piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 77 ~ To tylko dziecko.

*Marco*
Cały czas była niespokojna. Nie rozumiałem co jej się stało. To było jednocześnie dziwne i niepokojące. Jeszcze nigdy nie widziałem Marceliny w takim stanie. Strasznie się o nią bałem, byłem wręcz przerażony jej zachowaniem. Kiedy wypowiedziałam te dwa zwykłe słowa, blondynka jeszcze bardziej się zdenerwowała. W ogóle mogę tak nazwać jej zachowanie?
Szybko wróciłem do Polki, kucając naprzeciwko niej. Złapałam delikatnie za twarz, po czym zacząłem wycierać ją z krwi. Miała rozciętą dolną wargę, z której sączyła się krew. Na policzku wyraźnie odbita była czyjaś duża dłoń. Uderzył ją... Nie wiedziałem co mam zrobić. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Strasznie się bałem. Kto jej to zrobił?
- Kochanie..- szepnąłem.- Za chwilę wrócę, dobrze?- zapytałem, a kiedy blondynka pokiwała lekko głową na tak, czym prędzej pognałem do łazienki, z której zabrałem apteczkę. Złapałem również za telefon, który leżał na łóżku w sypialni, by zadzwonić do Kuby. Ja nie wiedziałem co mam zrobić w tej sytuacji, dlatego musiałem zadzwonić do brata ukochanej. Wróciłem do dziewczyny, która siedziała tak jak kilka chwil temu. Znów ukucnąłem przy niej, dociskając lekko do trochę już napuchniętej wargi, która nadal krwawiła. Ta tylko syknęła z bólu. Ręce tak bardzo mi się trzęsły, że nie potrafiłem utrzymać wacika w palcach. Poprosiłem blondynkę, żeby przytrzymała sobie, lekko krwawiące miejsce.
Drżącą dłonią wybrałem numer do Jakuba, który odebrał po kilku sygnałach. Powiedziałem, że musi szybko do mnie przyjechać i najlepiej byłoby gdyby wziął ze sobą również Agatę. Bez wahania zgodził się, pytając czy coś się stało. Odpowiedziałem, że tak i rozłączyłem się. Nie miałem zamiaru kontynuować tej rozmowy, musiałem zająć się Marcelą.
- Powiesz mi co się stało?- zapytałem, a ta tylko zacisnęła usta w prostą linię. Widziałem, że się bała. Jej oczy wyglądały tak inaczej, tak dziwnie.
- Przytul mnie.- szepnęła, łamiącym się głosem. Bez wahania usiadłem obok niej, przyciągając do swojego ciała. Cierpiałem, widząc ją w takim stanie. Bałem się o nią. Po mojej głowie wciąż krążyło mnóstwo pytań, dotyczących tej sytuacji. Na żadne z nich nie znałem odpowiedzi. Zaczęła płakać, a ja wiedziałem, że muszę teraz dać jej chwilę spokoju, by mogła poukładać sobie wszystko w głowie. Tyle że ja chciałem wiedzieć o co tutaj chodzi! Inaczej nie będę mógł jej pomóc..
- On.. wrócił.- powiedziała, odrywając się ode mnie. Spojrzałem w jej zapłakane oczy. Wstała, ale od razu złapała się za brzuch.
- Ałł.- pisnęła, prawie upadając. Złapałem ja w pasie, nie pozwalając upaść. Wstałem, pomagając jej stanąć na prostych nogach.
- Boli cię brzuch?- to pytanie było głupie, przecież widziałem. Skinęła tylko głową, siadając na kanapie.
- On wrócił...- westchnęła, kontynuując.- Te karteczki, ten strach, to wszystko, to on. Facet, który mnie zg..- ostatnie słowa szeptała, w jej oczach zebrały się łzy. Nie chciałem, żeby płakała. Nie potrafiłem na to patrzeć.
Zadałem jej jeszcze kilka pytań, lecz blondynka nie udzieliła mi na nie odpowiedzi, kiwając tylko przecząco głową na znak, że nie chce rozmawiać. Uszanowałem jej prośbę, siadając na fotelu. Mijały kolejne minuty, a Polka cały czas siedziała w jednej pozycji, wlepiając wzrok w podłogę. To było przerażające. Bałem się o nią. Kilka minut później do mojego domu wparował Kuba, a za nim Agata. Nawet nie zapukał, jak zawsze to robi. Chyba wiedział, że chodzi o jego siostrę. Wstałem ze swojego miejsca, widząc, że blondyn idzie w stronę Marceli. Zatrzymałem go, nie pozwalając do niej podejść. Był na mnie zły.
- Odsuń się.- warknął. Agata ruszyła w stronę siostry swojego męża, kucając przy niej. Zaczęła opatrywać jej rany, a Kuba patrzył na nią z wielkim bólem w oczach. 21 latka spojrzała na niego tylko przelotnie, tak jakby nie wiedziała co się dzieje. Zaprowadziłem Kubę do kuchni, sam opierając się o wyspę kuchenną.
- Siedzi tak od dobrych 10 minut.- odparłem.
- Co jej się stało?- zapytał, zmartwiony widokiem siostry.
- Poszła do sklepu, a kiedy wróciła była cała roztrzęsiona, w takim stanie.- pokręciłem głową.- Powiedziała, że to wszystko, te karteczki, to był ten facet, który... Który ją zgwałcił.- powiedziałem, wlepiając wzrok w podłogę.
Po chwili do kuchni weszła Agata. Nie była zadowolona.
- Co się stało?- zapytała blondynka, a ja chciałem powtórzyć jej to co powiedziałem Kubie, jednak kiedy usłyszałem jego słowa nie mogłem zareagować inaczej. 
- Jedziemy na policję.- oznajmił.
- Chyba zwariowałeś! Pogięło cię?- prawie, że krzyknąłem. 
- Nie mów tak do mnie.- warknął.- I nie, nie pogięło mnie. Jedziemy na policję, trzeba w końcu to zakończyć.- powiedział stanowczo, po czym ruszył w stronę salonu do Marceli.
- Nie.- zatarasowałem mu drogę. Widziałem, że jest zły i zdenerwowany i, że się mu w pewnym stopniu narażam, jednak nie miałem zamiaru patrzeć jak Marcela męczy się na policji.
- To jest moja siostra i nie twój interes.- odepchnął mnie.
- Kuba! Marco! Chyba nie macie zamiaru się teraz bić?- rozdzieliła nas Agata.
- Więc powiedz mu, żeby nie wpieprzał się w nie swoje sprawy.
- Wyobraź sobie, że to też jest moja sprawa.- nie rozumiałem go.- I nie pozwolę, żeby ją jeszcze torturowali na policji.- powiedziałem poważnie, opierając się o wyspę.
- Marco ma rację. Ona nie może teraz zeznawać. Nie widzisz w jakim jest stanie? Poczekamy do jutra, jak się jej polepszy.- wytłumaczyła swojemu mężowi, który był widocznie zdenerwowany. Kuba już chciał coś powiedzieć, jednak wnet do kuchni weszła Marcelina. 
- Marcela, mówiłam ci, żebyś leżała.- westchnęła Agata, jednak blondynka zignorowała jej słowa. 
- Kuba, chcę do domu.- powiedziała, spuszczając lekko głowę w dół. 
Nie minęło nawet 10 minut, a małżeństwo wraz z blondynką zbierali się do wyjścia. Kuba bardzo poważnie potraktował słowa siostry. Cieszyłem się, że będzie w dobrych rękach.
- Trzymaj się, kochanie.- ująłem jej twarz, by po chwili ucałować ją w czoło.- Pamiętaj. Cokolwiek by się nie działo, wiesz gdzie mnie szukać. Pisz, dzwoń nawet o trzeciej w nocy, okey?- spojrzałem w jej oczy, które przepełnione były bólem i strachem. Pokiwała twierdząco głową, a ja przytuliłem ją do siebie, napawając się zapachem jej idealnych perfum. Na koniec pocałowałem ją w głowę i wypuściłem ze swoich objęć.
Przez chwile nawet chciałem jechać z nimi. Chciałem usiąść czy łózko Marceli i pilnować, by nic się jej nie stało, jednak zanim się ocknąłem Błaszczykowskich już nie było u mnie w domu. Zamknąłem za nimi drzwi, podążając w stronę schodów, by przygotować się na testy sprawnościowe, które odbędą się już za dwie godziny. Już nawet odechciało mi się jeść. 

Wieczorem, wracając do domu, postanowiłem wstąpić do Błaszczykowskich, by zobaczyć jak czuje się Marcelina. Zaparkowałem pod domem małżeństwa, po czym skierowałem się do drzwi wejściowych. Zapukałem jak na kulturalnego człowieka przystało, a kiedy spostrzegłem w drzwiach małą Oliwie, cicho zaśmiałem się, kucając.
- Wujek Marco!- krzyknęła uradowana, rzucając się na mnie. Podniosłem się z małą i wszedłem do środka.
- Mogę?- zapytałem Agatę, która szła w naszym kierunku.
- Oliwia, dziecko, co ci mówiłam? Nie krzycz.- skarciła swoją córkę, blondynka.- Tak, tak.- odpowiedziała na moje pytanie.
- Oj, Agata.. To tylko dziecko.- uśmiechnąłem się.
- Marcela, przed chwilą usnęła.- westchnęła, siadając na kanapie w salonie. Ja zrobiłem to samo.
- Co powiesz, szkrabie?- zapytałem, a wręcz od razu z ust małej blondynki wypłynął monolog jak to nie może doczekać się, kiedy znów pójdzie do przedszkola i spotka się ze swoimi koleżankami. Zaśmiałem się, widząc jaką radość sprawia trzy latce rozmowa ze starszymi osobami. Zawsze, kiedy przyjdziemy do Kuby z chłopakami pograć w Fife, czy nawet pogadać Oliwia zawsze wcina nam się w rozmowę, by móc pogadać ze starszymi. Generalnie nasza rozmowa polega zawsze na tym, że to mała mówi, a my słuchamy i przytakujemy, a kiedy chcemy coś powiedzieć, młoda od razu nas karci, mówiąc, żebyśmy jej nie przeszkadzali, ponieważ ma nam jeszcze dużo do powiedzenia i jak będziemy jej tak przeszkadzać to najzwyczajniej w świecie nie zdąży. Zawsze mnie to śmieszyło. Mała Błaszczykowska chyba ma to po swoim tatusiu. 
Na wspomnienie takich momentów, zaśmiałem się do siebie, ale od razu tego pożałowałem.
- Wujek! Cemu mnie nie słuchasz?- zapytała smutna.
- Ale kochanie, ja ciebie słucham.- pocałowałem ją w czoło.
- Tak? To o cym mówiłam?- zapytała, zakładając ręce na piersi. 
- Yy, o... lalkach?- spytałem, mając nadzieję, że dobrze zgadłem.
- Nie! Wujek słuchaj mie. Dobla, to ja zacne od pocontku, zebyś wiedział o co chodzi, dobźe?- nie czekając nawet na moją odpowiedź zaczęła opowiadać od początku jak to kolega z jej przedszkola, zabrał jej lalke i powyrywał jej nogi i ręce, a nawet głowę. 
Kiedy mała w końcu skończyła opowiadać swoją historię, porozmawialiśmy jeszcze trochę o jej lalkach. Jednak Agata powiedziała córce, żeby w końcu dała mi spokój. Blondynka posłuchała się swojej mamy i włączyła sobie bajki, a ja podążyłem do kuchni, gdzie była Agata i Kuba, który wrócił niedługo po mnie z zakupów. 
- Ja pójdę do Marceli na chwilę.- oznajmiłem.
- Tylko nie obudź jej, ona jest naprawdę zmęczona. Chwile przed tobą zasnęła.- poprosiła, a ja nie miałem nawet zamiaru jej budzić.
- Jasne.- powiedziałem szybko i poszedłem do pokoju ukochanej. Cicho otworzyłem drzwi, by nie obudzić blondynki. Równie cicho, wszedłem do jej pokoju, zamykając za sobą drzwi, by odgłosy z dołu nie obudziły Marceli, po czym podszedłem do jej łóżka. Ukucnąłem przy nim, patrząc jak blondynka śpi. Zawsze uwielbiałem obserwować jak śpi. Była wtedy taka cudowna, niewinna, słodka i nietykalna. Zakochiwałem się w niej coraz bardziej i nikt tej miłości nie ma prawa nam odebrać. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdybym ją stracił. Nie wiem ile czasu minęło, kiedy siedziałem przy blondynce, jednak po jakimś czasie usiadłem, ponieważ nogi zaczęły mnie boleć. Wnet poczułem na swojej ręce, uścisk. Uniosłem głowę, a Marcela patrzyła na mnie.
- Marco? Chodź do mnie.- powiedziała, uśmiechając się słabo.
- Nie. Będę się już zbierał, kochanie.- ucałowałem zewnętrzną stronę jej dłoni.
- Proszę...- szepnęła, na co ja położyłem się obok niej. Blondynka spojrzała w moje oczy, po czym mocno się do mnie przytuliła, na co ja pocałowałem ją w głowę, przykrywając ją kocem.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Dobra, to tak...
Kolejny rozdział do Waszej dyspozycji ;)
Za jakiekolwiek błędy szczerze przepraszam, ponieważ cały rozdział pisany był na telefonie.
Następny rozdział nie wiem, kiedy się pojawi, ponieważ internet mi nie chodzi i nie wiem kiedy znów zacznie ☺ Ten wyjątkowo dodaje u przyjaciółki.
Tak więc przepraszam za nieznaczne opóźnienie z nowym rozdziałem ;)

Do następnego! ;*

środa, 15 lipca 2015

Rozdział 76 ~ Ale mam jajka. Dwa.

Kolejne kilka dni minęło mi w zaskakująco szybkim tempie. W dzień wygłupialiśmy się i bawiliśmy w jeziorze, zaś wieczorem dużo rozmawialiśmy. Kuba dowiedział się o wszystkim co jest związane z tajemniczą osobą. Nie był zadowolony z takiego obrotu spraw i od razu zapowiedział, że jak tylko wrócimy do Dortmundu jedziemy na policję. Szczerze powiedziawszy to cieszyłam się, że Kuba i Marco chcą jechać ze mną, ponieważ ja sama nie mam odwagi tam jechać. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że się boję? Boję o bliskich? Nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdyby to przeze mnie cokolwiek im się stało.

- Ej, Marco! Wstawaj!- szturchnęłam blondyna, który spał, opierając głowę o szybę.
- Co?- wzdrygnął się.
- Już dojechaliśmy.- powiedziałam, uśmiechając się do niego.
- Boże, ty prowadziłaś mój samochód.- powiedział przerażony, na co ja głośno się zaśmiałam. Dziś ja prowadziłam, ponieważ Marco i Kuba siedzieli w nocy do późna i blondyn był niewyspany. W końcu miałam okazję poprowadzić tę czarną bestię..
- Tak. I jest cały.- wyszczerzyłam się do niego.- Dobra, wychodź. Za godzinę mamy być u Kuby, pamiętasz?- zapytałam.
- Yy, no przecież.- zaśmiał się.- Myślisz, że zapomniałem?
- Dokładnie tak myślę.- oparłam się o drzwi wejściowe, czekając na blondyna.
- Pff...- stanął naprzeciwko mnie.
- Nie popluj się.- zachichotałam.- Nie masz zamiaru otworzyć drzwi?- dodałam.
- A śpieszy ci się?- przygryzł dolną wargę, opierając prawą rękę o drzwi na wysokości mojej głowy.
- Trochę.- na mojej twarzy powstał lekki grymas.
- Oj, no dobra. Już otwieram.- pokręcił głową. Weszliśmy do domu niemieckiego piłkarza, on poszedł do kuchni, natomiast ja do łazienki.
Schodząc ze schodów usłyszałam krzyk Marco.
- Kochanie!
- Co chcesz?- warknęłam, wchodząc do kuchni.
- Co będziemy jeść?
- Bozia rączki dała? Nie umiesz zrobić sobie jedzonka?- zapytałam, opierając się o wyspę kuchenną.
- Ty robisz to lepiej.- poruszył zabawnie brwiami, na co ja tylko pokręciłam głową.
- Pod warunkiem.- rzekłam.
- Zamieniam się w słuch.- oparł się nonszalancko o lodówkę, przyglądając mi się badawczo.
- Ja zrobię ci jedzonko, a ty obejrzysz ze mną wieczorem komedię romantyczną. Zgoda?- podalam mu rękę.
- Yhh, niech stracę. Ale naleśniki.- tym razem to on postawił warunek.
- Okey.- odparłam, a blondyn podał mi rękę, po czym przyciągnął mnie do siebie. Objął w talii i złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
- Z czyn chcesz te naleśniki? Jabłka mogą być? Masz? 
- Nie.
- A mąkę?- zapytałam, otwierając po kolei szafki, jednak nie znalazłam w żadnej z nich tego czego szukałam.
- Nie.- odpowiedział.- Ale mam jajka. Dwa.- powiedział, uśmiechając się głupio.- I jednego banana.- dodał. Pokręciłam tylko głową.
- Bez mąki nic nie zrobię.- powiedziałam, siadając na blacie.
- Kochanie, jesteś w domu faceta. Myślisz, że będą tutaj takie rzeczy jak mąka?- podszedł do mnie, opierając dłonie o blat, tuż przy moich udach.
- Jesteś zdrowo rąbnięty.- prychnęłam śmiechem, kręcąc niedowierzająco głową.
- Ale mnie kochasz.- wywalił mi język.
- I co ja mam teraz zrobić?- westchnęłam.
- Hmm.. No możesz na przykład... Dać mi słodkiego buziaka?- bardziej spytał niż oznajmił.
- No nie wiem, nie wiem.- uśmiechnęłam  się zadziornie.- Ja pójdę do sklepu, a ty posprzątasz ten... bajzel. Kiedy wrócę i będzie ładnie posprzątane to może dostaniesz buziaka.
- Może?- załapał mnie za słówko.
- Może.- zeskoczyłam z blatu kuchennego, kierując się w stronę wyjścia.
- Dać ci pieniądze?- zapytał, kiedy zakładałam buty.
- Zwariowałeś?- oburzyłam się.
- Możliwe.- wzruszył ramionami, rozsiadając się na kanapie w salonie.
- Miałeś sprzątać.- dodałam, po czym wyszłam, kierując się w stronę sklepu. 

Weszłam do pobliskiego sklepiku, gdzie była niewielka kolejka. Stanęłam w niej, czekając na swoją kolej. Kiedy ta nadeszła, spotkała mnie bardzo miła niespodzianka.
- To pani? Pani jest dziewczyną Marco Reusa?- zapytała starsza pani. Miała może 60 lat, nie więcej.
- Tak, to ja.- zaśmiałam się cicho. Było to dosyć miłe, a jednocześnie zaskakujące, że ludzie już poznają mnie na ulicy.
- Nie chciałabym się narzucać, ale bardzo mi na tym zależy. Jestem wielką fanką Borussii i czy mogłaby pani przekazać tę koszulkę panu Reusowi? To dla mnie bardzo ważne.- powiedziała, widać było na jej twarzy niepewność.
- Oczywiście, myślę, że to żaden problem.- odparłam, a kobieta podała mi koszulkę w dortmundzkich barwach.
- Dziękuję pani bardzo.- uśmiechnęła się szeroko.
- A może chciałaby pani autografy od wszystkich piłkarzy Borussii?- zapytałam z uśmiechem. Kobieta była widocznie zaskoczona.
- Naprawdę? To nie byłby problem?
- Myślę, że nie. Da się zrobić.- powiedziałam.
- No dobrze, ale pani chyba nie przyszła tutaj rozmawiać tylko zakupy zrobić, prawda?- zapytała, uśmiechając się delikatnie.
- Tak, tak.- powiedziałam szybko.
Wracając do domu blondyna na mojej twarzy widniał szeroki uśmiech, cały czas myślałam o sprzedawczyni, która okazała się fanką dortmundzkich chłopaków. Jednak od kiedy wyszłam ze sklepu, miała takie dziwne wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Ale kiedy za każdym razem odwracałam się za siebie, nikt za mną nie szedł. I w pewnym sensie to zaczęło mnie niepokoić. Czułam się jak w głupim horrorze. A to co miało wydarzyć się za chwilę, właśnie tak wyglądało. Jak horror.
Poczułam czyjąś silną dłoń na moich ustach, a drugą na biodrach. Przywarł swoim ciałem do mojego, ciągnąc mnie w jakąś ciemną uliczkę. Chciałam krzyczeć, jednak nie mogłam. Docisnął mnie do ściany, stając naprzeciw mnie. Moje serce waliło jak oszalałe. To on... Nie wierzyłam własnym oczom. Chciałam się wyrwać i uciec, jednak nie mogłam. Z mojej ręki wypadła torba z zakupami i torebka, w której miałam swoje rzeczy.
- Znów się spotykamy...- przejechał palcem po moim policzku. Bałam się, cholernie bałam.- Myślałaś, że skończy się tylko na karteczkach? Źle myślałaś, skarbie..- ten głos, którego nie chciałam już nigdy więcej usłyszeć. Ten facet, który tak mnie skrzywdził. Nigdy tego nie zapomnę, jemu nigdy. Chcąc coś powiedzieć, a jednocześnie wyrwać się mu, ugryzłam go w dłoń.
- Ałł, szmata!- syknął.
- Spieprzaj! Czego chcesz?- krzyknęłam, by ktoś mnie usłyszał, a w odpowiedzi dostałam siarczystego liścia. Złapałam się za piekący policzek. Cholernie bolało.
- Czego chce? To proste. Chcę ciebie.- powiedział, szyderczo się uśmiechając, by po chwili znów zatkać mi usta dłonią. Jednak teraz już nie mogłam go ugryźć.- I będziesz moja. A ten twój fagas.- zaśmiał się.- Książę z bajki, już cię nie uratuje, skarbie.- pocałował mnie w policzek, po czym przejechał swoją dłonią wzdłuż mojej talii. Czułam obrzydzenie. Do niego, jak i do siebie. Uderzyłam go pięścią w ramie.
- Nieładnie księżniczko, nieładnie. Niegrzeczna jesteś.- mówił miłym głosem, by po chwili uderzyć mnie pięścią w brzuch. Jęknęłam z bólu, zsuwając się po ścianie. Nie spodziewałam się tego.- Boli? Tak ma być!- szepnął mi na ucho.
- Odpierdol się w końcu!- po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Och, nie. Nie masz co na to liczyć.- rzekł.- Zniszczyłaś dwa lata mojego życia! Myślałaś, że cię nie znajdę? Powiem ci, że było bardzo łatwo. Nazwisko Błaszczykowska mówi wiele. Łatwo było cię znaleźć, skarbie...- szepnął do mojego ucha. Złapał mnie za włosy, by po chwili podnieść mnie, ciągnąc za nie. Znów przyparł mnie do ściany, a po chwili przy mojej twarzy znalazł się nóż. Moje serce jeszcze bardziej przyśpieszyło swój rytm, zaczęłam się szamotać, żeby tylko nie zrobił mi krzywdy. Jednak wnet poczułam ból w okolicach ust. Przejechałam językiem po całej linii dolnej wargi, aż po jej kącik i poczułam ten charakterystyczny metaliczny smak. Krew. 
- Nieładnie księżniczko. Chyba byłem dla ciebie za dobry.- kiedy to mówił, poprawiał swoją koszulkę. Korzystając z jego nieuwagi, uderzyłam go kolanem w krocze. Momentalnie złapał się za nie, tym samym umożliwiając mi ucieczkę. Kopnęłam go jeszcze, tak że się przewrócił, złapałam za swoją torbę, nawet nie myśląc o tym, by wziąć też tę z zakupami, po czym uciekłam. Biegłam przed siebie, ile tylko miałam sił w nogach. 
- Suka!- usłyszałam jeszcze ten głos. Później już nic. Słyszałam tylko swój nierówny oddech. Jak to możliwe? Jak mnie znalazł? 
Dobiegłam do domu Marco, wpadając do niego jak petarda, zamknęłam drzwi za sobą, po czym rzuciłam torbę, idąc wgłąb mieszkania.
- Marco..- sapnęłam.- Marco...- powtórzyłam, jednak nie usłyszałam jego głosu. Denerwowałam się coraz bardziej.- Marco..- powiedziałam, jednak tym razem głośniej.
- Tutaj jestem.- krzyknął, wychodząc ze swojej sypialni.
- Marco..- sapnęłam, widząc ukochanego. Byłam jak w amoku, ale nie potrafiłam się uspokoić.
- Marcela, co ci się stało?- zbiegł ze schodów, podbiegając do mnie. Doszłam do niego, wręcz rzucając się na niego i przytulając.
- To on... On... Rozumiesz? On...- mówiłam, wbijając paznokcie w jego nagie plecy. Jęknął z bólu, a ja szybko zabrałam ręce.
- Kochanie, spokojnie.- odciągnął mnie od siebie. Zaprowadził mnie do salonu, po czym posadził na kanapie. Usiadł obok mnie, odgarniając niesforny kosmyk włosów, który opadł na moją twarz. Szlochałam.
- Marco, boję się go.- chlipnęłam, przytulając się do blondyna.
- Spokojnie, skarbie...- to słowo. Moje serce znów przyśpieszyło swój rytm. Nie, nie chcę. Nierówny oddech, szybsze bicie serca. Marco to wyczuł.- Marcela...- wstał ze swojego miejsca, idąc gdzieś. Niepokoiłam się. Gdzie on idzie? Marco... Po chwili przykucnął naprzeciw mnie.

*Marco*
Cały czas była niespokojna. Nie rozumiałem co jej się stało. To było jednocześnie dziwne i niepokojące. Jeszcze nigdy nie widziałem Marceliny w takim stanie. Strasznie się o nią bałem, byłem wręcz przerażony jej zachowaniem. Kiedy wypowiedziałam te dwa zwykłe słowa, blondynka jeszcze bardziej się zdenerwowała. W ogóle mogę tak nazwać jej zachowanie?
Szybko wróciłem do Polki, kucając naprzeciwko niej. Złapałam delikatnie za twarz, po czym zacząłem wycierać ją z krwi. Miała rozciętą dolną wargę, z której sączyła się krew. Na policzku wyraźnie odbita była czyjaś duża dłoń. Uderzył ją... Nie wiedziałem co mam zrobić. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Strasznie się bałem. Kto jej to zrobił?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I oto jestem! 
Jak podoba się kolejny rozdział? Moim zdaniem nie jest taki zły, nawet całkiem mi się podoba.
Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? <mam nadzieję, że nie xD>
Już w następnyn rozdziale dowiecie się, kto jest tym tajemniczym mścicielem!

Do zobaczenia kochanie! ;* 

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 75 ~ Daj się przytulić.

- Tak? 
- Oo, cześć kochanie moje.- trochę język mu się plątał. Słychać było, że jest lekko wstawiony. Wróciłam do dziewczyn, biorąc na głośnik. Te spojrzały na mnie nic nie rozumiejąc, na co ja poruszyłam tylko zabawnie brwiami.- Po co do mnie dzwonisz?- zapytał.
- To ty do mnie zadzwoniłeś.- odpowiedziałam,  uśmiechając się głupio. 
- Tak? A no tak.- przypomniał sobie.- A bo chciałem ci coś powiedzieć.- dodał.
- Co takiego?
- Bo ja cię bardzo kocham jednak uważam, że jesteś rozkapryszonym gówniarzem.
- Mhm, i co tam jeszcze wymyśliłeś?- zaśmiałam się, a ze mną dziewczyny. Wiedziałam bowiem, że jest nieźle pijany, a jutro już nie będzie pamiętał tego co mówił.
- Jak ja się urodziłem to ty dopiero po drabinie na dywan wchodziłaś.- wypalił, a ja usłyszałam śmiechy chłopaków. Czyli on też miał na głośniku.
- A ja mam to w głębokim poszanowaniu.- rzekłam, a dziewczyny śmiały się ze mnie jak i z Reusa. 
- Oj, kocie.- usłyszałam głos Mo. Mo? Mo? To Mo?- Nie fochaj się.- tak to on. To Moritz.. Moritz... Mój Mo. Mój blondasek. 
- Ups, nie lubię kotów. Nie pyknęło ci.- powiedziałam z nutką arogancji.
- Wybacz, ale psie do ciebie nie powiem.- zaśmiał się, a za chwile dotarła do mnie fala śmiechu dziewczyn i chłopaków.
- Jak nie do Marceli, to do kogo tak mówisz?- odezwał się Robert.
- Nie interere.- odpowiedział szybko.

*Następny dzień*
Nagle spostrzegłam, że nie jedziemy w tym kierunku co powinniśmy. Mianowicie blondyn powiedział, że jezioro znajduje się na obrzeżach miasta, a tymczasem jechaliśmy w stronę... No właśnie, w stronę lotniska.
- Co ty kombinujesz?- zapytałam, patrząc na Niemca. 
- Ja? Nic.- odparł całkiem spokojny. 
- Gadaj w tej chwili.- nakazałam, na co ten głupio się zaśmiał, ignorując moje słowa.
- Marco!- wrzasnęłam, widząc budynek lotniska.- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?- zapytałam zdenerwowana.
- Wiedziałem, że tak zareagujesz, dlatego nic ci nie mówiłem.- oznajmił.
- I masz zamiar dalej tak ciągnąć? Nie będziesz mi mówił o swoich planach, a ja będę się na to wszystko godziła?- zapytałam z wyrzutem.
- Nie. Tylko.. Kochanie zrozum, że im naprawdę zależy, żeby się w tobą pożegnać. Szczególnie Mo.- powiedział całkiem spokojny, łapiąc mnie za dłoń.
- A ty zrozum, że jeżeli tak ma być dalej to ja dziękuję.- rzekłam oburzona, po czym wyszłam z samochodu, trzaskając drzwiami.
- Marcela!- krzyknął za mną, zamykając samochód. Zatrzymałam się, czekając na blondyna, ponieważ nie chciałam robić zamieszania. Stwierdziłam, że nie ma sensu, więc odpuściłam. Kiedy był już przy mnie, chciałam ruszyć, jednak ten stanął przede mną, zagradzając mi tym samym drogę.
- Przesuń się.- burknęłam.
- Skarbie..- wymruczał, chcąc coś jeszcze powiedzieć, jednak ja mu przerwałam.
- Żadne skarbie.- założyłam ręce na piersi.
- Chciałem dobrze... I jak zwykle wyszło źle.- burknął, idąc przed siebie. Dorównałam mu tępa, będąc bardzo blisko niego, tak że nasze dłonie co chwile się ocierały o siebie. Wiedziałam, że blondyn długo nie wytrzyma i za chwile złapie mnie za rękę. Tak też się stało. Uśmiechnęłam się ze swojego zwycięstwa. Byłam górą.
- Przestań!- powiedział po jakimś czasie. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale po chwili dodał.- Przygryzasz wargę.- mruknął, na co ja zachichotałam.
- Marcela...- usłyszałam nagle jakiś głos. To był głos...
- Chłopaki.- uśmiechnęłam się, odwracając w ich stronę. Przede mną stali Mario i Moritz. Wtorek. Dzisiaj wylatuje... Podszedł do mnie Mario, przytulając ile miał tylko sił.
- Mario ja...- wydusiłam.- Nie mogę oddychać.- dodałam szeptem.
- No już, już. Bo mi ją udusisz.- zaśmiał się Marco, przyciągając mnie do siebie i obejmując w talii. Wiedziałam, że teraz przyszła kolej na Moritza, jednak ja nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Nie byłam przygotowana na pożegnanie z nim. 
- Marcela, możemy porozmawiać?- zapytał, na co pokiwałam twierdząco głową.- W cztery oczy?- dodał. Odeszłam od Marco i Mario, a za mną blondyn. Pomiędzy nami zapadła głucha cisza. Nie rozumiem. Po co chciał rozmawiać, skoro teraz nic nie mówi? 
- Tamten pocałunek... Tamte pocałunki.- powiedział niepewnie. Wahał się. 
- Nie powinny mieć miejsca.- dokończyłam.
- Nie. Ja... Chcę, żebyś wiedziała, że.. Że ja nie żałuję.- chciałam mu przerwać, jednak nie pozwolił mi.- Daj mi dokończyć.- bawił się swoimi palcami.- Lisa ze mną zerwała... Wiem, że pomiędzy nami nie będzie.. Wiem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.- mówił tak przygnębiony.
- Moritz...- ta rozmowa była dla mnie strasznie trudna i wiele mnie kosztowała.- Jesteś dla mnie bardzo ważny, ale jesteś tylko przyjacielem. Ja... Kocham tego farbowanego głupca. Nie chcę, żeby się o tym dowiedział. Nie chcę go zranić.- wlepił wzrok z podłogę. Na chwile zapanowała pomiędzy nami cisza, którą przerwał.
- Niesamowicie całujesz.- wyznał nagle, uśmiechając się uroczo i spoglądając na mnie kątem oka. 
- Przestań.- rzekłam poważnie.- I nie dawaj Marco powodów do zazdrości.- dodałam.
- Co masz ma myśli?- zapytał szybko.
- "Oj, kocie."- powtórzyłam jego słowa.
- Byłem pijany.- powiedział obojętnie.- Poza tym to były żarty.- dopowiedział.
- Nie ważne. Proszę, nie rób tak więcej.
- Cysia...- marzyłam, by to usłyszeć z jego ust. Kolejny raz. Spojrzałam na niego kątem oka, nie chcąc utrzymać z nim większego kontaktu wzrokowego. Podszedł do mnie, ujmując moją twarz w dłonie. Patrzył w moje oczy, nie wiedząc co ma powiedzieć. Chciałam go odepchnąć od siebie, jednak ten nie pozwolił mi na to. 
- Daj się przytulić.- wyszeptał. Spojrzałam w jego oczy i odpłynęłam. Wiedziałam, że tak będzie! W końcu odpuściłam i dałam się mu przytulić. Biło od niego takie ciepło, którego jeszcze nie czułam od blondyna. Po moim policzku zaczęły lecieć słone łzy.- Nie płacz.- powiedział, wycierając łzy z moich policzków.
- Przykro mi z powodu Lisy.- mruknęłam.
- Tak będzie lepiej.- rzekł, a po chwili wywołali lot Mo i Mario. Oczywiście lecieli osobnymi samolotami.
- Powodzenia.- odparłam, zbliżając się do niego, by po chwili pocałować go w policzek.
- Będę tęsknił.- dodał, przytulając mnie jeszcze ostatni raz.

Przytuliłam się do blondyna, stojącego obok mnie, by po chwili pomachać piłkarzom.
- No już. Nie płacz.- chłopak spojrzał prosto w moje oczy, wycierając moje policzki z łez.
- Chodźmy już.- powiedziałam i zgodnie z moją prośbą ruszyliśmy do wyjścia, by już kilka minut później być w drodze nad jezioro. 
- Stało się coś?- zapytał nagle.
- Nie, czemu pytasz?
- Agata mówiła, że jakoś dziwnie się wczoraj zachowywałaś.- odparł, a ja już wiedziałam czemu tak nagle Marco i bratowa ucichli, kiedy weszłam do salonu. Pokręciłam tylko głową.
- Znów dostałam karteczkę.- rzekłam, nie patrząc na blondyna.
- Co? Ale kiedy?- zapytał, zwalniając. 
- Marco, proszę cię. Daj mi spokój. Nie chcę o tym rozmawiać.- chciałam wykręcić się z tej niekomfortowej rozmowy. Powoli zaczynała boleć mnie głowa. 
- Nie wykręcaj się.- chciał kontynuować rozmowę, jednak ja nie czułam się zbyt dobrze, przez rozmowę z Marco. Musiałam na chwile wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza. 
- Zatrzymaj się.- odezwałam się. 
- Nie. Najpierw porozmawiamy. Poza tym za jakąś godzinę powinniśmy być na miejscu.- oznajmił.
- Marco, proszę.- spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, na co ten pokręcił głową, zjeżdżając na pobocze. Wyskoczyłam z auta blondyna, opierając się o nie. Strasznie źle się poczułam, i to tak nagle.
- Kochanie, wszystko okey? Zbladłaś.- ujął moją twarz w dłonie. 
- Niedobrze mi.- powiedziałam, a Marco wyjął z samochodu butelkę wody, po czym podał mi ją.
- Napij się.- odparł, bacznie mi się przyglądając.- Co było napisane na tej karteczce?
- "Będziesz błagać mnie o śmierć".- powiedziałam. Dokładnie zapamiętałam te słowa. Były okropne. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.- Marco, boję się.- odparłam, drżącym głosem. Strasznie boję, cholernie boję.
- Nie bój się. Kiedy wrócimy do Dortmundu od razu zgłosimy to na policję.- oznajmił, przytulając mnie i całując w głowę.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Rozumiesz? Nikt nie będzie ci groził.- ujął moją twarz w dłonie, patrząc prosto w moje oczy.-Pamiętasz co ci obiecałem? Ja dotrzymuje słowa.- pokiwałam tylko głową na tak i położyłam prawą rękę na jego szyi. Ten zbliżył swoją twarz do mojej, delikatnie muskając moje usta. Z każdym kolejnym pocałunkiem, coraz bardziej zatracał się w moich wargach. Z resztą ze mną było tak samo. Ostatni raz pocałował mnie wczoraj. Wiem. Może to głupie, ale każda minuta bez niego naprawdę nie jest taka jak każda minuta z nim. 
- Umm...- mruknęłam, kiedy położył swoją dłoń na mojej talii, mocno ją ściskając i przyciągając do swojego ciała. Cały czas byłam przyparta do samochodu. I dobrze, ponieważ moje nogi w jednej chwili zrobiły się jak z waty. Nagle zaczął dzwonić jego telefon. Dość niechętnie oderwaliśmy się od siebie, ale blondyn musnął jeszcze moje usta, na co ja uśmiechnęłam się szeroko. Wyjął telefon z kieszeni swoich spodni, po czym odebrał.
- Tak?... Ale to co się stało?... A no okey... To spotkajmy się na wyjeździe z Dortmundu... Za 10 minut?... Okey. To do zobaczenia.- mówił, po czym na koniec rozłączył się. Nie miałam zielonego pojęcia z kim rozmawia. Myślałam, że powie mi kto dzwonił, jednak ten nawet o tym nie pomyślał.
- Wsiadaj.- rzekł, sam wsiadając. Zrobiłam to o co mnie poprosił, by po chwili patrzeć jak włącza się do ruchu. 
- Kto dzwonił?- zapytałam.
- Kuba.- odpowiedział. Otwierałam już usta, by zadać pytanie 25 latkowi, jednak ten uprzedził mnie.- Odwołali lot do Polski i kolejny ma być dopiero za kilka dni. Więc spędzają "weekend" z nami.- powiedział. Uśmiechnęłam się tylko szeroko, na wiadomość, że spędzę trochę czasu z rodziną jak i chłopakiem.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziś nie będę wypowiadać się co do tego rozdziału. 
Uważam, jak uważam i nie będę tego tutaj pisać. 
Myślę, że do końca opowiadania zostało jakieś 15/20 rozdziałów, jak nie mniej. Nie wiem dokładnie. ;)
Tak więc do zobaczenia! ☺

piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 74 ~ Ale ty mas wujka Marco.

- To co? Zbieramy się?- zapytał, podnosząc się. 
- Jasne.- zachichotałam z jego pośpiechu. Chyba naprawdę zależało mu na tym, by spędzić ze mną miło czas.
Czym prędzej pognał do swojej garderoby, a ja poszłam za nim, jednak zatrzymałam się w sypialni. Posprzątałam swoje ubrania, porozrzucane po pomieszczeniu, po czym wrzuciłam je do torby. Poszłam do łazienki, w której zostawiłam swoje kosmetyki. Wrzuciłam je do kosmetyczki, by już po chwili i ta wylądowała w torbie. Nie zajęło mi to wiele czasu, więc podążyłam do salonu, czekając na Marco. Minęło może 20 minut, kiedy usłyszałam jego głos. Prawie się poplułam wodą mineralną, którą właśnie piłam, słysząc jego pytanie...
- Tak, możesz tak wyjść.- prawie wydusiłam z siebie te słowa. Nie mogłam powstrzymać swojego napadu śmiechu.
-  Z czego się śmiejesz?- zapytał, nie rozumiejąc mojego rozbawienia.
- Z ciebie.- odpowiedziałam szybko.- Zachowujesz się gorzej niż kobieta.- stwierdziłam.
- Nie prawda.
- Właśnie prawda. Fryzura, ubrania, dziwne, że jeszcze nie robisz makijażu.- prychnęłam.
- Kochanie, nie tylko ty w tym związku dbasz o wygląd.- cmoknął mnie w polik.
- Oho, zastanawiam się, kiedy zaczniesz szykować się na jakiekolwiek wyjście, dwie godziny przed.- zachichotałam.
- Tak, nabijaj się. Proszę bardzo.- założył ręce na piersi.
- Z kogoś muszę.- wywaliłam mu język.
- Jedziemy czy będziemy tak gadać?- zapytał zniecierpliwiony. Pokiwałam tylko głową, po czym wyszliśmy z domu blondyna, kierując się do jego samochodu. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wysiadłam z samochodu, a zaraz za mną piłkarz. Złapał mnie za rękę, po czym ruszyliśmy w stronę drzwi. Weszłam do domu, rzucając torbę obok szafki w przedpokoju.
- Jestem!- krzyknęłam, by po chwili zobaczyć zbiegającego ze schodów brata. Niespodziewanie przytulił mnie, tak że nie mogłam wydusić z siebie słowa. To było dziwne. 
- Jak tam noc minęła?- zapytał, na co Marco prychnął śmiechem. 
- Bardzo przyjemnie.- odpowiedziałam.- Nie uwierzysz co robiliśmy...- dodałam, na co Kuba spojrzał na mnie przenikliwym spojrzeniem, a Marco nie dowierzał.- Spaliśmy.- poruszyłam zabawnie brwiami, na co mój brat pokręcił tylko głową. Po chwili poczułam ręce Marco oplatające moją talie. Cmoknął mnie w policzek, cicho chichocząc. No ale prawdę mu powiedziałam. W nocy spaliśmy. Tylko wieczorem się kochaliśmy. Czysta prawda. 
Wszyscy poszliśmy do salonu, a po niecałych dziesięciu minutach doszła do nas Agata. Oliwia zasnęła, więc mieliśmy chwile, by pogadać. Jeszcze w samochodzie w drodze do domu bratowej i Kuby, poprosiłam blondyna, żeby nic nie mówił o karteczce od nieznajomego, bratu. Po prostu nie chciałam, żeby się martwił. Rozmawiając  Agata oznajmiła mi i Marco, że wyjeżdżają na kilka dni do Polski. My również powiadomiliśmy ich o naszych planach, mówiąc, że mieliśmy nadzieję, że pojadą z nami. Miałam wrażenie, że Marco ucieszył się na wiadomość, że małżeństwo nie będzie mogło wybrać się na wycieczkę z nami. 
Po około godzinie Marco musiał już iść. Pożegnał się z Agatą i Kubą, a ja odprowadził go do samochodu.
- Będę jutro o 16, dobrze?- zapytał, opierając się o swój samochód. Złapał mnie za ręce, przyciągając mnie do siebie, po czym objął mnie w talii.
- Jasne. A możesz powiedzieć chociaż gdzie jedziemy?- spytałam, przygryzając dolną wargę. 
- Nad jezioro.- odpowiedział, po czym położył dłoń na mojej szyi, przyciągając moją twarz do swojej. Przywarł swoimi wargami do moich, nie zważając na to, że ktoś może to zobaczyć.
- Nie wytrzymałbyś do jutra, prawda?- zachichotałam.
- Oczywiście, że nie.- uśmiechnął się szeroko. Po chwili zobaczyłam błysk flesza aparatu.
- Oho, jutro będziemy o sobie czytać?- zaśmiałam się głośno.
- Najwidoczniej.
- Ciekawe co napiszą tym razem.- zastanawiałam się na głos.
- Prawdę?- bardziej zapytał niż oznajmił, unosząc jedną brew ku górze.
- Z pewnością.- uśmiechnęłam się.- Jedź już.- pogoniłam go.
- Oo, wygania mnie. Jadę. Pa.- odparł, po czym cmoknął mnie przelotnie w usta i wszedł do auta. Natomiast ja podążyłam w stronę domu. Próbowałam nie zwracać uwagi na paparazzi, jednak oni nie dawali za wygraną. Chyba będę musiała się do tego przyzwyczaić. Chociaż nie będzie to łatwe. Nigdy nikt nie chodził za mną i nie robił zdjęć. Częściej to ja był po tej drugiej stronie aparatu. Jednak teraz to się zmieni. Jestem z piłkarzem Borussii Dortmund. Jednym z najlepszych piłkarzy w Niemczech. Cóż mam poradzić?

Weszłam do domu, od  razu idąc do swojego pokoju. Małżeństwo wraz z Oliwią, wylatują dopiero jutro o 15, więc będę miała jeszcze trochę czasu, aby z nimi posiedzieć, porozmawiać. Najpierw jednak postanowiłam poszukać dla siebie jakiegoś mieszkanka. Już od dawna myślałam nad kupnem czegoś dla siebie. Dobrze byłoby mieć swoje cztery ściany, swój kąt. Po jakimś czasie znalazłam parę fajnych mieszkań, a ich cena nie była aż tak duża jak wcześniej myślałam. A co najlepsze były one niedaleko domu Kuby i Agaty. Postanowiłam, że niebawem...
- Mogę na chwile?- usłyszałam głos mojego brata. 
- Mhm.- powiedziałam, przymykając laptopa. Spojrzałam na miejsce naprzeciwko siebie, sugerując, żeby blondyn usiadł. Tak też zrobił.
- Mam prośbę. Poszłabyś do sklepu? Agata mi truje, a za chwile Łukasz i Mats mają wpaść.
- Ehh, co ty byś beze mnie zrobił.- pokręciłam głową.
- Czyli pójdziesz?- zapytał, zacierając ręce.
- Pójdę.- zaśmiałam się.- Tylko co mam kupić?- spytałam, wstając.
- Agata ci powie.- uśmiechnął się, wychodząc z pokoju i idąc do kuchni.
- Co mam kupić?- spytałam bratowej.
- Ale... Kuba ty miałeś iść!- krzyknęła do swojego męża.
- Marcela się zaoferowała, kochanie!- odkrzyknął, na co ja cicho zachichotałam.
- Dobra, to co mam kupić?- zapytałam, opierając się o wyspę kuchenną.
Pół godziny później wracałam już do domu. Szłam ulicami Dortmundu, patrząc na przechodniów. Niektórzy z nich patrzyli na mnie w taki dziwny sposób. A może mi się tylko zdawało? Możliwe. Po chwili usłyszałam jakiś nieznajomy mi głos.
- Proszę pani! Proszę poczekać!- krzyknął za mną, na co odwróciłam się. Chłopak miał może 12/13 lat.
- Tak?
- Proszę.- podał mi jakąś karteczkę.
- Ale po co mi to?- zapytałam.
- Ten pan kazał mi to pani dać.- wskazał w jakieś miejsce, jednak nikogo tam nie było.
- Yy, dziękuję.- powiedziałam zakłopotana, a ten odbiegł. Rozłożyłam karteczkę, która była złożona. Czyżby byłaby to sprawka tajemniczej osoby, która chce mnie nastraszyć? Tak, tyleże tym razem przesadził. Grubo przesadził. Czym prędzej skierowałam się w stronę domu, chcąc pokazać to bratu. Wiedziałam, że sobie z tym nie poradzę sama, mimo iż myślałam tak na początku. Gdy doszłam do domu małżeństwa, postawiłam torbę z zakupionymi produktami obok szafki, po czym zdjęłam buty. Usłyszałam odgłosy, dochodzące z salonu. Przypomniałam swoje słowa brata, że mają wpaść chłopaki. Stwierdziłam, że nie będę zawracać Kubie głowy, dlatego czym prędzej pognałam do kuchni. Odłożyłam torbę z zakupami na blacie, po czym wzięłam się za ich rozpakowywanie. Myślami byłam zupełnie gdzieś indziej, czego dowodzi zaistniała sytuacja. Agata od kilku minut mówiła do mnie, a ja dopiero przed chwilą ocknęłam się.
- Co? A tak, tak.- odpowiedziałam szybko.
- Marcela, co jest?- zapytała, łapiąc mnie za ramie.
- Nic. A tak w ogóle to wpadnie ktoś jeszcze?- odpowiedziałam pytaniem, chcąc uniknąć tej niewygodnej dla mnie rozmowy.
- Zmieniasz temat.- rzekła poważnie, zakładając ręce na piersi.- Ale nie, nikt już nie wpadnie.- odpowiedziała.
-  To dobrze.- uśmiechnęłam się lekko.- Oglądamy jakiś film?- zaproponowałam.
- Okey, czemu nie. Dawno nic nie oglądałam.- zaśmiała się.
Kiedy byłyśmy już u mnie w pokoju, Agata usiadła na łóżku, a ja włączyłam jakąś komedie. Laptop, który leżał na łóżku, odłożyłam na szafkę nocną, a sama położyłam się.
- Może być "Tysiąc słów"?- zapytałam.- Eddie Murphy w roli głównej.- dodałam.
- Jasne.- uśmiechnęła się. Film jeszcze dobrze się nie zaczął, a my usłyszałyśmy krzyk Oliwki. Spojrzałam na Agatę, a ta tylko wzruszyła ramionami. Po chwili do pokoju wbiegła 3 latka, rzucając się na łóżko. Zaczęła piszczek, co ja i Agata skwitowałyśmy śmiechem. Bratowa zaproponowała, że pójdzie zrobić popcorn, a my mamy być grzeczne.
- I co szkrabie? Jutro jedziesz do Polski i mnie zostawiasz.- powiedziałam, przytulając małą blondynkę. 
- Ale ty mas wujka Marco.- uśmiechnęła się szeroko, ukazując tym samym rząd śnieżnobiałych ząbków, na co ja zaśmiałam się. Kilka minut później Agata wróciła i zaczęłyśmy oglądać film.

***

Siedziałam w swoim pokoju przeglądając jeden z portali społecznościowych, na którym mam profil, kiedy ktoś zapukał. 
- Tak?- przymknęłam laptop, a w drzwiach ujrzałam Agatę.
- Idziesz ze mną do Cathy? Będą dziewczyny.- zapytała.
- Mogę iść. Daj mi 15 minut.- uśmiechnęłam się lekko. Blondynka wyszła, a ja czym prędzej podeszłam do szafy, by wybrać jakieś ubrania. Postawiłam na szare legginsy i delikatnie miętową bluzkę z rękawami 3/4. Do tego dorzuciłam kilka bransoletek i założyłam czarne sportowe buty. Natomiast włosy związałam w kucyka. Zrobiłam lekki makijaż i byłam gotowa. Przejrzałam się jeszcze w lustrze, twierdząc, że wyglądam całkiem dobrze. Wzięłam ze sobą torbę, do której wrzuciłam, co jasne najpotrzebniejsze rzeczy. Zeszłam na dół, gdzie już czekały na mnie Agata i Oliwka.

Wszystkie świetnie się bawiłyśmy, żartując, śmiejąc się i pijąc alkohol. Tak, alkohol. Kobiety też potrzebują czasem trochę procentów. Nagle mój telefon zaczął wibrować. Spojrzałam na ekran telefonu, śmiejąc się pod nosem. Odeszłam od dziewczyn na bok, odbierając. 
- Tak? 
- Oo, cześć kochanie moje.- trochę język mu się plątał. Słychać było, że jest lekko wstawiony. Wróciłam do dziewczyn, biorąc na głośnik. Te spojrzały na mnie nic nie rozumiejąc, na co ja poruszyłam tylko zabawnie brwiami.- Po co do mnie dzwonisz?- zapytał.
- To ty do mnie zadzwoniłeś.- odpowiedziałam, uśmiechając się głupio. 
- Tak? A no tak.- przypomniał sobie.- A bo chciałem ci coś powiedzieć.- dodał.
- Co takiego?
- Bo ja cię bardzo kocham jednak uważam, że jesteś rozkapryszonym gówniarzem.
- Mhm, i co tam jeszcze wymyśliłeś?- zaśmiałam się, a ze mną dziewczyny. Wiedziałam bowiem, że jest nieźle pijany, a jutro już nie będzie pamiętał tego co mówił.
- Jak ja się urodziłem to ty dopiero po drabinie na dywan wchodziłaś.- wypalił, a ja usłyszałam śmiechy chłopaków. Czyli on też miał na głośniku.
- A ja mam to w głębokim poszanowaniu.- rzekłam, a dziewczyny śmiały się ze mnie jak i z Reusa. 
- Oj, kocie.- usłyszałam głos Mo. Mo? Mo? To Mo?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem dziś. 
Trochę szybciej niż zazwyczaj, ale cieszycie się? 
Mam nadzieję, że tak ☺ 
 Jak myślicie? Jak Marcela zareaguje na słowa Moritza? 
A karteczka? Co może na niej być? Jeżeli macie jakieś sugestie, to śmiało się nimi podzielcie ze mną!
A tutaj link do zdjęcia... Jestem adminką na tej stronce, więc jeżeli chcecie to śmiało możecie lajkować (y)

Do następnego! ☺