- Zobaczą nas.- mówiła pomiędzy pocałunkami.
- Nie obchodzi to już.- powiedziałem i znów musnąłem jej wargi.
- Nie obchodzi to już.- powiedziałem i znów musnąłem jej wargi.
- Marco!- odepchnęła mnie od siebie.
- Uuu...- usłyszeliśmy. Wiedziałem co to ozna. Kiedy wiedzą już o nas. W sumie ucieszyłem się z tego powodu.
- Mieli nie wiedzieć. ...- szepnęła Polka opierając głowę o moje ramie.
Powiedzieliśmy chłopakom o tym, że jesteśmy razem. Przyjęli to z wielką radością. Nie dziwiłem się. Podziękowaliśmy również Mario, który chyba najbardziej ze wszystkich się cieszył. Zaczęły się gratulacje. Po wszystkim mogliśmy spokojnie jechać do domu.
- Do mnie czy do ciebie?- spytałem blondynki, która stała oparta o mój samochód.
- Do ciebie.- powiedziała z uśmiechem.- Kuba jadę do Reus'a!- krzyknęła do swojego brata, który wsiadał właśnie do swojego auta.
- Kochanie, nie po nazwisku.- zaśmiałem się, kładąc ręce na jej biodrach.
- Reus! Tylko łapy przy sobie!- wydarł się do mnie, na co ja i moja dziewczyna zaśmialiśmy się.
- A ja nie chcę za 9 miesięcy zostać wujkiem.- za mną nagle pojawił się Mario.
- Hmm... Czemu nie?- udałem, że myślę. Błaszczykowska od razu zareagowała, uderzając mnie w ramie.- No co?
- Jajeczko.- wyszczerzyła się.
- To ja idę. Pamiętajcie o czym mówiłem!- usłyszałem jeszcze przyjaciela.
- Jedziemy?- zapytała Polka. W odpowiedzi otworzyłem jej drzwi. Kilka minut później byliśmy już w drodze do mojego domu. Postanowiłem skupić się na drodze, mimo iż miałem ogromną ochotę popatrzeć na moja ukochaną. Wiedziałem, że ta nie cierpi, kiedy nie patrzę na jezdnię. W końcu stanąłem na upragnionych czerwonych światłach. Spojrzałem na moja ukochaną, która miała głowę opartą o szybę. Złapałem ją za rękę i odwróciłem jej głowę w moją stronę. Wtedy ujrzałem w jej oczach łzy.
- Kotku co się stało?- zapytałem zmartwiony tym widokiem.
- Ja... Ja po prostu się boję.- odpowiedziała po chwili.
- Ale czego?- nie rozumiałem.
- Tego, że mogę cię kiedyś stracić. Tego, że może nam się nie udać. Tego, że mnie zranisz i będę płakać. Tego, że cię kocham.- odpowiedziała już bardziej zrozumiale. Oparłem głowę o jej czoło i zamknąłem oczy.
- Skarbie... Nie martw się. Te wszystkie rzeczy nigdy nie będą miały miejsca.- ucałowałem jej czoło i niestety musiałem ruszyć, ponieważ światło się zmieniło. Po kolejnych kilkunastu minutach byliśmy już w moim domu.
- Pójdę się przebrać, dobrze?- zwróciłem się do dziewczyny. Kiedy ta skinęła głową ja popędziłem do swojej sypialni, połączonej z garderobą.
*Marcelina*
Kiedy Marco znikł mi z pola widzenia, ja postanowiłam, że zrobię obiad dla nas. Postawiłam na leczo, z przepisu mojej babci. Może wyjdzie mi takie samo, albo chociaż podobne.
O dziwo wszystkie potrzebne składniki były. Wzięłam się za krajanie warzyw. Kiedy byłam z trakcie krajania papryki w kuchni zjawił się blondyn.
- Co robisz?- zapytał, a ja poczułam jego ręce na moich biodrach.
- Obiad dla nas.- odpowiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- To dobrze, bo jestem strasznie głodny. A co takiego?- dopytywał.
- Leczo.
- Że co? To będzie jadalne?
- Nie, wiesz!? Otruje cie!- powiedziałam sarkastycznie odwracając się do chłopaka.
- Skąd mam mieć tę pewność?- zapyta zbliżając swoja twarz do mojej.
- O nie. Ty małpo ty. Nie dostaniesz jedzenia. O nie.- pogroziłam mu nożem, a on od razu odsunął się ode mnie.
- Nie zrobisz mi tego, prawda?
- Zrobię, zrobię.
- Umrę ci z głodu. Nie będziesz mnie miała...- zaczął się "użalać nad sobą".
- Jakoś to przeżyje.- burknęłam i odwróciłam się.
- O nie!- krzyknął, a ja już po chwili poczułam ręce Marco na mojej talii. Przerzucił mnie przez swoje ramie i ruszył w stronę drzwi tarasowych.
- Aaa... Nie! Marco nie rób tego! Proszę cie, nie!... Nie mam ubrań na zmianę.- próbowałam go jakoś ubłagać, żeby nie wrzucał mnie do basenu, jednak na nic były moje błagania, bo już po chwili znalazłam się pod tafla wody razem z piłkarzem.
Wynurzyłam się i wytarłam twarz dłonią.
Wynurzyłam się i wytarłam twarz dłonią.
- Kotku nie denerwuj się już na mnie.- piłkarz podpłynął do mnie.
- Nie kotkuj mi tu.- burknęłam i chciałam odpłynąć, jednak blondyn przyciągnął mnie do siebie.
- Co mam zrobić, żeby moja księżniczka mi wybaczyła?- zapytał robiąc maślane oczka, na co ja mimowolnie uśmiechnęłam się. Reus jeszcze bliżej przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował.- Wybaczyła księżniczka?- znów zrobił maślane oczka. Natomiast ja znów nic nie odpowiedziałam. Po raz kolejny zostałam obdarowana słodkim pocałunkiem.- Kocham moja księżniczkę. Czy księżniczka o tym wie?- rozbawił mnie tymi słowami. Postanowiłam się odezwać.
- A czy szanowny pan Reus wie, że księżniczka go kocha? Bardzo mocno kocha? I już się nie gniewa?- zadawałam kolejne pytania z uśmiechem. Marco nic nie powiedział, ale za to, uniósł mnie do góry. Byłam zmuszona zapleść nogi na jego biodrach. Po chwili poczułam ręce Marco na moim tyłku i jego usta na moich.
- Ziiimno.- mruknęłam odrywając się od blondyna. Naprawdę było mi zimno. Woda w basenie nie nadawała się do kąpieli, a o pogodzie to już nie wspomnę. Kilka minut później byliśmy już w domu. Wyglądałam jak... Zmokła kura.
- No to rozbieramy się...- usłyszałam Marco. Już po chwili próbował zdjąć moja bluzę.
- No chyba sobie ze mnie żartujesz!- prychnęłam.
- No co? Musisz się rozebrać, bo zachorujesz.- mówił z przekonaniem.
- Rozbiorę się... Ale nie przy tobie. W łazience kochanie.- powiedziałam puszczając do niego oczko. Reus wyszczerzył się, złapał mnie za obie ręce i pocałował. Chwile później byliśmy już w sypialni mojego chłopaka.
- No dawaj mi jakieś ubrania. Zachciało ci się...- burknęłam. Marco tak się wlekł do tej garderoby... Myślałam, ze go za chwilę trzasnę. Wiedziałam, ze specjalnie to robi. Chciał mnie tylko zdenerwować i udało mu się to.
- A idź!- popchnęłam go i szybkim krokiem podeszłam do jego garderoby. Nie zdążyłam przekroczyć progu, bo Reus przyciągnął mnie do siebie i rzucił na łóżko.- Marco, no! Daj mi się przebrać. I tobie też bym to radziła.- powiedziałam z ogromnym przekonaniem.
- Wiesz, że możemy porobić coś innego?- zapytał poruszając brwiami.
- Zboczeniec!- skwitowałam.
- Skąd wiesz, że chodzi mi właśnie o To?- zapytał akcentując ostatnie słowo.
- A o co innego może chodzić właśnie Tobie!? Przecież to ty. Zboczony do potęgi entej Marco Reus.
- Ale... Chodziło mi o...- trzymał mnie w niepewności.- O robienie razem obiadu.- dokończył. Wybuchnęłam śmiechem.
- Dobre. Na pewno chodziło ci o to. Ta... Yhm...- powiedziałam sarkastycznie i zrzuciłam blondyna z siebie. Jednak nie było dane mi wstać, bo kiedy podniosłam się blondyn posadził mnie na sobie.
- No dawaj mi jakieś ubrania. Zachciało ci się...- burknęłam. Marco tak się wlekł do tej garderoby... Myślałam, ze go za chwilę trzasnę. Wiedziałam, ze specjalnie to robi. Chciał mnie tylko zdenerwować i udało mu się to.
- A idź!- popchnęłam go i szybkim krokiem podeszłam do jego garderoby. Nie zdążyłam przekroczyć progu, bo Reus przyciągnął mnie do siebie i rzucił na łóżko.- Marco, no! Daj mi się przebrać. I tobie też bym to radziła.- powiedziałam z ogromnym przekonaniem.
- Wiesz, że możemy porobić coś innego?- zapytał poruszając brwiami.
- Zboczeniec!- skwitowałam.
- Skąd wiesz, że chodzi mi właśnie o To?- zapytał akcentując ostatnie słowo.
- A o co innego może chodzić właśnie Tobie!? Przecież to ty. Zboczony do potęgi entej Marco Reus.
- Ale... Chodziło mi o...- trzymał mnie w niepewności.- O robienie razem obiadu.- dokończył. Wybuchnęłam śmiechem.
- Dobre. Na pewno chodziło ci o to. Ta... Yhm...- powiedziałam sarkastycznie i zrzuciłam blondyna z siebie. Jednak nie było dane mi wstać, bo kiedy podniosłam się blondyn posadził mnie na sobie.
- Ugh! Nie dasz mi się przebrać!?- "zdenerwowałam się".
- Nie!- odpowiedział i chwile później był nade mną. Zaczął mnie namiętnie całować.
- Marco proszę cie...- odepchnęłam go od siebie. Blondyn spojrzał na mnie... Błagająco?- Marco kocham cie, ale...- nie było dane mi dokończyć.
- Nie chodzi mi o To. Po prostu chce się tobą nacieszyć, póki mam jeszcze na to czas.- wytłumaczył. Złapałam za jego mokrą koszulkę i przyciągnęłam do siebie. Pocałowałam go najpierw delikatnie, ale z czasem nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne.
- Kocham cie blondasku. Ale to tylko tydzień. Przeżyjemy. Przecież będziemy dzwonić i w ogóle.- powiedziałam gładząc jego policzek moją dłonią.
- Wiem, ale ledwo co cie odzyskałem, a już muszę wypuszczać. I to tak daleko.- mówił patrząc prosto w moje oczy.
- Ejj... Bo się popłaczę.- zaśmiałam się...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny wędruje w Wasze ręce!
No i powraca stary blog "Co serce pokochało, rozum nigdy nie wymaże"
Znów trochę śmiechu i zabawy.
Właśnie o tym myślałam zakładając tego bloga.
Mam nadzieję, że cieszycie się z tego, że pomiędzy Marcelą a Marco znów jest tak "śmiechowo".
Buziaki.... Euphory ;3 ;**