Może zacznijmy od tego, ze nazywam się Marcelina Błaszczykowska. Jestem siostrą TEGO Błaszczykowskiego. Kiedy chodziłam do szkoły podstawowej czy gimnazjum miałam 'mnóstwo przyjaciół'. Tak naprawdę wszyscy przyjaźnili się ze mną tylko dlatego, że mam brata piłkarza. Dopiero w Londynie poznałam prawdziwą przyjaciółkę. Przynajmniej tak mi się wydawało. Dlaczego? Zdradziła mnie. Tzn. mój chłopak zdradził mnie z nią. A co za tym idzie? Ona również. Do piątku będę mieszkała jeszcze w Londynie, natomiast później wyjeżdżam do brata do Dortmundu. Moim najlepszym, a zarazem prawdziwym przyjacielem jest Wojtek Szczęsny. Wiele osób uważa, ze przyjaźnię się z Wojtkiem tylko dla kasy. Ale nie. On jest super facetem. Od zawsze mogę na nim polegać. Poznałam go pierwszego dnia mojego pobytu w pięknym Londynie. Kiedy pierwszy raz go spotkałam, jeszcze nie wiedziałam, że będzie dla mnie tak bliską osobą. Opowiedziałam mu moją historię życia, nie pocieszał. Po prostu zrozumiał. Dlaczego? Może dlatego, że widział jakie to dla mnie trudne. Niestety teraz nasze drogi rozchodzą się, ale nie mam zamiaru zrywać z nim kontaktu. O takim przyjacielu to można sobie tylko pomarzyć. Niektórzy mówią, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Ja jednak uważam inaczej. To prawda, że najlepiej dogaduje się z osobą tej samej płci. Ale....
- Ałł...- poczułam ból w lewej kostce, po czym wylądowałam na ziemi. Złapałam się za obolałą część nogi. łza spłynęła mi po policzku, ale szybko ją wytarłam. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam tylko śmiejącego się, zakapturzonego kolesia.- Nudzi ci się? Hm..- zaśmiał się głośno i zaczął się oddalać- Tak masz racje. Spadaj tchórzu!- krzyknęłam za nim. Ne zwracałam już uwagi na tego idiotę i spróbowałam wstać. Raz, drugi, trzeci-nic. "Doczołgałam" się jakoś do stojącej niedaleko ławki i zadzwoniłam po Wojtka.
- Siem... co tam?- usłyszałam jego głos w słuchawce telefonu.
- Hej, przyjedziesz po mnie?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie cichutko szlochając
- Jasne, ale co się stało?- zapytał z troską
- Opowiem ci jak przyjedziesz. Park, tam gdzie zawsze..- powiedziałam i spojrzałam na oparcie ławki.- Nasza ławka- dodałam jeszcze
- Okey, za chwilę będę.- i rozłączył się. Ławka, na której siedziałam, jest naszą ławką. Wojtek wykuł na niej: " M+W=BFF ". To dal mnie naprawdę wiele znaczy.
Po jakiś 10 min. przyjaciel zjawił się na wyznaczonym przeze mnie miejscu. Od razu usiadł na ławce i spojrzał na moją nogę.
- Co ci się stało?
- Jakiś palant popchnął mnie i upadłam. A potem...- nie było dane mi dokończyć
- Potem to ty śmierdzisz pod pachami..- zaśmiał się
- To nie jest śmieszne!- powiedziałam poważnym tonem
- Przepraszam.. mów dalej!- rozkazał
- A kiedy zauważyłam go, nawrzeszczałam na niego, a on zaczął się śmiać i poszedł sobie.- zakończyłam moją wypowiedź.
- Masz racje palant!
- Dzięki..- powiedziałam obojętnie
- Dobra, chodź. Jedziemy do szpitala!
- Nic mi nie będzie.
- Powiedziałem coś!- rozkazał i podał i rękę
- Dobrze tatusiu- powiedziałam szczerząc się. Odpowiedzi nie doczekałam się. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Co było bardzo dziwne...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemm!!
Prolog oddaje w wasze ręce. Myślę, że nie zawiodłam co niektórych osób.
Ale jeżeli już to bardzo przepraszam ;))
Pozdrawiam Kinga :D