piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 81 ~ Muszę to wiedzieć.

- Marco..- mruknęłam. Czułam jak kąciki jego ust unoszą się do góry, by po chwili znów cmoknąć mnie w szyję.
- Wiem jak mam na imię.- zachichotał.
- Jesteś niemożliwy.- stwierdziłam. Czułam  bijącą od niego woń alkoholu. Bez wątpienia dużo wypił, jednak on ma mocną głowę. 
- To też wiem.- zacisnął palce na moim biodrze.- Chcę cię pocałować.- powiedział po chwili. Odwróciłam się przodem do niego, nie wiedząc co powiedzieć. Zbliżył swoje usta do moich, chcąc je złączyć..
- Nie.- powiedziałam stanowczo, po czym odepchnęłam go od siebie dłonią, na co ten przejechał kciukiem po moich wargach. Nic już mi nie odpowiedział, tylko wyszedł z mojej sypialni. Co to miało znaczyć? Teraz wyobrażam sobie, jak bardzo chciał mnie pocałować. Cholera! Zamknęłam oczy, by przypomnieć sobie smak jego cudownych, malinowych ust. Przygryzłam wargę. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko otworzyłam oczy i ujrzałam Mo w drzwiach.
- Cały czas mi gdzieś uciekasz.- zaśmiał się, wyciągając do mnie swoją dłoń.- Zatańczysz?- zapytał, a ja podałam mu swoją dłoń.
- Mhm.- przytaknęłam.- Ooo, moja piosenka. Chodź.- pociągnęłam go za rękę, schodząc po schodach i prawie się na nich potykając. Nie zwracając na to większej uwagi, dalej nuciłam piosenkę. 
Szalałam z Mo, zajmując połowę salonu, a reszta pokładała się ze śmiechu. 

*Marco* 
Cholera jasna! Tak bardzo chciałem ją pocałować, przytulić i powiedzieć, że nigdy nikogo nie kochałem tak bardzo jak jej, wiedząc, że nie będzie mieć nic przeciwko. Walczyłem i nadal chcę o nią wakczyć.. Ale nie wiem czy mam jakiekolwiek szanse z nim. Ewidentnie z kimś jest. Wiem to. To już nie jest ta Marcela. To już nie jest moja Marcela. Kurwa! Szaleję za nią! Kocham ją tak bardzo mocno, że aż mnie to boli. Boli to, że mnie odrzuca...

*Następnego dnia*
*Marcelina*
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Przewróciłam się na prawy bok i ujrzałam na szafce nocnej szklankę z wodą,a obok niej jakąś białą tabletkę. Stawiałam, że to przeciwbólowa. Głowa po prostu mi pękała. Już sobie wyobrażałam co czeka mnie, kiedy wyjdę z sypialni. Powoli zwlekłam się z łóżka i spostrzegłam, że nie mam na sobie sukienki. Tylko jakaś większa koszulka. Heh... Koszulka Marco. Co ja do cholery zrobiłam? Połknęłam lek, popijając go wodą mineralną. Wyszłam ze swojej sypialni, schodząc schodami na dół. Czekała tam na mnie niezbyt miła niespodzianka. Złapałam się za głowę, spoglądając na naścienny zegarek. Wskazywał godzinę 13:28. Impreza ostatecznie zakończyła się o godzinie piątej rano. Ruszyłam do salonu, żeby doprowadzić to mieszkanie do stanu używalności. Wiedziałam, że zajmie mi to sporo czasu.

*Marco*
Obudziłem się dość wcześnie. Zegarek wskazywał godzinę 12:34. Nie miałem większych planów na dzisiejszy dzień, dlatego poleżałem jeszcze pół godziny, po czym zwlekłem się z łóżka, wkładając na siebie szare spodnie dresowe. Zszedłem  na dół, prawie potykając się o swoją marynarkę, która leżała na schodach. Zakląłem cicho pod nosem, zabierając górną część garderoby. Wszedłem do kuchni, z lodówki wyjmując sok pomarańczowy. Strasznie chciało mi się pić. Postanowiłem, że jeżeli Marcela nie chce powiedzieć mi o co chodzi to może Kuba bądź Agata powiedzą mi cokolwiek na ten temat. Byłem przygotowany nawet na okropną prawdę. Byłem nawet wstanie znieść wiadomość, że zostawiła mnie dla innego faceta. Jednak gdzieś w głębi serca wierzyłem, że kocha mnie tak jak ja ją. 

Zaparkowałem pod domem Błaszczykowskich, czując jak moje serce przyśpiesza swój rytm. Wysiadłem, po czym zamknąłem swój samochód. Chwile później już słyszałem kroki, któregoś z domowników. Drzwi otworzyła mi Agata.
- Proszę, wejdź.- otworzyła szerzej drzwi, a ja wszedłem. Od razu przywitała mnie mała Oliwka. 
- Wujku, a pobawis sie ze mną dzisiaj?- zapytała, zarzucając ręce na moją szyję. 
- Może kawy?- usłyszałem głos Agaty, która podążała do kuchni. Poszedł w jej ślady. 
- Nie, nie. Ja przyszedłem w sprawie Marceli..- podrapałem się po głowie. 
- Wujek!- krzyknęła blondynka.
- Oliwia, nie krzycz.- skarciła swoją córkę Agata. 
- No dobźe.. Ide do swojego pokoiku, dobźe?
- Dobrze idź.- powiedziała Błaszczykowska, by po chwili zwrócić się do mnie.
- Słuchaj Marco...- oparła się o wyspę kuchenną.- To nie są moje sprawy. Musicie to sobie wyjaśnić sami. Ja nie mam zamiaru się wtrącać.- postawiła sprawę jasno. 
- Widzisz... W tym jest problem, że ona nie chce ze mną rozmawiać.
- Ymm...
- Twój problem, tak?- zaśmiałem się głupio.
- Nie tylko... Musisz to uszanować, Marco. To jej decyzja. Nie chce być z tobą i k...- nie pozwoliłem jej dokończyć. 
- Nie. Nie odpuszczę. Albo dowiem się tego od ciebie albo od Marceli.. Od kogokolwiek, ale się dowiem... Muszę to wiedzieć.- mówiłem stanowczo. Byłem zdeterminowany.. Patrzyłem jeszcze chwile na blondynkę, mając nadzieję, że powie mi cokolwiek, jednak przeliczyłem się. Ruszyłem do wyjścia, wiedząc już, że nie zdołam nic wyciągnąć od Agaty.
- Ona tyko martwi się o ciebie.- powiedziała, kiedy miałem już wychodzić. Stanąłem, jakbym zobaczył ducha. Jak to? Odwróciłem się, nie wiedząc co mam powiedzieć. Liczyłem, że powie mi więcej.- Marcela robi to dla ciebie.- dodała.
- Dla mnie? Proszę cię.- pokręciłem głową.
- Tak dla ciebie. To wszystko przez tego faceta, który wysyłał je te karteczki.- mówiła z grymasem na twarzy.
- Jak przez niego?- zapytałem.
- Nie mogę powiedzieć ci więcej. I tak źle zrobiłam mówiąc ci cokolwiek.- powiedziała.
- Dzięki.- pocałowałem ją w policzek, po czym wybiegłem z domu Błaszczykowskich. Szybko wsiadłem do swojego samochodu, kierując się stronę mieszkania Marceli. Miałem nadzieję, że zastanę ją. Musiałem to wyjaśnić. Dzisiaj. Teraz. Po 20 minutach byłem już na miejscu. Ruszyłem do wejścia i już po kilku minutach naciskałem dzwonek, stojąc pod drzwiami z numerem 15.

*Marcelina*
Kończyłam już sprzątać, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Idę!- krzyknęłam.- Kogo tu znowu niesie?- mówiłam do siebie. Przez ostatnie dwie godziny chyba z 15 osób przeszkadzało mi w sprzątaniu mieszkania po imprezie. Miałam już dość. Postawiłam worek ze śmieciami pod ścianą, który i tak po chwili przewrócił się, tym samym wysypując połowę swojej zawartości.- Cholera!- warknęłam. Otworzyłam drzwi, nie wierząc własnym oczom. Cofnęłam się o krok, czując jak moje ręce zaczynają drżeć, a nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
- Co ty tutaj robisz?- zapytałam cicho.
- Zamierzałaś mi powiedzieć?- zignorował moje pytanie.
- O czym mówisz?- nie rozumiałam go.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.- warknął. Taa.. Już wiem.
- To moja decyzja.- chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, jednak ten włożył nogę pomiędzy framugę, a drzwi.
- Wydaje mi się, że należą mi się jakieś wyjaśnienia, nie sądzisz?- wszedł do środka. Cofnęłam się.
- Nie, nie sądzę.- syknęłam.
- Marcela, nie rób ze mnie idioty..- chciał kontynuować, jednak mu przerwałam.
- Wyjdź.
- Słucham?- zaśmiał się.
- Wyjdź.- powtórzyłam.
- Nie wyjdę dopóki nie dowiem się o co chodzi.- oparł się nonszalancko o drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Proszę bardzo.- powiedziałam, odwracając się na pięcie i podchodząc do worka. Ukucnęłam przy nim, by pozbierać śmieci, które się wydostały. Kątem oka zerknęłam w lustro, wiszące na ścianie. Podniosłam się i zobaczyłam chytry uśmieszek Reusa, Dupek! Przygryzł wargę, dokładnie lustrując wzrokiem moją osobę.
- Ładnie ci w mojej koszulce.- zaśmiał się, na co ja wywróciłam oczami. Irytował mnie.
- Jeżeli masz zamiar tylko gapić się na moją dupę to nie widzę sensu, żebyś tutaj dalej stał. Drzwi masz za sobą.- powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Nie gapię się na twój tyłek.- zaprzeczył.
- Taa, z pewnością.- sarknęłam.
- Marcela, porozmawiaj ze mną, do cholery!- złapał mnie za rękę i pchnął na ścianę.
- Puść, to boli.- syknęłam.
- Powiedz mi czy to ma związek z tym facetem, który cię zgwałcił..- ściszył głos.
- Tak, kurwa! To wszystko przez niego! To co stało się z nami to też jego wina. To chciałeś usłyszeć?- wykrzyczałam mu prosto w twarz, czując jak w moich oczach zbierają się łzy. Nie chciałam, by blondyn je zobaczył, dlatego spuściłam głowę w dół.
- Marcela, kocham cię. Przejdziemy przez to razem...- złapał opuszkami palców za mój podbródek, po czym uniósł go. Spojrzałam mu w oczy, próbując coś z nich wyczytać. Przymknęłam oczy, kiedy jego usta spotkały się z moimi w delikatnym pocałunku. Położył dłoń na mojej talii, mocno ją ściskając i przyciągając mnie do siebie. Czułam się tak bardzo bezpiecznie. Jak jeszcze nigdy. Uwierzyłam, że będzie dobrze. Brakowało mi go. Brakowało mi osoby, która przytuli i powie to głupie 'będzie dobrze'. Nie chciałam, żeby kończył pocałunek i wypuszczał mnie ze swoich ramion, dlatego położyłam dłoń  na jego karku, nie pozwalając jego ustom uciec od moich. Nim się obejrzałam byłam już przyparta do szafy, która stała na przeciw ściany, o którą jeszcze chwile temu się opierałam. Drugą dłoń przeniósł na moje udo, podciągając je i zahaczając o swoje biodro. Nadal zachłannie mnie całował. Nie chciałam tego przerywać. Byłam tak bardzo spragniona jego bliskości, że aż zapomniałam o tym co sobie obiecałam. Gdzieś w głębi serca byłam zła na siebie, że mu uległam. Blondyn złapał za oba moje uda, podciągając mnie na odpowiednią wysokość i zaplatając sobie moje nogi wokół jego bioder. Mruknęłam cicho, odrywając się na chwilę od Marco, by złapać oddech. Tym razem to ja złączyłam nasze wargi w namiętnym i równie gorącym pocałunku. Ruszył do salonu, po czym usiadł na kanapie, sadzając mnie sobie na kolanach. Zgarnęłam moje długie blond włosy na lewe ramie, po czym zarzuciłam dłonie na jego szyję. Po chwili poczułam jego dłonie na moich pośladkach, na co zaśmiałam się. Spojrzałam w jego oczy, w których tańczyły te dobrze znane mi iskierki i wtedy dopiero uświadomiłam sobie co ja robię...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na początku chciałam Was przeprosić za to, że rozdział pojawia się dopiero teraz. 
Wakacje już się kończą, a ja chciałabym korzystać z nich jak tylko mogę. Za kilka dni zacznie się rok szkolny i będzie sporo nauki.
I jeszcze jedna ważna rzecz... Do końca zostało tylko kilka rozdziałów.. 

Pozdrawiam! ☺

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 80 ~ So call me, maybe?

- Też kiedyś byłam zakochana...- westchnęła głośno, opuszczając bar. Oparłam się o ścianę, po czym złapałam się za głowę, pocierając palcami wskazującymi skronie. Przygryzłam wargę, próbując przypomnieć sobie smak jego ust. Byłam tak bardzo zakochana. W nim, w tym dupku, dla którego jestem w stanie się tak poświęcić. Ale to chyba to jest miłość? 
Dokończyłam moje zamówienie i wkręciłam się w wir pracy, starając się nie myśleć o Marco. I w pewnym sensie udało mi się to. Jednak... Jednak czułam wewnętrzną pustkę. Tęskniłam za nim.

Następnego dnia pracę zaczęłam trochę wcześniej niż powinnam, jednak to tylko ze względu na to, że nie miałam najmniejszej ochoty siedzieć sama w mieszkaniu i oglądać telewizję. Jak to czasem bywało pewni mężczyźni zaczepiali mnie, tak było też tym razem. Ja jednak nic sobie z tego nie robiłam i każdemu dawałam do zrozumienia, że nie mam ochoty na flirty. Większość odpuszczała, a jedyni po prostu nie dawali za wygraną. Dzisiaj sprawdził się ten drugi przypadek. Facet był strasznie nachalny, a ja nie miałam zamiaru dalej bawić się z nim w te beznadziejne gierki. Po prostu przywaliłam mu pięścią w twarz. Co prawda ręka bolała mnie i to cholernie, ale nie dawałam po sobie tego poznać. Mężczyzna natychmiast doskoczył do mnie i po prostu chciał mnie uderzyć, jednak kolega go powstrzymał. Jeszcze tego mi brakowało, żeby jakiś palant się przyczepił. Przestraszyłam się go, jednak ten niespodziewanie odpuścił, siadając na swoim miejscu. A co w tym wszystkim najdziwniejsze? Przez gardło, prawie niesłyszalnie przeszło mu krótkie "przepraszam". Zaniemówiłam, jednak w czas się ocknęłam i wróciłam za bar. Zrealizowałam zamówienie dwóch mężczyzn, dokładając jeszcze do tego woreczek z kostkami lodu. Zaniosłam to im, odchodząc bez słowa. Sama wzięłam sobie woreczek z lodem, siadając pod ścianą i przykładając go do lekko zaczerwienionej dłoni. Szczypało jak cholera.
- Masz charakter.- usłyszałam dobrze mi znany głos.
- Jak każdy.- burknęłam, bez namysłu.- Przepraszam.- dodałam.
- Też taka byłam... I też miałam problem z facetem.
- Tylko, że to nie jest problem.- mruknęłam, ściskając obolałą pięść.
- Tak, a co?- zapytała, wkładając w te kilka zdań tyle jadu ile tylko mogła. Zachichotałam. To prawda, ma charakter.
- Nic pani nie rozumie.- wstałam, kręcąc głową.
- Może pomożesz mi zrozumieć?- również się podniosła.
- Zakończyłam nasz związek tylko dla niego. Żeby był bezpieczny. Mam problem z pewnym mężczyzną i jeżeli nie zakończę związku z Marco to stanie się mu krzywda. A tego naprawdę nie chcę.- powiedziałam krótko, nie mając ochoty na dalszą rozmowę z panią Sophią.
- Kochasz go, prawda?
- Cholernie mocno.- odparłam, patrząc na swoją zaczerwienioną dłoń, do której przykładałam zimny woreczek.

*Wieczorem*
Goście powoli zaczęli zbierać się w moim nowym mieszkaniu, a ja już w głowie miałam obraz tego całego bałaganu oraz mnie samej sprzątającej ten bajzel.  Krzątając się po kuchni, usłyszałam kolejny już dzisiejszego wieczoru dzwonek do drzwi. Heh... Dziwne, że był jeszcze słyszalny. Wiedziałam, że za kilka godzin już go nie usłyszę.
- Cześć Marcela. Dawno się nie widziałyśmy.- odparła Ania, obok której stał Robert, obejmując ją w talii.
- To prawda. Proszę, wejdźcie.- powiedziałam, przepuszczając w drzwiach parę.- Jejku, naprawdę nie musieliście.- dodałam, kiedy wręczyli mi drobne upominki. Ania uśmiechnęła się tylko na znak, że to nic wielkiego i weszła do środka. Już miałam zamykać drzwi, kiedy usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się. Boże!
- Yy, p... Nie zauważyłam cię, przepraszam.- zamotałam się, przepuszczając blondyna w drzwiach. Było mi tak cholernie głupio. Jak mogłam go nie zauważyć?
- Cześć.- powiedział, puszczając sobie moje słowa koło uszu. Zbliżył się do mnie i pocałował w policzek, kładąc jedną dłoń na mojej talii.- Ślicznie wyglądasz.- szepnął mi na ucho, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
- Dziękuję.- czułam jak moje policzki zaczynają się rumienić. Piłkarz, zaśmiał się tylko, idąc wgłąb mieszkania. Wcześniej jeszcze podając mi torebkę z ładnie zapakowanym trunkiem. Odniosłam wszystko do kuchni, a po chwili usłyszałam kolejny dzwonek. Tym razem w drzwiach pojawili się Mitch i Riri, a za nimi Erik. Uśmiechnęłam się widząc Durma, ponieważ dawno się z nim nie widziałam i w końcu będę miała okazję z nim porozmawiać.
- Nie pijesz dzisiaj.- oznajmiłam blondynowi, na co ten głośno się zaśmiał.
- Że niby miałbym nie opić twojego nowego mieszkanka? Nie rozśmieszaj mnie.- zaśmiał się, tuląc mnie do siebie.
- Erik, błagam nie uduś mnie.- jęknęłam.
- Sexy wyglądasz w tej sukience. Nic tylko się brać za ciebie.- zachichotał słodko.
- Przestań.- walnęłam go w ramie.- Piłeś już coś?
- Nie. Nic, a nic. Czekałem na ciebie.- powiedział ciągnąc mnie do salonu. Podał mi piwo, a drugie wziął dla siebie.- No pij.- ponaglił mnie, a ja wzięłam łyk alkoholu.
- Tańczymy!- krzyknął ktoś i podgłośnił lecącą piosenkę.
- So call me, maybe?- śpiewał Erik, ciągnąc mnie za rękę na sam środek salonu. Położył dłonie na moich biodrach, a ja zaczęłam się zgrabnie poruszać. Zarzuciłam dłonie na szyję blondyna, co chwile głośno się śmiejąc. Świetnie się z nim bawiłam, ma dużo energii, której chyba nie ma gdzie wyładować. Jak na razie impreza świetnie się zapowiada, zobaczymy co będzie dalej. Mam nadzieję, że do końca będę się tak dobrze bawiła.
- Widzę, że się świetnie bawisz beze mnie.- usłyszałam szept blondyna, przechodzącego obok mnie. Jego głos... Wyrażał smutek i zawód. No ale kurde..! Skoro organizuję imprezę to mam w zamiarach dobrze się bawić, prawda? Nim zdążyłam się obejrzeć za Marco, już tańczyłam w ramionach Matsa.
- Nie rozglądaj się tak za nim, bo pomyśli, że ci zależy. A tego chyba nie chcesz, nie?- przeraziły mnie słowa Hummelsa. Skąd on wie o tym co się stało pomiędzy mną a Marco? Wszyscy już wiedzą? No bez jaj!  
- Nie zależy mi na nim.- starałam się być jak najbardziej wiarygodna.
- Jasne.- sarknął.
Zabawa coraz bardziej się rozkręcała, a ja coraz lepiej się bawiłam i powoli zapominałam o obecności Marco. Kiedy chyba po raz setny dzisiejszego wieczora tańczyłam z Erikiem, który co chwile opowiadał mi jakieś śmieszne sytuacje z ostatnich kilku tygodni, usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiona spojrzałam na blondyna, na co on tylko wzruszył ramionami. Już po chwili otwierałam drzwi, a kogo w nich zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
- Moritz!- rzuciłam się na przyjaciela, a ten natychmiast odwzajemniając mój uścisk. Nie wierzyłam własnym oczom. Jak on tutaj? Przecież... Skąd wiedział?- Co ty tutaj robisz?- spytałam, odsuwając się od piłkarza Stuttgartu.
- Miałbym ominąć taką okazję spotkania się z tobą? Nigdy!- powiedział, znów tuląc mnie do siebie.- Tęskniłem.- dodał cicho, prawie niesłyszalnie. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, nie chciałam znów zaczynać tego tematu, więc udałam, że tego nie słyszę.
- Skąd wiedziałeś?- zapytałam, na co ten uśmiechnął się głupio.
- Marco.- szepnął mi na ucho, na co ja momentalnie odsunęłam się od niego. Marco? Naprawdę?
- Więc zapraszam o mojego nowego mieszkania.- przesunęłam się w drzwiach, wpuszczając przyjaciela.
- Dziękuję, dziękuję.- zaśmiał się.
- Mario i Leo też będą?- zapytałam Marco, opierającego się o ścianę.
- Nie. Są na obozie.- odpowiedział.- Możemy porozmawiać?- zapytał, a ja właśnie tego pytania się obawiałam. Naprawdę nie miałam ochoty z nim teraz rozmawiać. W ogóle nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
- Marcela! Chodź tu!- usłyszałam głos Mo, a po chwili poczułam uścisk na swoim nadgarstku. Przyciągnął mnie do siebie, by po chwili prowadzić do salonu. Zaśmiałam się głośno z jego miny. W duchu dziękowałam, że uwolnił mnie od odpowiedzi Marco.

Czując jak robi mi się niedobrze, powoli oddalałam się od gości. Schodami podążyłam do swojej sypialni, gdzie już po chwili stałam na balkonie, opierając się o balustradę... Zaczynam układać sobie życie i co? I jakoś średnio mi to wychodzi. Próbuję sobie wmówić, że nie kocham Marco, ale to tylko głupie złudzenia. Wiecie co? Najgorsze co może być to kłamstwo wobec samego siebie. Jeszcze niedawno mówiłam o tym Marco. Mówiłam, żeby nie okłamywał samego siebie, a ja co teraz robię? Dokładnie to samo.
Po chwili usłyszałam ciche i powolne kroki. Chciałam się odwrócić, by zobaczyć kto to, jednak coś w środku podpowiadało mi, że nie mogę tego zrobić. Kiedy był już na balkonie, poczułam zapach tych perfum. Tych, które tak ubóstwiałam. Delikatny dotyk dłoni i od razu zrobiło mi się cieplej. Przejechał dłonią wzdłuż mojej talii, by po chwili odgarnąć tą samą dłonią włosy, swobodnie opadające na moje ramie.
- Szaleję za Tobą.- wyszeptał. Ja za tobą też, Marco. Nie! Nie mów tego. Nie możesz... Subtelnie muskał palcami moje ramie.- Kocham cię. Tak bardzo mocno.- wyszeptał, jakby bojąc się, że to usłyszę. Jego głos drżał.
- P.. Przestań..- szepnęłam. Nie chciałam, żeby to zaszło za daleko. Jednak pragnęłam tego. Pragnęłam, by był przy mnie codziennie. By mówił mi to już zawsze.
- Powiedz co zrobiłem źle. Naprawię to. Postaram się być lepszy. Marcela, proszę cię... Powiedz, a... Nie zostawiaj mnie.- ostatnie zdanie wyszeptał. Naparłam dłońmi na barierkę, mocno ją ściskając. Czułam narastającą złość. Chciałam uderzyć w nią, by wyładować swoją frustrację.
- Kocham cię. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie..- miałam wrażenie, że zaraz zacznie płakać, jego głos się załamał, a ręce strasznie drżały.- Chcę, żebyś dzieliła ze mną swoją codzienność. Tylko tego chcę. Czuć, że jesteś obok...- mówił z taką pasją, która z jednej strony była cudowna, urocza i magiczna, zaś z drugiej przerażająca i niedorzeczna. Nie wiedziałam co mam zrobić. Miałam cholerny mętlik w głowie. Nie wiedziałam czy mam wrócić do niego czy zostawić i zapomnieć. Heh... Po pierwsze to już go zostawiłam, a po drugie próbowałam zapomnieć. I co? I nic mi z tego nie wyszło. Co więcej! Zobaczyłam, że nie jest kolejnym facetem w moim życiu. Zobaczyłam, że nie jest kolejną miłością, która minie po jakimś czasie. Zobaczyłam, że przy nim czuję się wyjątkowa i ważna.
Między nami zapanowała długa cisza. Żadne z nas się nie odzywało. Muskał palcami moje ramie i kark, a ja patrzyłam przed siebie, myśląc nad tym co mogę mu powiedzieć. Jednak po chwili poczułam jego delikatne, popękane usta na moim karku. Składał na nim krótkie pocałunki. Jego dłonie krążyły wzdłuż mojej talii, co chwile zahaczając o brzuch, by zacząć kreślić na nim różne wzory.
- Marco..- mruknęłam. Czułam jak kąciki jego ust unoszą się do góry, by po chwili znów cmoknąć mnie w szyję.
- Wiem jak mam na imię.- zachichotał.
- Jesteś niemożliwy.- stwierdziłam. Czułam  bijącą od niego woń alkoholu. Bez wątpienia dużo wypił, jednak on ma mocną głowę. 
- To też wiem.- zacisnął palce na moim biodrze.- Chcę cię pocałować.- powiedział po chwili. Odwróciłam się przodem do niego, nie wiedząc co powiedzieć. Zbliżył swoje usta do moich, chcąc je złączyć..
- Nie.- powiedziałam stanowczo, po czym odepchnęłam go od siebie dłonią, na co ten przejechał kciukiem po moich wargach. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejoo misiaczki! ;d
Jak mijają Wam ostatnie tygodnie wakacji? Mnie osobiście całkiem nieźle.
Powiem Wam, że wena mnie nie opuszcza i piszę już kolejny rozdział.
Ale mam nadzieję, że podobają się Wam?

Buziaczki ;** 

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 79 ~ Kim on jest?

Złapałam się za głowę nie wiedząc co dalej mam zrobić. Po chwili ujrzałam wyrastającego przede mną blondyna. Ujął moją twarz w swoje duże dłonie, patrząc uważnie w moje oczy.
- Wyjdź.- szepnęłam. Stał tak jak stał. Nic nie zrobił.- Wyjdź.- powtórzyłam nieco głośniej, widząc, że szeptem nic nie zdziałam.
 - Na pewno chcesz tego?- zapytał, unosząc moją głowę na wysokość swojej, by móc patrzeć w moje oczy.
- Wyjdź.- powtórzyłam szepcząc. Nie potrafiłam inaczej. Co ja pieprze!? Ja inaczej nie mogłam. Robię to tylko i wyłącznie dla niego. Jego oczy znów zmieniły barwę na ciemną. Był zły. Ale czego ja mu się dziwię?
- Będziesz tego żałować.- warknął, trzaskając drzwiami. Po tym jak blondyn wyszedł, ja zamknęłam za nim pośpiesznie drzwi. Oparłam się o nie, po czym zsunęłam, zanosząc się głośnym płaczem. Straciłam go? Wybaczy mi?
I co ja mam teraz do cholery zrobić? Nie potrafię o nim zapomnieć, od tak. Nie potrafię i już. Nawet nie wiem jakbym bardzo próbowała... Miesiąc. Calutki miesiąc próbowałam i co? I tak po prostu przyszedł i zniszczył moje starania. 
Nie minęło nawet 10 minut, a usłyszałam dzwonek do drzwi. Podniosłam się, pośpiesznie wycierając łzy z policzków. Stanęłam przed lustrem, poprawiając włosy i przyglądając się swojej twarzy. Nie wyglądałam źle, może nie zauważą. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich rodzinkę Błaszczykowskich. 
- Ciooocia!- krzyknęła mała, rzucając mi się w ramiona.
- Chodź szkrabie.- wzięłam ją na ręce, wpuszczając małżeństwo do środka. 
- Jak z Marco?- zapytał Kuba, rozsadzając się na kanapie w salonie.
- Poczekaj chwilę.- powiedziałam, po czym ruszyłam schodami na górę mieszkania do małej garderoby. Z jednej z półek zabrałam puzzle, które spodobały się Oliwii i zeszłam z nią na dół do salonu. Postawiłam małą blondyneczkę na podłodze, a ta wyrzuciła puzzle, rozsiadając się na środku salonu.
- Czego się napijecie?- zapytałam, kierując się do kuchni.
- Zmieniasz temat.- syknęła blondynka, wchodząc za mną.
- Był tutaj, to chciałaś usłyszeć?- wybuchnęłam, jednak po chwili stwierdziłam, że to nie było odpowiednie zachowanie.- Przepraszam...- dodałam.
- Wiem, że tutaj był, ponieważ podałam mu twój adres.- odparła, opierając się o blat kuchenny.
- Po co?
- Powinnaś mu to wyjaśnić.
- Nie. Nie mogę, on się na to nie zgodzi.- pokręciłam głową. Nie mogłam mu o tym powiedzieć. On by walczył.. O mnie, o nasz związek. A przecież ma zapomnieć, my mamy zapomnieć o sobie.
- Bo cię kocha... I tęskni za tą Marcelą.- powiedziała, łapiąc mnie za ramię. 
- Tylko, że... Ja robię to dla niego. Nie mogę pozwolić, żeby on mu coś zrobił.
- Kochanie.. Marco nie jest małym chłopcem, poradzi sobie.- przytuliła mnie.
- Nie rozmawiajmy o tym, dobrze?- zapytałam.
- Powiesz mu?
- Jeszcze nie teraz. I proszę cię, nie mów mu o niczym.
- To wasza sprawa. Ja nie będę się w to mieszać.- uniosła ręce do góry, jakby w geście obrony, na co ja zaśmiałam się.
Po kilku minutach, wróciłam z bratową do salonu, gdzie Kuba układał puzzle z córką. Tak słodko razem wyglądali. To bardzo wzruszający obrazek. 
Minęła może godzina, a mój telefon dał znać, że ktoś się do mnie dobija. Zaczęłam krążyć po pokoju w poszukiwaniu komórki, aż w końcu ją znalazłam. Leżała pod poduszką. Pośpiesznie odebrałam widząc, że dzwoni moja pracodawczyni. Jak się później okazało musiałam iść do pracy na kilka następnych godzin, ponieważ dziewczyna, która miała dzisiejszą zmianę zemdlała i karetka zabrała ją do szpitala. Wytłumaczyłam Agacie i Kubie, że musimy się pożegnać, jednak oni nie mieli z tym większego problemu.
- Spoko. My idziemy do...- mój brat miał zamiar kontynuować, jednak Oliwia mu przerwała.
- Zoo!- krzyknęła.
- No dobrze, to opowiesz mi później jak było, okey?- spytałam małej na co ta pokiwała głową na tak.

***

Zamarłam. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Schować za tym barem, by tylko nie patrzeć w ich stronę. Zajebiście! Ja to mam niespotykane szczęście! Super po prostu! Chętnie wezmę lekcje kamuflażu. Ktoś chętny? 
- Marcela mogłabyś obsłużyć panów?- zapytała mnie właścicielka knajpki.
- Oczywiście.- uśmiechnęłam się sztucznie, wychodząc zza baru i kierując się w stronę piłkarzy.
- Co podać?- zapytała, patrząc w notes, by tylko nie patrzeć na nich.
- Ja poproszę...- usłyszałam głos Auby.- Marcela?- zapytał zaskoczony.
- Ttak.- zająknęłam się.- To co?- spojrzałam na blondyna, który patrzył na 
mnie, nie odrywając wzroku nawet na chwilę.
- Usiądziesz z nami?- zapytał blondyn, a ja prawie upuściłam długopis, który trzymałam właśnie w dłoni.
- Pracuję.- odpowiedziałam krótko.
- To ja piwo.- warknął Marco. Chłopcy złożyli zamówienie, a ja mając już odchodzić, przypomniałam sobie, że miałam zaprosić ich na imprezę.
- W sobotę robię imprezę, wpadniecie?- zapytałam, uśmiechając się lekko. 
- Oo, dobrze się składa, bo akurat Klopp odwołał trening.- potarł dłoń o dłoń Robert.
- Ja chętnie zabaluję.- odezwali się prawie równocześnie Erik i Jonas.
- A twój nowy facet będzie?- usłyszałam głos blondyna i miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Byłam zła, a jednocześnie smutna. Dupek! Zapanowała głupia cisza, a ja nie zamierzając stać nad nimi jak ostatnia idiotka, odeszłam. Jednak nie za daleko, ponieważ dogonił mnie. Złapał za rękę, gwałtownie odwracając mnie w swoją stronę.
- Nie, nie będzie mojego nowego faceta, jeżeli to chciałeś wiedzieć.- warknęłam i wyrwałam się z jego uścisku, wchodząc z bar. Wiedziałam, że blondyn nie ma prawa tutaj wejść i tego nie zrobi. Jak bardzo się pomyliłam? Bezczelny! Wszedł za bar i pociągnął mnie na zaplecze, popychając na ścianę. 
- Cco t...?- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ blondyn wpił się w moje usta, wcześniej łapiąc za moje nadgarstki w swoją dłoń i umieścił je nad moją głową. Nie chciałam tego, jednak nie potrafiłam też się mu oprzeć. Był tak strasznie pociągający. Drugą dłoń położył na mojej talii, delikatnie przyciągając mnie do siebie. Z jednej strony był czuły, zaś z drugiej chciał pokazać, że to on jest tutaj górą, a to było niesamowicie pociągające. Wsunął swój język do mojej buzi, pieszcząc moje podniebienie. Nasze języki wiły się w dzikim tańcu. Chciałam być jeszcze bliżej niego, by po prostu czuć, że przez chwile jest tylko mój i tylko dla mnie. Po chwili puścił moje nadgarstki, lewą dłonią zajeżdżając po mojej ręce, aż do policzka. Przejechał po nim kciukiem, zahaczając o kącik moich ust. Mruknęłam cicho, z przyjemności jaką mi dawał. Jednak wiedziałam, że jesteśmy w miejscu publicznym i za chwilę ktoś może nas przyłapać. Szybko odgoniłam te myśli od siebie, tłumacząc to tym, że druga taka okazja może się nie powtórzyć. Jestem żałosna... Jedną ręką, przyciągnęłam blondyna do siebie, powoli czując jak moje serca przyśpiesza swój rytm. To było coś niebywałego. Oderwał się na chwilę ode mnie, by spojrzeć w moje oczy. Jednak one nic nie wyrażały. Robiłam źle, ale nie potrafiłam nic z tym zrobić. Pragnęłam go i raniłam. Dawałam mu nadzieję. Położyłam rękę na jego szyi i chciałam go znów pocałować, jednak... Nie potrafiłam. Jakby wewnętrzny hamulec, takie zahamowanie. Jakbym robiła coś złego... bo w pewnym sensie robiłam to. Nie mogłam się ruszyć, nie chciałam go ranić i musiałam się powstrzymać. Jednak on nie miał zamiaru tak tego kończyć. Przywarł swoim ciałem do mojego, składając na moich ustach kolejny pocałunek. Był delikatny i czuły, jakby chciał pokazać, że jest mnie wart. Odepchnęłam go gwałtownie od siebie, czując jak do moich oczu, napływają łzy. 
- Przestań.- wyciągnęłam ręce, by nie podszedł do mnie, odpychając się przy tym od ściany.
- Powiedz, proszę... Powiedz, co zrobiłem źle.- jego głos się załamał. Patrzyłam na niego i nie wiedziałam co mu powiedzieć. 
- Nic.- szepnęłam. 
- To co jest nie tak?- uniósł głos.- Kim on jest?- wydusił, szeptem. Słucham? Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Popłakać... Zwyczajnie wypłakać się. Jak mógł pomyśleć, że mam kogoś? Że go z kimś zdradziłam?
- Marcela, pomóż mi, proszę.- usłyszałam głos pani Simone. Spojrzała wymownie na Reusa, a ten tylko spojrzał na mnie z wrogością w oczach, wychodząc do chłopaków. Spojrzałam na moją pracodawczynię, spuszczając wzrok, na co ta tylko pokiwała głową z politowaniem.
- Też kiedyś byłam zakochana...- westchnęłam głośno, opuszczając bar. Oparłam się o ścianę, po czym złapałam się za głowę, pocierając palcami wskazującymi skronie. Przygryzłam wargę, próbując przypomnieć sobie smak jego ust. Byłam tak bardzo zakochana. W nim, w tym dupku, dla którego jestem w stanie się tak poświęcić. Ale to chyba to jest miłość? 
Dokończyłam moje zamówienie i wkręciłam się w wir pracy, starając się nie myśleć o Marco. I w pewnym sensie udało mi się to. Jednak... Jednak czułam wewnętrzną pustkę. Tęskniłam za nim.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak podoba Wam się nowy rozdział? Mam nadzieję, że nie zawiodłam.
Dziękuję również za nominację do Liebster Award!
Jestem niezmiernie szczęśliwa! Zapraszam do zakładki!

Pozdrawiam!

środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 78 ~ Czyżby?

Cicho otworzyłem drzwi, by nie obudzić blondynki. Równie cicho, wszedłem do jej pokoju, zamykając za sobą drzwi, by odgłosy z dołu nie obudziły Marceli, po czym podszedłem do jej łóżka. Ukucnąłem przy nim, patrząc jak blondynka śpi. Zawsze uwielbiałem obserwować jak śpi. Była wtedy taka cudowna, niewinna, słodka i nietykalna. Zakochiwałem się w niej coraz bardziej i nikt tej miłości nie ma prawa nam odebrać. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdybym ją stracił. Nie wiem ile czasu minęło, kiedy siedziałem przy blondynce, jednak po jakimś czasie usiadłem, ponieważ nogi zaczęły mnie boleć. Wnet poczułem na swojej ręce, uścisk. Uniosłem głowę, a Marcela patrzyła na mnie.
- Marco? Chodź do mnie.- powiedziała, uśmiechając się słabo.
- Nie. Będę się już zbierał, kochanie.- ucałowałem zewnętrzną stronę jej dłoni.
- Proszę...- szepnęła, na co ja położyłem się obok niej. Blondynka spojrzała w moje oczy, po czym mocno się do mnie przytuliła, na co ja pocałowałem ją w głowę, przykrywając ją kocem.- Dziękuję.- powiedziała, bawiąc się moją koszulką.
- Za co?
- Za to, że jesteś. Za wszystko.- odparła, widziałem, że była słaba. 
- Śpij kochanie, ja już muszę iść.- próbowałem wygramolić się z łóżka, jednak wnet poczułem jak blondynka łapie za moją koszulkę, przyciągając do siebie.- Oj, Marcela...- westchnąłem, uśmiechając się głupio, przygryzając przy tym wargę.

*Cztery tygodnie później*
*Marcelina*
Przez ostatnie cztery tygodnie, dużo zmieniło się w moim życiu. Można powiedzieć, że zaczęłam je sobie układać. W końcu odpoczęłam od facetów, od wszystkich, bez wyjątków. Wyprowadziłam się z domu Kuby i Agaty, a sama zamieszkałam w jednym z najlepszych dortmundzkich bloków. Nie potrzebowałam dużego apartamentu, wystarczy zwykłe mieszkanie. Urządziłam je według swojego gustu i czułam się w nim bardzo dobrze. Zdecydowałam się na studia menadżerskie i za niecałe dwa tygodnie zaczynam naukę. Stwierdziłam, że fotografia to nie szczyt moich możliwości, a swoich sił mogę spróbować właśnie jako menadżer. Zdjęcia mogę robić zawsze i wszędzie, jednak zalicza się to bardziej do zainteresowań. W międzyczasie pracuję w kawiarni, może i nie jest to szczyt moich marzeń. Powiem więcej, to na pewno nie jest szczyt moich marzeń, ale od czegoś trzeba zacząć. 
I jeszcze jedna bardzo ważna decyzja w moim życiu, nie mogłam postąpić inaczej. Zerwałam wszelkie kontakty z Reusem. Tak, z Marco. Dlaczego? Otóż to bardzo proste. Nie kochałam go? Nigdy? Od początku tylko udawałam? Nie. Nigdy nie udawałam. Kochałam i kocham go nadal. Jednak tak będzie lepiej i bezpieczniej. Dla kogo? Dla wszystkich? Nie. Przede wszystkim dla niego. 
Należą się wyjaśnienia? Chyba tak. Zrobiłam to tylko i wyłącznie dla niego. Po prostu, żeby był bezpieczny. Cztery tygodnie temu, w sobotę, tuż przed zaprezentowaniem stadionu, zgłosiłam wszystko na policję. I wszystko zaczęło się jakby na nowo. Cały ten koszmar. Kilka godzin po tym, dostałam bukiet białych róż, a w nich karteczka. "Pożałujesz tego, skarbie. Ty i twój facet." 
Tuż po zaprezentowaniu stadionu, wróciliśmy do domu Kuby. Ja, Agata, Oliwia i mój brat, jednak ja wiedziałam, że ten dzień nie skończy się happy endem. Wiedziałam, że zdarzy się coś złego, dlatego wybrałam się do Marco. To co tam zobaczyłam? Heh... Otwarte drzwi wejściowe i już wiedziałam, że dzieje się coś złego. Na środku salonu leżał blondyn, a na nim siedział ten facet, okładając go pięściami. Sam salon nie wyglądał dobrze, poprzewracane meble...
Jakimś cudem zdołałam odciągnąć tego faceta, od ukochanego, jednak ten zagroził, że na tym nie poprzestanie. I wiedziałam, że tak właśnie będzie. Niedługo po tym, prześladowca poinformował mnie, że jeżeli nie zakończę znajomości z piłkarzem, gorzko tego pożałujemy,  ja i on. Wiedziałam, że on nie żartuje, dlatego wolałam nie ryzykować. Wiedziałam na co go stać i nie zamierzałam narażać na niebezpieczeństwo Marco. Było mi obojętne to co będzie ze mną. To czy zrobi mi krzywdę czy nie. Byłam w stanie, przyjąć na swoje barki największy ból, byleby tylko nie musieć patrzeć na krzywdę Marco, a przecież to właśnie to, było dla mnie największym bólem. 
Przez kolejny tydzień nie mogłam zebrać się w sobie, nie potrafiłam normalnie funkcjonować, jednak wiedziałam, że ta decyzja jest najlepsza. Dla niego. Nie odbierałam od niego telefonów, nie odpisywałam na esemesy. Po prostu tak było łatwiej i prościej. Nie musiałam patrzeć w jego przepełnione miłością i szczęściem oczy i powiedzieć, że to koniec. Że nie możemy się spotykać, całować, przytulać. Że po prostu nas już nie ma. Jestem ja. I jest on. Nie my. Każde zacznie nowe życie, od nowa. Z dala od siebie. Heh... Kogo ja próbuję oszukać? Chyba tylko samą siebie.
O moim aktualnym miejscu zamieszkania wiedzą tylko moi najbliżsi. Agata i Kuba. Niedawno zebrało się w moim życiu na wspomnienia i przypomniałam sobie, że w moim życiu pojawiła się kiedyś pewna Sophie. A Moritz? Moritz miał co do niej całkowitą rację. Napisała mi esemesa, że nigdy nie uważała mnie za przyjaciółkę. I to w zupełności mi wystarczyło. 
Szperałam po szafkach, w poszukiwaniu czegoś z czego mogłam zrobić coś do przekąszenia. Jednak po pierwsze, nie miałam na nic pomysłu, a po drugie nie miałam produktów do przygotowania jakiegoś smakołyku. Dlatego postanowiłam wybrać się do sklepu, by zrobić małe zakupy. Kiedy powoli wchodziłam na schody, a przy tym zdejmowałam swoją koszulkę, usłyszałam dzwonek do drzwi. Z powrotem naciągnęłam na siebie bluzkę, kierując się w stronę drzwi.
I znów to samo. Znów muszę leczyć rozdrapane rany. To czego najbardziej się obawiałam. Miał nie wiedzieć, miał zapomnieć. Do cholery! Ja miałam zapomnieć! Zapomnieć o tych wszystkich chwilach spędzonych razem. A teraz one znów wplątały się w moje myśli. On się wplątał. Wiedziałam, że jak tylko zobaczę Agatę czy Kubę to ich uduszę.
Gwałtowne pchnięcie i próbowałam zamknąć mu drzwi przed nosem, żeby tylko nie musieć patrzeć na jego twarz. Jednak on nie miał zamiaru ustąpić. To była jego mocna strona. Zawsze walczył do końca. Nie dał się spławić, wkładając stopę pomiędzy drzwi a ich framugę. Bez większego trudu, wszedł do środka, powoli zmierzając w moim kierunku. Każdy mój krok w tył był jedną, wielką niewiadomą. Aż w końcu dotarłam do ściany, odskakując od niej jak poparzona. Jakby była dla mnie najgorszym ratunkiem. I takim oto sposobem wpadłam w ramiona blondyna. Próbowałam wyrwać się z jego uścisku, jednak ten mocno złapał za moją talie, przyciągając do siebie. Moje dłonie wylądowały na jego torsie, odpychając piłkarza od siebie. Jego tęczówki w jednej chwili zmieniły barwę na bardzo ciemną, a ja sama zaczęłam się bać. Ale kogo? Marco? 
- Kochasz mnie?- zapytał, uważnie patrząc w moje oczy. Ja właśnie tego unikałam. Nie potrafiłam patrzeć na niego, a co dopiero w jego oczy. Właśnie tego pytania się obawiałam. 
- Nie.- powiedziałam, nie patrząc w jego stronę. Korzystając z jego bezsilności, odepchnęłam go od siebie, wyrywając się z jego uścisku. Zabolały go moje słowa. Chyba nigdy nie spodziewał się, że to powiem.
- Spójrz na mnie.- warknął.- Spójrz w moje oczy i powiedz to jebane nie, do cholery!- uderzył pięścią w ścianę, tuż obok mojej głowy. Wzdrygnęłam się. Wyraźnie podniósł głos. Czy on właśnie na mnie krzyczy? Nie kurwa, szepcze!
- Nie! Nie kocham cię! Rozumiesz?- szepnęłam ostatnie słowo, tracąc siłę.- Nigdy cię nie kochałam!- wrzasnęłam.
- Czyli byłem tylko zabawką?- zapytał całkiem spokojny. Zdziwiło mnie to.
- Tak.- przewróciłam oczami, by tylko nie patrzeć w oczy piłkarza. Ten niespodziewanie, zbliżył się do mnie. Przestraszyłam się. Co on do cholery ma zamiar zrobić?
- Kłamiesz.- szepnął zmysłowo do mojego ucha, po czym pocałował mnie w szyję. Rozpływałam się pod jego dotykiem. Był tak nieziemsko czuły i pociągający. Byłam w stanie nawet go pocałować. Teraz. W tej chwili. Jednak w porę opanowałam się.
- Byłeś tylko nic nie znaczącym piłkarzyną, który był oderwaniem od rzeczywistości. Potrzebowałam chwili wytchnienia i zabawy, a ty... Ty mi ją dałeś.- teraz to ja szeptałam, by wzbudzić w nim myśli, że mówię prawdę. Podła suka! 
- Gówno prawda!- krzyknął, uderzając pięścią w ścianę i zaciskając usta w wąską kreskę, by nie wybuchnąć.- Dlaczego to robisz?
- Niby co?
- Kłamiesz.- rzucił oschle. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. No bo co? Tak, kłamie? Niespodziewanie Marco zbliżył się jeszcze bardziej do mnie, w jego oczach zabłysły te bardzo dobrze mi znane iskierki. Po chwili poczułam jego dłoń na mojej talii, ścisnął ją lekko, wywołując u mnie ciche mruknięcie. Zamknęłam oczy, delektując się jego wręcz idealnymi perfumami i jego tak bardzo wytęsknionym dotykiem, który wywoływał na moim ciele gęsią skórkę. Otworzyłam oczy i co zobaczyłam? Chytry uśmieszek Reusa. Dupek! Próbując wyrwać się z jego uścisku, znów zostałam przytwierdzona do ściany, nie mogąc nic zrobić.
- Wiedziałem.- zaśmiał się.- Tęskniłaś za moim dotykiem, pocałunkami, za mną.- wyszeptał.
- Nie.- warknęłam.
- Czyżby?- uśmiechnął się cwaniacko, zbliżając się jeszcze bliżej mnie. Po chwili złożył na mojej szyi ciepły pocałunek. Sprawił, że rozpływałam się. Zamknęłam oczy, delektując się jego dotykiem. Dotykiem jego ust. Chciałam w końcu poczuć je na swoich wargach, by móc stwierdzić, że to właśnie tego najbardziej brakowało mi przez te cztery, w pewnym stopniu długie tygodnie. Nie mogłam już wytrzymać i dłużej dusić tego w sobie. Złapałam Marco za białą koszulkę, ciągnąc do salonu. Pchnęłam go na kanapę, na co ten posadził mnie sobie okrakiem na kolanach. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie, patrząc prosto w jego przepełnione pożądaniem oczy.
Uśmiechnęłam się chytrze i bez większego namysłu złączyłam nasze usta w gorącym i pełnym zachłanności pocałunku. Widziałam, że podoba mu się i nie zamierzałam przestawać, choć wiedziałam, że będę tego żałować. Poczułam jego dłonie na swoich udach, po czym przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Jedną rękę przeniósł na moją talię, przyciągając mnie do siebie. Czułam bicie jego serca, jednak byłam bardziej skupiona na jego wargach. Kiedy w końcu zabrakło mi powietrza, odepchnęłam Marco od siebie, chcąc dać mu do zrozumienia, że to już koniec, jednak ten nie miał zamiaru przestawać, ponieważ lekko pociągnął zębami za moją dolną wargę, by po chwili jeszcze raz pocałować mnie. Ponownie naparłam dłońmi na tors piłkarza, próbując powstrzymać go od dalszych pocałunków, ponieważ wiedziałam do czego to zmierza. Pękłabym przed nim, a tego w żadnym wypadku nie chciałam. Zeszłam z jego kolan, czując jak głośno bije moje serce. Miałam wrażenie, że za chwile wyleci mi z piersi. Złapałam się za głowę nie wiedząc co dalej mam zrobić. Po chwili ujrzałam wyrastającego przede mną blondyna. Ujął moją twarz w swoje duże dłonie, patrząc uważnie w moje oczy.
- Wyjdź.- szepnęłam. Stał tak jak stał. Nic nie zrobił.- Wyjdź.- powtórzyłam nieco głośniej, widząc, że szeptem nic nie zdziałam.
 - Na pewno chcesz tego?- zapytał, unosząc moją głowę na wysokość swojej, by móc patrzeć w moje oczy.
- Wyjdź.- powtórzyłam szepcząc. Nie potrafiłam inaczej. Co ja pieprze!? Ja inaczej nie mogłam. Robię to tylko i wyłącznie dla niego. Jego oczy znów zmieniły barwę na ciemną. Był zły. Ale czego ja mu się dziwię?
- Będziesz tego żałować.- warknął, trzaskając drzwiami.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na początku przepraszam za moją nieobecność na moim jak i Waszych blogach. Jednak już jestem i jak na razie nie mam zamiaru nigdzie iść xD
A powyżej, kolejny rozdział ☝ Powiem szczerze, że podoba mi się, właśnie o to mi chodziło.
Wiem, trochę namieszałam, jednak już trochę mnie znacie i wiecie, że ja to uwielbiam ♥
Tak więc zostawiam Was z tym powyżej, a kolejną część postaram się dodać jak najszybciej! 
Jednak to również zależy od Was!

Miłego ostatniego miesiąca wakacji życzę! Bawcie się dobrze kochani! ☺