piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 60 ~ Ale jak? Kiedy? Gdzie? Marcela...

*Narracja trzecioosobowa*
Weszli do jednej z najlepszych restauracji w Hiszpanii. Weszła za piłkarzem, z wielkim zdziwieniem na twarzy.
- Ty na prawdę masz za dużo kasy.- odparła, karcąc wzrokiem chłopaka.
- Ja mam wystarczająco kasy. Po prostu zabieram swoją kobietę w idealne miejsce.- powiedział, szczerząc się. Blondynka nie zdołała nawet pokręcić głową, ponieważ podszedł do nich kelner. Zaprowadził do stolika, wybranego przez Marco, ipo czym odszedł, zostawiając parę.
- Co zrobisz jeżeli Ivo okaże się twoim synem? Wyprzesz się go? Zamieszkasz tutaj?- spytała, patrząc na mężczyznę, siedzącego naprzeciw niej.
- Musiałaś? Było tak pięknie..- westchnął.
- Spytałam tylko..
- Swoim niewyparzonym językiem zepsułaś nastrój..- uniósł lekko ton głosu.
- O co ci chodzi? Chcę wiedzieć co będzie dalej. Tak trudno ci odpowiedzieć?
Ten jak gdyby nigdy nic wstał, łapiąc dziewczynę za rękę. Wstała, a już po chwili szła za Reusem. Niespodziewanie przyparł ją do ściany, mocno wpijając się w jej usta. Łapczywie całował jej usta, tak jakby za chwilę miała mu uciec, rozpłynąć się w powietrzu. Przywarł swoim ciałem do jej. Oderwał się od Marceli, kiedy zabrakło mu powietrza. Oparł swoje czoło o jej, patrząc prosto w oczy blondynki. 
- Nie wiem co zrobię. Nie mam zielonego pojęcia...- powiedział, ujmując jej twarz w swoje duże dłonie.- Rozumiesz? Nie pytaj mnie o to więcej, bo nie wiem.- rzekł poważnie.
- Dobrze.- powiedziała cicho. Jak nie Marcela. Jak nie ta Marcela, którą znał Marco i reszta drużyny. Cicha, krucha dziewczyna jaką w tej chwili była Cyśka, nie podobała się Reusowi. Nie teraz... Kochał w niej tę kruchość, delikatność.. Ale to właśnie ta zadziorna, pewna siebie i zawsze uśmiechnięta Marcela, wzbudziła w nim te uczucia. To ta Marcela najbardziej go pociągała. To w niej najbardziej kochał.
Wszystkie inne kobiety, z którymi się spotykał były na każde jego skinienie palca, na każdą jego prośbę czy propozycję. Nudziło go to. Ale wtedy pojawiła się Marcela, zmieniając jego całe dotychczasowe życie... 
- Uśmiechnij się, no!- zaśmiał się. 
- Nie podobam ci się taka?- spytała jeżdżąc palcem po jego torsie.
- Chodźmy, bo to może skończyć się różnie.- zaśmiał się cicho, a jednocześnie słodko, co Marcela od razu wychwyciła. Kochała ten śmiech, ten uśmiech i tego faceta. Nie za karierę piłkarską, nie za pieniądze, nie za urodę.. Ale za to jakim jest człowiekiem.
Patrzyła na niego z miłością w oczach. Chłopak splótł ich dłonie, przysuwając jej dłoń bliżej siebie, po czym ucałował zewnętrzną jej stronę. Znów wróciła miła, przyjemna i romantyczna atmosfera, którą starał się odbudować Marco. 
- Słodzisz..- prychnęła śmiechem.
W takiej atmosferze spędzili jeszcze kilka godzin. 

*Marcelina*

- Marcela, pośpiesz się. Za chwilę wychodzimy.- poganiał mnie Marco, kiedy ja wycierałam swoje ciało ręcznikiem.
- Już, proszę..- wyszłam z łazienki w szlafroku. Oczywiście założyłam bieliznę.
- Dziękuję.- piłkarz uśmiechnął się zalotnie i wszedł. Ja natomiast podeszłam do walizki, której jeszcze nie rozpakowałam i chyba nie rozpakuję. Kucnęłam przy niej zastanawiając się co założyć. Ostatecznie po 10 min. wybór padł na krótki, biało czarny top, jeansowe spodenki, skórzaną kurtkę i czarne buty z ćwiekami. Chciałam się już ubrać, ale najpierw postanowiłam podroczyć się trochę z blondaskiem.
- Rudzielcu, rusz się!- zaczęłam.
- Sama zaczynasz blondi!- odgryzł się.
- Tylko nie blondi!- 'oburzyłam się'.
- Oj, kotku. Nie kłuć się ze mną.- mimo, iż go nie widziałam czułam, że się szczerzy.
- Dobra, dobra. Ty mi już tu nie kotkuj.
Marco już nic nie odpowiedział. Wróciłam do walizki, na której leżały moje ubrania. Zrzuciłam z siebie szlafrok i wzięłam ubrania. Odwróciłam się i... Mlask! Przy mnie stał prawie nagi Marco. Prawie, bo miał na sobie tylko bokserki. A ja w samej bieliźnie. Pięknie, Marcela. Pięknie! Brawa dla ciebie!
- Byś się ubrał.- burknęłam.
- Ty również.- odparł, przyglądając mi się badawczo. Po chwili poczułam delikatny dotyk rąk blondyna na dolnej części moich pleców, czym spowodował, że z mojej ręki wyleciały ubrania. Położyłam ręce na jego umięśnionym torsie, a ten przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, jakby bał się, że mu ucieknę. Blondyn złożył na moich ustach początkowo delikatny, ale z każdym następnym coraz bardziej namiętny pocałunek. Powoli zaczęliśmy cofać się w stronę łóżka. Po chwili Reus położył mnie na łóżku nadal całując. Zapomniałam o wszystkim. On tak kusił, że nie potrafiłam mu się oprzeć. Jedną rękę wplotłam w jego blond włosy, a drugą gładziłam jego plecy. Poczułam rękę Marco błądzącą po moim ciele i wtedy się ocknęłam. Zaczął całować moją szyję. Wszystko momentalnie wróciło... Odepchnęłam od siebie Reus'a i zamknęłam się w łazience. Oparłam się o drzwi i zsunęłam po nich. Bo wy nic nie wiecie..
- Kochanie, przepraszam.. Wyjdź, proszę. Już nie będę.- nie mogłam tego słuchać. On myślał, że to przez niego. Otworzyłam drzwi i kiedy tylko ujrzałam Marco wtuliłam się w jego umięśniony tors. Już chciał coś powiedzieć, ale uprzedziłam go.
- Nie mów nic. Tylko przytul..- poprosiłam, a ten wzmocnił uścisk.
- Zrobiłem coś nie tak?- zapytał po jakimś czasie.
- Nie tylko.. - nie potrafiłam o tym mówić. Jednak... Coś w głębi serca kazało mi o tym powiedzieć Reusowi. Wiedziałam, że mogę mu zaufać.- To nie twoja wina.- spojrzałam na niego. Po chwili oboje leżeliśmy na łóżku. Tępo patrzyłam w biały sufit i zastanawiałam się jak o tym powiedzieć, a blondyna zataczał na moim brzuchu, różnych wielkości kółka, opierając głowę o swoją rękę.
- Zostałam zgwałcona.- prosto z mostu. Tak było najlepiej. Znów poczułam wstręt do siebie. Do swojego ciała.. Marco podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na mnie zaskoczony.
- Ale jak? Kiedy? Gdzie? Marcela...- zadawał kolejne pytania. Ostatnie słowo wypowiedział ściszonym tonem głosu. Usiadłam po turecku i zaczęłam bawić się palcami. Próbowałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam jak. Wewnętrzna blokada..
- Jeżeli nie chcesz to nie musisz o tym mówić.- jego czuły głos dodał mi trochę odwagi i otuchy. Blondyn złapał mnie za rękę. Zebrałam się w sobie i zaczęłam.
- To było dwa lata temu. Wracałam do domu późnym wieczorem od koleżanki. Było ciemno. Poczułam ból głowy, ktoś mnie uderzy.. Później obudziłam się w jakimś obskurnym pokoju. Kraty w oknach. Małe łóżko. Szafa. Jasne poobdzierane ściany i drzwi. Wszedł on. Miał może 25 lat... Cofałam się do ściany, a kiedy już stałam przy niej, serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Podszedł do mnie i zaczął całować. Po ustach, szyi. Zdarł ze mnie koszulkę. Próbowałam się wyrwać, ale co ja wtedy mogłam? Miałam zaledwie 18 lat... Później znów straciłam przytomność. A kiedy się obudziłam jego już nie było. Zostawił tylko karteczkę: 'Piśniesz słówko, a pożałujesz!'- opowiedziałam, co jakiś czas wycierając łzy. Kiedy już skończyłam Marco przyciągnął mnie do siebie i przytulił całując w czoło.- Przez dwa lata próbowałam zapomnieć.. A kiedy już zdąrzyłam..- urwałam. Nie chciałam go zranić, ale to jak mnie całował..
- Ja ci przypomniałem..- dokończył. Nic nie odpowiedziałam.- Poszłaś z tym na policję?- zapytał po jakimś czasie.
- Na początku nie chciałam, ale Wojtek mnie namówił. Nienawidzę o tym mówić. Dostał 16 miesięcy. Znalazły się też inne dziewczyny, którym to zrobił. Nie przyszy z tym na policję, bo się bały.- powiedziałam patrząc na swoje ręce. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Nie potrafiłam... To mnie przerosło. Po chwili poczułam jego dłoń na mojej twarzy. Uniósł moją głowę do góry, a kiedy spostrzegł łzy spływające po moich policzkach przytulił mnie.
- Nie płacz. Za chwilę ja będę..- odparł, gładząc mnie po głowie.

- Spóźnisz się. Idź...- odepchnęłam go lekko od siebie po jakimś czasie, wycierając policzki z łez.
- Ale... Ty też idziesz.- złapał mnie za rękę wstając.
- Nie Marco.. Nie mam ochoty.- wyrwałam dłoń z jego uścisku, bezwładnie opadając na łóżko.
- Kochanie, chyba nie zrobisz mi tego.- oparł się na piąstkach, będąc nade mną. 
- Przepraszam, ale nie mam już siły na imprezę.- westchnęłam.
- To przez tę sytuację..?- spytał, a raczej stwierdził.
- Nie.- odpowiedziałam, jednak widząc spojrzenie Reusa, wiedziałam, że mnie przejrzał.
- Mnie nie okłamiesz.- westchnął, wybierając ubrania z walizki, na dzisiejszy wieczór.- Na pewno nie chcesz iść?- zapytał, znów zawisając nade mną.
- Na pewno. Tylko masz tam być grzeczny. Mo będzie cię pilnował, zobaczysz...- zagroziłam mu palcem, lekko uśmiechając się.
- Tak, tak. Już to widzę jak Moritz mnie pilnuje.- pokręcił głową, kpiąc z moich słów.
- No dobra. Wiem, że to głupie.- zaśmiałam się cicho.
- Obiecuję, że nie wypiję dużo.- przyłożył dłoń do swojego serca, tym samym opierając się na jednej ręce.
- Dużo?
- Będę w miarę trzeźwy, pasuje?- wyszczerzył się.
- Nie to, że ci zakazuje, ale wiesz jaki jutro dzień...- spojrzałam w inną stronę, by tylko nie patrzeć w oczy blondynowi....


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny leci w wasze ręce... 
Spodziewaliście się takiej wiadomości?
Jestem bardzo ciekawa waszej reakcji, jak i opinii dotyczącej tego rozdziału. 
Ile uzbieracie dla mnie komentarzy?

Dziękuję za 725 komentarzy ponad 80 tysięcy wyświetleń.. ☺

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 59 ~ Musi być ładna i zgrabna tak jak ty.

- Jestem wykończona.- opadłam bezwładnie na piasek, wzdychając ciężko.
- W końcu. Myślałem, że już tego nie powiesz.- powiedział Marco. Mimo, iż go nie widziałam, bo miałam zamknięte oczy, to wiedziałam, że się szczerzy.
- A idź...- prychnęłam rozbawiona i poczułam jak Reus kładzie się obok mnie i splata nasze dłonie, na co uśmiechnęłam się lekko...

- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.- szepnął mi do ucha blondyn, lekko drażniąc moją skórę kilkudniowym zarostem.

- A jeśli odrzucę?- spytałam tajemniczo.
- Zapewniam, że nie odrzucisz.- uśmiechnął się.
- W takim razie słucham.- powiedziałam, uśmiechając się lekko. 
- Zabieram cię pewne miejsce, ale musisz założyć sexi sukienkę.- musnął przelotnie moje wargi.
- Okey. Przyjmuję propozycje.
- Mówiłem, że nie odmówisz.- zaśmiał się, wstając.
- Ale.. To teraz idziemy?- spytałam zdezorientowana.
- A kiedy? Raz, raz.- pośpieszał mnie.- My idziemy.- poinformował naszych znajomych.
- Czekaj torba.- zaśmiałam się i pośpiesznie złapałam swoją torbę.
- Biegniemy?- spojrzał na mnie.
- Jesteś głupi, ale zgoda.- powiedziałam rozbawiona, po czym ruszyłam. Próbowałam wyścignąć Marco, no ale nie oszukujmy się.. I tak nie wygram, on jest piłkarzem.. Ale... Jakimś cudem wygrałam. Tsa.. Wszyscy bardzo dobrze wiemy, że mi odpuścił.
- Dałeś mi fory.- poklepałam go po ramieniu. 
- Co? Nie prawda. Jesteś po prostu dobra.- powiedział, obejmując mnie w talii. 
- Tsa.. Jak mi wmówisz, że jesteś Brad Pitt, to może uwierzę.- wywróciłam oczami.
- No a nie jestem? Popatrz tylko na te włosy.- przeczesał włosy jak aktor po prostu. Prychnęłam śmiechem.- Te oczy.- zmrużył.- Ta sylwetka.- wygiął się... No tego nie można opisać, to trzeba po prostu na własne oczy.
- Błagam skończ.- wybuchnęłam śmiechem, próbując go uspokoić.
- Ten głos.- zamruczał mi do ucha, przygryzając jego płatek, po czym cmoknął mnie w polik.
- Reus, ogar.- zaśmiałam się cicho.
- Ale ja jestem Brad Pitt, a nie jakiś tam Reus.- 'oburzył się'.
- Nie. Jesteś Marco Reus, mój wariat.- uśmiechnęłam się, cmokając go w policzek.
- Oo, a ty jesteś Angelina Jolie.- klasnął w ręce.
- Marco błagam.- złożyłam ręce jak do modlitwy.
- Jesteśmy tak zgranym małżeństwem.- rozmarzył się.
- Małżeństwem?- prychnęłam śmiechem.
- Dokładnie pani Reus.- ponownie objął mnie w talii.
- Nie wiedziałam, że nazwisko zmieniłam..- wzruszyłam ramionami.
- To ty kochanie nie wiesz, że jak zawiera się związek małżeński, kobieta przyjmuje nazwisko męża?- spytał patrząc na mnie jak na idiotkę.
- Jaki ty jesteś przemądrzały.- westchnęłam.
- Ale kochasz mnie, prawda?- zapytał, opierając mnie o drzwi naszego pokoju, ponieważ akurat do niego weszliśmy.
- Prawda.- odparłam i pocałowałam go namiętnie, na co on cicho mruknął.
- Tak się zastanawiam czy tobie jest czasem nie za dobrze ze mną, hmm..?- przejechałam palcem wskazującym po jego policzku.

- Idealnie.- uśmiechnął się niebiańsko. Rozpływałam się pod wpływem jego oczu.

- Nie patrz tak na mnie.- powiedziałam, spuszczając głowę w dół, ponieważ czułam, że się czerwienię.
- Ale jak?
- Właśnie tak.- odparłam spoglądając na niego przelotnie.
- Wiem, że mam cudne paczadełka.
- W takim razie, współczuję twoim oczom.- prychnęłam śmiechem, wydostając się z objęć chłopaka i podchodząc do swojej walizki.
- No ale ja nie mam żadnej sexi sukienki.- westchnęłam, siadając przy łóżku i opierając się o nie.
- Dobra. Nie musi być taka bardzo sexi. Musi być ładna i zgrabna tak jak ty.- wyszczerzył się, siadając obok mnie. Nagle zaczął grzebać w mojej walizce, widziałam, że czegoś szuka. Zmrużyłam oczy, zdziwiona. 
- Hmm... Może ta?- spytał wyjmując, piękną czarną sukienkę. <bez szpilek>
- Ty ją tu włożyłeś!- przejrzałam go.
- Torebka?- zapytał, spoglądając na mnie ukradkiem.- Buty?- podał mi czarne buty na platformie.- Ooo, szminka nawet się znalazła.
- Ubiję cię, zobaczysz.- zaśmiałam się.
- Nie ma za co, kochanie. Drobiazg.- sam sobie odpowiedział, po czym zbliżył się do mnie i namiętnie pocałował. Położyłam dłoń na jego policzku i odwzajemniłam pocałunek najlepiej jak tylko potrafiłam.
- Idź się szykuj. Masz godzinę.- powiedział, a ja wstałam, cmoknęłam go jeszcze w polik, zabrałam wszystkie rzeczy i weszłam do łazienki, zamykając się w niej. Stanęłam przed lustrem i patrzyłam chwile w swoje odbicie. Po chwili zaśmiałam się cicho, kręcąc głową.
- Co on znowu wymyślił...?- zapytałam samą siebie...

***

- Mmm... Marco w muszce?- zaśmiałam się unosząc jedną brew ku górze, widząc mojego chłopaka, wychodzącego z łazienki. <widać na zdjęciu, że już trochę wypił ;p>
- Nie mogłem poradzić sobie z krawatem.- uśmiechnął się. Usiadłam na łóżku i założyłam szpilki, które wybrał mi Marco. 
- Jak się zabije w tych szpilkach to będzie twoja wina, zobaczysz...- wstałam, a ten podszedł do mnie, obejmując w talii. Natomiast ja zarzuciłam ręce na jego szyję. Byłam już praaawie, praaawie taka jak Reus. 
- Jak moja? Kotek, to ty w nich chodzisz.- wyszczerzył się.
- Mam zdjąć i założyć trampki?- uniosłam jedną brew ku gorze.
- Nie, nie. Tak wyglądasz pięknie.- przygryzł dolną wargę.
- Powiesz mi w końcu gdzie mnie zabierasz?- spytałam, patrząc mu w oczy.
- Nie. To niespodzianka.- wyszczerzył się, muskając przelotnie moje wargi.
- Patrząc na twój garniak i moją sukienkę, wnioskuję, iż będzie to coś eleganckiego. Restauracja?- uniosłam brew ku gorze.
- Może.- odpowiedział tajemniczo.
- Ha! Zgadłam!- wybuchnęłam śmiechem.- Gratki dla mnie!- dodałam, widząc minę Reusa.
- Zmień dilera, kotek...- westchnął kręcąc głową z politowaniem. Wzięłam swoją torebkę i wyszliśmy.

*Narracja trzecioosobowa*
Weszli do jednej z najlepszych restauracji w Hiszpanii. Weszła za piłkarzem, z wielkim zdziwieniem na twarzy.
- Ty na prawdę masz za dużo kasy.- odparła, karcąc wzrokiem chłopaka.
- Ja mam wystarczająco kasy. Po prostu zabieram swoją kobietę w idealne miejsce.- powiedział, szczerząc się. Blondynka nie zdołała nawet pokręcić głową, ponieważ podszedł do nich kelner. Zaprowadził do stolika, wybranego przez Marco, po czym odszedł, zostawiając parę.
- Co zrobisz jeżeli Ivo okaże się twoim synem? Wyprzesz się go? Zamieszkasz tutaj?- spytała, patrząc na mężczyznę, siedzącego naprzeciw niej.
- Musiałaś? Było tak pięknie..- westchnął.
- Spytałam tylko..
- Swoim niewyparzonym językiem zepsułaś nastrój..- uniósł lekko ton głosu.
- O co ci chodzi? Chcę wiedzieć co będzie dalej. Tak trudno ci odpowiedzieć?
Ten jak gdyby nigdy nic wstał, łapiąc dziewczynę za rękę. Wstała, a już po chwili szła za Reusem. Niespodziewanie przyparł ją do ściany...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział dzisiaj :/
Miał pojawić się w piątek przed meczem, jednak nie dałam rady.
Wczoraj też nie dałam rady.
Przepraszam :(
W następnym rozdziale wyniki badań.. Lub w jeszcze następnym... 
Będziecie ze mną? xd

Buziaki, Kinga :D ;**

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 58 ~ Imponujesz mi.

- Mówiłeś coś skarbie?- spojrzałam na niego.
- Że cię bardzo kocham.- wyszczerzył się.
- To dobrze, ale tamto i tak słyszałam.- powiedziałam, przytulając się do niego mocno.
- Czy ja robię za misia ? Czy może poduszkę?- zaśmiał się, na co ja wybuchnęłam śmiechem.
- No ten... Przytyło ci się trochę, więc...- poklepałam go po brzuchu, uśmiechając głupio.
- Że niby mi? Przytyło się?- wybuchnął śmiechem.- Śmieszne. Bardzo!- sarknął.
- Aż taka dobra jestem?- 'złapałam' się za serce.
- Normalnie lepsza niż kabareciarze.- poruszył zabawnie brwiami.
- Nie zachwycaj się mną tak... Bo się jeszcze zarumienię.- zrobiłam maślane oczka, uśmiechając się przy tym słodko.
- Podlizujesz się.- skwitował.
- Wiesz... Podlizać to ja się dopiero mogę.- powiedziałam, przysuwając się do niego na nietypową odległość i przejeżdżając palcem po jego wargach...
- Prowokujesz mnie i robisz to świadomie.- powiedział, łapiąc mnie za biodra i przyciągając do siebie.
- Kotku... Ja? Prowokuję cię?- mówiłam, jeżdżąc palcami po jego torsie. Byliśmy akurat w mini parku, gdzie nikogo nie było.
- A teraz to co robisz?- zapytał dociskając mnie do drzewa. 
- Dotykam cię.- stwierdziłam, wjeżdżając jedną dłonią na jego szyję.
- Ahh tak?- uniósł jedną brew ku górze.
- Tak. Masz jakieś wątpliwości?- zapytałam patrząc w jego hipnotyzujące tęczówki. Już wiedziałam, że przegrałam.
- Takie drobne.- uśmiechnął się szyderczo, spoglądając w inną stronę.
- W takim razie jakie?- spytałam, odwracając jego głowę w swoją stronę. Ten spojrzał mi głęboko w oczy z tym swoim firmowym uśmieszkiem i zachłannie wpił się w moje usta, przywierając swoim ciałem do mojego. Czułam, że rozpływam się pod wpływem jego ust. Całował zachłannie, a jednocześnie subtelnie, co kochałam i bardzo mi imponowało.
- Imponujesz mi.- stwierdziłam, kiedy oderwałam się od niego, by złapać trochę tchu.
- Tak? A w czym?- spytał, jeżdżąc dłońmi po mojej talii. 
- A w tym.- powiedziałam, po czym pocałowałam go, jednak ten pocałunek był o wiele dłuższy, niż się tego spodziewałam.
- Jesteś zbyt pewny siebie.- skwitowałam.
- Życie mnie tego nauczyło.- stwierdził.
- Tak? A całowania się też cię nauczyło?
- Nie. Tego już sam się nauczyłem.- zaśmiał się, kręcąc głową.
- Mhm.. A może tak zademonstrujesz?- odparłam, spuszczając głowę lekko w dół.
- Z wielką chęcią.- powiedział i pocałował mnie, ale tym razem delikatnie.- A tak na marginesie to jesteś bardzo pewna siebie.- powiedział ze śmiechem.
- Życie mnie tego nauczyło.- skinęłam głową z grymasem na twarzy.
- A całowania się też cię nauczyło?- poruszył zabawnie brwiami.
- Nie. Tego już sama się nauczyłam.- zaśmiałam się.
- A może zademonstrujesz?
- Może.- odparłam, zarzucając ręce na jego szyje i kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Może?- powtórzył po mnie.
- Może.
- Bo wiesz... Całkiem dobrze całujesz.- uśmiechnął się szyderczo.
- Całkiem dobrze?- przejechałam palcem po jego wargach.
- Głupoty gadam. Ty całujesz idealnie... Jak dla mnie.- powiedział, a z jego twarzy nawet na chwilę nie zniknął uśmiech.
- Ciekawe czy dla innych też. Może spytamy Mo?- spytałam, jeżdżąc kciukiem po jego policzku. Ten tylko spiorunował mnie wzrokiem, po czym przeniósł go w inną stronę.
- Żartuję głupku.- zaśmiałam się, odwróciłam jego twarz w swoją stronę i namiętnie pocałowałam. On nie sprzeciwiał się w ogóle. Ba! Chciał więcej.
- Wolałabym, abyśmy nie okazywali sobie czułości, aż tak w miejscach publicznych, zważając na to, że jesteś osobą znaną i rozpoznawalną.
- Kotek... Jesteśmy na wakacjach... No ale jeżeli chcesz to możemy iść do hotelu i tam skończyć to co zaczęliśmy.
- Kotek...- zaakcentowałam.- Możemy iść do hotelu, ale możemy też iść na plażę.- odparłam, ale odpowiedzi jaką usłyszałam chwilę później, w ogóle się nie spodziewałam.
- I tam to dokończyć? No no. Kochanie nie myślałem, że jesteś aż tak śmiała..- 'zdziwił się'. Oczywiście było to udawane zdziwienie.
- Wiesz co..- uderzyłam go pięścią w ramie, po czym wydostałam się z jego objęć i odeszłam.
- Wolałbym tak sam na sam, a nie z tyloma ludźmi...- biegł za mną, a kiedy był już przy mnie złapał za nadgarstek, po czym odwrócił w swoją stronę, przyciągając do siebie.
- Żartuje przecież.- zaśmiał się, ujął moją twarz w dłonie i subtelnie pocałował.- Teraz też ci imponuje?- poruszył zabawnie brwiami. 
- Głupi jesteś i tyle.- skwitowałam. 
- Wiem, wiem. Głupi jestem. Ale kochasz tego głupka.- powiedział, łapiąc mnie za rękę, po czym ruszyliśmy w stronę naszego hotelu. 

*Plaża*
Leżałam na swoim ręczniku, podpierając się na łokciach, kiedy poczułam coś bardzo, bardzo mokrego na sobie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam oczywiście nikogo innego jak Reusa. Dziecko po prostu.
- Reus debilu jeden, nieogarnięty!- krzyknęłam.
- Ale kochanie.. Ja chciałem cię tylko trochę ochłodzić.- uśmiechnął się, cały czas leżąc na mnie. Znaczy... Nie to, że leżał na mnie, bo pewnie już dawno byłabym martwa... Marco podpierał się dłońmi na kocu, dzięki czemu między nami była mała przerwa.
- Mam ci podziękować?- spytałam oburzona, wywracając oczami.
- Jeszcze nie..- powiedział i zbliżył się jeszcze bliżej mnie.- Oo jeszcze tutaj troszeczkę.- powiedział po czym pocałował mnie w szyję, zostawiając na niej mokre ślady.- I jeszcze tutaj.- dodał, odnajdując moje usta i namiętnie mnie całując. Kropelki wody, które były na jego włosach wylądowały na mojej twarzy.
- Wiesz... Jestem ci ogromnie wdzięczna.- prychnęłam.
- No wiem.- zaśmiał się, muskając moje wargi.
- Radziłabym ci zejść ze mnie, zważając na to, że jesteś osobą publiczną i nasza pozycja może być interesującym tematem dla mediów.- stwierdziłam.- I znowu wymyślą coś czego w ogóle nie ma.- dodałam, wywracając oczami.
- Ale przyznaj... Podobało ci się tamto.. wtedy.- poruszył zabawnie brwiami.
- Tak bardzo.- sarknęłam, podnosząc się i odpychając blondyna tak, że upadł na piach.
- Kochanie...- zaśmiał się, podbiegając do mnie, a kiedy był już przede mną, ujrzałam na jego twarzy ten uśmieszek.
- Śmieszy cię to? Coo?- popchnęłam go lekko. Próbowałam się nie zaśmiać, ale nie potrafiłam i po chwili wybuchnęłam śmiechem.
- Wiedziałem.- powiedział śmiejąc się, po czym wziął mnie na ręce.
- Ejj.. Głupku jeden!- uderzyłam go w ramie, widząc że idzie w stronę wody.
- Ej ej ej.. Eeeeej.- nucił. 
- Mówi gej.- dokończyłam za niego.- Czyli ty i Götze.- dodałam, a ten bez wahania wbiegł ze mną do wody. 
- Idioto jeden, nieogarnięty!- wyzywałam go.
- Bez takich epitetów, proszę..- pogroził mi palcem. 
- To nie koncert życzeń kochany.- zaśmiałam się, cmokając ustami w jego kierunku.

Resztę dnia spędziliśmy na plaży w znakomitym nastroju. Zapomniałam już o jakichkolwiek problemach, a to udawało mi się tylko przy Marco, przyjaciołach i rodzinie...
Ha! Nie uwierzycie... Marco próbował nauczyć mnie pływać, ale trochę mu to nie wychodziło. Mario zaczął się z niego naśmiewać, a ja tymczasem leżałam sobie na wodzie, słuchając ich wymiany zdań. Jak to zrobiłam? Sama nie wiem, ale mina chłopaków była warta wszystkiego.

- Jestem wykończona.- opadłam bezwładnie na piasek, wzdychając ciężko.
- W końcu. Myślałem, że już tego nie powiesz.- powiedział Marco. Mimo, iż go nie widziałam, bo miałam zamknięte oczy, to wiedziałam, że się szczerzy.
- A idź...- prychnęłam rozbawiona i poczułam jak Reus kładzie się obok mnie i splata nasze dłonie, na co uśmiechnęłam się lekko...





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka!
Jestem z nowym rozdziałem dzisiaj.
Wiem, że może późno i wgl.
Mało wyświetleń pod ostatnim, mało komentarzy, ale postanowiłam dodać.
Może domyślacie się dlaczego?
Otóż już Wam tłumaczę.
Pewnie już wszyscy wiedzą, że Marco przedłużył kontrakt z Borussią!!
Yeah! Do 2019 roku jest z nami! To już pewne w 100%
Jestem taka szczęśliwa xd
Kiedy dowiedziałam się o tym to popłakałam się, ale pewnie nie tylko ja.. 


























                                              A to chyba takie trochę prawdziwe.... :/

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 57 ~ I kto tutaj cyrki odstawia?

*Następny dzień*
Obudziłam się pierwsza. Spojrzałam na zegarek, na którym widniała godzina 10:30. Podniosłam się do pozycji siedzącej i poczułam pulsujący ból w skroni. Chyba trochę za dużo wypiłam. Impreza, taniec z... Roberto? Aha, okey. Numer telefonu, Reus, złość, pocałunek przy drzwiach toalety, później bar. Jeden drink, drugi, trzeci, czwarty. Reakcja Reusa. Był widocznie zły, za to, że tyle wypiłam. Olałam go, jakiś facet i... I pustka. Urwał mi się film. Już nic, kompletnie nie pamiętam.
W tej samej chwili obudził się Marco. Oparł się na łokciu, przetarł oczy i spojrzał na mnie. Byłam przerażona. Nie miałam zielonego pojęcia co zrobiłam, ale wiedziałam jedno. To nie było dobre zachowanie. Spojrzał na mnie, jakby nie dowierzając, że leżę obok niego.
- Co ja zrobiłam?- spytałam przerażona. Ten tylko, opadł na plecy, głośno wzdychając...- Marco.- przełknęłam gule, stojącą w moim gardle.
- Nie pamiętasz?- zapytał.. Ze śmiechem?
- No raczej nie pytałabym, gdybym pamiętała.- powiedziałam.
- Catym Roberto.- zaakcentował imię chłopaka.
- Coo?- krzyknęłam, krztusząc się wodą, którą właśnie piłam.
- No tak. Przeliterować?- krzyknął.
- Nie krzycz. Nie musi od razu wiedzieć cały hotel.- powiedziałam cicho.
- Marcela, słyszysz siebie? Wiesz jak ja się poczułem? Na moich oczach całowałaś się z nim. Ty go pocałowałaś. Rozumiesz? Ty, tak ty. Co innego, jakby to on. Ale ty- stał nade mną. Krzyczał. Wiedziałam, że źle zrobiłam, ale byłam pijana. Nie wiedziałam co robię. Było mi z tym cholernie źle. Wstałam i podeszłam do walizki. Do moich oczu napłynęły łzy, ale za nic nie chciałam aby ujrzały światło dzienne.
- Możesz mnie nie olewać?- stanął nade mną. Cały czas krzyczał.- Marcela..- kucnął przy mnie.
- Zostaw mnie.- warknęłam, odepchnęłam chłopaka tak, że poleciał na łóżko, wzięłam swoje ubrania i weszłam do łazienki, zamykając się w niej. Miałam dość tych wakacji. Chciałam już wrócić do Dortmundu. Chciałam, żeby te wakacje okazały się złym snem. Chciałam, żeby było jak wcześniej. Czym prędzej wzięłam prysznic, ogarnęłam się i ubrałam. Włosy związałam w kucyka i wyszłam z łazienki. Od razu podszedł do mnie Reus.
- Porozmawiamy?- spytał, łapiąc mnie za nadgarstek i zjeżdżając na zewnętrzną stronę mojej dłoni.
- Po co ty w ogóle ze mną jesteś?
- Bo cię kocham.- chciał mnie przytulić.
- Zostaw mnie.- syknęłam.
- Nie mogę nawet przytulić swojej dziewczyny?- spytał z tym swoim firmowym uśmieszkiem. 
- Nie o to mi chodzi.- odwróciłam twarz w drugą stronę.- Nie widzisz tego, że ten związek nie ma przyszłości? Cały czas się kłócimy praktycznie o nic.- wiedziałam co chce powiedzieć, dlatego szybko dodałam.- Wiem, że to co zrobiłam nie jest niczym, ale.. Dla mnie to też nie jest łatwe. I nie chciałam, byłam pijana, a ty powinieneś to zrozumieć, bo nawet kiedy jesteś trzeźwy robisz głupstwa.- mówiłam tak szybko, że zabrakło mi powietrza.
- Cii...- przyłożył mi palec do ust, widząc że znów chcę coś powiedzieć.- Kocham cię, tak? I choćby nie wiem co się działo będziemy razem. Przezwyciężymy wszystko.. Razem.- mówił bardzo przekonująco. Zbliżył się do mnie, kładąc rękę na szyi, po czym namiętnie, a jednocześnie zachłannie. Kiedy oderwałam się od niego, oparłam głowę o jego tors i mocno przytuliłam. Miałam serdecznie dość tegorocznych wakacji. Były po prostu do dupy. Gorszych sobie wyśnić nie mogłam.. Gdybyśmy zostali w Dortmundzie wszystko pozostałoby w jak najlepszym stanie. Nic by się nie zmieniło. Nie byłoby Ińez, Pablo, Roberto, małego Ivo...
- Nasz związek ma sens. Wiesz dlaczego?- spytał nagle. Uniosłam głowę, spoglądając w jego tęczówki.- Bo kochamy się i nie potrafimy bez siebie żyć, tak?- spytał retorycznie. 
- Mhm..- mruknęłam.- Muszę sobie to przemyśleć Marco.- powiedziałam i odeszłam.
- Gdzie idziesz?- spytał, kiedy kładłam rękę na klamce.
- Nie wiem jeszcze.- wyszłam. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Głośno westchnęłam. Ruszyłam do pokoju mojego brata. Kiedy byłam już prawie przy drzwiach, usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam Moritza.
- Gdzie idziesz?- zapytał, będąc już przy mnie.
- Do brata.- wskazałam na drzwi, odwracając się lekko.
- Tyy?- zapytał zdziwiony.
- Taaaak. Co w tym dziwnego?- zapytałam ze śmiechem.
- Nic, nic. To ja idę na plaże.- powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy, po czym poszedł. A ja ruszyłam do Kuby. Weszłam do pokoju, nawet nie pukając. Zastałam Oliwkę siedzącą na łóżku i oglądającą bajki. W tej samej chwili do pokoju wszedł Kuba, a z łazienki wyszła Agata. 
- Co tutaj robisz?- zapytał Kuba.
- Nie mogę przyjść?- zapytałam, wywalając mu język. 
- Nie, nie możesz.- również wywalił mi język.
- Krowa ma dłuższy i się nie chwali.- odgryzłam się.
- Po kim ona jest taka pyskata..- westchnął. Usiadłam na łóżku i przyglądałam się małej Oliwce.
W towarzystwie rodziny spędziłam jeszcze godzinę, po czym ruszyłam na spotkanie z tym Pablo. Chciałam być tam trochę wcześniej, a dojście do restauracji zajmie mi jeszcze trochę czasu. 
20 minut później byłam już na miejscu. Wchodząc od razu w oczy rzucił mi się Marco, siedzący w rogu sali. Siedział bokiem do mnie, więc miałam większe szanse, na to by zaskoczyć go, choć miałam nadzieję, że będę miała chwile czasu dla siebie.
Będąc już wystarczająco blisko niego, położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Długo tutaj jesteś?- zapytałam.
- Godzinę.- odpowiedział beznamiętnie. Usiadłam obok niego, tępo patrząc w ścianę.
- A jeśli to twoje dziecko? Co zrobisz?- spytałam, bawiąc się palcami.
- Nie wiem.- odparł obojętnie. Między nami zapanowała głucha cisza, która nigdy między nami nie panowała.- A ty co zrobisz?- spojrzał na mnie. Ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Mam nadzieję, że to tylko głupie kłamstwo.- spojrzałam na niego.
- Przemyślałaś to o czym rozmawialiśmy w pokoju?- nic mu nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co. No bo.. Kocham go i nie wyobrażam sobie życia bez niego, nawet jednego dnia, ale.. Ten związek, ta sytuacja coraz bardziej mnie męczy.
- Ta sytuacja coraz bardziej mnie męczy.- powiedziałam, spoglądając na niego kątem oka.
- Myślisz, że mnie nie?- spytał z wyrzutem.
- Nie mówię tak.- odrzekłam patrząc w inną stronę. Ten nic już nie odpowiedział, tylko złapał opuszkami palcy mój podbródek, odwrócił moją twarz w swoją stronę i subtelnie pocałował...

***

Iñez na początku nie chciała zgodzić się na testy, ale w końcu po długich namowach zgodziła się, twierdząc że nie na nic do ukrycia. Jednak mnie tutaj coś śmierdziało, ale postanowiłam dać już sobie spokój. Pablo patrzył jakoś dziwnie na Iñez. Tak wymownie. Jakby chciał jej coś powiedzieć. Coś takiego, co chciał ukryć przede mną i Marco. No ale ostatecznie odpuściłam sobie. 
Teraz pozostało już tylko czekać na wyniki badań, które będą za 4 dni. Tutaj w Hiszpanii są o wiele szybciej wykonywane, niż w Polsce, co mnie bardzo cieszy. 
Wyszliśmy z domu Hiszpanki we dwójkę. Ja i Marco. Pablo miał jeszcze 'do pogadania' z Iñez jak to on powiedział. Nie drążyłam tego tematu, nie mając na to nawet najmniejszej ochoty.
- W końcu będziemy mieć to za sobą.- westchnęłam, uśmiechając się lekko. Marco nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd swoich śnieżnobiałych ząbków.
- To gdzie teraz idziemy?- dodałam po jakimś czasie.
- Plaża?- spytał.
- Jestem trochę głodna.- odparłam z grymasem na twarzy.
- Ty to tylko byś jadła.- pokręcił głową.
- Ejj! Nie prawda!- uderzyłam go pięścią w ramie, najmocniej jak tylko potrafiłam.
- I tylko byś biła niewinnych ludzi.- prychnął rozbawiony.
- Oooo ty małpo jedna!- założyłam ręce na piersi, obrażona.
- Oj, kochanie.- zaśmiał się, podnosząc mnie do góry.
- Idioto postaw mnie. Ludzie patrzą.- uderzyłam go w ramie.
- Obrażona?
- Nie. I postaw!- wrzasnęłam czego od razu pożałowałam, bo ludzie przechodzący obok nas, momentalnie swoją uwagę przenieśli na nas.
- I kto tutaj cyrki odstawia?- zapytał rozbawiony, wywalając mi język i stawiając na stałym gruncie. Bez słowa ruszyłam przed siebie.
- Umm... Kochanie?- rzekł, śmiejąc się pod nosem.
- Tak?- sztucznie się uśmiechnęłam, odwracając w jego stronę.
- Powinniśmy iść w tą stronę.- wskazał za siebie.
- Wiem, przecież. Sprawdzałam cię tylko.- rzekłam poważnie, idąc w jego stronę.
- Tak, jasne.- mruknął do siebie pod nosem.
- Mówiłeś coś skarbie?- spojrzałam na niego.
- Że cię bardzo kocham.- wyszczerzył się.
- To dobrze, ale tamto i tak słyszałam.- powiedziałam, przytulając się do niego mocno.
- Czy ja robię za misia? Czy może poduszkę?- zaśmiał się, na co ja wybuchnęłam śmiechem.
- No ten... Przytyło ci się trochę, więc...- poklepałam go po brzuchu, uśmiechając głupio.
- Że niby mi? Przytyło się?- wybuchł śmiechem.- Śmieszne. Bardzo!- sarknął.
- Aż taka dobra jestem?- 'złapałam' się za serce.
- Normalnie lepsza niż kabareciarze.- poruszył zabawnie brwiami.
- Nie zachwycaj się mną tak... Bo się jeszcze zarumienię.- zrobiłam maślane oczka, uśmiechając się przy tym słodko.
- Podlizujesz się.- skwitował.
- Wiesz... Podlizać to ja się dopiero mogę.- powiedziałam, przysuwając się do niego na nietypową odległość i przejeżdżając palcem po jego wargach...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam :(
Wiem, że ponad tydzień nie dodawałam rozdziału, ale po prostu nie szło mi to pisanie.
Postaram się dodać następny jak najszybciej, ale nie wiem kiedy się pojawi.
Jeszcze raz przepraszam :'(