawdę miłe i urocze.
- Marco...- położyłam dłoń na jego szyi, gładząc palcem policzek piłkarza.- Ja ciebie też kocham.- powiedziałam, uśmiechając się do niego lekko. 
- Ja ciebie bardziej.- wyszczerzył się.
- Nie prawda..- nie pozwolił mi dokończyć.
- Ja bardziej.
- Udowodnić ci?- zapytałam.
- Chętnie.- poruszył zabawnie brwiami i delikatnie mnie pocałował powoli kładąc na kanapie. Wplotłam ręce w jego blond czuprynę, tak jakby bojąc się, że mi ucieknie. Mimo, iż wiedziałam, że tego nie zrobi. Zbyt bardzo był zajęty moimi wargami. Z dnia na dzień coraz bardziej go kochałam. Zakochiwałam się w nim na nowo. Poznawałam na nowo... Jeszcze raz. Zatracałam się w nim na dobre. Z każdym dniem coraz bardziej. Gdyby ktokolwiek kilka miesięcy temu powiedział mi, że będę z tym Marco Reusem, tak szczęśliwa... Wyśmiałabym go.
- Skarbie...- szepnął, bawiąc się palcami, mojej dłoni.- Mam taki pomysł.- zawahał się.
- No mów.- poganiałam go.
- Niedługo wyjeżdżamy na obóz przygotowawczy i tak sobie pomyślałem..
- Pomyślałeś?- zaśmiałam się. 
- No pomyślałem, że możemy wybrać się w pewne miejsce. Tylko ty, ja, Kuba, Agata i Oliwka. Co ty na to?- zapytał uśmiechając się szeroko. 
- Hmm, niezły pomysł. Tylko musimy powiedzieć o tym Agacie i Kubie, bo mój braciszek wspominał coś, że wyjadą na kilka dni do Polski.- oznajmiłam.
- To co? Zbieramy się?- zapytał, podnosząc się. 
- Jasne.- zachichotałam z jego pośpiechu. Chyba naprawdę zależało mu na tym, by spędzić ze mną miło czas.
Czym prędzej pognał do swojej garderoby, a ja poszłam za nim, jednak zatrzymałam się w sypialni. Posprzątałam swoje ubrania, porozrzucane po pomieszczeniu, po czym wrzuciłam je do torby. Poszłam do łazienki, w której zostawiłam swoje kosmetyki. Wrzuciłam je do kosmetyczki, by już po chwili i ta wylądowała w torbie. Nie zajęło mi to wiele czasu, więc podążyłam do salonu, czekając na Marco. Minęło może 20 minut, kiedy usłyszałam jego głos. Prawie się poplułam wodą mineralną, którą właśnie piłam, słysząc jego pytanie...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem z kolejnym rozdziałem! 
Podoba się? Szczerze? Moim zdaniem nie jest taki zły, ale to Wy ocenicie.
Ja już nie przedłużam i czekam na Wasze opinie ☺
Do zobaczenia! ;*

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 72 ~ Będę pierwszy, fujaro.

*Marcelina*
Stałam w przedpokoju, patrząc na blondyna, który zakładał buty.
- Telefon!- odparł tak jakby został oświecony.- Kochanie, przyniesiesz mi go? Nie chce mi się już zdejmować butów.
- Jasne.- odparłam i pobiegłam do mojego pokoju. Telefon blondyna leżał na łóżku. Złapałam za niego i wróciłam do piłkarza.- Niedługo to głowę zgubisz.- zażartowałam, podając chłopakowi komórkę.
- Pewnie czekasz na jakieś dziękuję?- zaśmiał się. 
- Czy ja wiem...- wzruszyłam ramionami, zbliżając się do ukochanego. Ten położył dłonie na moich biodrach, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie. Uśmiechnęłam się szeroko, kładąc dłoń na jego szyi. Nie czekałam na kolejny jego krok, tylko pocałował go.
- Chyba ci się nie śpieszy do domu?- zachichotałam.
- Średnio.- wzruszył ramionami.- Zapomniałbym.- powiedział, kiedy miał już wychodzić.
- Wpadnę po ciebie o 18. Załóż coś seksownego.- wyszeptał mi zmysłowo do ucha. Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Przez chwilę nie mogłam nic wydusić z siebie, a kiedy już chciałam coś powiedzieć to blondyna już nie było w domu..

Od czego mam zacząć? Może od tego, że jest godzina 16:23, a ja jestem w totalnym proszku. Nie mam zielonego pojęcia od czego mam zacząć. Do cholery! Marcela! Czego ty się tak obawiasz? Zaczęłam od szybkiego prysznicu. Kiedy zrobiłam wszystkie niezbędne czynności, wyszłam spod prysznica, owijając swoje ciało jedwabnym ręcznikiem, po czym dokładnie je wytarłam. Założyłam bieliznę, podchodząc do lustra. Spojrzałam na swoje odbicie. Nie przypominałam już tej dziewczyny sprzed kilku dni. Teraz uśmiechnięta, wcześniej cały czas smutna. Płakałam, teraz patrzę z optymizmem w przyszłość. Mam u swojego boku faceta, którego kocham i tylko to się liczy. Mam rodzinę, która jest dla mnie najważniejsza. Bo gdyby nie byłoby ich, nie byłoby również mnie. Nie byłabym tą osobą, którą jestem teraz. Jestem inna. Zmieniłam się. Ale na dobre? Oparłam ręce o umywalkę, przyglądając się swojemu odbiciu. Denerwowałam się. Ale czego? Przecież to zwykłe spotkanie. Taa.. Gdyby takie było nie mówiłby Załóż coś seksownego. Może chce mi się oświadczyć? Nie, nie, nie. Na pewno nie. Zdecydowanie za krótko się znamy. Nawet nie wyobrażam sobie, że mógłby przede mną uklęknąć i spytać czy zostanę jego żoną. Szybko odgoniłam te myśli od siebie, sięgając po kosmetyczkę. Postanowiłam zacząć od makijażu. Zajął mi on niecałe 40 minut. Ale chyba opłacało się tyle przy nim siedzieć, bo nie jest aż tak źle, jak wcześniej myślałam. Następnie, podłączyłam suszarkę, by lekko dosuszyć włosy, ponieważ były już prawie suche. Kiedy skończyłam, wzięłam się za ich prostowanie. Najlepiej czułam się w takich. Kiedy skończyłam, weszłam do swojego pokoju, podchodząc do łóżka. Leżała na nim czerwona, lekko kusa sukienka <tylko sukienka>, którą zamierzałam dziś włożyć. Nie była, aż taka zła, nawet podobała mi się. Agacie bardzo się spodobała i jak to ona powiedziała Spodobasz się w niej Reusowi!. Więc co miałam zrobić? Kupiłam ją. Specjalnie na dzisiejszy wieczór. I jeżeli Reus będzie miał do niej coś, to obiecuję, że wyjdę. Założyłam ją na siebie, po czym usiadłam na łóżku. Wzięłam do ręki czarne szpilki, które miałam już kilka razy na nogach, po czym założyłam je. Powiem szczerze, że za bardzo nie lubię chodzić w szpilkach, jednak te są bardzo wygodne i przekonałam się do nich, jakkolwiek by to zabrzmiało. Wstałam, podchodząc do lustra i przeglądając się w nim. Nie wyglądałam, aż tak źle. Chyba odpowiednio.. Do małej czarnej torebki, wrzuciłam niezbędne rzeczy takie jak telefon.
Wygrzebałam z szafy, jakąś czarną większą torbę, by za chwile włożyć do niej najpotrzebniejsze rzeczy na jutrzejszy dzień. Wiedziałam bowiem, że Reus nie pozwoli mi wrócić do domu. Za dobrze go znam. Na koniec zarzuciłam na siebie czarną marynarkę i byłam gotowa. Spojrzałam na zegarek, wiszący na ścianie. Wskazywał godzinę 17:48. Zeszłam na dół, biorąc obie torby. Postawiłam je przy szafce w przedpokoju, po czym skierowałam się do salonu. Usiadłam na fotelu, włączając telewizor. Niedługo potem na kanapę rzucił się Kuba, uśmiechając się głupio. Próbowałam udawać, że tego nie widzę, jednak nie wychodziło mi to.
- Co żeś się tak wystroiła?- zapytał.
 - Nie interesuj się tak, braciszku.- cmoknęłam do niego ustami.
- Czyżby szykowała się romantyczna kolacja z Reusem?- poruszył zabawnie brwiami, na co ja nie zareagowałam. Pokręciłam tylko głową z niedowierzaniem.
- Brałeś coś?- spytałam patrząc na niego z politowaniem.
- Ja? No skądże.- prychnął.
- Aa, nie wracam na noc. - oznajmiłam, ponieważ nie chciałam, żeby mój brat miał do mnie jakieś pretensje, że nic mu nie powiedziałam.
- Domyśliłem się. Nie jestem aż takim głupcem za jakiego mnie masz.- sarknął, na co ja już nic mu nie odpowiedziałam, tylko zagłębiłam się w jeden z niemieckich seriali. Nie za bardzo lubiłam je oglądać. Poza tym nie miałam wiele czasu. Niedługo później usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę punkt osiemnastą.
- Będę pierwszy, fujaro.- zaśmiał się mój brat i ruszył do wyjścia. Idiota! Ludzie to naprawdę mój brat?
- Upojnej nocy życzę.- szepnął mi do ucha Kuba, kiedy wychodziłam z domu.
- Ty naprawdę coś brałeś!- rzuciłam, zatrzaskując drzwi.
- Spokojniej.- krzyknął jeszcze do mnie przez drzwi, głupio się śmiejąc, na co pokręciłam głową.
Wsiadłam do samochodu, a chwilę później obok mnie siedział blondyn. Odpalił samochód, nie odzywając się ani słowem.
- Pasy.- odparłam, sama je zapinając.
- Przepisowiec.- rzucił, uśmiechając się głupio. Po chwili ruszyliśmy spod domu mojego brata. Oparłam się o szybę, co chwilę spoglądając na Reusa. Cały czas się uśmiechał. Myślał, że nie widzę, jednak ja jestem spostrzegawcza. Przez dłuższą chwilę lustrowałam go wzrokiem. Miał na sobie białą koszulę, czarną marynarkę zapiętą na dwa guziki, czarne ala rurki oraz zegarek. Zdziwiłabym się gdyby go nie miał. On praktycznie zawsze nosi zegarek na ręce.
- Czemu tak na mnie patrzysz?- zapytał, nie odrywając wzroku od jezdni.
- Jak?
- Tak inaczej.
- To znaczy?- dopytywałam.
- No... Tak dziwnie.- spojrzał na mnie.
- Patrz na drogę.- powiedziałam stanowczo, na co blondyn już mi nie odpowiedział. Uśmiechnęłam się tryumfująco. Miałam ogromną satysfakcje z tego, iż nie wiedział co mi odpowiedzieć. Kiedy zatrzymał samochód, czym prędzej podszedł do mnie, otwierając mi drzwi.
- Założyłaś szpilki, mmm...- zamruczał do mojego ucha, przygryzając swoją dolną wargę.
- Jeżeli chcesz to mogę założyć trampki. Mam w torbie.- chciałam się wyrwać z jego uścisku, jednak ten nawet o tym nie myślał.
- Ani mi się waż.- zakazał, grożąc mi palcem.- Masz tak piękne nogi, a w tych szpilkach wyglądasz obłędnie.- musnął moje wargi.
- Nie pośliń się.- prychnęłam, na co Niemiec głośno się zaśmiał. Nic nie odpowiedział tylko złączył nasze dłonie, prowadząc mnie do jadalni. Chwilę później stał przede mną z białą różą w dłoni.
- Skąd wiedziałeś?- spytałam, przytulając się do niego, bowiem kochałam białe róże.
- Intuicja, kotku.- cmoknął mnie w głowę. Odsunął krzesło, sugerując bym usiadła przy stole. Tak też zrobiłam.

- Pozmywam.- odparłam, wstając od stołu. Wzięłam dwa talerze, idąc w stronę kuchni.
- Marcela! Zwariowałaś? Nawet o tym nie myśl.- podszedł do mnie, zabierając talerze.
- Marco, daj spokój. To nic takiego, nie dramatyzuj. Poza tym nie lubię bałaganu.
Ten nic nie odpowiedział, tylko podgłośnił piosenkę lecącą w tle, po czym złapał mnie w talii, kołysząc w rytm piosenki. Specjalnie to zrobił! Tylko po to, żeby było tak jak on chce. Odwróciłam się w jego stronę, zarzucając ręce na jego szyję. Uśmiechnęłam się do niego. Po jakimś czasie, piosenka zaczęła się zacinać. Odwróciłam głowę w stronę odtwarzacza, jednak niepotrzebnie, ponieważ było to chwilowe. Kiedy z powrotem odwróciłam się twarzą do piłkarza, ten niespodziewanie przywarł swoimi wargami do moich. Odwzajemniałam pocałunek, natomiast Marco złapał za moje uda, podnosząc mnie na odpowiednią wysokość, a ja zaplotłam nogi na jego biodrach, przez co moja sukienka się podwinęła. Widocznie liczył na coś więcej, a ja nie zamierzałam na tym poprzestać. Oderwał się ode mnie, uśmiechając się szyderczo, po czym odsunął wszystko co leżało za mną na blacie. Szklana miska spadła do zlewu, rozbrzmiał się cichy huk. No cóż... Będziemy musieli się wybrać do sklepu, ponieważ owy blondyn wyszczerbił naczynie.
- Ups.- zaśmiał się, na co ja tylko prychnęłam, kręcąc niedowierzająco głową. Jak dziecko... Posadził mnie na blacie, okładając moją szyję gorącymi pocałunkami, na co ja odchyliłam głowę do tyłu. Marco zaczął ssać w jednym miejscu, skórę mojej szyi. Nagle złapał opuszkiem palca mój podbródek i opuścił moją głowę lekko w dół, wpijając się w moje usta z pełną zachłannością. Kiedy oderwał się od moich spragnionych warg, zdjął moją marynarkę, rzucając ją za siebie.
- Zrobiłeś mi malinkę, głupku!- uderzyłam go w ramie, chichocząc.
- Twój głupek.- szepnął mi zmysłowo do ucha, odgarniając kosmyk włosów, który opadł na moją szyję. Delikatnie musnął swoją dłonią, miejsce, które kilka chwil temu pieścił swoimi ustami. Pocałował, po czym dmuchnął w podrażnione miejsce.
- My stupid boyfriend!- krzyknęłam, wybuchając śmiechem.
- My crazy girlfriend!- zawtórował mi.
Zsunął mnie z blatu, zaplatając moje nogi wokół swoich bioder. Ruszył ze mną na górę do swojej sypialni, co jakiś czas dociskając mnie do ściany, by złożyć na mojej szyi równie gorące jak wcześniej pocałunki. Będąc już w sypialni położył mnie na łóżku i chciał mnie pocałować, jednak ja dosłownie dorwałam się do jego marynarki, by kilka chwil później leżała już na podłodze. Desperacko chciałam się pozbyć jego koszuli, na co on tylko zachichotał. Uśmiechnęłam się do niego, a ten pomógł mi zdjąć swoją koszulę. Kiedy ujrzałam jego nagi tors, przejechałam po nim dłonią, praktycznie śliniąc się na jego widok. Piłkarz uśmiechnął się tylko cwaniacko, zachłannie mnie całując. Popchnął mnie na oparcie łóżka, wręcz pozbawiając mnie zmysłów. Nie oderwał się od moich warg, nawet na sekundę. To było niesamowicie podniecające. Złapał za moje uda, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie. Zaczął całować moją szyję, po czym niespodziewanie wsunąć ręce pod moją sukienkę, by po chwili rzucić ją gdzieś za siebie. Uśmiechnął się szyderczo, powoli zsuwając się w dół na wysokość mojego brzucha, jego dłonie również zjechały na tę wysokość. Zaczął składać na nim mokre i krótkie pocałunki. Znów znalazł się na wysokości mojej twarzy. Pocałował mnie delikatnie. Czułam, że chce pokazać mi ile dla niego znaczę? A ile tak naprawdę znaczę? Może chce mnie tylko wykorzystać? Nie, na pewno nie. Szybko odgoniłam te myśli od siebie, skupiając się na moim ukochanym. Subtelnie wsunął ręce pod moje plecy, znajdując zapięcie od mojego biustonosza, by po chwile zwinnie go odpinając. Widocznie miał w tym niezłą wprawę. Zachichotałam tylko cicho, co od razu wychwycił. Zbliżył się do moich warg, składają na nich subtelny pocałunek. Zjechał dłonią po mojej talii na prawe biodro. Jego palec znalazł się pod cienkim materiałem moich majtek.
- Chcesz tego?- spojrzał mi prosto w oczy, tak jakby próbując coś z nich wyczytać.
- Tak.
- Na pewno?
- Tak.- odpowiedziałam krótko.
- W stu procentach?
- W dwustu.- powoli zaczął mnie denerwować.
- Na pewno?- powtórzył.
- Kurde, Reus...- zirytował mnie.
- Nie chcę na tobie niczego wymuszać.
- Chcę tutaj, teraz, z tobą, jasne?- uśmiechnęłam się lekko.
- Kocham cię, mój głuptasku.- powiedział, zabawnie się uśmiechając..

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Ile minęło od moje ostatniego posta?
Dokładnie tydzień. 
Miałam zamiar dodać rozdział wcześniej. Zakończyłam go pisać w środę, jednak byłoby zbyt fajnie.
Cały rozdział, dokładnie cały usunął mi się. A tak dokładnie to blogger mi go usunął.
Tak, więc... Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli i wybaczycie mi to?

Ten rozdział... Jest inny. Zauważyliście? xD A może mi się tak tylko zdaje? Możliwe. 
Nie przedłużam... Do zobaczenia kochani! ☺

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 71 ~ Załóż coś seksownego.

- Marco, do cholery! Nie rób ze mnie idiotki. Nie ma żadnego drzewa.- zirytował mnie.- Dobra poradzę sobie sama. Śpij sobie.- powiedziałam i chciałam się rozłączyć, jednak usłyszałam jeszcze jego głos. 
- Przyjadę.- powiedział. Usłyszałam huk.- Kurwa!- warknął. Miałam ochotę się śmiać.
- Uważaj na siebie.- odparłam. Bałam się o niego. A jeśli ten ktoś zaatakuje go? Jeśli jest od niego silniejszy? Cieszyłam się, że przyjedzie do mnie. Bo gdyby nie chciał to olałby mnie. Powiedział, że sobie coś ubzdurałam i poszedł dalej spać. Ale nie..
Od razu zeszłam na dół, czekając na blondyna. Miałam nadzieję, że nie będzie tak głupi i nie zadzwoni dzwonkiem. Nie chciałam, żeby obudził Agatę i Kubę, a tym bardziej Oliwię, która śpi u małżeństwa. Minęło może piętnaście minut, a usłyszałam pukanie do drzwi. Pośpiesznie otworzyłam drzwi, a kiedy zobaczyłam, że w drzwiach stoi Marco, złapałam go za rękę i wciągnęłam do domu. 
- Może tak byś się przywitała?- zapytał, przyciągając mnie do siebie.
- Marco przestań.- odsunęłam się od niego.- Witaliśmy się już dzisiaj i to dobitnie.- uśmiechnęłam się lekko.
- Nadal tam jest?- spytał, spoglądając na schody i jednocześnie zmieniając temat.
- Ttak... Chyba tak.- zawahałam się. Piłkarz złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Kiedy byliśmy w moim pokoju, pewnym krokiem podążył do okna balkonowego.
- Marco, nie.- nie chciałam, żeby stała mu się krzywda. Nie wybaczyłabym sobie. Ten tylko zmierzył mnie przerażającym wzrokiem i otworzył drzwi, wychodząc na balkon. Podeszłam do niego. Widziałam jak ktoś ucieka z posesji mojego brata.
- Nie chcę cię tutaj więcej widzieć.- krzyknął Marco.
- Cii..- położyłam dłoń na jego ramieniu. Ten z powrotem wszedł do środka, po czym zamknął drzwi. Odwrócił się w moją stronę, przyciągając do swojego ciała. Objęłam go rękoma, przytulając się do niego.
- Dziękuję, że przyjechałeś.- szepnęłam.- Nawet nie wiesz jak się bałam.- dodałam.
- Chyba należy mi się za to jakaś nagroda?- zapytał z cwaniackim uśmieszkiem.
- Śnisz kochanie.- cmoknęłam ustami.
- Mówisz?- postawił kilka kroków do przodu, tym samym i mnie cofając. Rzucił mnie na łóżko, zawisając nade mną. Już chciał mnie pocałować, jednak ja uciekłam mu na górę łóżka.- Wredota.- mruknął, kręcąc głową, na co zachichotałam.
- Wiem, że mnie kochasz i nie możesz beze mnie żyć.- wywaliłam mu język.
- Kto ci tak powiedział?- przejechał dłonią po mojej talii.
- Gdyby tak nie było to nie przyjechałbyś do mnie.- zaśmiałam się cicho.
- Racja.- udał, że myśli.- Ale teraz... Chodźmy spać, co? Jutro nie wstanę.- prosił spojrzeniem. Zaśmiałam się kolejny raz.
- Oczywiście. Ale chyba nie masz zamiaru spać w ubraniach?- spytałam, wydostając się z jego objęć. 
- Wiem, że dla ciebie to mógłbym spać nawet bez nich.
- Wal się.- prychnęłam.
- Ale wiesz... Tak samemu to dziwnie.- skrzywił się.
- Tak pojebanego człowieka jeszcze w życiu nie widziałam.- wgramoliłam się na łóżko, przykrywając kołdrą.
- Uznam, że tego nie słyszałem.- odrzekł z lekkim uśmiechem na twarzy, zawisając nade mną.- Dobranoc.- złożył na moich ustach czuły pocałunek, po czym położył się obok mnie, przyciągając do siebie.
Nie minęło dziesięć minut, a poczułam dłoń Marco wędrującą pod moją koszulkę. Strzepnęłam ją, żeby w końcu dał mi spać. Już prawie usypiałam, ale ten oczywiście musiał zacząć. Po chwili poczułam jego ciepłe usta na mojej szyi. To tylko jeden pocałunek? ... Tak. Odpuścił sobie.

Następnego dnia pierwsze co zrobiłam po przebudzeniu to przetarłam oczy. Jeszcze z zamkniętymi oczami, wymacałam mój telefon i sprawdziłam godzinę. 9:17. Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że leżę przy samym brzegu łóżka. Już chciałam się przesunąć, żeby nie spaść, jednak niespodziewanie Marco przysunął się do mnie i zepchnął mnie z łóżka. Spadłam, uderzając ręką o kant szafki nocnej. Jęknęłam z bólu, przeklinając pod nosem blondyna. Usiadłam opierając się o łóżko i zaczęłam masować dłoń.
- Marcela...- usłyszałam zaspany głos Marco. Nic się nie odezwałam. Piłkarz podniósł się do pozycji siedzącej i spostrzegł, że siedzę na podłodze.- Kochanie co ty tam robisz?- zapytał, przysuwając się do mnie. Odgarnął kosmyk włosów z moich pleców, po czym zaczął składać krótkie pocałunki na moim karku.
- Przestań.- wzdrygnęłam się, jednak było to przyjemne.
- Mhm.- mruknął, ale nie przestał mnie całować.
- Marco!- wstałam ze swojego miejsca.- Zrzuciłeś mnie z łóżka.- odparłam uśmiechając się lekko, chciałam mu pokazać, że się gniewam na niego, choć to nie była prawda. Stałam tyłem do niego.
- Oj, przepraszam.- czułam, że się uśmiecha. Podszedł do mnie, obejmując od tyłu, po czym zaczął mnie kołysać w jakiś nieznany mi rytm. Wydostałam się z jego objęć, podążając w stronę schodów.- Tak bez przywitania? No wiesz...- podbiegł do mnie, obracając przodem do siebie. Zaśmiałam się, próbując mu się wyrwać, jednak ten jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie, wręcz przywierając swoim ciałem do mojego. Znów się zaśmiałam z mojego chłopaka, zarzucając ręce na jego szyję. Ten tylko pokręcił głową, po czym złożył na moich ustach, pełen namiętności pocałunek.
- Zakochańce!- usłyszałam głos Kuby, na co cicho zachichotałam..

*Jakub*
Marcela i Marco... To para idealna. Może ostatnio nie było pomiędzy nimi najlepiej, ale to jak w każdym związku. Wiem, że nie powinienem mieszać się w ich sprawy, ale wtedy na lotnisku nerwy mi puściły. Na ogół jestem człowiekiem spokojnym... Jednak wtedy po prostu nie mogłem patrzeć na to jak Marcela się męczy. I mam zamiar dzisiaj porozmawiać z Reusem. Na poważnie. Widząc Marcelę taką szczęśliwą, trudno jest się nie uśmiechnąć. Mam nadzieję, że Marco ma co do niej poważne zamiary, bo nie chciałbym być na jego miejscu, gdyby ją zranił. Cyśka zawsze była moją małą siostrzyczką. Była, jest i będzie. Moja mała księżniczka. Mam tylko jedną siostrę. Innej już nie będę miał, wiec muszę o nią dbać jak najlepiej potrafię.
- Zakochańce!- krzyknąłem, rozkładając talerze na stole w jadalni. Uśmiechnąłem się na widok miziającej się pary.- Moglibyście sobie darować.- dodałem, na co Agata puknęła mnie w ramie.- No co?
Zastanawiałem się co Reus tutaj robi. Przecież wczoraj wrócił do swojego domu. Sam go odprowadzałem...
- Tak, tak braciszku.- zaśmiała się blondynka, całując mnie w policzek.
- Za co to?- zdziwiłem się.
- Za ojczyznę.- wywaliła mi język.- W czym mam pomóc?- zapytała, podchodząc do Agaty. W tym samym momencie do kuchni wszedł Marco.
- Właściwie to w niczym.
Po śniadaniu, kobiety zostały w kuchni, natomiast ja z Marco przenieśliśmy się do salonu. Włączyłem telewizor i zastanawiałem się jak zacząć rozmowę z Reusem.
- Właściwie co ty tutaj robisz?- zapytałem 25 latka.
- Siedzę.- sarknął.
- A poważnie?
- Marcela w nocy się bała. Gałąź uderzała w jej okno, a ta ubzdurała sobie, że ktoś tam jest.- powiedział.
- Nieprawda.- oburzyła się moja siostra.- Tam naprawdę ktoś był.- dodała.
- No u Marceli pod oknem nie ma drzewa.- zauważyłem. Zakończyliśmy rozmowę na ten temat, ponieważ 20 latka tak chciała. Nie rozumiałam dlaczego nie chciała o tym rozmawiać, ale postanowiłem odpuścić. Kiedy Marcelina poszła do swojego pokoju, a Agata ubrać naszą córkę, ja zacząłem rozmowę z Marco.
- Co łączy cię z Marcelą?- może i głupio zacząłem, jednak nic innego nie przychodziło mi do głowy. Nie chciałem być też bezpośredni.
- Co?- zaśmiał się.- Przecież wiesz.- spojrzał na mnie z politowaniem.
- Powiedz mi tylko szczerze... Traktujesz ją poważnie?- spytałem prosto z mostu.
- Czuję się jak 12 letnie dziecko.- wywrócił poważnie.
- Marco odpowiedz.
- No jak w ogóle możesz myśleć, że jest inaczej. Oczywiście, że poważnie.- czułem, że mówi prawdę. On chyba naprawdę ją kocha. Nie wiedziałem co powiedzieć, ale uratowała mnie Marcela.
- Co robicie?- weszła do salonu, siadając obok Marco.
- Oglądamy.- odpowiedział Marco.- Ja już będę się zbierał.- dodał, wstając.

*Marcelina*
Stałam w przedpokoju, patrząc na blondyna, który zakładał buty.
- Telefon!- odparł tak jakby został oświecony.- Kochanie, przyniesiesz mi go? Nie chce mi się już zdejmować butów.
- Jasne.- odparłam i pobiegłam do mojego pokoju. Telefon blondyna leżał na łóżku. Złapałam za niego i wróciłam do piłkarza.- Niedługo to głowę zgubisz.- zażartowałam, podając chłopakowi komórkę.
- Pewnie czekasz na jakieś dziękuję?- zaśmiał się. 
- Czy ja wiem...- wzruszyłam ramionami, zbliżając się do ukochanego. Ten położył dłonie na moich biodrach, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie. Uśmiechnęłam się szeroko, kładąc dłoń na jego szyi. Nie czekałam na kolejny jego krok, tylko pocałował go.
- Chyba ci się nie śpieszy do domu?- zachichotałam.
- Średnio.- wzruszył ramionami.- Zapomniałbym.- powiedział, kiedy miał już wychodzić.
- Wpadnę po ciebie o 18. Załóż coś seksownego.- wyszeptał mi zmysłowo do ucha.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, więc jestem ☺
Rozdział miał pojawić się już w czwartek. jednak do dzisiaj nie miałam czasu, aby dodać..
Ostatni rozdział? A raczej komentarze? Strasznie mnie zmotywowały i już kończę następny rozdział ☺
Może tak częściej po 16 komentarzy? Wcale bym się nie obraziła. Wręcz przeciwnie. Może rozdziały pojawiałyby się częściej?
To zależy już tylko od Was ;) no i mojej weny! :D

Mecz reprezentacji? Wyśmienity! Cud, miód, malina!
Hattrick Lewego, mmm ☺
 Gratulacje dla Roberta! ♥

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 70 ~ Byłem głupi...

Proszę, przeczytaj notkę pod rozdziałem! 

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zerknęłam na zegarek, na którym widniała godzina 19:05. Za oknem powoli zapada zmrok, a ja już wykąpana. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Aha! Ktoś tutaj kluczy zapomniał! Cały Kuba. Chodząca skleroza. Wstałam niechętnie ze swojego miejsca, podążając do drzwi. Otwierając je, zaśmiałam się cicho, myśląc o tym jak będę droczyć się z Kubą. Zawsze lubiłam wypominać mu jego błędy, ale w żartach oczywiście.. 
- Nie patrz tak, tylko przytul mnie.- uśmiechnął się uroczo. Nie wierzyłam własnym oczom. On tutaj? Ale jak? Jak to możliwe?
- Marco...- jęknęłam, rzucając się na niego. Wtuliłam się w jego umięśniony tors, wręcz przywierając swoim ciałem do jego. Nie liczyło się nic poza nim. Mój Marco... Wrócił do mnie. Zrobił kilka kroków w przód, stawiając swoje dwie walizki w przedpokoju. Kopnął drzwi, by się zamknęły. Niespodziewanie złapał mnie za uda, podnosząc i zaplatając sobie moje nogi wokół jego bioder, po czym odwzajemnił mój żelazny uścisk.
- Przepraszam cię za wszystko. Przepraszam kochanie. Byłem tak głupi...- głaskał mnie po głowie, natomiast ja bawiłam się jego włosami.
- Nic nie mów.- powiedziałam, a po moich policzkach spłynęło kilka łez. Byłam tak cholernie szczęśliwa. W końcu mogłam się do niego przytulić. Poczuć to ciepło.
- Kocham cię.- wyszeptał do mojego ucha.- Przepraszam, że cię tak traktowałem. Byłem głupi...- mówił, nie odrywając się ode mnie nawet na chwilę.- Jesteś moim skarbem, a ja cię zaniedbałem. Przepraszam.
- Czego nie rozumiesz w słowach nic nie mów?- spojrzałam na niego. To ten sam Marco.. Ten sprzed wakacji. W oczach miał iskierki, na twarzy lekki uśmiech. Znów wtuliłam się w jego tors. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie. Teraz nie liczyło się nic poza nami. Tylko ja i on.
Zeskoczyłam z niego, łapiąc za rękę. Spojrzałam w jego zielone, pełne blasku tęczówki. Splotłam nasze palce, uważnie się temu przyglądając.
- Chodź.- odparł i pociągnął mnie do salonu. Usiadł na kanapie, a ja obok niego. Podkurczyłam nogi, przytulając się do niego. Nic nie mówiliśmy. Była zupełna cisza. Słychać było tylko tykający zegar i bicie naszych serc. Blondyn złapał mnie za rękę, bawiąc się nią. Spojrzałam na niego kątem oka i uśmiechnęłam się. Myślał o czymś. A może o kimś?
- Nie jestem ojcem.- odparł po jakimś czasie.
- Jak to?- nie zrozumiałam co miał na myśli. Przecież wyniki... To jego dziecko.
- Ivo nie jest moim synem.- powiedział. Słyszałam w jego głosie ból, smutek i zawód. On tak bardzo chciał mieć dziecko, syna. Przywiązał się do małego. Widziałam to po wyrazie jego twarzy. Był smutny. Spojrzałam na niego. Patrzył przed siebie, wpatrzony w ekran telewizora. Ten również spojrzał na mnie.- Sfałszowali wyniki. Ukartowali to. Oboje.- mówił powoli.
- Przywiązałeś się do niego.- stwierdziłam.
- I to bardzo.- powiedział z tak ogromnym bólem w głosie.- Nie wiem jak można być takim egoistą. W ogóle nie pomyśleli o małym, a przecież on nie jest niczemu winien.
Nic mu nie odpowiedziałam. Położyłam głowę na jego ramieniu, patrząc na ekran. Nie myślałam o niczym. Miałam w głowie pustkę.
- Widzę, że nic tu po mnie.- usłyszałam głos Marco i poczułam jak odpycha mnie od siebie, wstając.
- Co?- wstałam szybko, patrząc na niego. Nie rozumiałam. Co takiego zrobiłam, że chce iść?
- Od razu po wylądowaniu, przyjechałem tutaj. Myślałem, że się ucieszysz, jakoś zareagujesz. Przecież wróciłem. A ty? Nic.
- Marco przestań.- złapałam go za rękę, kiedy chciał wziąć walizkę.- Bardzo dobrze wiesz, że się cieszę. Bardzo cieszę.- dodałam.
- Udowodnij.- spojrzał w inną stronę. Zachichotałam cicho, łapiąc go za podbródek i odwracając jego twarz w moją stronę. Spojrzałam przebiegle w jego oczy.
- Pieprzony ideał.- mruknęłam cicho do siebie, wpijając się w jego malinowe wargi. Przywarł swoim ciałem do mojego, łapiąc mnie za uda i podnosząc do góry, po czym zaplótł mojego nogi wokół swoich bioder, tak jak kilkanaście minut temu. Położyłam dłonie na jego szyi, nie odrywając się od jego ust. Ten niespodziewanie ruszył w stronę salonu. Usiadł na kanapie, nadal trzymając mnie przy swoim ciele. Teraz to on dominował. Zawsze tak robił. Zawsze musiał być górą. Uparciuch. Położył swoje dłonie na mojej pupie, jeszcze bliżej przyciągając mnie do swojego ciała. Kiedy skończył swoje czułości, przygryzł moją dolną wargę, lekko pociągając za nią. Uśmiechnął się, z taką wyższością. Był górą i miał z tego ogromną satysfakcje.
- Cwaniak.- rzuciłam.
- Słyszałem tamto.- powiedział, przez co zarumieniłam się. Miałam nadzieję, że tego nie usłyszy. Nie chcąc, aby widział moje rumieńce, przytuliłam się do niego.- Pięknie ci z rumieńcami.- stwierdził.
- Marco!
- No co?- zaśmiał się.
- Przestań.- warknęłam. Nagle usłyszałam huk. Hałas dochodził z pokoju małej Błaszczykowskiej.- Oliwia..- odparłam przerażona. Pośpiesznie wstałam, biegnąc w stronę pokoju małej Błaszczykowskiej.
- Marcela!- krzyknął za mną Marco. Im bliżej byłam pokoju Oliwki, tym bardziej moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Wbiegłam do pomieszczenia, rozglądając się po nim. Oliwia siedziała na swoim łóżeczku, cała się trzęsła. Odetchnęłam z ulgą. Nic się jej nie stało. Podeszłam do niej i wzięłam na ręce.
- Cichutko. Nic się nie stało kochanie.- głaskałam ją po głowie. Spojrzeliśmy ma siebie z Marco, prawie w tym samym momencie. Kiedy chciałam podejść do wybitego okna, Marco mnie zatrzymał.
- Nie podchodź.- nakazał. Podszedł do wybitego okna, wyglądając. Moje serce waliło jak oszalałe. Gdyby coś mu się stało, nie wybaczyłabym sobie. Zrobił kilka kroków w tył, kucając. Widziałam, że bierze coś do ręki. Podszedł do mnie. W ręku miał kamienia, do którego przywiązana była karteczka. Odwiązał ją, spoglądając na mnie kątek oka.
- Zapłacisz za to.- przeczytał. Nogi ugięły się pode mną. Gdyby nie to, że Marco mnie podtrzymał, upadłabym.
- Marcela, wszystko okey?- zapytał, przyciągając mnie do siebie. Przełknęłam głośno ślinę, zalegającą w moim gardle.
- Zapłacę? Za co? Komu?- zadawałam kolejne pytania.
- Skarbie, uspokój się.- pocałował mnie w czoło.
- To nie tobie ktoś wybił okno. I to nie tobie ktoś grozi. Jak mam być spokojna?- wybuchnęłam.
- Może to do Kuby, albo Agaty.- zasugerował.
- Proszę cię. Oni nie mają wrogów.- pokręciłam głową.
- Jesteśmy! Marcela!- usłyszałam głos Kuby.
- Tutaj jesteśmy.- zawołał Marco, wychodząc na schody.
- To twoje walizki stoją w przedpokoju?- zapytała Agata.
- Tak.- odpowiedział szybko.- Chodźcie tutaj. Musicie coś zobaczyć.- dodał.
- Cco? Co to ma być?- zapytał przerażony Kuba, wchodząc do pokoju swojej córeczki.
- Tatuś.- krzyknęła Oliwka i wyrwała się z moich objęć. Jakub wziął córkę na ręce. Spojrzałam na Marco, a ten na mnie. Po chwili podał Kubie karteczkę. Stał chwilę patrząc na nią oniemiały.
- Pokaż.- Agata wyrwała bratu karteczkę z ręki. Farbowany blondyn, objął mnie w pasie, przyciągając do siebie i przytulając.
- Jestem pewna, że to jest skierowane do mnie.- odparłam.
- Musimy zgłosić to na policję.- powiedział pewnie Kuba.
- I co im powiem? Kuba ja nawet nie wiem kto to zrobił...

Obudziłam się w środku nocy, słysząc dziwne odgłosy dobiegające z zewnątrz. Przestraszyłam się. Zwłaszcza po tym co miało miejsce wieczorem. Gałąź uderza o okno? Jest wiatr? Ale... Przy moim oknie nie ma drzewa.  Powoli zaczęłam kojarzyć fakty.. Jeżeli ten ktoś ma zamiar mnie nastraszyć to mu się to nie uda. Powoli i bardzo ostrożnie wstałam, podchodząc do okna. Moje serce waliło jak oszalałe. Boję się. I to cholernie. Uderzyłam pięścią w okno, mając nadzieję, że ten ktoś sobie odpuści. Z prędkością światła, oparłam się w ścianę przy oknie balkonowym. Boję się... Czekałam chwilę na jakąkolwiek reakcję ze stronę mojego prześladowcy. Znów zaczął uderzać gałęzią o szybkę. Podbiegłam do łóżka i zakryłam się kołdrą po sam czubek głowy. Dłonią odnalazłam telefon. Jedyne co teraz przyszło mi do głowy to telefon do Marco. Musiałam to zrobić. Nie chciałam go budzić, bo każdy normalny człowiek o tej porze śpi. Ale strach był silniejszy ode mnie. Jeden sygnał, drugi, trzeci i kolejny... I nic. Nie odbiera. Rozłączyłam się i wybrałam kolejny raz numer do ukochanego. Tak cholernie się bałam. Ręce trzęsły mi się, nie potrafiłam utrzymać telefonu w dłoni. Hałas nie ustąpił, wręcz przeciwnie. Był coraz głośniejszy. Kolejny raz usłyszałam tylko sygnał.
- Odbierz do cholery!- szepnęłam do siebie.
- Halo?- usłyszałam w słuchawce telefonu głos blondyna. Moje modlitwy zostały wysłuchane.
- Marco, posłuchaj mnie uważnie.- szepnęłam.
- Marcela? Kochanie to ty?- wyraźnie był zakłopotany. 
- Tak. Posłuchaj. Ktoś stoi pod moim oknem i uderza gałęzią.- nie pozwolił mi kontynuować. 
- Marcela, może coś ci się przesłyszało.- ziewnął.
- Nie, słyszę przecież.
- To na pewno drzewo, wiatr jest. Uspokój się.
- Marco, do cholery! Nie rób ze mnie idiotki. Nie ma żadnego drzewa.- zirytował mnie.- Dobra poradzę sobie sama. Śpij sobie.- powiedziałam i chciałam się rozłączyć, jednak usłyszałam jeszcze jego głos. 
- Przyjadę.- powiedział. Usłyszałam huk.- Kurwa!- warknął. Miałam ochotę się śmiać.
- Uważaj na siebie.- odparłam. Bałam się o niego. A jeśli ten ktoś zaatakuje go? Jeśli jest od niego silniejszy? Cieszyłam się, że przyjedzie do mnie. Bo gdyby nie chciał to olałby mnie. Powiedział, że sobie coś ubzdurałam i poszedł dalej spać. Ale nie..
Od razu zeszłam na dół, czekając na blondyna. Miałam nadzieję, że nie będzie tak głupi i nie zadzwoni dzwonkiem. Nie chciałam, żeby obudził Agatę i Kubę, a tym bardziej Oliwię, która śpi u małżeństwa. Minęło może piętnaście minut, a usłyszałam pukanie do drzwi. Pośpiesznie otworzyłam drzwi, a kiedy zobaczyłam, że w drzwiach stoi Marco, złapałam go za rękę i wciągnęłam do domu. 
- Może tak byś się przywitała?- zapytał, przyciągając mnie do siebie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak podoba się Wam ten rozdział? 
Pojawił się Marco.. Marco, którego każdy wyczekiwał... 
I tajemniczy ktoś
Jak myślicie kto to może być?

Mam jeszcze jedno pytanie.. Czyta ktoś moje wypociny?
 Pojawia się coraz mniej komentarzy, a ja naprawdę się staram. 
Ten kto czyta jeszcze moje opowiadanie, niech  zostawi po sobie chociaż kropkę. 
Przynajmniej będę wiedziała ile Was jest. I czy jest sens jeszcze pisać.
Powoli będę zmierzać po epilogu... Jakby kogoś to interesowało ;)