niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 39 ~ No to rozbieramy się...

- Zobaczą nas.- mówiła pomiędzy pocałunkami.
- Nie obchodzi to już.- powiedziałem i znów musnąłem jej wargi.
- Marco!- odepchnęła mnie od siebie.
- Uuu...- usłyszeliśmy. Wiedziałem co to ozna. Kiedy wiedzą już o nas. W sumie ucieszyłem się z tego powodu.
- Mieli nie wiedzieć. ...- szepnęła Polka opierając głowę o moje ramie.

Powiedzieliśmy chłopakom o tym, że jesteśmy razem. Przyjęli to z wielką radością. Nie dziwiłem się. Podziękowaliśmy również Mario, który chyba najbardziej ze wszystkich się cieszył. Zaczęły  się gratulacje. Po wszystkim mogliśmy spokojnie jechać do domu.
- Do mnie czy do ciebie?- spytałem blondynki, która stała oparta o mój samochód.
- Do ciebie.- powiedziała z uśmiechem.- Kuba jadę do Reus'a!- krzyknęła do swojego brata, który wsiadał właśnie do swojego auta.
- Kochanie, nie po nazwisku.- zaśmiałem się, kładąc ręce na jej biodrach.
- Reus! Tylko łapy przy sobie!- wydarł się do mnie, na co ja i moja dziewczyna zaśmialiśmy się.
- A ja nie chcę za 9 miesięcy zostać wujkiem.- za mną nagle pojawił się Mario. 
- Hmm... Czemu nie?- udałem, że myślę. Błaszczykowska od razu zareagowała, uderzając mnie w ramie.- No co?
- Jajeczko.- wyszczerzyła się.
- To ja idę. Pamiętajcie o czym mówiłem!- usłyszałem jeszcze przyjaciela.
- Jedziemy?- zapytała Polka. W odpowiedzi otworzyłem jej drzwi. Kilka minut później byliśmy już w drodze do mojego domu. Postanowiłem skupić się na drodze, mimo iż miałem ogromną ochotę popatrzeć na moja ukochaną. Wiedziałem, że ta nie cierpi, kiedy nie patrzę na jezdnię. W końcu stanąłem na upragnionych czerwonych światłach. Spojrzałem na moja ukochaną, która miała głowę opartą o szybę. Złapałem ją za rękę i odwróciłem jej głowę w moją stronę. Wtedy ujrzałem w jej oczach łzy.
- Kotku co się stało?- zapytałem zmartwiony tym widokiem.
- Ja... Ja po prostu się boję.- odpowiedziała po chwili.
- Ale czego?- nie rozumiałem.
- Tego, że mogę cię kiedyś stracić. Tego, że może nam się nie udać. Tego, że mnie zranisz i będę płakać. Tego, że cię kocham.- odpowiedziała już bardziej zrozumiale. Oparłem głowę o jej czoło i zamknąłem oczy.
- Skarbie... Nie martw się. Te wszystkie rzeczy nigdy nie będą miały miejsca.- ucałowałem jej czoło i niestety musiałem ruszyć, ponieważ światło się zmieniło. Po kolejnych kilkunastu minutach byliśmy już w moim domu. 
- Pójdę się przebrać, dobrze?- zwróciłem się do dziewczyny. Kiedy ta skinęła głową ja popędziłem do swojej sypialni, połączonej z garderobą.

*Marcelina*
Kiedy Marco znikł mi z pola widzenia, ja postanowiłam, że zrobię obiad dla nas. Postawiłam na leczo, z przepisu mojej babci. Może wyjdzie mi takie samo, albo chociaż podobne. 
O dziwo wszystkie potrzebne składniki były. Wzięłam się za krajanie warzyw. Kiedy byłam z trakcie krajania papryki w kuchni zjawił się blondyn.
- Co robisz?- zapytał, a ja poczułam jego ręce na moich biodrach.
- Obiad dla nas.- odpowiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- To dobrze, bo jestem strasznie głodny. A co takiego?- dopytywał.
- Leczo.
- Że co? To będzie jadalne?
- Nie, wiesz!? Otruje cie!- powiedziałam sarkastycznie odwracając się do chłopaka.
- Skąd mam mieć tę pewność?- zapyta zbliżając swoja twarz do mojej.
- O nie. Ty małpo ty. Nie dostaniesz jedzenia. O nie.- pogroziłam mu nożem, a on od razu odsunął się ode mnie.
- Nie zrobisz mi tego, prawda?
- Zrobię, zrobię.
- Umrę ci z głodu. Nie będziesz mnie miała...- zaczął się "użalać nad sobą".
- Jakoś to przeżyje.- burknęłam i odwróciłam się.
- O nie!- krzyknął, a ja już po chwili poczułam ręce Marco na mojej talii. Przerzucił mnie przez swoje ramie i ruszył w stronę drzwi tarasowych.
- Aaa... Nie! Marco nie rób tego! Proszę cie, nie!... Nie mam ubrań na zmianę.- próbowałam go jakoś ubłagać, żeby nie wrzucał mnie do basenu, jednak na nic były moje błagania, bo już po chwili znalazłam się pod tafla wody razem z piłkarzem.
Wynurzyłam się i wytarłam twarz dłonią.
- Reus!- wydarłam się pryskając owego blondyna wodą.
- Kotku nie denerwuj się już na mnie.- piłkarz podpłynął do mnie.
- Nie kotkuj mi tu.- burknęłam i chciałam odpłynąć, jednak blondyn przyciągnął mnie do siebie.
- Co mam zrobić, żeby moja księżniczka mi wybaczyła?- zapytał robiąc maślane oczka, na co ja mimowolnie uśmiechnęłam się. Reus jeszcze bliżej przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował.- Wybaczyła księżniczka?- znów zrobił maślane oczka. Natomiast ja znów nic nie odpowiedziałam. Po raz kolejny zostałam obdarowana słodkim pocałunkiem.- Kocham moja księżniczkę. Czy księżniczka o tym wie?- rozbawił mnie tymi słowami. Postanowiłam się odezwać.
- A czy szanowny pan Reus wie, że księżniczka go kocha? Bardzo mocno kocha? I już się nie gniewa?- zadawałam kolejne pytania z uśmiechem. Marco nic nie powiedział, ale za to, uniósł mnie do góry. Byłam zmuszona zapleść nogi na jego biodrach. Po chwili poczułam ręce Marco na moim tyłku i jego usta na moich.
- Ziiimno.- mruknęłam odrywając się od blondyna. Naprawdę było mi zimno. Woda w basenie nie nadawała się do kąpieli, a o pogodzie to już nie wspomnę. Kilka minut później byliśmy już w domu. Wyglądałam jak... Zmokła kura.
- No to rozbieramy się...- usłyszałam Marco. Już po chwili próbował zdjąć moja bluzę.
- No chyba sobie ze mnie żartujesz!- prychnęłam.
- No co? Musisz się rozebrać, bo zachorujesz.- mówił z przekonaniem.
- Rozbiorę się... Ale nie przy tobie. W łazience kochanie.- powiedziałam puszczając do niego oczko. Reus wyszczerzył się, złapał mnie za obie ręce i pocałował. Chwile później byliśmy już w sypialni mojego chłopaka.
- No dawaj mi jakieś ubrania. Zachciało ci się...- burknęłam. Marco tak się wlekł do tej garderoby... Myślałam, ze go za chwilę trzasnę. Wiedziałam, ze specjalnie to robi. Chciał mnie tylko zdenerwować i udało mu się to.
- A idź!- popchnęłam go i szybkim krokiem podeszłam do jego garderoby. Nie zdążyłam przekroczyć progu, bo Reus przyciągnął mnie do siebie i rzucił na łóżko.- Marco, no! Daj mi się przebrać. I tobie też bym to radziła.- powiedziałam z ogromnym przekonaniem.
- Wiesz, że możemy porobić coś innego?- zapytał poruszając brwiami.
- Zboczeniec!- skwitowałam.
- Skąd wiesz, że chodzi mi właśnie o To?- zapytał akcentując ostatnie słowo.
- A o co innego może chodzić właśnie Tobie!? Przecież to ty. Zboczony do potęgi entej Marco Reus.
- Ale... Chodziło mi o...- trzymał mnie w niepewności.- O robienie razem obiadu.- dokończył. Wybuchnęłam śmiechem.
- Dobre. Na pewno chodziło ci o to. Ta... Yhm...- powiedziałam sarkastycznie i zrzuciłam blondyna z siebie. Jednak nie było dane mi wstać, bo kiedy podniosłam się blondyn posadził mnie na sobie.
- Ugh! Nie dasz mi się przebrać!?- "zdenerwowałam się".
- Nie!- odpowiedział i chwile później był nade mną. Zaczął mnie namiętnie całować.
- Marco proszę cie...- odepchnęłam go od siebie. Blondyn spojrzał na mnie... Błagająco?- Marco kocham cie, ale...- nie było dane mi dokończyć.
- Nie chodzi mi o To. Po prostu chce się tobą nacieszyć, póki mam jeszcze na to czas.- wytłumaczył. Złapałam za jego mokrą koszulkę i przyciągnęłam do siebie. Pocałowałam go najpierw delikatnie, ale z czasem nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne.
- Kocham cie blondasku. Ale to tylko tydzień. Przeżyjemy. Przecież będziemy dzwonić i w ogóle.- powiedziałam gładząc jego policzek moją dłonią.
- Wiem, ale ledwo co cie odzyskałem, a już muszę wypuszczać. I to tak daleko.- mówił patrząc prosto w moje oczy.
- Ejj... Bo się popłaczę.- zaśmiałam się...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny wędruje w Wasze ręce!
No i powraca stary blog "Co serce pokochało, rozum nigdy nie wymaże"
Znów trochę śmiechu i zabawy.
Właśnie o tym myślałam zakładając tego bloga.
Mam nadzieję, że cieszycie się z tego, że pomiędzy Marcelą a Marco znów jest tak "śmiechowo".


Buziaki.... Euphory ;3 ;**


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 38 ~ Prędzej czy później dowie się co straciła.

Proszę, przeczytaj notkę pod rozdziałem!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Następnego dnia obudziłam się cała w skowronkach. Nadal nie docierało do mnie to co miało miejsce wczorajszego wieczora. Jestem z Reus'em. W końcu! W końcu jesteśmy razem. 
Leżąc na swoim łóżku przyszedł mi do głowy taki pomysł, aby nadal się do siebie nie odzywać tylko przed Borussią. Ale z drugiej strony... To dzięki Mario ja i Marco jesteśmy razem. Mogę się założyć, że Kuba powiedział chłopakom, że wyjeżdżam, ale nie było wtedy Reus'a. A Mario to wykorzystał i powiedział, że wyjeżdżam i nie mam zamiaru wracać. I trzeba przyznać, ze jego szatański plan, bo jak to inaczej nazwać powiódł się. Muszę jeszcze tylko powiedzieć o tym, Reus'owi.
Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer blondyna. Wiedziałam, że może jeszcze spać, ale musiałam mu o tym powiedzieć. I chciałam też usłyszeć jego zaspany głos, który był przesłodki.
- Haaloo?- usłyszałam jego głos. Taki zaspany. Taki słodki. I z chrypką.
- Hej.- przywitałam się.
- Marcela? To ty?- zapytał jakby wybudzając się. Pewnie nie był do końca świadomy, że z kimś rozmawia.
- Tak, to ja...- powiedziałam chłopakowi o moich podejrzeniach, a on wydusił: "To ma sens." Opowiedziałam mu jeszcze o moim planie, który mamy wcielić w życie już dziś i chciałam się już rozłączyć, ale usłyszałam...
- Kocham cię.- powiedział. Czułam, że się uśmiecha. Na moją twarz również wpełzł uśmiech.
- Ja ciebie też.- powiedziałam z uśmiechem na twarzy i rozłączyłam się.
Wstałam i podeszłam do okna balkonowego, ale nie wyszłam na zewnątrz. Na dworze nie było za ciepło. Wiał wiatr i zapowiadało się na deszcz. Podeszłam do szafy, zastanawiając się co założyć. Ostatecznie wybrałam takie ubrania. Wczoraj nie miałam już sił, aby się myć, więc od razu położyłam się spać. Weszłam do łazienki, w której umyłam się, ubrałam i przeczesałam rzęsy czarną maskarą.
Gotowa jak gdyby nigdy nic zeszłam na dół, gdzie w kuchni siedzieli już wszyscy.
- Hej.- przywitałam wszystkich. Agata odpowiedziała mi tym samym.
- Gdzie wczoraj byłaś?- zapytał podejrzliwie Kuba.
- Wczoraj? Wyszłam do Sophie.- skłamałam. Wiem, że może nie powinnam okłamywać rodziny, ale...
- Ta.. Yhm... Widzieliśmy.- powiedział mój brat karmiąc Oliwkę. W końcu Agata wzięła się za niego. Po raz kolejny karmi Oliwię.
- Ale co widzieliście?- próbowałam udać głupią, co mi raczej nie wyszło.
- Ciebie i Reus'a. Jesteście razem?- nadal pytał Jakub.
- Tak, jesteśmy, ale...- miałam zamiar kontynuować, ale Agata przerwała mi.
- Tak. W końcu!- zawyła.
- Ale nie mówcie nikomu. To wszystko zaplanował Mario. Ty zapewne powiedziałeś chłopakom, ze wyjeżdżam...- spojrzałam na brata, ten skinął głową.- No a Mario to wykorzystał i powiedział , ze wyjeżdżam i nie mam zamiaru wracać.
- A Reus przyjechał tutaj i odzyskał cię...- dopowiedział Kuba.
- Tak, właśnie...- opowiedziałam im jeszcze o planie moim i Marco, a małżeństwo obiecało, że będzie siedzieć cicho.

*Marco*
Będąc już przed SIP spostrzegłem, że jestem ostatni. Dobrze pamiętałem plan mojej Marceli, która już była wraz z Kubą. Mojej Marceli. Jak to pięknie brzmi. Już na zawsze będzie moja i nie pozwolę jej nigdzie odejść. Wiem, ze to brzmi egoistycznie, ale kocham ją jak największy skarb świata i nie chcę jej stracić. Wyszedłem z auta i ruszyłem w stronę grupki znajomych. Podszedłem do nich, stając obok Marceli. Delikatnie dotknąłem dłonią jej talii. Wzdrygnęła, ale od razu rozpoczęła plan. Spojrzała na mnie i wywróciła oczami. Myślałem, że wybuchnę śmiechem, ale musiałem się powstrzymać. Blondynka odeszła ode mnie i stanęła obok Moritza. Od razu podszedł do mnie Mario i odeszliśmy kawałek na bok.
- Stary co wy..? Jeszcze się nie pogodziliście? Przecież... Chyba poszedłeś do niej!?- mówił szeptem.
- Tak poszedłem.- przytaknąłem.
- I co?- dopytywał.
- Co co? Dowiedziałem się bardzo szokujących rzeczy. Jak mogłeś mnie okłamać? Zamiast ją odzyskać wygłupiłem się tylko. Nie chciała ze mną rozmawiać. Ona już nic do mnie nie czuje i nigdy nie czuła. A ty... Myślałem, ze jesteś moim przyjacielem.- burknąłem i wyminąłem go. Nie mogłem się powstrzymać.
- Ejj, Reus. Jesteśmy przyjaciółmi i zawsze nimi będziemy. Myślałem tylko, że jak do niej pójdziesz to wytłumaczycie sobie wszystko i będziecie w końcu razem.
- Dobra. Nie będę się nią przejmował. Nie chce to nie. Prędzej czy później dowie się co straciła.- wyszczerzyłem się i przybiłem z przyjacielem "sztamę"

Na treningu starałem się zachowywać tak jak wtedy kiedy pokłóciłem się z Błaszczykowską, co mi wychodziło. Po wszystkich ćwiczeniach i biegu zagraliśmy mecz.
Po treningu szybko popędziłem do szatni, podobnie jak reszta chłopaków. Pośpiesznie wszedłem po prysznic. Umyłem się, dokładnie wytarłem swoje ciało ręcznikiem, ubrałem się, pożegnałem z chłopakami i wyszedłem do Marceli, która stała oparta o ścianę tunelu.
- I jak? Połknął to?- zapytała od razu. Nic jej nie odpowiedziałem tylko pocałowałem. Tak cholernie brakowało mi jej w nocy. Co prawda połowę spędziliśmy razem, ale nie miałem się do kogo przytulić.
- Połknął.- odpowiedziałem, gdy oderwaliśmy się od siebie. Przyciągnąłem blondynkę do siebie. Nie obchodziło mnie już to, że chłopaki mogą się dowiedzieć o naszym związku. Miałem ją przy sobie i ona mi wystarczała. Nie wiem jak ja przeżyję ten tydzień bez niej, kiedy wyjedzie do Londynu. A to już za dwa dni. Bo mecz z Barceloną gramy jutro. Nie dobrze, oj nie dobrze...- Kocham cię, wiesz?- zapytałem retorycznie.
- Wiem. Ja ciebie też, ale Marco... Chłopaki...- nie pozwoliłem jej dokończyć. Znów musnąłem jej usta.- Ejj... Zobaczą. Nas.- mówiła pomiędzy pocałunkami.
- Nie obchodzi mnie to już.- powiedziałem z uśmiechem na twarzy i znów musnąłem jej wargi.
- Marco...- odepchnęła mnie od siebie.
- Uuu...- usłyszeliśmy. Wiedziałem co to oznacza... Chłopaki wiedzą już o nas. W sumie ucieszyłem się z tego powodu.
- Mieli nie wiedzieć...- szepnęła Polka opierając głowę o moje ramie...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej. Kolejny rozdział idzie w Wasze ręce.
Chciałabym wam bardzo podziękować za taką ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem.
Chciałabym też powiedzieć, że kolejne rozdziały będą właśnie takiej długość.
Powoli wakacje się kończą i lada moment zacznie się rok szkolny.
Będę miała mniej czasu na pisanie rozdziałów, a mam jeszcze drugiego bloga.
Nie zamierzam zawieszać blogów. Broń Boże. 
Mówię tylko, że kolejne rozdziały będą takiej długości i zapewne będą pojawiać się raz w tygodniu, tym niej będzie piątek.
Nie wiem czy jest to pewne.
Upewnię Was jeszcze o tym, kiedy będzie to na 100% pewne.
I nie zapomnijcie o moim drugim blogu! :D

Buziaki... Euphory! ;**



środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 37 ~ Jak dalej tak pójdzie będę musiał wymieniać drzwi.

- Ciociu...- usłyszałam głos małej Oliwki i jej rączki na moich nogach. Przytuliła się do mnie.
- Przepraszam Wojtuś, ale muszę kończyć. Zadzwonię.
- Okey, narka!- powiedziała i usłyszałam sygnał, co oznaczało, że mój przyjaciel rozłączył się.
- Co się stało skarbie?- przykucnęłam do najmłodszej Błaszczykowskiej.
- Omelek śtlaśy mie potfiorami.- powiedziała robiąc maślane oczka i słodką minkę.
- Chodź. Pokażemy mu kto tu rządzi, tak?- powiedziałam z uśmiechem biorąc 3- latkę za rączkę.
- Dobźe...

***

Siedzieliśmy wszyscy w salonie i rozmawialiśmy o wszystkim i niczym. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. 
- Spodziewacie się kogoś?- zapytałam małżeństwo.
- Nie. A ty?- zapytała Agata.
- Nie.- odpowiedziałam z grymasem na twarzy, idąc do drzwi. Otworzyłam i moim oczom ukazała się panna Bohs. Ugh! Jak ta dziewucha działa mi na nerwy!
- Kto to?- usłyszałam ciekawskiego Kubę.
- Nikt ważny.- powiedziałam i wyszłam przed dom, zamykając drzwi.
- Nie mam czasu. Streszczaj się.- burknęłam obojętnie.
- Masz się trzymać od Reus'a z daleka. On jest mój i tylko mój. Jeszcze będziemy razem. I gdyby nie ty to nie rozstalibyśmy się. Masz się trzymać od niego z daleka. Rozumiesz? Dwa razy powtarzać nie będę.
- Ojj... Boję się.- zaśmiałam się sarkastycznie- Po pierwsze... Rozstaliście się nie z mojego powodu. Po drugie... To ty go zdradzałaś i dlatego zerwał z tobą. Po trzecie... Sama jesteś sobie winna. On chciał ci się oświadczyć, bo naprawdę cię kochał, a ty... Dla ciebie liczy się tylko jego kasa i sława. Nie mamy już o czym gadać. Żegnam!- powiedziałam i weszłam do domu, trzaskając drzwiami.
- Kto to był? Reus?- zadawał kolejne pytania Kuba.
- Jeszcze jego by tu brakowało.- odparłam wywracając oczami i usłyszałam dzwonek do drzwi.- Ugh!- mruknęłam i poszłam otworzyć drzwi. Tak jak myślałam... Przed drzwiami stała Carolin.
- Jeszcze z tobą nie skończyłam!- warknęła, a ja popchnęłam drzwi, zamykając je. Miałam już po dziurki w nosie to wszystko. 
- Ejj... Jak dalej tak pójdzie będę musiał wymieniać drzwi.- zaśmiał się Kuba.
- Błagam. Nie denerwujcie mnie już dzisiaj lepiej.- poprosiłam składając ręce jak do modlitwy.- Zjadłabym coś. Może... Agata robimy zapiekankę ziemniaczaną?- zapytałam bratowej, ponieważ miałam na tę zapiekankę straszną ochotę.
- No możemy, ale musisz iść do sklepu.- odparła z śmiechem blondynka.
- Okey.
Po kilkunastu minutach byłam już w drodze do sklepu. Będąc już w nim kupiłam najpotrzebniejsze składniki potrzebne do zrobienia mojej ulubionej zapiekanki, zapłaciłam i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Mimo, iż była dopiero godzina 18 powoli robiło się zimno. Ale nie miałam w planach nigdzie wyjść, więc ta pogoda zbytnio mi nie przeszkadzała. Tak myślałam... Ja i Sophie oddaliłyśmy się od siebie. Prawie w ogóle się nie spotykamy. Jak już to żeby poimprezować. Czasem się zastanawiam nad słowami Mo. Może on wtedy miał racje? Może Sophie przyjaźni się ze mną tylko ze względu na to, że jestem siostrą Kuby i znam chłopaków z Borussi? Nie. Chyba nie. Sama już nie wiem co mam myśleć.
Nim się obejrzałam byłam już pod domem.
Razem z Agatą rozpakowałyśmy produkty i wzięłyśmy się za naszą robotę. Zapiekankę tą nie robiło się długo. Po pół godzinie stała już w piekarniku. Wróciłyśmy do salonu i rozsiadłyśmy się na kanapie. Jednak ja nie posiedziałam długo, ponieważ rozbrzmiał się dzwonek do drzwi.
- Jeżeli to znowu będzie Carolin to ją wezmę i rozniosę w powietrzu.- burknęłam do siebie idąc w stronę drzwi. Ale ta osoba co stała przed drzwiami... Nie spodziewałabym się go.
- Porozmawiajmy, proszę.- poprosił, a ja wyszłam na zewnątrz i zamknęłam drzwi. Nie miałam już sił kłócić się z Marco.- Chce cię przeprosi za wszystko. Za wszystko co mówiłem. A przede wszystkim za to co mówiłem przed Iduną. Nie myślałem tak. Nigdy tak nie myślałem. To był po prostu impuls. Tak, masz racje. Popełniłem wiele błędów. Ale byłem przy tobie, a ty byłaś w moim sercu. Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie bardzo ważna. Jesteś dla mnie najważniejszą kobietą na ziemi. Nie potrafię bez ciebie żyć. Nie wiem jak ja wytrzymałem bez ciebie te kilka dni. A kiedy Mario powiedział, że wyjeżdżasz do Londynu na zawsze.... Kiedy uświadomiłem sobie, że mogę stracić cię już na zawsze... Wiedziałem, że muszę tutaj przyjść. Że muszę cię odzyskać. Chcę żebyś wiedziała...- przerwał podchodząc do mnie bliżej. Kiedy był już wystarczająco blisko ujął moją twarz w dłonie i oparł swoje czoło o moje.- Marcela ja ciebie kocham...- powiedział patrząc mi prosto w oczy. Tyle czekałam na te dwa słowa. Patrzyłam w jego oczy przepełnione miłością, szczęściem i niepewnością. Teraz już miałam pewność, że go kocham bezgranicznie i że nie mogę bez niego żyć. Nie zdążyłam powiedzieć tych dwóch ważnych słów, bo Marco najpierw musnął moje usta, a później wbił się w nie z chyba największym oddaniem. Położyłam ręce na jego szyi i odwzajemniałam każdy pocałunek, jak najlepiej tylko umiałam.

Chciałam przeprosić go za to co mówiłam. Za to jak za każdym razem go spławiałam... W ogóle za wszystko. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe. Nie potrafiłam oderwać się od blondyna. Nigdy nie czułam się przy żadnym chłopaku tak jak przy Marco. Nawet przy Patrick'u tego nie czułam. Nie potrafię opisać tego uczucia. Dla mnie to było coś nowego. Czułam, że w tej chwili jestem dla niego najważniejsza. Jakby nikt inny się nie liczył. Ten pocałunek wrażał więcej niż tysiąc słów, choć nie trwał on długo. Nie chciałam go kończyć, ale z trudem oderwałam się od piłkarza.
- Kocham cię Marco...- szepnęłam i musnęłam jego wargi.
- Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem...- uśmiechnął się łapiąc mnie za obie ręce.
- Ja też...- odparłam z uśmiechem na twarzy.
- Jak to? To po co było to wszystko?..- chciał kontynuować, ale przerwałam mu.
- Bo ja... Marco... Ja po prostu się bałam. Bałam się tego, że możesz zranić mnie tak jak zrobił to Patrick. Że znów będę płakała przez osobę, którą kocham....- wytłumaczyłam, a ten najzwyczajniej w świecie przytulił mnie, całując w czoło.
- Jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć? Kocham cię i nigdy w życiu bym cię tak nie zranił. Bardzo dobrze wiem jak się czułaś, kiedy dowiedziałaś się o zdradzie Patricka.- powiedział czule gładząc moje włosy.
- Wiem. Jest jeszcze coś...- nie pozwolił mi dokończyć.
- Cii... Nic nie mów.- uciszył mnie swoimi ustami na moich.
- Ma... Marco...- oderwałam się od kuszących ust blondyna.
- Chodź.- złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Poczekaj. Przebiorę się.- powiedziałam szybko i zniknęłam za drzwiami domu. Czym prędzej pobiegłam do swojego pokoju. Wzięłam pierwsze lepsze ubrania i szybko się przebrałam. Poprawiłam włosy i zbiegając po schodach zakładałam sweterek.
- Marcela, a ty gdzie?- usłyszałam głos Agaty.
- Wychodzę.- oznajmiłam entuzjastycznie.
- A zapiekanka? Już gotowa.- dopytywała.
- Zjem później.- krzyknęłam i zamknęłam drzwi. Pośpiesznie podeszłam do Reus'a, który stał nonszalancko oparty o swój samochód.
- Szybka jesteś.- powiedziałam z szerokim uśmiechem i otworzył mi drzwi.

***

Chodziliśmy objęci ciemnymi uliczkami pięknego Dortmundu rozmawiając o wszystkim i niczym. Było mi z nim bardzo dobrze. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że się pogodziliśmy. Rozumieliśmy się jak nigdy. Jednak mnie trapiła jedna rzecz. A raczej dwie. Postanowiłam zacząć od tej prostszej.
- Marco... Kto ci powiedział o tym, że wyjeżdżam?- zapytałam patrząc w jego oczy.
- Mario. Nie wyjedziesz, prawda? Nie zostawisz mnie tutaj samego!?- zapytał robiąc maślane oczka. Prychnęłam śmiechem.
- Nie, tylko... Ja nie wyjeżdżam na zawsze. Nie miałam nawet takiego zamiaru. Chcę wyjechać na jakieś dwa tygodnie. Spotkać się z Wojtkiem i Mariną.- wyjaśniłam.
- Ale jak to? Mario powiedział, że wyjeżdżasz na zawsze. Że już tutaj nie wrócisz.- powiedział z dezorientacją w głosie.
- Nie. Wyjadę na dwa tygodnie.- uśmiechnęłam się.
- Nie, proszę cię. Ledwo co cię odzyskałem, a ty chcesz już wyjeżdżać? Nie rób mi tego... 
- Ale... okey. Ograniczę ten wyjazd do tygodnia, dobrze? Chciałabym się w końcu zobaczyć z przyjacielem.- zaproponowałam.
- No dobrze. Kiedy wyjeżdżasz?- zapytał z grymasem na twarzy.
- Nie wiem. Jeszcze nie zabukowałam biletu. Ale chyba po meczu z Barcą.- oznajmiłam. Zapadła krępująca cisza. Wpatrywałam się w oświetloną lampami drużkę myśląc jak zapytać Reus'a o kolejną rzecz, która trapiła mnie od dobrych kilkunastu minut. Stanęłam przed nim. Spojrzał na mnie pytająco obejmując w pasie.
- Marco czy my...?-  zapytałam nie kończąc pytania.- No wiesz...
- A chcesz?- zapytał patrząc mi prosto w oczy.
- Yhm...- mruknęłam, a ten uniósł mnie do góry i okręcił kilka razy wokół własnej osi. Później "zmusił mnie", abym zaplotła nogi na jego umięśnionych biodrach. Marco czule mnie pocałował, na co ja ujęłam jego twarz w dłonie i pogłębiłam pocałunek.
- Wiesz, że stoimy na samym środku uliczki?- zapytałam odrywając się od blondyna. Zarzuciłam ręce na jego szyi.
- I co w związku z tym? Przecież jest...- spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku.- Środek nocy.
- Ccoo? Żartujesz, prawda?- zrobiłam wielkie oczy.
- Nie. W ogóle.- uśmiechnął się.
- Przecież ja muszę do domu...
- Chybaa, że..? Chybaa, że...? Śpisz u mnie? Ze mną?- zapytał, na co ja uśmiechnęłam się lekko, musnęłam jego wargi i zeskoczyłam z piłkarza.
- Nie skorzystam z tej jakże zacnej okazji..
- Ale kochanie...- to słowo... Aww. *_* Sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.- Wiesz, że taka okazja może się nie powtórzyć?- dokończył.
- Do prawdy?- uniosłam jedną brew ku górze.
- Yhm... Proszę.- złożył ręce w geście modlitwy.
- Nie. Wolę dzisiejszą noc spędzić w swoim łóżeczku.- uśmiechnęłam się lekko.
- No dobrze.- blondyn uśmiechnął się lekko, schylił się do mnie i musnął moje wargi, po czym złapał mnie za rękę i podążyliśmy do jego samochodu. Po 15 min. byliśmy już pod domem mojego brata.
- Dziękuję misiu...- cmoknęłam go w polik i miałam już wyjść, jednak ten złapał mnie za rękę.
- O nie, nie, nie. Takich pożegnań nie będzie.- powiedział i namiętnie mnie pocałował.- Takie pożegnania będą.- wyszczerzył się.
- Głupek.- skwitowałam i wyszłam z samochodu mojego ukochanego. Podążyłam do domu. Kiedy weszłam usłyszałam ryk silnika samochodu Marco, co oznaczało, że czekał, aż wejdę. Kochany... Opiekuńczy... Przystojny... Inteligentny... Po prostu idealny... ♥


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo...
Przybywam do Was z nowym rozdziałem.
Spodziewał się ktoś takiego obrotu spraw?
Myślę, że nie.
No... Postanowiłam ich pogodzić, bo ten blog nie miał być taki.
Znudziły mi się już już te humorki Marceli jak i Marco.
Więc są razem.

No i dzisiaj mecz...
Juhuuu! Pszczółki wygraj.
Jestem tego pewna w 100%.
Jestem bardzo ciekawa czy Robert strzeli w dzisiejszym meczu gola.
Cóż... Okaże się niebawem.

Buźka, Kinga... ;***

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 36 ~ Kac morderca nie ma serca.

- To prawda, ale jeżeli ci na nim zależy. A wiem to na bank to musisz walczyć o tę miłość. I jestem pewien na 100%, że on cię też kocha. A to przed Iduną było z zazdrości. Kiedy zobaczył ciebie z... jak mu tam? Mo? Jak razem się śmialiście to poczuł się tak jakby zdradzony...
- Ale przecież on wie, że ja i Mo jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nic więcej...- powiedziałam i chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi.- Poczekaj chwilkę. Zobaczę kto to.- uśmiechnęłam się i podążyłam na dół. Nie miałam zielonego pojęcia kto to może być. Może Agata i Kuba? Nie. Przecież jest dopiero 22.
Będąc już przy drzwiach otworzyłam i... Najmniej spodziewana osoba...
- Proszę nie zamykaj tych drzwi. Daj mi się wytłumaczyć... Wiem, że źle robiłem. A to dzisiaj przed Iduną to już w ogóle. Ale kiedy zobaczyłem ciebie z Mo nie wiem co we mnie wstąpiło. To było z zazdrości. Wiem, że jesteście tylko przyjaciółmi i nic poza tym was nie łączy, ale nie mogłem na to patrzeć. Proszę porozmawiajmy...- zakończył stojąc w moich drzwiach. Widziałam, że był pijany i że jutro już nie będzie tego pamiętał. To trochę mnie dobijało. Ale... Cieszyłam się, że tutaj przyszedł.
- Nie Marco. My nie mamy już o czym rozmawiać. Bardzo dobrze wiesz co jest pomiędzy mną, a Mo. Nie powinieneś tego mówić.- powiedziałam i ujrzałam samochód Ani. Czyli przyjechał tutaj z nią.- Jedź do domu. Impreza czeka.- dodałam i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Oparłam się o nie i zsunęłam. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Było mi przykro, że tak spławiłam Reus'a, ale należało mu się to. Zasłużył. I choć nie było to dla mnie łatwe, spławiłam go. Wróciłam do swojego pokoju. Do Wojtka.
- Kto to?- zapytał jak zawsze ciekawski Wojtek.
- Nie ważne.- uśmiechnęłam się sztucznie i powróciliśmy do rozmowy.

- A może... Przyleciałabyś do Londynu na jakiś tydzień, dwa? Tak odpocząć, przemyśleć kilka spraw w spokoju? No i w końcu zobaczylibyśmy się na żywo.- uśmiechnął się.
- No w sumie czemu nie... Przemyślę to i dam ci znać jutro.- powiedziałam z uśmiechem...

*Następny dzień*
Obudziłam się wcześnie rano. Nie chciało mi się już spać, więc stwierdziłam, że pobiegam. Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej ubrania przeznaczone do biegania i na odpowiednią pogodę. Ostatnio w Dortmundzie bardzo dopisuje. Lecz mogę się założyć, że długo ciepło nie będzie. Pewnie jutro lub pojutrze spadnie deszcz. Będąc już w łazience przebrałam się, przemyłam twarz wodą i włosy związałam w koka.
Po niecałej godzinie biegu wracałam już do domu. Odechciało mi się biegania. Dzisiaj to najchętniej cały dzień przesiedziałabym w domu i tak zrobię. Nie no. Pójdę na zakupy do centrum handlowego. Taa... Sama. Sophie dzisiaj spotyka się ze swoim chłopakiem, który przyjechał do Dortmundu od swoich rodziców.
Biegnąc poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Podskoczyłam z przerażenia. Odwróciłam się i ujrzałam.... Nie było czego się bać. Chociaż...
- Czego chcesz?- warknęłam.
- Nie, nie nie. Czego ty chcesz? Od Marco? On jest mój. Tylko mój, rozumiesz? Masz się trzymać od niego z daleka, bo inaczej...- nie pozwoliłam jej dokończyć. Nie mogłam znieść tego jej piskliwego głosiku. Ugh!
- Bo inaczej, co? Nie możesz mi niczego zabronić. A poza tym nie jesteście razem. Marco może robić co mu się tylko podoba. Nie będziesz mu niczego dyktować. Jest dorosły i wie co robi. Żegnam!- zakończyłam "rozmowę" z Carolin i odbiegłam wkładając słuchawki do uszu.
Po kilku minutach byłam już w domu. Weszłam po cichutku i od razu poszłam do łazienki. Wyszłam z niej po godzinie. Owinięta ręcznikiem wyszłam z wcześniej wspomnianego pomieszczenia i ruszyłam do swojego pokoju. Stanęłam przed szafą zastanawiając się co założyć. Ostatecznie wybór padł na takie ubrania. Ubrałam się i zeszłam na dół. Zrobiłam sobie gorącą herbatę, a z racji tego, że nie chciało mi się jeść od razu podążyłam do salonu. Usiadłam wygodnie na kanapie i włączyłam telewizor. Skakałam po kanałach, aż w końcu trafiłam na przegląd sportowy. Mówili akurat o Arsenalu. Jak ja dawno nie oglądałam ich meczy. I serio. Porządnie zastanawiam się nad propozycją Szczęsnego. Może lepiej byłoby jakbym wyjechała na jakieś dwa tygodnie? Odpocznę. Przemyślę kilka spraw. A przede wszystkim spotkam się z najbliższymi. Chyba tak zrobię. Polecę do Londynu. Postanowiłam, że przy śniadaniu powiem o tym Kubie i Agacie. A właśnie jeżeli już o nich mowa to Kuba właśnie schodził po schodach.
- Hej, braciszku.- przywitałam brata uśmiechem.
- Hej.- powiedział niemrawo.
- Jak było?- zapytałam ze śmiechem. Kuba nie wyglądał za dobrze.
- I ty się mnie jeszcze pytasz?- odpowiedział pytaniem.- Łeb mi pęka.- powiedział, po czym wziął łyk zimnej wody.
- Kac morderca nie ma serca.- zaśmiałam się. Miałam niezły ubaw z brata.
- Więcej tyle nie wypije.- odparł rzucając się obok mnie na kanapie
- Tak samo mówiłeś po ostatniej imprezie.- znów się zaśmiałam.- O której wróciliście?
- Bo ja wiem...- złapał się za głowę.
- Dobra, już cię nie męczę. Idę zrobić śniadanie.- powiedziałam i ruszyłam do kuchni.

*Kilka godzin później*
W centrum handlowym spędziłam kilka godzin. Kupiłam sobie dwie pary spodenek. (1,2), Sukienkę, która od razu wpadła mi w oko. Szpilki, converse i sweterek, który od od razu mi się spodobał.
Postanowiłam, że zostawię wszystko w domu i wezmę Oliwkę na trening chłopaków, co obiecałam Agacie. Nie miałam ochoty iść na ten trening, ale czego nie robi się dla rodziny.

Po jakiejś godzinie spacerku byłybyśmy już na SIP. Chłopaki akurat biegali, czyli trening zaczął się niedawno. Zauważyłam Marco biegnącego samemu, ale kiedy mnie zobaczył... Odwrócił wzrok. Zabolało mnie to i to cholernie. Czyli, że pamiętał to co mówił wczoraj wieczorem?
- Ciociu, ciociu... Choć do Sajci.- zawołała Oliwka ciągnąc mnie za rękę.
- Już, już kochanie. Idziemy.- uśmiechnęłam się do 3- latki i ruszyliśmy do Wag's.

*Mario*
Kiedy Kuba powiedział nam o tym, że Marcela wyjeżdża do Londynu na jakieś dwa tygodnie od razu wiedziałem, że muszę to jakoś wykorzystać. Przecież wszyscy bardzo dobrze wiemy, że Błaszczykowska wyjeżdża z powodu Reus'a. Od kiedy pokłócili się nic nie jest takie samo. Reus cały czas chodzi nieobecny i nie da się z nim normalnie pogadać. A Marcela... Dokładnie tak samo jak Marco.
Widząc jak Marcela wchodzi na boisko z córką Kuby podbiegłem do Reus'a, który o dziwo biegł sam. Widzicie? Kolejny powód na to, abym mógł go okłamać. Podbiegłem do niego.
- Słyszałeś?
- Ale co?- zapytał zdezorientowany.
- No Marcela wyjeżdża.- powiedziałem tajemniczo.
- Co? Gdzie?- zadawał kolejne pytania. Wiedziałem, że tak zareaguje.
- No do Londynu. Podobno już tutaj nie wróci.- powiedziałem, okłamując swojego przyjaciela. Wiedziałem, ze nie powinienem, ale jeszcze mi za to podziękuje.
- Że co?- krzyknął.- Żartujesz, prawda?- powiedział już normalnym tonem głosu wpatrując się w Błaszczykowską. Mam nadzieję, że mój plan zeswatania tej dwójki uda się...
- Nie. Nie żartuję. Co zamierzasz?
- Nie mam zielonego pojęcia.- odparł nadal nie odrywając wzroku od swojej ukochanej.- Chyba muszę z nią pogadać. I to na serio. Dzisiaj.- powiedział, a ja wyszczerzyłem się. Tak! Będą razem! W końcu! Chyba...

*Marcelina*
Siedząc i rozmawiając z Ania usłyszałam krzyk Marco. Odruchowo przerzuciłam wzrok na niego. Nasze spojrzenia spotkały się na dłużej. Patrzył na mnie... Tak.... Tak, inaczej. Tak, błagalnie.
W tej samej chwili rozdzwonił się mój telefon. Wstałam i odeszłam kawałek. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Wojtka. Odebrałam:
- Hej, miśku...- przywitałam przyjaciela z uśmiechem.
- No siemka. Masz czas?
- Tak. Znaczy.. Jestem na treningu, ale możemy rozmawiać.- wyjaśniłam.
- Aha, okey. I jak? Przemyślałaś moją propozycję.?- zapytał poważnie.
- Ej, wyluzuj.- zaśmiałam się- Tak, przemyślałam.- odpowiedziałam.
- Iii..?- przeciągnął.
- Zgadzam się. Dzisiaj zabukuję bilet i zadzwonię do ciebie.- oznajmiłam.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. Tęsknię...- zawył.
- Ja też głuptasie. Spotkamy się niebawem.- odparłam z uśmiechem.
- Ciociu...- usłyszałam głos małej Oliwki i jej rączki na moich nogach. Przytuliła się do mnie.
- Przepraszam Wojtuś, ale muszę kończyć. Zadzwonię.
- Okey, narka!- powiedziała i usłyszałam sygnał, co oznaczało, że mój przyjaciel rozłączył się.
- Co się stało skarbie?- przykucnęłam do najmłodszej Błaszczykowskiej.
- Omelek śtlaśy mie potfiorami.- powiedziała robiąc maślane oczka i słodką minkę.
- Chodź. Pokażemy mu kto tu rządzi, tak?- powiedziałam z uśmiechem biorąc 3- latkę za rączkę.
- Dobźe...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na początku chciałabym Was bardzo, ale to bardzo przeprosić.
Miałam dodać od razu jak było 15 komentarzy, ale zwyczajnie nie miałam czasu.
Miałam dodać wczoraj, ale Malinowa Mamba  wyciągnęła mnie na dwór i nie dokończyłam.
Możecie podziękować jej! =D
A Marika... Tylko się nie bulwersuj, bo złość piękności szkodzi i Mario cie jeszcze nie zechce. =D

Obiecałam i dodaję dzisiaj.
Chciałam, aby ten rozdział był dłuższy, ale wyszło tak.
Nie było sensu ciągnąc go dalej.
Dziękuję Wam bardzo za 21 komentarzy pod ostatnim postem.
To dla mnie bardzo dużo znaczy.
Jak myślcie? Marco zawalczy o Marcelę? Zrozumiał, że naprawdę ją kocha?
Zostawiam Was z tym powyżej. :/

Buziaki, Kinga ;**

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 35 ~ Pamiętaj, że jesteś częścią mojego życia.

*Marco*
Byłem zaskoczony. Okey, chciałem zrobić jej na złość, mówiąc o tej imprezie i dziewczynach, ale... Takiej reakcji z jej strony się nie spodziewałem. To ostatnie zdanie. "Dla mnie już nie istniejesz!" Naprawdę tak myślała? Czy może tylko powiedziała tak, aby się odgryźć.
- Zadowolony jesteś z siebie, idioto!?- poczułem szturchnięcie i głos Moritza. Powinienem ją przeprosić...
- Okey. Wiem. Nie powinienem.- uniosłem ręce w geście obrony.
- Ale powiedziałeś. To było chamskie. Powinieneś dostać w mordę.- ochrzanił mnie.

*Marcelina*
Usiadłam na pomoście, zdjęłam trampki i zamoczyłam nogi w ciepłej wodzie. Cały czas myślałam nad tym co mówił Marco. Dzisiaj i tego dnia, którego się pokłóciliśmy. Zabolało mnie to. Naprawdę tyle dla niego znaczę? Zabawa? Jak on mógł powiedzieć, że to co jest pomiędzy nami to dla mnie zabawa!? To on cały czas się mną bawi. Gdyby naprawdę mu na mnie zależało nie mówiłby tego.
Siedziałam i przyglądałam się temu pięknemu widokowi. Cały czas kojarzy mi się właśnie z nim. Ale co się dziwić!? To on pokazał mi to miejsce. Wszystko wróciło. To jak się śmialiśmy. Rozmawialiśmy. Rozmawialiśmy o piłce nożnej. Pamiętam to.. To jak opowiadałam mu jak wiele znaczy dla mnie Borussia. Że jest dla mnie jak druga rodzina. Iduna jak drugi dom. Oni, piłkarze jak starsi bracia. A piłka nożna miłością. Że przez nią nigdy nie będziesz płakał. No prawie... Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. To jak... Jak mnie słuchał. To jak mu powiedziałam, iż niektórzy mówią, że nie można wybrać sobie rodziny, a ja jedną już wybrałam.  Jego reakcja... "Ja również" A później odwiózł mnie do domu. Nie wiedziałam co powiedzieć. Żadne z nas się nie odzywało. W końcu podziękowałam mu za miśka, a on... "Samo dziękuję nie wystarczy." Pocałowałam go w oba policzki i wskazał jeszcze na swoje usta. Już go nie pocałowałam. Obraził się, a ja po prostu wyszłam. Kiedy wchodziłam do domu zapytał czy się jeszcze spotkamy. Odpowiedziałam, że na pewno. Pamiętam to bardzo dobrze. Jakby działo się to wczoraj. Uśmiechałam się, kiedy to sobie przypominałam. Tak zabiegał... Podobało mi się to. Ale dla niego to tylko zabawa. Mogę się założyć, że jutro na imprezie pocieszy się. Nikt się nie spodziewał, że to wszystko tak się potoczy. A na pewno nie ja...
Nie wiem ile tak siedziałam. Może godzinę. Dwie. Wyjęłam nogi z wody, aby trochę mi wyschły. Po niecałych 10 min. był już suche. Wtedy rozbrzmiał się mój telefon. Na wyświetlaczu widniał napis "Marco ;**" i jego zdjęcie. Odrzuciłam połączenie. Przypomniał sobie o mnie? Czy może chciał zaprosić na imprezę? Abym mogła popatrzeć jak to on świetnie bawi się ze swoimi "laseczkami"? Dzwonił jeszcze kilka razy. Za każdym odrzucałam. W końcu mój telefon znów wydał dźwięk, informujący, że ktoś dzwoni. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam:
- Odwal się, okey? Powiedziałeś co miałeś powiedzieć. Nie chcę niczego już słuchać.- warknęłam na powitanie.
- Ejj, to ja.- usłyszałam głos Kuby.
- Przepraszam. 
- Gdzie ty jesteś? Martwimy się.
- Nie ważne. Nie martwcie się. Nie macie o co. Nic mi nie jest. Tak w ogóle kto się martwi?- byłam cholernie ciekawa. Musiałam zapytać. 
- No ja. Moritz. Agata. Jeżeli chodzi ci o niego to pojechał do siebie. Nie mógł znieść zabijającego wzroku Mo.- zaśmiał się, a ja razem z nim.
- To dobrze. Daj mi go.- powiedziałam cały czas szczerząc się.
- Kogo?- zapytał z dezorientacją w głosie.
- No Mooo.- zawyłam.
- Eee... Dupo. Cyśka do ciebie.- krzyknął. Boże... Jakiego ja mam zrytego brata.
- Gdzie ty jesteś!? Wiesz jak ja się martwię!? Od zmysłów odchodzę.- usłyszałam jego zmartwiony głos. Chyba na serio się martwił.
- W takim jednym miejscu. Nie martw się. Nic mi nie jest. Jedź do siebie i się nie zamartwiaj.- uśmiechnęłam się.
- Nie. Dopóki nie zobaczę cię całej i zdrowej nigdzie się nie ruszam.- powiedział stanowczo.
- No to sobie poczekasz.- mruknęłam.- No i dzięki za pozbycie się Reus'a. Jesteś wielki.
- Dobra, dobra. Przed 20 w domu, zrozumiano?- jego... Jakby to nazwać... Pytanie?... Raczej rozkaz... Spowodował, że wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
- Tak jest tatusiu.- zasalutowałam, po czym rozłączyłam się. Spowodował, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Kolejny raz... I kolejny raz dzięki niemu.
Założyłam trampki i ruszyłam do domu. Nie miałam co tu robić. A wszystko przypominało mi o blondynie. Nie miałam już ochoty o nim myśleć. Najchętniej to wymazałabym go z mojej pamięci na najbliższe kilka godzin.

*Następny dzień*
*Po meczu*
Niestety... Przegraliśmy... Przynajmniej... Przynajmniej przegraliśmy z honorem i klasą. Lewandowski strzelił bramkę po podaniu Reus'a. Chłopaki zaprosili nas na murawę. Mówiąc "nas" mam na myśli Wag's, dzieciaki i mnie.
No cóż... Jeszcze mecz rewanżowy... Mam nadzieję, że go wygramy... Bo jeśli nie... Bo jeśli nie to nie będziemy nadal walczyć o Puchar Ligi Mistrzów. Mimo, iż jest ten mecz rewanżowy, łzy same cisnęły mi się do oczu.
Powoli schodziłam z trybun, podobnie jak partnerki i dzieci piłkarzy. Podeszłam do Moritza, który wstawał właśnie z ławki rezerwowych.
- Nie przejmuj się.- przytuliłam go.- Wygracie ten mecz. Jestem tego pewna.- próbowałam go pocieszyć, jednak sama najpierw powinnam doprowadzić się do normalnego stanu.
- Czemu płaczesz?- zapytał ocierając moje policzki z łez. Wzruszyłem ramionami.- Idź do niego.- spojrzał na Marco leżącego na murawie. Chciałam już do niego podejść, ale podeszła do niego... No właśnie... Podeszła do niego Carolin. Wiedziałam... Spojrzałam na nich niedowierzająco.
- Już znalazł sobie pocieszenie.- burknęłam spoglądając na ciemnego blondyna.
- Nie. Na pewno nie. Reus taki nie jest. Znów się do niego przyczepiła jak zobaczyła was na okładkach. Mogę się o to założyć.- uśmiechnął się w moją stronę. "Żeby to była jeszcze prawa."- pomyślałam.

*Wieczór*
Siedziałam w swoim pokoju rozmawiając na Skype z Wojtkiem. Już dawno razem nie rozmawialiśmy, a przecież obiecaliśmy sobie, że nasza przyjaźń przetrwa. Jednak... Jednak ludzie się mylą. Mylą się mówiąc, że przyjaźń damsko-męska nie ma szans na przetrwanie. Zazwyczaj rodzą się z tego związki, ale nie w naszym przypadku. Ja na prawdę traktuję Wojtka jak przyjaciela. Jak najlepszego pod słońcem faceta, który nigdy mnie nie zrani. Wiem to. Jest dla mnie jak bratnia dusza. Jak brat, któremu mogę powiedzieć wszystko. Nawet do Sophie nie mam takiego zaufania. W końcu to Szczęsny był przy mnie, kiedy najbardziej potrzebowałam jego pomocy, bliskości, wsparcia...
Wojtek jak to Wojtek zauważył, że coś jest nie tak jak powinno i od razu zareagował.
- Ej, młoda co jest?- zapytał z troską w głosie.
- Co? Nie, nic. A co ma być?- próbowałam się jakoś wykręcić.
- Widzę przecież. Mnie nie okłamiesz...- pokręcił głową.
- Okey. Jest coś co sprawiło, że jest mi cholernie smutno i źle, ale nie będę obarczać cię swoimi problemami. Masz swoje życie.- mówiłam gestykulując rękoma.
- Pamiętaj, że jesteś częścią mojego życia.- uśmiechnął się.
- Wiem. Pamiętam.- odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Gadaj. To i teraz. W tej chwili.- zakazał.- Biegusiem...- poganiał mnie. Nie miałam innego wyjścia i opowiedziałam wszystko dokładnie brunetowi, co zajęło trochę czasu.
- Jak go tylko zobaczę to nie ręczę za siebie.- burknął, kiedy skończyłam.
- Nie Wojtek. Nie warto.- machnęłam ręką.
- Ale nie szkoda ci? Przecież... Czujesz coś do niego, nie? W innym wypadku nie byłabyś smutna.
- Czuję, ale... To nie ma sensu. On mnie tak potraktował... Już nawet nie chodzi o tę sytuację w jego domu.- mówiąc to odwróciłam głowę w inną stronę. Moje oczy zaszkliły się od łez.- Chodzi o to, że... Tutaj nie ma już co ratować. Między nami już nigdy nie będzie tak jak było kiedyś. Może i uda nam się to uratować, ale już nigdy nie będzie tak jak dawniej...- spojrzałam na jego zmartwionym wyrazem twarzy.
- To prawda, ale jeżeli ci na nim zależy. A wiem to na bank to musisz walczyć o tę miłość. I jestem pewien na 100%, że on cię też kocha. A to przed Iduną było z zazdrości. Kiedy zobaczył ciebie z... jak mu tam? Mo? Jak razem się śmialiście to poczuł się tak jakby zdradzony...
- Ale przecież on wie, że ja i Mo jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nic więcej...- powiedziałam i chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi.- Poczekaj chwilkę. Zobaczę kto to.- uśmiechnęłam się i podążyłam na dół. Nie miałam zielonego pojęcia kto to może być. Może Agata i Kuba? Nie. Przecież jest dopiero 22.
Będąc już przy drzwiach otworzyłam i... Najmniej spodziewana osoba...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejj...
I mamy już 35.
Dziękuję Wam bardzo, bardzo....
Dziękuję za 30 tys. wyświetleń. :D
Co do rozdziału...
Ehh.... Może nie jest do końca taki jakbym chciała, ale jest.
Mam nadzieję, że chociaż Wam przypadnie do gustu.
I jeszcze jedno...
Chciałabym bardzo podziękować anonimkowi/om na ask'u, który tak ubiega się o nowe rozdziały.
To jest bardzo miłe i daje mi motywację.
Dziękuję... <33


15 KOMENTARZY~ NASTĘPNY ROZDZIAŁ
Wiem, że potraficie.


Buziaki... Kinga <33 ;**





piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 34 ~ Nie ukrywam, że zależy nam na tym.

- Jaka ja jestem głupia. Przecież ja go kocham! Czemu tak po prostu nie powiem co do niego czuję!?- karciłam siebie.
- Jedziesz ze mną na trening?- usłyszałam nagle głos Kuby. Momentalnie znalazłam się w pozycji siedzącej.
- Cccooo?
- Jak tak to za pół godziny na dole.- oznajmił i wyszedł. Szybko zeszłam z łóżka i wybrałam ubrania przystosowane do dzisiejszej pogody, po czym ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, zrobiłam lekki makijaż, a włosy pozostawiłam rozpuszczone, wcześniej susząc je. Pośpiesznie wyszłam z łazienki i zbiegłam na dół, gdzie w przedpokoju czekał już na mnie brat. założyłam buty i już po chwili byliśmy w drodze na Idunę.
- Kogo kochasz?- zapytał nagle Kuba patrząc na mnie.
- Słyszałeś?
- Trudno było nie usłyszeć. Prawie krzyczałaś.- oznajmił, a mi zrobiło się głupi.- To kogo? Reus?- kiedy padło to nazwisko... Odwróciłam głowę w stronę szyby.- To on, prawda?- dopytywał. Kuba... On nigdy nie pytał mnie o takie rzeczy. Nigdy nie rozmawialiśmy na takie tematy. Weźcie..! Czułam się jak 12- latka.
- Yhm...- przytaknęłam.
- Co się stało?- zapytał zatrzymując samochód. Spostrzegłam, że jesteśmy już pod stadionem.
- Pokłóciliśmy się. Kuba... Nie mów o tym nikomu, dobrze?- wiedziałam, że Jakub nikomu nie powie, ale wolałam się upewnić.
- Dobrze. - powiedział, po czym wyszliśmy. Stanęłam jak wryta, kiedy go zobaczyłam. Ale czego ja się spodziewałam!? Przecież on jest na każdym treningu. Powiedziałam sobie, że muszę zachowywać się normalnie. Tak jakby nic się nie stało. Podeszłam do chłopaków wraz z bratem.
- Siemka!- przywitał się Kuba.
- Siema!- odpowiedzieli mu chórkiem.
- Hej.- uśmiechnęłam się do wszystkich.
- Cyśka! Jak ja cię dawno nie widziałem!- dosłownie rzucił się na mnie Moritz, przytulając mnie.
- Widzieliśmy się wczoraj, głupku.- zaśmiałam się. Przy nim nie da się inaczej. Nie da się nie uśmiechać. On ma coś takiego w sobie, co sprawia, ze jak tylko na niego spojrzysz to nie możesz się nie uśmiechnąć.
- Wiem, ale to i tak długo.- oderwał się ode mnie. Przywitałam się z resztą chłopaków i na koniec został tylko Marco. Chłopaki jak to oni zaczęli gadać. Jeden przekrzykiwał drugiego. Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
- Dziękuję za wczoraj.- szepnęłam do jego ucha. Jakaś reakcja, coś ze strony Marco? Nic. Kompletnie nic. Nawet mnie nie objął, jak zawsze to robi. Zrobiło mi się strasznie smutno, ale czego ja oczekiwałam? Po prostu podziękowałam mu za to co zrobił wczoraj na imprezie. Myślałam, że co? Że wszystko będzie tak jak dawniej!? To mi się zachciało jakiejś karteczki. To ja chciałam przestać się spotykać. Chyba nie wiedziałam jakie to będzie trudne...
- Pszczółki do szatni. Marcela ty zostań.- rozkazał Klopp, który nie wiadomo, kiedy znalazł się obok mnie.
- O co chodzi?- zapytałam wysilając się na uśmiech.
- Chodzi o to, że od następnego sezonu nie będziemy mieli fotografa. Po prostu rezygnuje. Dostał lepszą ofertę. Ty studiowałaś fotografię, prawda? Kuba podrzucił nam twoje zdjęcia i powiem szczerze... Jesteśmy zachwyceni twoimi zdjęciami...- rozgadał się, jak to on.
- Czy ja dobrze rozumiem? Miałabym tutaj pracować?- zadawałam kolejne pytania. W duchu skakałam ze szczęścia i dziękowałam Kubusiowi.
- Nie ukrywam, że zależy nam na tym.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć.
- Wystarczy tak.- zaśmiał się.
- W takim razie... Tak.- uśmiechnęłam się szczerze. Pierwszy raz dzisiejszego dnia.
- Poinformuję cię jeszcze na kiedy masz przynieść wszystkie dokumenty i stawić się u nas.- oznajmił.
- Dobrze...- przytaknęłam.

*Kuba*
W szatni co chwilę spoglądałem na Reus'a. Gadałem z Łukaszem, ale jakoś nie mogłem się skupić na tym co mówi on, jak i ja. W końcu kiedy byłem przebrany ja jak i Reus zawołałem go, abyśmy porozmawiali na osobności.
- Co jest, staruszku!?- a tego żarty trzymają się zawsze.
- Tylko nie staruszku..
- No okey, okey dziadziusiu...- zaśmiał się, a po chwili ja też.
- Koniec!... Powiedz mi co jest pomiędzy tobą, a moją siostrą?- próbowałem udać, ze nic nie wiem o ich kłótni i w ogóle o tym co czuje Marcela do niego.
- A co?
- Po prostu powiedz. Widziałem jak dzisiaj na siebie patrzyliście. Byliście jacyś nie swoi. Jak nigdy nie rozmawialiście. A kiedy pocałowała cię, nawet jej nie objąłeś jak zawsze to robisz.- zauważyłem, ale chyba nie tylko ja.- Gadaj!- nakazałem.
- No okey. Po prostu pokłóciliśmy się.- miałem nadzieję, że chociaż od blondyna dowiem się czegoś więcej. Nie mogę patrzeć jak Marcela chodzi taka przybita.
- Coś więcej?
- Nic. Po prostu... A idź! Nie interesuj się!- puknął mnie w ramie.
- Reus! Tu chodzi o moją siostrę. Mam tylko ją.- dla mnie w ogóle nie było to śmieszne. Martwiłem się o blondynkę.
- Nie przejmuj się.- powiedział i akurat z szatni wyszli chłopaki. Ugh! Wszystko spie...
- Jeżeli będzie przez ciebie płakała to wiedz, że masz w mordę!- uprzedziłem. Ten tylko skinął głową.
No i ciężki trening... Trzeba dać z siebie wszystko. Już jutro mecz z Barcą. Cóż... Kolejny mecz będzie nasz. Wygramy go! :D

***

Po treningu czekałem na Marcelinę, która czekała na Moritz. Ten jak zwykle przebiera się pół godziny. Stałem przy moim samochodzie wraz z chłopakami i jak to my gadaliśmy o wszystkim. Zwykłe głupoty.
Po jakimś czasie zobaczyłem Mo i Marcelę wychodzących ze stadionu. Śmiali się, wygłupiali... Jak to oni. Mo naprawdę na super wpływ na Cyśkę. Po chwili byli już obok nas. Reus zaczął jakieś głupoty gadać, że jakąś imprezę zrobi i jakieś fajne dupy zaprosi, jak to on powiedział. Widziałem, ze mojej siostrze nagle zrobiło się smutno. Mruknęła coś cicho pod nosem, pożegnała się z Moritz'em i weszła do samochodu.

*Marcelina*
Reus... Jak on mógł? Kiedy tylko doszłam z Mo do nich zaczął jakieś brednie gadać, że jakieś fajne laski zaprosi na imprezę. Zrobiło mi się strasznie smutno. Wsiadłam do samochodu brata nie chcąc słuchać Marco. Ale ten jeszcze głośniej zaczął mówić. Siedziałam cicho powoli tracąc cierpliwość. Włączyłam radio, aby zagłuszyć jego głos, co nic nie dało. Wysiadłam z samochodu i podeszłam do Marco.
 - Po co było to wszystko? Tak ci na mnie zależy? Wiesz co...? Rób sobie co chcesz... Dla mnie już nie istniejesz!- powiedziałam mu to prosto w twarz i uciekłam ze łzami w oczach.
- Ejejj, stój!- po drodze wpadłam na Leitnera.
- Nie. Zostaw mnie.- wyrwałam się z jego uścisku i uciekłam. Sama nie wiem gdzie. Nie wiem czemu, ale poszłam... Poszłam do miejsca związanego właśnie z nim...

*Marco*
Byłem zaskoczony. Okey, chciałem zrobić jej na złość, mówiąc o tej imprezie i dziewczynach, ale... Takiej reakcji z jej strony się nie spodziewałem. To ostatnie zdanie. "Dla mnie już nie istniejesz!" Naprawdę tak myślała? Czy może tylko powiedziała tak, aby się odgryźć.
- Zadowolony jesteś z siebie, idioto!?- poczułem szturchnięcie i głos Moritza. Powinienem ją przeprosić...
- Okey. Wiem. Nie powinienem.- uniosłem ręce w geście obrony.
- Ale powiedziałeś. To było chamskie. Powinieneś dostać w mordę.- ochrzanił mnie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej. Kolejny rozdział oddaję w Wasze ręce.
Miałam dodać później, ale jakoś tak wyszło i dodaje dzisiaj. :D

Postanowiłam dodać narrację "Kuba".
Cały czas jest tylko Marcelina i Marco.
No a teraz Kubuś.
Podoba się?

Tak bardzo chcecie, żeby już Marcelina i Marco byli razem, ale poczekacie sobie jeszcze troszkę.
Nie chcę, żeby cały czas było tak sielankowo.


Buźka, Kinga... ;**