poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 65 ~ Jesteś jego oczkiem w głowie.

- Miej sobie tego Ivo i tą Iñez. Stwórzcie kochającą się rodzinkę, a o mnie zapomnij... Przecież już dawno zapomniałeś.- w moich oczach zebrały się łzy. Patrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Byłam całkowicie rozbita.
- Nie pieprz farmazonów. Przecież wiesz jak bardzo jesteś dla mnie ważna..
- Właśnie dzisiaj to pokazałeś!- syknęłam.
- Marcela...
- Idź już. Iñez cię potrzebuje. Leć na pomoc kochanej mamusi.. Przecież ona ciebie potrzebuje. Twojej kasy najbardziej...- po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Zsunęłam się na podłogę, opierając o szafkę pod umywalką.
- Nie mów t...- nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Idź do cholery!- kopnęłam nogą w drzwi. Po chwili usłyszałam trzask. Wyszedł, trzaskając drzwiami. Rozpłakałam się. Rozpłakałam na dobre. Nie potrafiłam już tłumić tego w sobie. To było dla mnie zbyt trudne.
Byłam roztrzęsiona. Nie potrafiłam dać sobie z tym rady... Heh. Co ja głupia się nad sobą tak użalam!? Przecież Iñez właśnie tego chce! Ale ja nie dam jej tej satysfakcji, i nie załamię się. Pokażę wszystkim, że jestem silna.
Wstałam i spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam przerażająco, czarna maskara rozmazała mi się pod oczami, włosy latały we wszystkie strony. Jedna, wielka porażka. Wróciłam do pokoju, gdzie podeszłam do walizki, z której wyjęłam ubrania  <bez butów i torebki> na dzisiejszy wieczór. Miałam już jakieś plany, nie chciałam się nudzić. Ale przede wszystkim nie chciałam pokazać Marco, że każda godzina bez niego jest niczym. Ale do cholery! Tak jest... Tym bardziej, wtedy kiedy jesteśmy pokłóceni. I to jest mega dobijające. Weszłam z powrotem do łazienki, gdzie przebrałam się i ogarnęłam. Usiadłam na łóżku, patrząc na dwie pary butów. Szpilki czy trampki? Chwile się zastanawiałam i ostatecznie wybrałam szpilki. Tak, to dziwne. Tym bardziej, że unikam szpilek. No ale cóż... Jestem kobietą zmienną.

*Narracja trzecioosobowa*
Już godzinę siedziała przy barze na plaży, pijąc któregoś z kolei drinka w towarzystwie dobrze jej znanego mężczyzny. Wysoki, 21 letni blondyn o hipnotyzujących, zielonych tęczówkach. Erik Durm- to o nim mowa. W jego towarzystwie czuła się niesamowicie dobrze. Od zawsze dobrze dogadywała się z młodym piłkarzem, jednak nigdy nie było więcej czasu na rozmowę.. Teraz... Nie myślała do końca racjonalnie. Wypiła kilka drinków. Alkohol nie był jej najmocniejszą stroną. To nie tak miało wyglądać. Miała pokazać, że jest silna, a tymczasem topiła smutki w alkoholu. Gdzieś w głębi serca czuła, że nie radzi sobie i robi źle, pijąc.
- Jesteś pijana.- stwierdził, kiedy blondynka już od jakiegoś czasu mówiła co jej ślina na język przyniesie.
- Nie prawda.- oburzyła się.
- W którym hotelu się zatrzymaliście?- zapytał, tym samym ignorując słowa Polki.
- Erik, zostań ze mną jeszcze. Nie odchodź...- wymruczała, kiedy blondyn wstał. Złapała go za rękę.
- Twój chłopak się martwi.- wyszeptał jej zmysłowo do ucha, nachylając się nad nią. Czy on mnie podrywa?- pytała siebie w myślach.
- Nie martwi, uwierz.- mówiąc to, wróciła myślami do wydarzeń sprzed kilku dni.
- Badania w 99,8%....- urwała, a na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Spojrzała na mnie z wrogością i wyższością w oczach, a ja wyrwałam jej kartkę papieru z dłoni.
- Badania w 99,8% potwierdzają ojcostwo...- patrzyłam w tą cholerną kartkę i nie wierzyłam własnym oczom. To nie możliwe. To nie może być prawda. Cholerna prawda. Pieprzona prawda.
- Na pewno się martwi. Jesteś jego oczkiem w głowie.
Czyżby szykowała się nam nowa rodzinka? Marco, Iñez i Ivo? Tylko gdzie w tym wszystkim miejsce na mnie?...
- Nie chcę o nim gadać..- westchnęła ociężale.
- Czyżby Reus, znalazł sobie kolejną naiwną?
- Co masz na myśli?- spytała szybko, przyglądając się badawczo mężczyźnie. 
- Marco robił tak często. Najpierw mówił jak to bardzo je kocha, a później odchodził bez słowa.- wytłumaczył.
- Marco taki nie jest.- upiła kolejny łyl drinka.
- Może w stosunku do ciebie nie. Widać, że się zmienił.
- Albo po prostu jest dobrym aktorem.- wzruszyła ramionami, stukając paznokciami o szkło.
- Jednak serio jesteś pijana. Idziemy.- zarządził, wstając. Zbliżył się do blondynki, po czym objął ją w talii.
Szli w ciszy. Kiedy weszli do windy, do blondyna ktoś zaczął się dobijać. Z początku ignorował tego kogoś, jednak nie on nie dawał za wygraną i był bardzo natarczywy. Puścił Marcelę, która nie mając siły zsunęła się na podłogę. Westchnął. Szybko wyjął komórkę z kieszeni i odebrał.
- Tak?- odparł, by po chwili usłyszeć głos Jonasa.

***

- Boże, co jej jest?- usłyszał zmartwiony głos kolegi z drużyny. Właśnie zamykał drzwi, ale kiedy zobaczył parę idącą w jego kierunku, natychmiast do nich podbiegł.
- Upiła się.- westchnął.- Nie wiem co się tutaj dzieje, ale widać gołym okiem, że jest źle.
- Dowiedziała się o transferach.- jego wzrok utkwił w podłodze, która akurat teraz stała się niesamowicie interesującym obiektem.
- Teraz?- zapytał, ze słyszalnym zdziwieniem.
  - Tak.
- Myślałem, że powiedzieliście jej wcześniej.
- W ogóle co ty tu robisz?- uśmiechnął się lekko. Całkowicie zapomnieli o Marceli, która już prawie spała na stojąco.
- Przyleciałem na wakacje. Jonas mnie zaprosił. Miałem je spędzić gdzieś indzie, ale jak to Hoffi.. Nie odpuści. On ma tutaj gdzieś jakiś domek i nie chciał siedzieć sam, więc telefon w ruch..- Erik. Cały Erik. Jak zawsze rozgadany. Buzia praktycznie nigdy mu się nie zamykała.
- I pewnie czeka na ciebie?- stwierdził.
- No... Tak.
- Idź. Ja się nią zajmę..- powiedział przekonująco.
- Moritz... Jak to przyjęła?- spojrzał na blondynkę, która wyglądała bardzo słodko w ramionach Leitnera. Gdyby teraz ktoś ich zobaczył, powiedziałby, że tworzą piękną parę. Heh... Pomyliłby się niewyobrażalnie.
- Źle. Strasznie źle.- zrobiło mu się strasznie wstyd. Ukrywał przed swoją przyjaciółką transfer do innego klubu, co kiedyś nie mieściło mu się w głowie. Była dla niego niesamowicie ważna i nie chciał jej stracić.
- Muszę iść. Jonas się niecierpliwi.- uśmiechnął się szeroko, widząc kolejną wiadomość od przyjaciela.
- Nie zabalujcie tam za bardzo.- zaśmiał się, na co Erik mu zawtórował i ruszył w stronę wyjścia.
- Moritz...- odwrócił się, unosząc lekko ton głosu.- Zadzwoń czasem. I nie zapomnij o starych kolegach z drużyny.- powiedział, uśmiechając się, na co Leitner wymusił tylko lekki uśmiech.

Będąc już w pokoju, który dzielił z Leo, delikatnie położył blondynkę na swoim łóżku. Usiadł tuż obok niej i odgarnął kosmyk włosów, który opadł na jej bladą twarz. Wpatrywał się w nią jak w ósmy cud świata, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Palcem przejechał po jej pełnych, delikatnie różowych ustach. Znów chciał poczuć je na swoich wargach, tyleże teraz liczył na coś więcej. Chciał, żeby odwzajemniła pocałunek, nie sprzeciwiając się. Ale czy oby na pewno to był dobry pomysł? Przecież ona ma Marco. Są szczęśliwi, a on nie chce psuć im związku. A tym bardziej nie chce odbijać dziewczynę, kumplowi. Nie wiedział co się z nim dzieje. Od wakacji zupełnie inaczej patrzy na Marcelę. I to staje się coraz bardziej uciążliwe...

Wstał, kierując swoje kroki do łazienki. Musiał wziąć szybki prysznic, by wszystkie emocje odpłynęły choć na kilka minut. Można powiedzieć, że nie radził sobie z własnymi myślami..

*Marcelina*
Obudziło mnie, ogromne pragnienie. Podniosłam się i spostrzegłam, że nie jestem w pokoju, który dzielę z Marco. Rozejrzałam się, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jestem. Usłyszałam odgłosy, dochodzące z innego pomieszczenia. Była to łazienka, ktoś brał kąpiel. Spojrzałam w dół. Ubrania mam na sobie. Wszystko jest tak jak powinno być. Nie mam tylko butów. Gdzie ja do cholery jestem!?
Po chwili usłyszałam otwierające się drzwi. Blondyn wyszedł z nich, a ja nie wierzyłam własnym oczom. Co ja tutaj robię? Z nim? Przecież... Byłam z Erikiem. Cholera!
- Moritz... Gdzie ja jestem? Czy my..? Co ja tutaj robię?- niecierpliwiłam się. Moje serce waliło jak oszalałe. Gdzie jest Marco?
- Spokojnie.- podszedł do mnie, ujmując moją twarz w dłonie. Pocałował mnie w czoło. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No heeej :D
Jestem dzisiaj... Wiem, że trochę późno, ale starałam się dodać jak najszybciej.
Następny rozdział powinien pojawić się wcześniej, jednak nie jestem tego pewna w 100%.
Już jutro mecz. Jaki wynik obstawiacie? ☺

Jeżeli macie jakieś pytania do mhnie to zapraszam na mojego aska ;p

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 64 ~ Do usług pannie Ruiz.

*Kilka dni później*
*Marcelina*
Heh.. Mieliście tak, że chłopak wam coś obiecywał? I nie dotrzymał tego słowa? 
Wiecie jak to jest? Jak się wtedy czuje ta oszukana osoba? Jeżeli nie, to ja wam chętnie powiem. Otóż... Okropnie. Tak, tylko tyle. Tyle w zupełności wystarczy. To słowo opisuje wszystkie moje uczucia. Ale czy na pewno? Może jednak nie? Może wstręt, odrazę, nienawiść, złość, smutek, ból? Tak. Ale najbardziej boli mnie to, że obiecał. Obiecał i nie dotrzymał słowa. Powiedział, że choćby nie wiem co by się działo, nie zapomni o mnie i będę tak samo ważna. Heh.. 
Siedziałam na ciepłym piasku, bawiąc się nim i patrząc na bawiących się na plaży ludzi. Jedni grali w siatkówkę, drudzy w nogę, a jeszcze inni bawili się ze swoimi dziećmi. Czekałam na niego. Czekałam już dobrą godzinę. Znów mnie zawiódł. Znów.. A ja tak cholernie wierzyłam, że jednak przyjdzie. Że spędzimy razem trochę czasu. Znów się pomyliłam. Ale do cholery! Mylę się tak już od dobrych kilku dni. No ileż można!?
Gwałtownie wstałam ze swojego miejsca, rzucając piachem, by już po chwili iść w stronę hotelu. Postanowiłam, że zapomnę o nim. Przynajmniej na chwilę, na moment. Zrelaksuję się sama przy hotelowym basenie. Sama. Bez Mario, Mo, Marco, Ann, Roberta, Ani i Leo. Sama. Wszyscy gdzieś poszli, nawet nie myśląc o tym, żeby spytać mnie czy mam ochotę wyjść z nimi.
Niedługo później byłam już na swoim piętrze. Jednak... Spotkałam tam kogoś, kogo nie chciałam widzieć przez następne dni, a nawet tygodnie. Wychodził ze swojego pokoju, zamykając drzwi kartą. Kiedy odwrócił się, zobaczył mnie.. Co zobaczyłam? Lekki uśmiech i te iskierki w oczach. Ruszyłam przed siebie, nie chcąc zamienić z nim ani jednego słowa. 
- Marcela..- podbiegł do mnie, a w moich oczach zebrały się łzy. Tak bardzo nie chciałam, żeby ujrzały światło dzienne. Chciałam pokazać, że jestem silna. Czym prędzej chciałam otworzyć drzwi, które właśnie teraz jak na złość zacięły się. 
- Cholera.- przełknęłam je. Odwróciłam się na pięcie, rezygnując z dalszej walki z tymi przeklętymi drzwiami.
- Poczekaj.- podbiegł do mnie, ale ja nie miałam nawet najmniejszego zamiaru zwracać na niego uwagi.- Możemy porozmawiać?
- Nie.
- Posłuchaj mnie.- nie odpuszczał.
- Nie mam ochoty na rozmowę.- starałam się nie wybuchnąć. Niespodziewanie złapał mnie za rękę, odwracając i przyciągając do siebie. Jego silne dłonie trzymały moje ręce. Powoli zaczynało to boleć.
- Proszę.- powiedział przez zaciśnięte zęby. 
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz co do ciebie mówię? Mam cię dość. Okłamałeś mnie. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi i mówimy sobie wszystko. Wszystko! Ale jak zwykle się przeliczyłam. Mam was dość. Mam dość facetów! Naprawdę nie mam siły.. Zostaw mnie.- mówiłam, a z moich oczu płynęły łzy. Pękłam. Musiałam się na kimś wyżyć, a on był najbliżej. Patrzyłam w jego oczy i co widziałam? Skruchę? Przepraszał. Przepraszał samym spojrzeniem. Spojrzałam w jego oczy i odeszłam. 
Miałam iść do tego jebanego pokoju! Wróciłam. Stał jak stał. Minęłam go i czym prędzej otworzyłam drzwi, wchodząc do pokoju..

Leżałam na leżaku przy basenowym hotelu, delektując się spokojem. Po części zapomniałam już o wszystkim. Tylko ja, spokój i drink w prawej dłoni.
- Porozmawiasz ze mną?- usłyszałam głos przed sobą.
- Nie.- odpowiedziałam beznamiętnie. 
- Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie odpuszczę.- powiedział pewny siebie. Słyszałam w jego głosie tą pewność i wyższość. Otworzyłam oczy, chcąc coś powiedzieć, jednak zacięłam się. Był przede mną. Tak blisko.. Rękoma opierał się o leżak.
- Umm..- nie wiedziałam co powiedzieć, dlatego odwróciłam głowę w drugą stronę, by nie patrzeć w jego tęczówki. Ten tylko prychnął śmiechem, pokręcił głową. Irytował mnie! Upiłam kolejny łyk drinka, delektując się nim. Czułam na sobie wzrok blondyna, który coraz bardziej mnie denerwował. No ileż można! Spojrzałam na niego. Miał na sobie tylko spodenki. Leżał obok na leżaku, opalając się. Przeniosłam wzrok na basen i wstałam. Związałam włosy w niedbałego koka i powoli weszłam do wody. Najpierw było mi zimno, dlatego stopniowo zanurzałam się.. Po chwili poczułam fale wody uderzającą w moją twarz. Jęknęłam, mamrocząc coś pod nosem z niezadowoleniem. Uderzyłam dłonią w powierzchnię wody.
- Jesteś nienormalny.- warknęłam. 
- Wiem to.- wyszczerzył się, podchodząc bliżej mnie.
- Odsuń się.- powiedziałam, kiedy był blisko mnie, a zbliżał się jeszcze bardziej.
- Nie potrafię odpuścić.- odparł, ujmując moją twarz w dłonie.
- Moritz, nie rób tego.- mimo, iż tego nie chciałam, to przyciągał mnie do siebie. Był jak magnes, tyle że ja kocham Marco.- Mo...
Pocałował mnie, nie pozwalając dokończyć. Pierwszy raz poczułam jego wargi na swoich. Co prawda.. Kiedyś chciałam być tak blisko niego jak teraz. Ale to było dawno. Poczułam coś do niego, tylko na chwilę. A kiedy dowiedziałam się, że ma dziewczynę, odpuściłam. Wiedziałam, że to nie miałoby nawet najmniejszego sensu. Przyciąga mnie do siebie, a ja nie potrafię nic z tym zrobić. Odepchnęłam go od siebie i spoliczkowałam.
- Jak mogłeś? A gdyby ktoś zobaczył? Zwariowałeś? Mam Marco, a ty Lise. Co ty do cholery wyprawiasz? 
- Przepraszam.- wymamrotał prawie niesłyszalnie, po czym odszedł ode mnie na kilka kroków.
- Kocham go.- wyszeptałam..
- Psuje się pomiędzy wami?- bardziej oznajmił, niż zapytał.
- T.ta..- nie dokończyła.- Nie ważne.- powiedziałam, wychodząc z wody.- Lepiej będzie jak już pójdę. Zaczyna robić się zimno.- odparłam, owijając swoje ciało ręcznikiem. Ten momentalnie znalazł się obok mnie.
- Odprowadzę cię. Nie chcę, żebyś szła sama.
- Ale ja chcę.- odparłam, łapiąc za swoje rzeczy i pośpiesznie odeszłam.
- Marcela zaczekaj!- usłyszałam jeszcze, ale nie zwracałam na to uwagi. 
Kiedy weszłam do pokoju, stanęłam jak wryta. Zastałam w nim Reusa. Stał przy szafce, grzebiąc w niej. Najwidoczniej czegoś szukał. 
Chyba nie widział..? W końcu pokój mamy po drugiej stronie.
- Cześć kochanie.- usłyszałam jego głos. Wow! Nie wiedziałam, że on jeszcze pamięta takie słowo.. Oparłam się o drzwi.
- Cześć.- odpowiedziałam, a ten podszedł do mnie i dał szybkiego całusa w usta. 
- Stało się coś?- zapytał, łapiąc mnie za rękę.
- Nie. Czemu pytasz?- starałam się być jak najbardziej wiarygodna, jednak cały czas miałam przed oczami Moritza. Cały czas myślałam o nim. Odeszłam od Marco i położyłam się na łóżku, zakrywając twarz dłońmi.
Byłam zła na blondyna. Zdenerwował mnie. Nie przyszedł na umówione spotkanie, a ja nie miałam zamiaru tego tolerować. Od kiedy dowiedział się o dziecku to nie ma dla mnie prawie w ogóle czasu. A to nie jest miłe. Naprawdę. Wiem, może trochę przesadzam.. Ale gdybyście byli na moim miejscu, cieszylibyście się? Bo jakoś wydaje mi się, że nie. Każda kobieta chce, aby jej facet poświęcał jej choć trochę swojego wolnego czasu.
Kiedy blondyn chciał coś powiedzieć, wstałam przerywając mu.
- Idę się ogarnąć.- rzekłam bez większych emocji, po czym weszłam.
- Jesteś zła?- zapytał. Stał przy drzwiach.
- Nie no co ty.. Skaczę ze szczęścia.- sarknęłam. 
- Kochanie, przepraszam...
- Nie przepraszaj mnie.- warknęłam, odkręcając wodę. Przemyłam nią twarz. Nagle usłyszałam, że ktoś dobija się do Marco. Telefon nie przestawał dzwonić, co już powoli zaczynało mnie drażnić.
- Tak?... Co się dzieje?... Ivo? Co z nim?... Za chwilę będę.
Nie wierzyłam w to co mówi. Chyba sobie ze mnie kpi do jasnej cholery!
- Marcela, muszę iść. Ivo... Iñez potrzebuje mojej pomocy.
- Tak, tak jasne. Do usług pannie Ruiz.- starałam się włożyć w to zdanie, tyle jadu, ile tylko mogłam.
- Przesadzasz trochę..
- Nie! Nie przesadzam. Jesteś na każde jej zawołanie. O której przyszedłeś? Pół godziny temu?- czekałam na jego odpowiedź, jednak jej nie uzyskałam.- Tak właśnie myślałam.- pokręciłam głową.
- Ona mnie potrzebuje.
- Jak przez cały dzień? Przed chwilą przyszedłeś kretynie! I już idziesz?
- Nie przesadzaj.
- Nie zastanawia cię to dlaczego akurat teraz się odezwała? Przecież jakoś wcześniej radziła sobie sama. Nie miała faceta w domu. Była samotną matką. I tak nagle zjawia się i pieprzy, że jesteś ojcem jej dziecka. To jest chore.
- Ty jesteś chora. Pomyśl czasem co mówisz. Jesteś tak zazdrosna, że nawet nie zauważasz tego, ile znaczy dla mnie Ivo. Od dawna chciałem mieć dziecko, ale ty nie potrafisz tego zrozumieć. Patrzysz tylko na swój czubek nosa, nie myśląc o innych.- zabolały mnie jego słowa. Tak cholernie bolały..
- Miej sobie tego Ivo i tą Iñez. Stwórzcie kochającą się rodzinkę, a o mnie zapomnij... Przecież już dawno zapomniałeś.- w moich oczach zebrały się łzy. Patrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Byłam całkowicie rozbita.
- Nie pieprz farmazonów. Przecież wiesz jak bardzo jesteś dla mnie ważna..
- Właśnie dzisiaj to pokazałeś!- syknęłam.
- Marcela...
- Idź już. Iñez cię potrzebuje. Leć na pomoc kochanej mamusi..- po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Zsunęłam się na podłogę, opierając o szafkę pod umywalką.
- Nie mów t...- nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Idź do cholery!- kopnęłam nogą w drzwi. Po chwili usłyszałam trzask. Wyszedł, trzaskając drzwiami. Rozpłakałam się. Rozpłakałam na dobre. Nie potrafiłam już tłumić tego w sobie. To było dla mnie zbyt trudne.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem z kolejnym rozdziałem ;)
Na początku chciałam podziękować z całego serca za ponad 90 tys. wyświetleń na blogu.
To dla mnie wiele znaczy. Nawet sobie nie wyobrażacie jak wiele...
 Jestem bardzo ciekawa ile czasu zajmie Wam dobicie do setki ☺


sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 63 ~ Nic tu po mnie. + POWRÓT!

*Marco*
Wiedziałem, że tak będzie. Kurwa wiedziałem. Czy ona musiała akurat teraz wejść? 
Widziałem, że była zła. I to bardzo. Nie chciałem w tym uczestniczyć.. Tyle razy im to mówiłem. Mówiłem, żeby w końcu jej powiedzieli. Ale nie..
Kiedy Mario wypowiedział te kilka słów, nie wiedziałem co będzie dalej. Marcela widocznie nam nie uwierzyła. Powtórzył, spostrzegłem w jej oczach łzy. Nie chciałem, żeby płakała. Nienawidziłem tego.. To było najgorsze co kiedykolwiek widziałem. Łzy w jej pięknych oczach...
- Nie wierzę... Jaja sobie ze mnie robicie!- wrzasnęła.
- Marcela...- szepnąłem, przyciągając ja do siebie i przytulając.
- Zostaw.- odepchnęła mnie od siebie.- To prawda?- spojrzała na Mario.
- Tak..- nawet na nią nie spojrzał. Wiem, że jest mu ciężko, ale gdyby powiedzieli to wcześniej to z pewnością byłoby inaczej.
- Nie wierzę. Jak możesz!? Do Bayernu? Nie ma innego klubu w Niemczech, tylko ten jebany Bayern!?- krzyknęła.
- To dla mnie życiowa szansa. Zrozum.
- A Borussia już nic dla ciebie nie znaczy!? To dzięki Kloppowi jesteś tak dobrym piłkarzem. Dzięki Borussii. Ale nie no co ty.. Nie krępuj się. Idź...- mówiła już normalnym tonem głosu. Tak bardzo było mi jej żal. Wiem, ile znaczy dla niej Borussia i chłopaki.
- Nie rozumiesz...- przerwała mu w pół zdania.
- Rozumiem i to bardzo dobrze.
- Nie! Zawsze marzyłem, aby trenować pod okiem Guardioli, a teraz nadarzyła się do tego okazja. Nie mogłem odmówić.- powiedział. Wiem, że było mu trudno.
- Guardiola...- westchnęła.- Wiesz? Mam go w dupie szczerze powiedziawszy.- rzekła.
- Mogłabyś okazać trochę szacunku.- skarcił ją. Oj Götze..
- Ależ ja mam do niego szacunek. Do niego i całego Bayernu.- mówiła miłym tonem. Ironia.. Cała Marcela.- Ja ich tylko szczerze nienawidzę.- gestykulowała dłońmi. Mario już nic nie powiedział. Spuścił tylko głowę, wzdychając ciężko.
- A wy..?- blondynka spojrzała na Moritza i Leo.- Też się gdzieś wybieracie? Bo jak tak, to powiedźcie mi to teraz.- cały czas ten sam surowy ton głosu. Nienawidziłem tego i szczerze współczułem chłopakom. 
- Do Hannoveru.- Leo spuścił głowę. 
- Cudnie!- wrzasnęła.
- Marcela, proszę cię..- spojrzałem na nią karcącym wzrokiem. Ta tylko spojrzała na mnie przelotnie i przeniosła swój wzrok na 21 latka.
- Moritz...
- Wypożyczają mnie.. Do Stuttgartu.
- Że co proszę!?- w jej oczach zebrały się łzy.
- Marcela, przepraszam cię...- spojrzał na nią, przepraszającym wzrokiem.
- Jakie przepraszam? Jak mogłeś!?- krzyknęła, podchodząc do chłopaka i wymierzając w jego policzek, z otwartej ręki. Piłkarz szybko złapał się za piekący policzek, a gdyby nie to, że Leo i Mario złapali go, już leżałby na podłodze.
- Pytałam się ciebie. Pytałam!- wrzasnęła po raz kolejny. Tym razem już nie powstrzymywałem jej. Wiedziałem, że to nie ma najmniejszego sensu.- Pytałam...- podeszła bliżej niego. Płakała, praktycznie krztusiła się swoimi łzami.- Patrzyłeś w moje oczy i powiedziałeś nie! Jak mogłeś!? Wiedziałeś... Bardzo dobrze wiedziałeś, że odchodzisz.- szeptała. Jej oczy szkliły się od łez.- Nienawidzę cię. Nienawidzę. Nie chcę znać. Jesteś najgorszą osobą jaką poznałam. Podła świnia...- krzyczała, uderzając pięściami w jego klatkę piersiową. Raz, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty... Aż w końcu Moritz złapał za jej nadgarstki, przyciągając do siebie...

*Marcelina*
Moje serce zaczęło jeszcze szybciej bić. Patrzyłam mu prosto w oczy, nie mogąc się od nich oderwać. Trzymał mocno moje ręce i mnie przy swoim ciele, abym nie mogła mu się wyrwać. 
- Nie mów tak. Nie możesz. Wiem, źle zrobiłem. Ale kurwa... Nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję. Chciałem ci powiedzieć. Tyle razy próbowałem, ale nie potrafiłem. Za każdym razem tchórzyłem. Nie wiem co mnie wtedy podkusiło. Nie chciałem kłamać. Nawet nie wiesz jak trudno było mi wtedy.- mówił z takim przekonaniem. Wiedziałam o jaką sytuację mu chodzi. O tę na imprezie, na balkonie. 
- Tak jak mi teraz.- szepnęłam, wyrywając się z jego uścisku.- Coś jeszcze macie mi do powiedzenia?- spojrzałam na wszystkich po kolei.- Może ty Lewy?- spojrzałam na bruneta, który stał tak jak stał.- Może też wybierasz się gdzieś? Może Bayern? Hannover? A może jednak Stuttgart? Albo nie.- klasnęłam w dłonie.- Real, tak. To będzie najlepsze miejsce. Będziesz grzał ławę tak jak oni wszyscy.- powiedziałam i wybiegłam z pokoju Götze, nawet nie myśląc o tym, że mogłam urazić chłopaków swoimi słowami.
Zbiegłam po schodach, by jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Jednak już piętro niżej, poczułam czyjeś silne dłonie, obejmujące mnie w talii. Przyciągnął mnie mocno do swojego ciała, bym mu nie uciekła. Poczułam ten charakterystyczny zapach perfum. Ten, który tak bardzo uwielbiałam i kochałam. Wiedział o tym... Wiedział ile dla mnie znaczy. Wiedział, że jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Wiedział, że go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego.
- Nienawidzę cię.. Rozumiesz to?- krzyknęłam. Chciałam, żeby w końcu to zrozumiał i zostawił mnie w spokoju. 
- Nie. Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem.- odwrócił mnie w swoją stronę.- Wysłuchaj mnie, proszę...- patrzył mi w oczy. Te jego piękne zielone tęczówki. Po moich policzkach cały czas spływały łzy.
- Nie.- rzekłam bez większych emocji.
- Ty nie wiesz jak było. Nie wiesz... Daj mi się wytłumaczyć do jasnej cholery! Marcela...
- Co Marcela? Okłamałeś mnie. Patrzyłeś mi prosto w oczy i powiedziałeś to jebane nie. Dla mnie jesteś nikim. Kompletnym frajerem! Dupkiem! Egoistą!- mówiąc to uderzałam pięściami w jego tors. Z początku nie reagował, ale w końcu złapał za moje nadgarstki, znów przyciągając mnie do siebie. Moje serce znów przyspieszyło swój rytm, tak jak kilka minut temu w pokoju Mario. Szybko mu się wyrwałam, z wrogim spojrzeniem, po czym wbiegłam do powoli zamykającej się windy.
- Marcela...- chłopak znalazł się przede mną. Już po chwili nie widziałam piłkarza...

***

Wracałam do hotelu, tak przygnębiona jak jeszcze nigdy. Powoli zapadał zmierzch, a ja dopiero teraz wracałam. 
Kiedy uspokoiłam się i upewniłam się, że jestem sama ze swoimi myślami, napisałam sms-a Reusowi, żeby się nie martwił i że wrócę niebawem. 
Usiadłam na leżaku przy basenie hotelowym, podkurczając nogi pod brodę i obejmując je rękoma. Po moich policzkach znów zaczęły spływać łzy, na samą myśl pożegnania z Moritzem i chłopakami. Nie wyobrażałam sobie Borussii bez tej trójki... Byli dla mnie bardzo ważni. Tak jak dla wszystkich kibiców. Nie. Dla mnie byli 100 razy bardziej ważni. Ja ich znam. Przyjaźnię się z nimi i sama myśl o tym, że oni wszyscy będą około 500 km ode mnie, przyprawia mnie o dreszcze. Ale nie to boli najbardziej.. Tylko to, że nie powiedzieli prawdy. Najbardziej boli kłamstwo Mo. Boli.. Cholernie boli. Jakbym dostała w policzek. Jakbym dostała kulką w rękę. Jakby ktoś połamał mi palce. Boli... Nie wiem czy zdołam mu wybaczyć. 

Wchodząc do pokoju, zobaczyłam Marco chodzącego w tą i z powrotem. Kiedy tylko mnie spostrzegł, praktycznie podbiegł do mnie, przytulając do siebie.
- Marcela...- wyszeptał mi do ucha, gładząc Mój włosy.
- Wiedziałeś...- wyszeptałam, wbijając paznokcie w jego nagie plecy.
- Cyśka.- prawieże wyjęczał.
- Przepraszam.- powiedziałam, szybko zabierając ręce.
- Martwiłem się o ciebie.- ujął moją twarz w swoje dłonie, patrząc mi prosto w oczy.
- Napisałam ci przecież..- odparłam bez większych emocji.- Był tutaj?
- Była cała trójka.- odpowiedział szybko.- I Kuba.- dodał, na co ja prychnęłam śmiechem, kręcąc głową.
- No co? Martwił się.- uśmiechnął się szeroko.
- Idę wziąć długą kąpiel.- zmieniłam temat.
- Może weźmiemy razem? Porozmawiamy przy okazji.- poruszył zabawnie brwiami, obejmując mnie w talii.
- Śmieszny jesteś.- prychnęłam.
- No ale ja się tak staram... A ty nie chcesz.- zrobił minkę małego pieska, spuszczając głowę w dół.
- Zdążymy jeszcze kochanie.- musnęłam jego wargi swoimi.
- Mmm...- zamruczał. W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi.- Proszę.- powiedział szybko blondyn. Odwróciłam się przodem do drzwi i ujrzałam w nich Moritza... 
- Yy... To.. To ja.. Ja pójdę do tej łazienki.- odparłam, nie wiedząc gdzie podziać wzrok. Weszłam i oparłam się o drzwi, głośno wzdychając..

*Marco*
Kiedy Błaszczykowska weszła do łazienki, Moritz widocznie posmutniał.
- Przyszedłem... Zobaczyć czy już wróciła.- powiedział zmieszany.
- Już jest. Jakieś 10 minut.- powiedziałem, siadając na łóżku.
- Nic tu po mnie.- odparł przygnębiony, kierując się w stronę drzwi.
- Moritz... Daj jej trochę czasu. Jej jest naprawdę trudno.- wstałem. Ten tylko uśmiechnął się blado, powiedział jeszcze krótkie 'cześć' i wyszedł.

Półtorej godziny później Marcela wyszła z łazienki w białym szlafroku. Mój wzrok spoczął na jej osobie. Dokładnie lustrowałem jej ciało, kiedy ta wyciągała z walizki swoją piżamę. Bez słowa z powrotem wróciła do łazienki, ale nie na długo, bo kilka minut później leżała obok mnie. 
- Możesz iść się wykąpać.- powiedziała, bez większych emocji. 
- Brałem już prysznic.- oznajmiłem, przyciągając blondynkę bliżej siebie. Objąłem ją prawą ręką, a ta wtuliła się we mnie jak mała dziewczynka, które boi się burzy. Leżeliśmy tak dłuższą chwilę w ciszy. Nie chciałem dokładać jej zmartwień jeszcze dzisiaj. Stwierdziłem, że porozmawiamy o wszystkim jutro, bo dzisiaj Polka jest już wystarczająco zmęczona.
- Kochanie...- szepnąłem. Nic.- Misiu...- powtórzyłem. Nic. Podniosłem się nieznacznie i spostrzegłem, że blondynka śpi. Uśmiechnąłem się na ten widok. Nie chcąc jej budzić, bezszelestnie i najdelikatniej jak mogłem wyślizgnąłem się z jej żelaznego uścisku, by zdjąć spodenki. Już kilka chwil później przykrywałem nas kołdrą. Marcela znów wtuliła się w mój tors.
- Kocham cię.- wyszeptałem, całując moją ukochaną w głowę i obejmując ją jeszcze dokładniej. Moje powieki powoli zaczynały robić się ciężkie. Nie potrafiłem utrzymać ich w górze, dlatego poddałem się i odpłynąłem do krainy Morfeusza. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Jestem! ☺
Postanowiłam wrócić teraz. 
Na razie wszystko jest w jak najlepszym porządku, więc nie widziałam sensu nu\ie powrócić.
Przemyślałam również kilka spraw i myślę, że raczej już nie będzie potrzeby zawieszenia tego bloga.
Mam nadzieję, że cieszycie się z tego obrotu spraw.
Postanowiłam również, że rozdziały będą długości takiej jak ten.
To chyba na tyle...

Do zobaczenia!