niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 56 ~ Cyśka, miszcz ciętej riposty.

Kiedy weszłam do pokoju, usłyszałam głosy dobiegające z łazienki. Przystawiłam ucho do drzwi i nasłuchiwałam. Nie uwierzycie. Marco śpiewający piosenki Justina Biebera po prysznicem.
Baby, baby, baby, oh
Like
Baby, baby, baby, no
Like
Baby, baby, baby, oh
I thought you'd always be mine (mine)- głos Reusa roznosił się po całym pomieszczeniu. Prychnęłam śmiechem, kręcąc głową.
- Kochanie to ty?- usłyszałam jego głos, kiedy zakręcił kurki. Nic nie odpowiedziałam, tylko usiadłam na łóżku i znów usłyszałam jego wycie. Chyba mnie nie usłyszał i pomyślał, że nikogo nie ma..
- Błagam!- jęknęłam przeciągle, przykrywając się poduszką.
But I'm losing you 
I'll buy you anything 
I'll buy you any ring!
I'm in pieces
Baby, fix me... 

Po chwili do głowy wpadł mi bardzo, ale to bardzo szatański pomysł. Po cichu wyszłam z pokoju i zapukałam do drzwi obok. Otworzył mi Leo.
- Siemka, Leoś. Mam sprawę. Zgarnij Mo, Roberta, Anię i za 5 min widzimy się tutaj okey? Ja pójdę po Piszczków, Błaszczykowskich i Mario.
- Okeeey.- przeciągnął.- Trochę to dziwne.- zaśmiał się.
- Dzięki.- uśmiechnęłam się i podążyłam do najbliższego pokoju czyli Mario. Jak kultura nakazuje tak grzecznie zapukałam i czekałam aż ktoś mi otworzy. Już po chwili w drzwiach stał Mario.
- Za chwilę pod moim pokojem. Z Ann..- oświadczyłam.
- Ale..
- Powiedziałam.- zaśmiałam się i zapukałam do pokoju na przeciwko.
- Za chwilę pod moim pokojem. Wszyscy.- powiedziałam to co kilka chwil wcześniej.
- Marcela co ty znowu zrobiłaś?- westchnął Piszczek.
- Nic. Chyba, że nie chcesz zobaczyć bardzo śmiesznej scenki to nie przychodź.- wzruszyłam ramionami, uśmiechając się szyderczo przy tym. <od autorki: niestety nie znalazłam odpowiedniego gifa :(>
Przeszłam do pokoju obok, nawet nie pukając, bo tam tymczasowo 'mieszka' Kuba... Weszłam jak gdyby nigdy nic i oświadczyłam, że mają być za chwilę pod moim pokojem, jeżeli chcą zobaczyć ciekawą scenkę. Chyba już domyślacie się co mam na myśli, hm..? Nie minęły nawet 3 minuty, a wszyscy byli już pod moim pokojem. Zaprosiłam ich do środka, by mogli wysłuchać darmowego koncert nowego wokalisty Marcinho.
- Uwaga, uwaga! Macie państwo okazję wysłuchać darmowego koncertu dopiero co startującego wokalisty Marcinho w piosence Justina Biebera 'Baby'.- wprowadziłam mojego chłopaka, a wszyscy obecni wybuchnęli śmiechem.
- Okrutna jesteś!- szepnął mi do ucha Mo, kiedy reszta prowadziła pomiędzy sobą ciche dyskusje na temat Marco.
- Wiem, ale bez tego nie byłabym sobą.- prychnęłam. W tym samym momencie z łazienki wyszedł Reus,a widząc nas, zmierzył mnie morderczym spojrzeniem.
- Nie żyjesz!- zwrócił się d mnie.
- Ale to nie moja wina.- uniosłam ręce do góry, w geście obrony.- Moja wina, że tak nagle przyszli, kiedy ty dawałeś swój wspaniały koncert?- spytałam, zakładając ręce na piersi. Marco miał już coś powiedzieć, jednak Leo przerwał mu.
- To kiedy następny koncert?- prychnął.
- Ha ha. Ale śmieszne.- sarknął, a jego usta wykrzywiły się w słodkim uśmiechu. Spojrzał na mnie.
- Masz bardzo wyjątkowy głos.- zakpił Mario.
- I ty stary przeciwko mnie?- zapytał z wyrzutem blondyn.
- Oj kochanie nie gniewaj się.- Mario podszedł do przyjaciela i pogłaskał go po ramieniu, po czym oblizał swoją dolną wargę, co wyglądało komicznie.
- Na ciebie nigdy.- cmoknął do niego ustami.
- Geje.- stwierdziłam, wywracając oczami.
- Ejj kotek, masz coś do nas?- spytał mnie Marco.
- Ooo bi widzę.- uniosłam jedną brew ku górze ze zdziwieniem.
- No. Co ty nie wiedziałaś?- spytał zdziwiony Gotze.
- A od kiedy my na 'ty' jesteśmy?- moja mina w ogóle się nie zmieniła.
- Cyśka, miszcz ciętej riposty.- powiedział ze śmiechem Leoś.
- Oj tak!- przytaknął Mo.- Mój miszcz!- wydarł się i podniósł mnie do góry, dociskając do swojego ciała, tak że brakowało mi powietrza.
- Tak wiem, wiem... Ale zaraz mnie udusisz.- jęknęłam, ledwo słyszalnie.
- Dobra wypad mi z pokoju. Chyba za pół godziny widzimy się na dole, nie?- upomniał nas Marco.
- A tak jasne.- powiedział Mo i wszyscy jak na zawołanie wyszli z naszego pokoju.
- Walnięta jesteś!- zaśmiał się Marco, dociskając mnie do ściany.
- Gra wstępna, powiadasz?- uniosłam jedną brew ku górze.
- Wariatka.- prychnął, kręcąc niedowierzająca głową..

*Impreza*
W klubie bawiłam się świetnie. Tańczyłam ze wszystkimi, z którymi się tutaj zabrałam. A nawet... Nawet z Dj'em.  Mmm.. Dj Star. Nawet niezły jest na parkiecie. Później tańczyłam jeszcze z jakimś chłopakiem. Ma na imię Roberto i super tańczy. Trochę nie podobało mi się to jak mnie dotyka, ale starałam się nie zwracać na to większej uwagi. Chyba dlatego, że trochę już wypiłam, ale nie miałam zamiaru zaprzestać. Miałam zamiar świetnie się bawić. Chłopak podał mi swój numer telefonu, jednak nie myślałam nawet, żeby kiedykolwiek wybrać jego numer i zadzwonić. Wróciłam do Marco, który siedział przy naszym stoliku i bacznie mi się przyglądał. Mnie jak i temu chłopakowi. Ja powiedziałam, że się przygląda? W takim razie zmieniam zdanie. On go zżerał wzrokiem.
- Zazdrosny jesteś.- stwierdziłam.
- Nie.- prychnął, patrząc na mnie wymownie.
- Tak, jesteś. I nie patrz się tak na niego, bo przecież za chwile zapadnie się pod ziemie.- zaśmiałam się, widząc że owy brunet nie ma gdzie podziać swojego wzroku i widocznie się krępuje.
- I bardzo dobrze.- syknął.
- Marco!
- Nie podoba mi się to jak na ciebie patrzył i jak cię dotykał.- powiedział zły.
- Nie jestem twoją własnością.- warknęłam.
- Ale dziewczyną.- uśmiechnął się zalotnie, łapiąc mnie za rękę. Wstałam i ruszyłam do toalety, chcąc pokazać Reusowi, moją złość.
- Misiek!- krzyknął za mną. Kiedy miałam wchodzić do damskiej toalety, poczułam czyjąś dłoń na moim nadgarstku i szarpnięcie. Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą szczerzącego się blondyna.
- Moja czika.- uśmiechnął się docisnął mnie do ściany i pocałował, napierając swoim ciałem na moje. 
- Umm...- oderwałam się od niego, a po chwili byliśmy już na parkiecie.

*Następny dzień*
Obudziłam się pierwsza. Spojrzałam na zegarem, na którym widniała godzina 10:30. Podniosłam się do pozycji siedzącej i poczułam pulsujący ból w skroni. Chyba trochę za dużo wypiłam. Impreza, taniec z... Roberto? Aha, okey. Numer telefonu, Reus, złość, pocałunek przy drzwiach toalety, później bar. Jeden drink, drugi, trzeci, czwarty. Reakcja Reusa. Był widocznie zły, za to, że tyle wypiłam. Olałam go, jakiś facet i... I pustka. Urwał mi się film. Już nic, kompletnie nie pamiętam.
W tej samej chwili obudził się Marco. Oparł się na łokciu, przetarł oczy i spojrzał na mnie. Byłam przerażona. Nie miałam zielonego pojęcia co zrobiłam, ale wiedziałam jedno. To nie było dobre zachowanie. Spojrzał na mnie, jakby nie dowierzając, że leżę obok niego.
- Co ja zrobiłam?- spytałam przerażona. Ten tylko, opadł na plecy, głośno wzdychając...   


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hm, hm, hm... Rozdział dodaję dzisiaj bez komentarza z mojej strony.
Nie ma co pisać... 

A tutaj mamy takiego Mario. Jeszcze w Borussii :D ;')
Bitch, please! 
Hahaha ;p ;d


niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 55 ~ Ranisz, słońce..

- No muszę na niego czekać, bo idziemy spotkać się z tym Pablo. Byłym tej laski.- westchnęłam.
- A no fakt.- może i go nie widziałam, ale czułam, że się szczerzy.
- Nie szczerz się tak.- prychnęłam.
Skąd wiesz?
- Zbyt długumowa to umowa i u znam.- uśmusieliśmy is się i w tym momencie poczułam na sobie coś bardzo dużegdobżkiego. To coś jest tu zupełnie zbędne, ponieważ był to Marco.
- Grubasie złaź!- jęknęłam.
- To ja nie przeszk. zam.- usłyszałam głos Szczęsnego w słuchawce telefonu.
- Oddzwonię później.- dodałam, zanim się rozłączył...
- Reus złaź...- warknęłam.
- Bo co?- uniósł jedną brew ku górze.
- Bo jajco. Spóźnimy się.- odwróciłam się przodem do niego. Ten nic nie odpowiedział, tylko zaczął obsypywać moje usta gorącymi pocałunkami. Przewróciłam go tak, że leżałam na nim. A tak dokładniej to siedziałam, bo Marco podniósł się do pozycji siedzącej.
- Debil z ciebie.- prychnęłam.
- Ranisz, słońce..

***

Pablo.. Ehh. 'Wyjaśnił' nam wszystko. No można tak powiedzieć. Coś mi w nim nie pasowało. Był zdenerwowany? Niemiły. Nie tak jak wcześniej. Arogancko odpowiadał na moje pytania, a na Reusa? Jak gdyby nigdy nic. Milutko. Denerwowało mnie to. Bardzo. Pod stolikiem zaciskałam pięści i modliłam się, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego. Miałam taką straszną ochotę mu odpowiedzieć tak chamsko. W głębi siebie powstrzymywałam samą siebie. Reus widział to wszystko i nic z tym nie robił. Myślałam, że jak wyjdziemy z tej cholernej restauracji to rozniosę go w powietrzu. Wiem, że nie jest temu winny, no ale mógł coś powiedzieć temu kolesiowi, tak? 
Wracając do ważniejszego tematu to Pablo powiedział, że Iñez wiecznie go zdradzała. Wielokrotnie przyłapał ją na tym, ale nie odszedł od niej, ponieważ jak to on ujął: 'Była dla mnie zbyt ważna'. Ja nie potrafiłabym żyć ze świadomością, że mój partner mnie zdradza. Powiedział, że kiedy powiedziała mu o ciąży i o tym, że chce od niego odejść ze względu na Marco, definitywnie zakończył to co było pomiędzy nimi. I to nie ona z nim zerwała miesiąc przed ślubem, lecz on. 
Powoli zaczynało mi się robić niedobrze od tych jego smętów. Jaki to on bi
edny, bo dziewczyna go zdradziła i ma dziecko z innym. 
Powiedział również, że jeżeli będziemy chcieli to zaprowadzi nas do panny Ruiz i pomoże nakłonić na wykonanie testu DNA, potwierdzającego lub też zaprzeczającego ojcostwo Marco. Zgodziliśmy się i chcieliśmy już dziś wybrać się do Iñez, lecz Pablo nie miał takiej możliwości. Umówiliśmy się na jutro w tym samym miejscu o godzinie 13. 
- Mam dość tego typa i tego dnia.- westchnęłam, przytulając się do Marco. 
- Czemu masz go dość?- zapytał, nie rozumiejąc. Ale czy on naprawdę nie rozumiał czy tylko udawał?
- Naprawdę nie wiesz o co mi chodzi?- spojrzałam na niego.- Słyszałeś jak mo odpowiadał, a nic mu nie powiedziałeś. Wcześniej taki nie był w stosunku do mnie. Powiedziałam coś niemiłego? Coś co mogłoby urazić jego męską dumę?- rozgadałam się trochę.
- Nic takiego nie powiedziałaś, ale..- zawahał się, myśląc.
- Właśnie. Nie masz żadnych argumentów na jego niestosowne zachowanie. 
- Kochanie... Nie mówmy już o nim. Cieszmy się tym, że pomaga nam w rozwiązaniu tej całej chorej sytuacji.- powiedział z uśmiechem na twarzy, na co ja westchnęłam tylko...

*Narracja trzecioosobowa*
Siedziała na ciepłym piasku, bawiąc się nim. Przerzucała go z ręki na rękę. Obok niej leżał Marco, przyglądając się swojej ukochanej. 
- Pięknie tutaj..- stwierdziła, rozglądając się.
- Wiem.- przytaknął blondyn.
- Często tutaj przychodzisz?- spytała, uśmiechając się delikatnie, nie przerywając swojej wcześniejszej czynności.
- Zawsze, kiedy spędzam tutaj wakacje.- odpowiedział cały czas badawczo przyglądając się Marceli.
- Z Carolin też przychodziłeś..?- uśmiechnęła się głupio, patrząc w dal.
- Nie. Z nią nigdy.- powiedział, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Czemu?
- Bo ona zawsze stwarzała jakieś głupie historie, zdrady. Oskarżała mnie o zdrady nawet na wakacjach, chociaż to było niemożliwe bo cały czas byłem z nią. Ale to szczegół. Zawsze coś wymyśliła.- skrzywił się. Nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Patrzyła tylko przed siebie.- Za to ty.. Przy tobie czuję się spełniony.- jego usta wykrzywiły się w niebywałym spojrzeniu. Odwróciła głowę w jego stronę, zbliżając się do blondyna i pocałowała, łapiąc jego podbródek. 
W tym samym momencie telefon Polki wydał z siebie dźwięk informujący o tym, że ktoś do niej dzwoni. Z trudem oderwała się od Marco, ale on chyba z jeszcze większym. Te usta mogłaby całować bez końca. 
- Kto śmie nam przerywać tę cudowną chwilę?- zapytał ze śmiechem Marco.
- Moritz.- zaśmiała się i odebrała.
- Tak?
- Marcela? Możemy się spotkać?- zapytał. Jego głos był taki.. Dziwny, inny.
- Tak jasne.- powiedziała z uśmiechem.
- Za 15 minut pod hotelem?- zaproponował.
- Momencik.- zaśmiała się.- Dojdziemy w 15 minut pod hotel?- zwróciła swoje słowa do Marco.
- Da się zrobić.
- To widzimy się za 15 minut.- uśmiechnęła się do słuchawki telefonu.
- Okey.- rozłączył się. 
- Chyba musimy się zbierać.- wstała.
- Która godzina?- zapytał, również wstając. Spojrzała na ekran komórki.
- 15:30.

*Marcelina*
Nim się obejrzałam już byliśmy pod hotelem, a Mo czekał na nas. Kiedy miałam już gdzieś iść z Moritzem, Marco go zatrzymał i jak to on powiedział 'wziął go na słówko'. Było to trochę dziwne, zważając na to, że Marco nigdy taki nie był. Mówił coś Mo, a ten go słuchał jak... Nie mam na to określenia, ale było to co najmniej dziwne. Kiedy wrócił od razu o to spytałam.
- Aaa, gadał coś o... No o tobie oczywiście.- widziałam, że kręci.
- A ty byłeś zapatrzony w niego jak w święty obrazek.- sarknęłam.
- Ojj tam.- powiedział, przeczesując swoje blond włosy i spoglądając na mnie takim dziwnym wzrokiem.
- Cały Mo.- pokręciłam głową z przerażeniem.
- No co?- zaśmiał się.
- Jajeczko.- wywaliłam mu język, a ten zaczął na środku drogi mnie gilgotać.
- Debilu na środku ulicy stoimy.- zaśmiałam się, uciekając mu.
- Ojj tam.- machnął ręką, wybuchając śmiechem. Przy nim zawsze czułam się tak jak powinnam. Byłam sobą, a jemu to odpowiadało. Nie próbował mnie zmienić. I taki powinien być prawdziwy przyjaciel.
- Był jakiś powód, dla którego chciałeś się spotkać?- spytałam po jakimś czasie.
- Tak. Muszę ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego.- powiedział poważnie, a ja spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.- Dawno nie spędzaliśmy razem czasu.- uśmiechnął się głupio. Zbliżyłam się do niego i najmocniej jak tylko umiałam walnęłam go w ramie.
- Głupek.- warknęłam.
- Oj, Cyśka! Taka prawda!- krzyczał biegnąc za mną. Ja nie zwracając na niego nawet najmniejszej uwagi szłam przed siebie. W końcu dogonił mnie i złapał za mój nadgarstek, odwracając mnie przodem do siebie.
Nie wiem jak to się stało, ale byliśmy bardzo blisko siebie. Ta przestrzeń dzieląca nas była bardzo mała, a ja bałam się, że możemy zrobić coś głupiego. Po chwili patrzenia sobie prosto w oczy przytuliłam się do niego mocno. Ten odwzajemnił uścisk, całując mnie we włosy.
- Oj Cyśka... Głuptasie ty mój..- zaśmiał się. 

Z Mo spędziłam kilka godzin. Najpierw chodziliśmy po plaży, zabrał mnie na obiad, znów spacer po plaży, pópóźniej... To było coś. Zabrał mnie na lody. Były takie mega pyszne. Jeszcze nie jadłam tak dobrych. Moja reakcja, kiedy je zasmakowałam: 'Są meeeeega!' 
Poszliśmy również do hotelu i zrobiliśmy sobie mini maraton filmowy. Moritz dokładnie tak jak ja lubi dobre komedie romantyczne i obejrzeliśmy tylko dwie. Niestety. Pewnie siedzielibyśmy jeszcze długo, do późnej nocy, no ale umowa to umowa i na imprez musieliśmy iść.
Wróciłam do pokoju, który dzieliłam wraz z Reusem po czterech dobrze spędzonych godzinach. Kiedy weszłam do pokoju, usłyszałam głosy dobiegające z łazienki. Przystawiłam ucho do drzwi i nasłuchiwałam. Nie uwierzycie. Marco śpiewający piosenki Justina Biebera po prysznicem.
Baby, baby, baby, oh
Like
Baby, baby, baby, no
Like
Baby, baby, baby, oh
I thought you'd always be mine (mine)- głos Reusa roznosił się po całym pomieszczeniu. Prychnęłam śmiechem, kręcąc głową. 
But I'm losing you 
I'll buy you anything 
I'll buy you any ring!
I'm in pieces
Baby, fix me... 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział dzisiaj. Chyba trochę dłuższy mi wyszedł niż ostatni.
Mam nadzieję, że ten spodoba się, bo mi jakoś on przypadł do gustu.
Dziękuję za 11 komentarzy pod ostatnim monotonnym rozdziale.
Prawie 69 tys. wyświetleń. Omomomomm *-*
Marika bez skojarzeń! xd 

Pozdrawiam, Bleisiv! ♥

środa, 7 stycznia 2015

Rozdział 54 ~ Pokaż kotku co masz w środku.

- To może dokończymy to co zaczęliśmy, hm..?- przyparłem blondynkę do szafy i zacząłem całować po szyi.
- A może tak się ogarniemy..?- zapytała, odpychając mnie lekko od siebie. 
- Nie trzymaj mnie tak na dystans, proszę cię.- rzekłem, lekko podirytowany.
- Nie trzymam.
- Właśnie, że tak.
- To co ty liczysz na to, że od tak wskoczę ci do łóżka?- założyła ręce na piersi
- Nie, nie liczę na to.
- To czasem zastanów się co mówisz, bo ja jak każdy człowiek mam uczucia i niektóre słowa bolą.- powiedziała poważnie, wzięła jakieś ubrania ze swojej walizki, po czym weszła do łazienki.
- Kurwa.- przekląłem, rzucając się na łóżko.

*Marcelina*
Weszłam do łazienki, by wykonać wszystkie ranne czynności. Szybko umyłam zęby, przemyłam twarz chłodną wodą, nałożyłam krem na twarz i przeciągnęłam lekko rzęsy czarna maskarą, by były bardziej widoczne. Ubrałam jeszcze uszykowane wcześniej ubrania, po czym przeglądając się w lustrze ostatni raz, wyszłam z łazienki.
- Wolna. Możesz wejść.- poinformowałam Marco.
- Przepraszam.- powiedział i wszedł do łazienki.
Czy akurat teraz musi być tak trudno? Jesteśmy na wakacjach i chciałabym, żeby było spokojnie i miło, a jak zawsze wychodzi inaczej. Chciałabym, żeby te wakacje były najpiękniejsze w moim dotychczasowym życiu. Najpierw ta cała Inez, Pablo i to dziecko. Ugh! A jak to będzie dziecko Reus'a? Oczywiście nie zerwę z nim, bo go kocham, ale to będzie o wiele trudniejsze. On będzie miał treningi, a ja pracę w Borussii miejmy nadzieję. Później on będzie widywał się z małym i wyjdzie na to, że widzieć będziemy się tylko na SIP. Bo przecież wiecznie siedzieć u Marco nie mogę. Mam swój dom...
Albo przejdzie do Barcelony lub Realu i będzie mieszkał w Hiszpanii. A tego chyba nie przeżyłabym. Bardzo go kocham, ale do Barcelony czy Madrytu raczej nie dałabym rady wyjechać z nim. W Dortmundzie mam rodzinę, bliżej do Polski i Wojtka, a w Hiszpanii byłoby to o wiele trudniejsze. A nasz związek chyba nie przetrwałby takiej rozłąki.
Moje rozmyślenia przerwał Marco, który wyszedł z łazienki.
- Idziemy?- spytał mnie blondyn.
- Cco? A tak, tak.- ocknęłam się.
- Weź kartę.- powiedział, a ja złapałam za kartę do pokoju i mój telefon, który włożyłam do kieszeni

*Plaża*
Leżałam na leżaku, przypatrując się tym dzieciakom. No inaczej nazwać się ich nie da. Jakby nigdy basenu wypełnionego wodą nie widzieli. Ehh..
- Jak dzieci..- westchnęła Ann, leżąca obok mnie.
- Dokładnie.- zaśmiałam się, widząc bardzo ciekawą sytuację. Robert podtapiał Marco. A ten bidulek nie mógł się wydostać. Oj..- Dobrze mu tak.- wybuchnęłam śmiechem, a za mną Ann.
- Robert!- krzyknęłam, a ten momentalnie spojrzał na mnie.- Good!- zaśmiałam się, pokazując mu kciuka w górze (y). Jednak w tym momencie to Marco był nad Robertem, a brunet w wodzie. Reus szybko wydostał się z wody i podbiegł do mnie.
- Nie waż się!- krzyknęłam.- Ann! Robert!- krzyczałam wniebogłosy, wołając o pomoc. Jakby to miało w czymś pomóc.
- I ty przeciwko mnie kochanie?- zapytał, a ja spostrzegłam, że stoimy na krawędzi basenu.
- Tylko ją wrzucisz to nie żyjesz!- w mojej obronie stanął Robert.
- Dzięki Robert.- uśmiechnęłam się do niego.
- Chyba nie mam innego wyjścia.- westchnął Marco stawiając mnie na stałym gruncie. W tym momencie ja i Robert wymieniliśmy się spojrzeniami. Znaczącymi spojrzeniami..
- Papa..- pchnęłam Marco tak, że wpadł do basenu. Ale niestety zdążył złapać mnie za nadgarstek, ciągnąc za sobą. I w taki oto sposób oboje byliśmy w wodzie.
- Zajebie cię Reus!- wrzasnęłam.
- Pokaż kotku co masz w środku.- zaśmiał się, poruszając znacząco brwiami.
- Zboczeniec!- rzuciłam się na niego, podtapiając.
- Nie ze mną takie numery, kotek.- zaśmiał się. Spostrzegłam, że w basenie jesteśmy tylko my.
- Widzisz? Wszyscy pouciekali. Boją się ciebie.- wybuchnęłam śmiechem.- Troool!
- Nie żyjesz!
- Troool!- wydostałam się z basenu i podbiegłam do mojego leżaka, z którego zerwałam ręcznik i okryłam się nim. Wszyscy wokół nas pokładali się ze śmiechu. W ułamku sekundy przy mnie pojawił się Reus. Myślałam, że znów będzie chciał mi coś zrobić. Wrzucić do basenu, cokolwiek. Jak bardzo się przeliczyłam? Złapał za swój telefon i spojrzał na mnie znacząco.
- Za pół godziny mamy spotkać się z tym Pablo.- rzekł poważnie.
- To my się zbieramy już.- poinformowałam obecnych.
- Spoko. Widzimy się na holu o 20?- dopytał jeszcze Gotze.
- Tak.- odpowiedziałam krótko i ruszyliśmy z Marco do hotelu. Będąc już w naszym pokoju, jak burza wpadłam do łazienki, by móc się wykąpać jako pierwsza. Wyszłam po 20 min w samym ręczniku. Marco leżał na łóżku z tabletem w dłoni. Pokręciłam tylko głową, podchodząc do walizki, która jest jeszcze nierozpakowana i chyba nie będzie. No bo kto później się za mnie spakuje? Podejrzewam, że nikt.
- Idziemy do jakiejś restauracji, nie?- spytałam retorycznie.
- Nom.- odpowiedział nie odrywając wzroku od urządzenia. Westchnęłam, po czym wybrałam w miarę odpowiednie ubrania. No bo skąd mogłam wiedzieć, że będziemy szli do restauracji, by pogadać z jakimś Pablo, który jest byłym  narzeczonym jakiejś Iñez, która prawdopodobnie ma dziecko z Reusem. To jest po prostu chore. Ponownie weszłam do łazienki, by wyszykować się. Wyszłam po kolejnych 10 min, a Marco ciągle leżał w takiej samej pozycji, bez zmian. Podeszłam bliżej niego i rzuciłam się na blondyna.
- Ałł.- jęknął.
- Łazienka wolna.- zaśmiałam się.
- Zacznij biegać!- powiedział i rzucił się do ucieczki. Jednak szybko go dogoniłam i kiedy chciałam sprzedać mu kuksańca w tyłek, ten niespodziewanie złapał mnie w talii i docisnął do ściany, by po chwili składać na moich ustach gorące pocałunki. To działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłam się sprzeciwić. Całowaliśmy się tak dłuuugo, do momentu..
- Umm...- odepchnęłam go lekko od siebie, by złapać trochę powietrza. Najzwyczajniej w świecie zabrakło mi tchu. Blondyn oparł swoje czoło o moje, zawzięcie patrząc mi w oczy.
- Kocham cię, mój głuptasie.- cmoknął mnie w nosek.
- Ja ciebie też, głuptasku.- uśmiechnęłam się szeroko, przygryzając lekko dolną wargę.- Idź do tej łazienki już. Nie chcemy się chyba spóźnić, nie?- zapytałam retorycznie. Ten pocałował mnie tylko przelotnie i wszedł do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Usiadłam na łóżku i zastanawiałam się co mam teraz robić. Marco pewnie będzie siedział w łazience pół godziny, a ja będę się nudzić. Do głowy wpadł mi pomysł, żeby pójść do Lewandowskiej, ale przecież ona jest wraz z resztą na basenie. Postanowiłam zadzwonić do Wojtka. Wybrałam jego numer telefonu i czekałam, aż odbierze. Kilka sygnałów, kilkanaście sekund i usłyszałam głos przyjaciela.
- No w końcu!- jęknęłam.
- Coś nie tak?- spytał ze śmiechem.
- Nawet nie wiesz jak mi się nudzi.- westchnęłam kładąc się na brzuchu.
- Jesteś na Ibizie i tobie się nudzi dziewczyno?- zapytał zaskoczony.
- No... Reus w łazience, reszta na basenie..- miałam zamiar dokończyć, ale mi przerwał.
- To nie możesz iść do nich? Na basen. Fuck logic!*- wybuchł śmiechem.
- Ejj... Nie klnij.- ochrzaniłam go.- A poza tym muszę czekać na tego bałwana..- nie było dane mi dokończyć. Po raz kolejny dziś.
- Słyszałem!- krzyknął Marco.
- No muszę na niego czekać, bo idziemy spotkać się z tym Pablo. Byłym tej laski.- westchnęłam.
- A no fakt.- może i go nie widziałam, ale czułam, że się szczerzy.
- Nie szczerz się tak.- prychnęłam.
- Skąd wiesz?
- Zbyt długo cię znam.- uśmiechnęłam się i w tym momencie poczułam na sobie coś bardzo dużego i ciężkiego. To coś jest tu zupełnie zbędne, ponieważ był to Marco.
- Grubasie złaź!- jęknęłam.
- To ja nie przeszkadzam.- usłyszałam głos Szczęsnego w słuchawce telefonu.
- Oddzwonię później.- dodałam, zanim się rozłączył...

* ostatnio bardzo często mówimy tak z Mariką ♥


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kurde... Chyba zawaliłam. 
Taki monotonny.
Chyba za bardzo chciałam coś dodać.
Nie rozpisuje się już, bo to nie ma sensu.
Nastepny rozdział postaram się dodać jak najszybciej. :/

sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 53 ~ Czego nie rozumiesz w słowach nie wiem!?

Ważna notka pod rozdziałem! ;/

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Weszłam do pokoju i wtedy akurat z łazienki wyszedł Reus.
- Kto to był?- zapytał wycierając swoje przemoczone włosy ręcznikiem, a ja szybko schowałam wizytówkę do tylnej kieszeni moich spodenek.
- Yyy... Sprzątaczka.- wymyśliłam szybko.
- Marcela..- skarcił mnie wzrokiem.
- No dobra.. Musimy pogadać.- powiedziałam z rezygnacją w głosie.- Poważnie...- dodałam siadając.
- Więc..?- powiedział Marco.
- To tak. To nie będzie miła rozmowa..- zaczęłam.- więc może najpierw coś zjemy, hm..?- spytałam powoli podnosząc się.
- Siadaj.- nakazał.- Mów o co chodzi, bo za chwilę oszaleję.- uniósł ton głosu. W zupełności go rozumiałam.
- Tak jak już mówiłam to nie będzie przyjemna rozmowa.
- Marcela, proszę cię.- westchnął.
- Iñez Ruiz, kojarzysz?- zapytałam prosto z mostu.- Ivo, to twoje dziecko..?- podałam mu karteczkę. Pytając? Ja spytałam czy raczej stwierdziłam? Sama nie wiem. Mój głos bardzo drżał.
- Ja...- zawahał się.- Pamiętam ją, ale..
- Marco to twoje dziecko?- uniosłam ton głosu.
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz, do cholery!?- wstałam.- Powiedz mi czy to twoje dziecko.- powiedziałam poważnie.
- Czego nie rozumiesz w słowach nie wiem!?- prawie krzyknął.- Tak spałem z nią, ale nie wiem czy to moje dziecko, pasuje?- również wstał, po czym wyszedł.
- Pieprz się!- burknęłam sama do siebie i wyszłam na balkon, by się przewietrzyć. W dłoni cały czas miałam wizytówkę Pablo. 
- Co to jest?- usłyszałam głos Reus'a za mną.
- Tak nagle zacząłeś się przejmować?- rzekłam nawet się nie odwracając. 
- Kurde, zrozum też mnie. Dowiedziałem się, że mam dziecko i co ja mam niby o tym myśleć!?- oburzył się.
- Aha, czyli przyznajesz się. To twoje dziecko.- stwierdziłam.
- Nie, nie przyznaję się, bo tego nie wiem. Nie jestem pewien.- podszedł bliżej mnie, po czym złapał za wizytówkę.- Mogę?- spytał, spoglądając na mnie, a ja wywróciłam tylko oczami, po czym puściłam kawałek papieru.
- Kogo to numer?- zapytał po chwili, wpatrywania się bezczynnie w kartkę.
- Numer do Pablo.- odpowiedziałam beznamiętnie, a Marco nagle spojrzał na mnie, unosząc jedną brew ku górze.- Były narzeczony tej całej Iñez. Był tutaj jak się kąpałeś. "Sprzątaczka"- zaakcentowałam, w górze gestykulując dłońmi.
- Iii..?- przeciągnął pytająco.
- Powiedział, że ona może kłamać, bo kłamała, kiedy byli razem i w ogóle.- powiedziałam obojętnie.
- I w ogóle?- spytał zaciekawiony.
- No co?- zapytałam, wywracając oczami.
- Mogłabyś nie być taka obojętna?- zapytał, łapiąc mnie za rękę.- Tutaj chodzi o nas.
- Chodzi o nas? Słyszysz siebie? Tu chodzi o ciebie, o tą laskę i to dziecko. Być może twoje dziecko.- wybuchnęłam, gestykulując rękoma.
- Co wam?- nagle odezwał się Leo, wychodząc na swój balkon. Nic dziwnego, że nas słyszał. Przecież miał pokój obok nas.
- Zamknij się.- warknęłam zdenerwowana. Leo tylko uniósł rękę do góry w geście obrony, po czym wszedł do środka.
- To mu się oberwało.- mruknął Marco pod nosem.
- Tobie też może.- syknęłam i weszłam do pokoju.
- Możesz przestać?- wrzasnął. Po co być cicho? Chust z tym, że jest przed 20 i niektórzy chcą odpocząć. Lepiej jest krzyczeć.- Po co ci to dał?- zapytał, rzucając wizytówkę na łóżko. 
- Gdybym miała jakąś sprawę do niego. Jakieś pytania.- powiedziałam obojętnie.
- Gdybym miała?- spytał, powtarzając po mnie i unosząc brew ku górze.
- Gdybyśmy mieli, pasuje?- poprawiłam się, wywracając oczami, po czym położyłam się na łóżku. Myślałam, że Reus nadal będzie drążyć owy problem, jednak nie. Jak bardzo się pomyliłam? Niewyobrażalnie. Nagle położył się obok mnie. Leżałam na prawym boku, tyłem do niego. 
- Jesteś zazdrosna.- stwierdził, jeżdżąc palcem po mojej talli. 
- Wcale nie.
- Tak.- zaśmiał się.
- Nie wkurwiaj mnie.- syknęłam.
- Myślałem, że bardziej być już nie możesz.- odparł tak jakby, dogryzając mi i nie przerywając swojej czynności.
- Nie mam nastroju na żarty.- powiedziałam beznamiętnie.
- Zadzwonimy?- spytał, biorąc kawałek papieru, po czym pocałował mnie w szyję.
- Przestań.
- Kochanie..
- Czy ty nie rozumiesz powagi sytuacji? To może być twoje dziecko.- podniosłam się.
- Jesteś zazdrosna.- powtórzył.
- Nie.
- Tak. Boisz się, że jeżeli to dziecko okaże się moim nie będę miał dla ciebie czasu. Boisz się, że więcej czasu będę poświęcał maluchowi.
- Może i tak, ale co z tego?- założyłam ręce na piersi.
- To z tego, że cię kocham. Najbardziej na świecie, rozumiesz?- ujął moją twarz w dłonie tak, abym patrzyła prosto w jego oczy.
- I co z tego?
- Marcela! Nawet jeżeli to dziecko okaże się moim to będzie tak samo ważne jak ty.
- I co z tego?- zapytałam beznamiętnie.
- Zadzwonimy do niego?- odpowiedział pytaniem, rezygnując z dalszej rozmowy ze mną. Wiedziałam, że go zirytowałam, ale tak miało być.
- Tak.
Marco zadzwonił do tego Pablo, a ja w międzyczasie poszłam pod prysznic. Od razu całe napięcie zeszło ze mnie. Odprężyłam się. Czułam jak nowo narodzona. 
Kiedy wyszłam Marco już leżał na łóżku, pod kołdrą oglądając TV. Podeszłam do mojej walizki, z której wyjęłam książkę 'Pięćdziesiąt twarzy Greya'. Położyłam się na swojej połowie, zaświeciłam lampkę i przykryłam się. Otworzyłam książkę i zaczęłam czytać. Co chwilę czułam wzrok Marco ma sobie. Po jakimś czasie wyłączył telewizor i odłożył pilot na szafkę nocną ze swojej strony, po czym przysunął się do mnie. Delikatnie zaczął zsuwać ramiączko mojej koszuli nocnej w dół i zaczął całować moje ramie. Wzdrygnęłam, pokazując mu, że nie mam ochoty na gierki. Powoli zaczął zjeżdżać dłońmi na mój brzuch, po czym zaczął kreślić na nim różne wzory. Zdjęłam jego rękę z mojego brzucha, dając mu do zrozumienia, że nie chcę.. Jednak i to nic nie dało. Marco nie zwracając uwagi na mój.. Jakby to powiedzieć? Opór. Może. Nie wiem jak mam to określić.. Złapał za książke, wyjmując ją z moich rąk i odkładając ją na szafkę.
- Odpuść sobie.- powiedziałam biorąc książkę. Marco spojrzał tylko na mnie.. Niedowierzająco? Z obrzydzeniem? Nie wiem co to było, ale było straszne. Okropne. Odwrócił się tyłem do mnie i zgasił swoją lampkę. Patrzyłam na niego ze smutkiem. Zrobiło mi się głupio, że odprawiłam blondyna z kwitkiem. Odłożyłam książkę, zgasiłam lampkę, przytuliłam się do poduszki i próbowałam usnąć... 

*Następny dzień*
*Marco*
Obudziłem się pierwszy i co spostrzegłem? Marcelę wtuloną we mnie. Mimo tego co wczoraj zrobiła, nie potrafiłem nie odwzajemnić jej żelaznego uścisku. Wczoraj wieczorem chciałem tylko ją pocałować i rozluźnić tę napiętą atmosferę, a ona? Spławiła mnie. Jak jakiegoś debila z imprezy. Głupio się poczułem.. A teraz leży wtulona we mnie, jak gdyby nigdy nic. 
Leżeliśmy tak chwilę, kiedy blondynka obudziła się. Podniosła głowę do góry i spojrzała mi w oczy.
- Gniewasz się?- spytała, jeżdżąc palcami po moim torsie.
- Trochę.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. 
- Mogę cię jakoś przeprosić i wynagrodzić to?- zapytała, zbliżając się do mojej twarzy. 
- Zapomnijmy, okey?- odpowiedziałem pytaniem.
- No okey.- musnęła moje usta.- A tak w ogóle to o której widzimy się z tym Pablo?
- Na ty już jesteście?- zapytałem zaskoczony. Oczywiście żartowałem z Marceli.
- Nie bądź zazdrosny.- wywróciła oczami.
- Nie jestem. Tak tylko pytam.
- Tak mi się tylko powiedziało.- rzekła lekko zdenerwowana. 
- Ale jak wyjaśnimy tą sytuację to nie będziecie się spotykać, nie?
- A co? Martwisz się, że cię zostawię, hm..?- zapytała, kładąc się na plecach o wpatrując w sufit.
- Nie. Przecież on nie dorównuje mi do pięt.- prychnąłem. 
- Nie no wcale. Młodszy, przystojniejszy, Hiszpan mmm.- przygryzła swoją dolną wargę.
- Prowokujesz mnie. I on wcale nie jest przystojniejszy.- znalazłem się nad nią. 
- Niby czym cię mogę prowokować, hm..?- spytała, znów przygryzając wargę. 
- Właśnie tym.- powiedziałem i wpiłem się w jej usta, dając soczystego buziaka. Miałem zamiar kontynuować czułości, lecz usłyszałem pukanie do drzwi. Niechętnie oderwałem się od kuszących ust Polki, wstałem i udałem się do drzwi.
- Znowu ty Götze..?- westchnąłem.
- Znów przeszkodziłem?- zapytał, drapiąc się po karku.
- O co chodzi?- odparłem, opierając się o futrynę drzwi. 
- Spoko możecie wejść. Słyszałam waszą wczorajszą rozmowę.- usłyszałem głos Marceli.
- Jak to słyszałaś?- spytałem zaskoczony, odwracając się w stronę blondynki.
- Właśnie.- poparł mnie Mario.
- Rozmawialiście tak głośno, że w pokoju na przeciwko was słyszeli, ale nie ja. No co wy..- zakpiła z nas.
- Sorry. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Tylko jak sobie wyobraziłem Kubę zamiast mnie to miałbyś przejebane. W końcu siostra. Mała siostrzyczka Blas.. No Kuby.- wywrócił oczami.
- Nie jestem taka mała!- oburzyła się moja ukochana.
- Już cii kochanie.- przytuliłem ją.- Widzisz? Jesteś mi do ramienia.
- Wcale nie taka mała.- dodał Götze kpiąco.
- Gdyby mój wzrok zabijał już dawno bylibyście martwi.- spiorunowała nas wzrokiem.
- Za godzinę śniadanie zakochańce. A o 20 idziemy do klubu.- oznajmił nam i już go nie było.
- To może dokończymy to co zaczęliśmy, hm..?- przyparłem blondynkę do szafy i zacząłem całować po szyi.
- A może tak się ogarniemy..?- zapytała, odpychając mnie lekko od siebie. 
- Nie trzymaj mnie tak na dystans, proszę cię.- rzekłem, lekko podirytowany.
- Nie trzymam.
- Właśnie, że tak.
- To co ty liczysz na to, że od tak wskoczę ci do łóżka?- założyła ręce na piersi
- Nie, nie liczę na to.
- To czasem zastanów się co mówisz, bo ja jak każdy człowiek mam uczucia i niektóre słowa bolą.- powiedziała poważnie, wzięła jakieś ubrania ze swojej walizki, po czym weszła do łazienki.
- Kurwa.- przekląłem, rzucając się na łóżko.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heyy.
Ten rozdział cały pisałam z serducha ❤
Rozdział z dedykacją dla mojej Oliwii, która za każdym razem motywuje mnie do dalszego pisania. 
Dziękuję kochana ❤

Mam dla kogo jeszcze pisać??
Pod ostatnimi postami ledwo uzbieraliście 7 komentarzy.
Przykre jest to dla mnie, bo wcześniej czytałam super motywujące komentarze. Potrafiliście uzbierać w jeden dzień 20 komentarzy, a teraz 7 w ponad tydzień?
Jak tak dalej pójdzie to kończę z tym blogiem.
Przykro mi, bo chciałam dotrwać z tym blogiem do końca.. 
Tyle na dzisiaj w tym temacie :(