piątek, 30 maja 2014

Rozdział 19 ~ "Boli mnie twarz od uśmiechania się!"

Dla jasności... Marcela nie całowała się z Reus'em, tylko wyobrażała sobie to! ;))

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Musiałem załatwić coś baaardzo ważnego, ale i głupiego.- ta wypowiedź wywołała u mnie śmiech
- Ahh... Tylko tyle!? Chyba należy mi się odrobinkę więcej?
- Carolin Böhs, kojarzysz? Zerwałem z nią jakiś miesiąc temu, bo mnie zdradziła. Nie chciała się odczepić, więc musiałem to jakoś na niej wymusić... Nie chciałem cię w to mieszać, dlatego się nie odzywałem.- wytłumaczył. Postanowiłam już bardziej nie dociekać.
- Sprzedaj mi proszę, patent na to, żeby mój były w końcu się odczepił.- przewróciłam oczami
- Ale po co? Masz przecież mnie.- uśmiechnął się zalotnie. Uwielbiam ten uśmiech...
- Mam?- zapytałam podejrzliwie
- No masz... Chyba, że nie chcesz!
- Chce!- nie przemyślałam tego i nie wiedziałam jak wybrnąć z tej jakże krępującej sytuacji!
- Jeeeestem!- zawołał mój brat, który schodził właśnie po schodach. "To się nazywa refleks!"- pochwaliłam go w swoich myślach.- Co tak zamilkliście?- zapytał patrząc na nas wzrokiem, którym chciałby wyciągnąć od nas odpowiedź na swoje pytanie. Spojrzałam na Reus'a, ten cały czas zawzięcie na mnie patrzył.
- Yyy...- nie wiedziałam co powiedzieć. W tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi
- To do mnie!- wydarłam się i zeskoczyłam z krzesła
- Ogłuchnę z nią kiedyś!- usłyszałam jeszcze Kubę
- Zainwestuję ci w aparat słuchowy!- krzyknęłam będą przy drzwiach. Otworzyłam i zobaczyłam wystrojoną Sophie. Naprawdę wyglądała nieziemsko, ale po co jej takie "wdzianko" na nockę u przyjaciółki!?
- Heej..?- przeciągnęłam pytająco
- No heej. "Paczaj" co ja tutaj mam!?- powiedziała entuzjastycznie wymachując mi pred nosem jakimiś dwoma karteczkami i weszła do środka. Wyglądał to na jakieś bilety.
- Co to?- zapytałam nie ukrywając ciekawości
- Wejściówki VIP do jednego z najlepszych klubów w Dortmundzie.- powiedziała akcentując słowo "vip" i zaczęła skakać jak głupia. Czemu mnie to nie dziwi..? Rodzice Sophie są tak dziani... Jednak cieszyłam się na wspólny wypad do klubu.
- Żartujesz prawda?- prychnęłam coraz bardziej ekscytując się
- Nie!- zaczęła tańczyć i wymachiwać rękoma
- Co tam? Jak tam laski?- usłyszałam głos Marco, odwróciłam się w jego stronę i podbiegłam. Uwiesiłam się mu na szyi, a chwilę później poczułam ręce blondyna na mojej talii.
- Nie uwierzysz. Idę...- nie dokończyłam- Ja idę z tobą, nie?- zwróciłam się do Sophie
- Jak nie jak tak.- uśmiechnęła się szeroko
- No więc...- nie było dane mi dokończyć
- Boli mnie twarz od uśmiechania się!- odparła blondynka, wywołując swoją wypowiedzią śmiech u mnie, Marco i Kuby, który siedział w kuchni.
- A więc... Idę do jednego z najlepszych klubów w Dortmundzie...- wyszczerzyłam się
- No co ty? Nie gadaj!- powiedział zatykając sobie jedną ręką usta
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne.
- Też chcę iść! Weź mnie ze sobą, no! Mnie nie stać na takie luksusy!- zawył
- Ooo... A na Astona Marina to cię stać?- zapytałam z udawanym zaciekawieniem
- No, a nie!?- zaśmiał się
- Wiesz blondasku... Mam dla ciebie radę... Sprzedaj tą swoją brykę to będziesz miał kasę na takie imprezki..- wyszczerzyłam się- A, nie! Zapomniałam! Przecież ty masz tyle pieniędzy, ze nie musisz sprzedawać swojego Astona Martina...- powiedziałam i chciałam odejść, lecz Marco złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Baw się dobrze.- szepnął mi do ucha i cmoknął w polik, na co ja uśmiechnęłam się niepewnie. Czym prędzej podążyłam do swojego pokoju, a za mną Sophie. Oparłam się o szafę i zastanawiałam co mam założyć.
- Na co ty liczysz!?- zapytała Sophie, a ja posłałam jej pytające spojrzenie.- Masz tyle sukienek, że się w głowie nie mieści.
- I co z tego? W żadnej nie chodzę. Wolę spodnie.- marudziłam
- Do klubu nie założysz spodni...

- Takim sposobem to my nigdy nie znajdziemy odpowiedniego stroju.- rzuciłam się na łóżko
- Oj, przeżywasz... Rusz dupę i jazda!- zepchnęła mnie z łóżka. Po kolejnych 15 min. w końcu znalazłyśmy odpowiedni strój. Wyglądał naprawdę fantastycznie i do tego w moim guście. Szybko poszłam do łazienki, gdzie odświeżyłam się ubrałam, umalowałam i uczesałam. Wyszłam po pół godziny i wstąpiłam jeszcze do swojego pokoju. Telefon i szminkę wrzuciłam do torebki, po czym zeszłam na dół. W salonie siedział Kuba wraz z Sophie. Odwalony Kuba...
- A ty gdzie?- zapytałam siadając obok niego, a Sophie poszła zamówić taksówkę
- Na imprezkę!- wyszczerzył się
- Sam?
- Niee. Z Agatą przecież.
- Aaa, to co innego.- zaśmiałam się. Po chwili usłyszałam trąbnięcie.
- To ja lecę, pa.- dałam bratu całusa w policzek i wstałam podążając do przedpokoju.
- Weź klucze!- krzyknął jeszcze Kuba
- Ok.- odkrzyknęłam i złapałam za klucze leżące na szafce, po czym wyszłam.
Jakieś 20 min. później siedzieliśmy już przy swoich stolikach z drinkiem...

***
Zabawa coraz bardziej się rozkręcała. Jeden taniec skończyłam i zaczynałam drugi. I tak w kółko. Z resztą podobnie jak Sophie. Tańczyłam właśnie z fajnym chłopakiem. Na pewno starszy ode mnie. Jakieś 25/26 lat. Co prawda był nieco starszy ode mnie, ale za to jaka "dupera"! Uhuu...! Super mi się z nim tańczyło, a jeszcze lepiej rozmawiało. Po chwili moją uwagę przykuł jakiś chłopak. Strasznie podobny do Marco, gdyby akurat nie przechodził obok mnie powiedziałabym, że to na stówę Reus. Odetchnęłam z ulgą. I to dosłownie.
- Wszystko okey?- zapytał Toni, bo tak ma na imię chłopak z którym aktualnie tańczę.
- Yyy.. tak.- uśmiechnęłam się. Kiedy piosenka skończyła się Toni podziękował mi za taniec. Pokazałam mu jeszcze stolik, który dzisiaj zajmuję z Sophie i rozeszliśmy się. Wróciłam do przyjaciółki z wyśmienitym humorem.
- Widziałaś chłopaków z Borussi?- zapytała na "powitanie" Sophie
- Niee...- powiedziałam niepewnie- Wiedziałaś, że będą?
- Nie! Tańczyłam z Jonasem...- odpowiedziała entuzjastycznie- A i jeszcze jedno. Marco na ciebie patrzył jak tańczyłaś z tym kolesiem... Jak mu tam?
- Z Tonim..?- zapytałam, a raczej oznajmiłam
- Tak, właśnie.- wyszczerzyła się. Po chwili poczułam czyjeś usta na moim policzku. Spuściłam lekko głowę i ujrzałam te charakterystyczne tatuaże.
- Hej..- uśmiechnął się. Miałam już odpowiedzieć, ale blondyn uprzedził mnie- Zatańczysz?- zapytał, a ja przytaknęłam kiwając głową i wstałam. Marco złapał mnie za rękę i zaczęliśmy się przedzierać przez tłum tańczących ludzi.
- Kto to był?- zapytał w trakcie trwania piosenki
- Ale kto?- nie bardzo zrozumiałam jego pytanie
- No ten koleś z którym tańczyłaś!- w jego głosie można było usłyszeć nutkę niecierpliwości i zdenerwowania
- Aaa... Toni? To tylko kolega... Dzisiaj poznany!- uśmiechnęłam się
- Aha...
- Zazdrosny?- zapytałam, a raczej oznajmiłam
- Cooo..? Ja? Nie... Zwariowałaś!? Że niby o niego? Pff...
- No co? Tak tylko pytam...
Kiedy piosenka skoczyła się poszliśmy z Marco do baru, gdzie siedziało już kilku chłopaków z Borussi.
- "Paczajcie" jaką dupę wyrwałem!- "pochwalił się" Marco, gdy doszliśmy, za co dostał ode mnie w bok.
- Hej!- przywitałam się
- Siema!- odpowiedziała mi reszta. Tzn. Mario, Robert, Erik, Moritz, Leo i Auba.
- Cyśka? Co ty tu robisz?- Mo i to jego "Cyśka"
- Bawię się. Nie widać?- obkręciłam się wokół własnej osi.
- Widać, widać!- zaśmiał się, wstał i pociągnął mnie za rękę.
- Mo, no! Ja już nie mam siły!- marudziłam "wlekąc" się za nim
- Oj, nie marudź. Jak się bawić, to się bawić na całego.- odparł i zaczęliśmy taniec.
- Padam!- powiedziałam siadając na krześle przy barze
- Widzę właśnie. Proszę!- postawił przede mną jakiegoś drinka Robert
- Nie. Ja już nie pije. Za dużo jak na jeden wieczór.- powiedziałam opierając głowę o ramie Marco- Nie przeszkadzam ci? Mogę?
- Yyy... Tak, możesz.- uśmiechnął się blondyn
- Widzieliście gdzieś Sophie?- zapytałam rozglądając się po sali
- Właśnie tańczy z Jonasem.- wskazał na tańczącą parę Pierre
- Aha, to ja pójdę... Do naszego stolika.- wstałam
- Pójdę z tobą.- zaproponował Marco
- Ejj, ja nie dziecko. Poradzę sobie.- zaśmiałam się i ruszyłam.
Będąc już w wcześniej wspomnianym miejscu wzięłam wszystkie moje i Sophie rzeczy i kiedy już odchodziłam ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął za nią. Chwilę później stałam przy... Patricku?
- Czego chcesz? Mało ci jeszcze?- warknęłam
- Nie. Albo teraz pójdziesz ze mną, albo pożałujesz!- ścisnął moją rękę. W tym momencie moja pewność wygasła...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heej...!
Kolejny rozdział już do waszej oceny!
Baaardzo, ale to baaardzo dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem!
Aż 18! WOW! 
Nie spodziewałam się, aż tylu a tu taka niespodzianka!
Teraz wiem, ze was na to stać i pod każdym rozdziałem będzie AŻ tyle komentarzy...

Słyszeliście?
Ciro Immobile od jutra OFICJALNIE piłkarzem BORUSSII DORTMUND !!
Jutro zostanie oficjalnie ogłoszony transfer Włoskiego napastnika do BVB !!
Witamy w naszej rodzinie Ciro! :DD
Buźka, Kinga ;** <3

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 18 ~ "Carolin Böhs, kojarzysz?"

Proszę, przeczytaj notkę pod rozdziałem! ;)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Głupek!- po chwili sama się zaśmiałam. Kiedy już skończyłam, zamknęłam apteczkę i poczułam ręce Marco na mojej talii. Przyciągnął mnie do siebie i zbliżył się jeszcze bardziej do mnie. Ale to co zrobił, powiem szczerze... Zaskoczył mnie!
Chwilę później poczułam jego usta na moim policzku, czym wywołał przyjemny dreszcz.
- Dziękuję.- szepnął mi do ucha
- Nie ma za co.- także szepnęłam i pocałowałam go w polik. Ale chyba Marco źle mnie zrozumiał... i chciał więcej! Ponownie zbliżył się do mnie i chciał pocałować, ale tym razem w usta. Odsunęłam się od blondyna.
- Marco, nie zrozum mnie źle. Niedawno rozstałam się z chłopakiem i jak na razie mam dość facetów. Z resztą sam wiesz jak jest.- wytłumaczyłam, ale na twarzy Marco nadal widniało rozczarowanie.
- Przepraszam...- spuścił głowę
- Ej, gdzie ten pogodny Reus!?- zapytałam łapiąc za jego podbródek i uniosłam do góry. Marco korzystając z okazji, że byłam blisko niego musnął moje usta.
- Mmm... Słodziutkie!
- Ejejej, tak się nie bawimy! To nie fair!- "obraziłam się"
- Kto powiedział, że będzie fair!?- powiedział wstając. Szedł przed siebie nadal trzymając ręce na mojej talii, a ja cofałam się. Dokładnie obserwowałam każdy jego ruch. Każdy był tak bardzo tajemniczy... W pewnym momencie poczułam kanapę i upadłam na nią, a za mną Marco.
- Złaź!
- Poproszę!- wskazał na swoje usta
- Nie.
- No to nie. Mi jest tak wygodnie...- wyszczerzył się
- Gorzej ze mną!- przewróciłam oczami
- Więc jak?- zapytał z cwaniackim uśmieszkiem
- Nie.
Leżeliśmy tak już dobre 10 min., a Marco nadal ze mnie nie schodził. Ani drgnął. Powoli ciężar jego ciała, powodował trudności z oddychaniem.
- Nie mogę oddychać!- odezwałam się w końcu
- Przykro...- uśmiechnął się szyderczo. Postanowiłam nie odpuszczać, w końcu kiedyś mu się znudzi. Chyba...
- Nie doczekam się, nie?- zapytał zrezygnowany po jakimś czasie
- Jak nie jak tak.- chciałam się troszkę z nim pobawić. Jak on ze mną może, to czemu nie ja!?
- Serio?- zapytał zaskoczony
- Noo... Ale musisz ze mnie zejść!- podałam ultimatum
- Nie wiem... A jak mnie wystawisz?
- Wystawić to możesz co najwyżej kwiatki za okno!- zaśmiałam się. Chwilę później byłam już "wolna". Podniosłam się i wyszczerzyłam z wiadomości, iż mój plan powiódł się.
- No to... Zjesz coś?- zapytałam ze śmiechem i udałam się do kuchni
- O niee!- podbiegł do mnie, wziął na ręce i ruszył w stronę drzwi balkonowych.
- Miśku, no!- słodziłam mu
- Chce buziaka! Tu i teraz!- rozkazał, kiedy stał już ze mną nad basenem
- Marco, no!- mocno objęłam go. Za "chiny" nie chciałam doznać bliskiego spotkania z wodą.
- Tu i teraz!- nie odpuszczał. Stałam i dokładnie obserwowałam każdy centymetr jego twarzy. Mimo, iż kusił nie chciałam się z nim całować. My nic o sobie nie wiemy. Postanowiłam już dać mu tą satysfakcje i przyjemność. Pocałowałam i położyłam ręce na jego szyi. Te usta... Były tak słodkie i soczyste... Objął mnie i przyciągnął do siebie...

- Moja wyobraźnia jest za bardzo rozwinięta.- powiedziałam do siebie i tak jakby zapomniałam, że stoję przy Marco
- Yyy? Wyobraźnia? Co z nią nie tak..?- zapytał zdezorientowany
- Em.. Nie ważne!- uśmiechnęłam się- Marco, proszę. Ja nie umiem pływać! Naprawdę!- mówiłam poważnie. I to jest prawda. Tak, nie umiem pływać. Mam 20 lat i nie umiem pływać. Dziwne, nie!?
- No dobra...- lekko zwolnił uścisk. Uff.. jakie ja mam szczęście!
- Dziękuję!- uśmiechnęłam się. Razem udaliśmy się do kuchni, gdzie siedziała już cała rodzinka.
- Siema!- krzyknął mi Reus nad uchem
- Ciszej, błagam!
- Zjesz z nami?- zapytała Agata akurat sadzając przy stole Oliwkę- Z resztą co się pytam!- odparła i ruszyła do kuchni. Spojrzałam na Reus'a, który stał z nijaką miną i przyglądał się wszystkim obecnym. Pokręciłam głową, złapałam go za rękę i pociągnęłam go do stołu. 

*Kilkanaście dni później*
Przez te wszystkie dni zaprzyjaźniłam się z Sophie. To naprawdę fajna dziewczyna. W połowie Polka. Kiedy miała 12 lat przeprowadziła się do Dortmundu i nadal tutaj mieszka z rodzicami. Również interesuję się fotografią i piłką nożną, ale również muzyką. Chodzi do szkoły muzycznej i spełnia się w niej. Miła, sympatyczna, pomocna, ale też baaardzo pyskata 21- letnia, z którą mam wspaniały kontakt i która przez ten czas stała się moją przyjaciółką!...
     Od czasu mojego ostatniego spotkania z Marco, piłkarz nie odzywa się do mnie. Trochę, a raczej bardzo mnie to dziwi, a jeszcze bardziej smuci. Nie chcę, żeby źle o mnie myślał. Nie wiem o co chodzi. O to, że Patrick uderzył go!? Nie, chyba nie. Marco nie jest taki... Chyba. Z resztą nie znam go. Prawie nic o nim nie wiem... A mimo to, boli mnie to, że się nie odzywa. Z resztą jak nie chce to niech się nie odzywa. Mnie to już wszystko jedno! Jak już coś to rozmawiam tylko z Moritzem, Robertem albo Erikiem. A właśnie Erik, super chłopak. Nie ma takiego dnia, w którym by się nie śmiał. Co by ktoś nie powiedział to ten ucieszony jakby księżyc zobaczył! Dosłownie. Super mi się z nim rozmawia... I jest gitesik, jak to mówi szatyn.
     Leżę sobie właśnie na moim łóżku w pokoju i tępo patrzę w sufit. Tak strasznie mi się nudzi! Ja pierdziu! Nie mam zielonego pojęcia co ze sobą zrobić! Zapomniałam... Skleroza...! Sophie przychodzi dzisiaj o 18. Postanowiłam zejść na dół zrobić coś do przekąszenia. Schodząc po schodach usłyszałam głos Kuby i kogoś jeszcze. Bardzo dobrze go znam. Aż za dobrze. "Nie zwracaj na niego uwagi!"- powiedziałam do siebie w myślach. Swoje kroki skierowałam do kuchni. Poszło łatwiej niż się spodziewałam. Będąc już w wcześniej wspomnianym pomieszczeniu usiadłam na krześle, zastanawiając się co zrobić. Naleśniki? Niee. Zapiekanka? Niee... Ciasto? Z bloga Ani. Tak, to jest dobry pomysł.
- Ooo, cześć Marcela.- usłyszałam ucieszony głos Marco
- Cześć.- powiedziałam bez większych emocji. Tak, jestem na niego zła. Po chwili piłkarz stał już przede mną. Blondyn chciał mnie powitać buziakiem, ale odsunęłam się od niego.
- Przepraszam, że się nie odzywałem.- powiedział patrząc mi w oczy
- A czy mogę znać powód?- zapytałam wlepiając wzrok w kant blatu kuchennego. Marco uniósł mój podbródek do góry i patrzyliśmy sobie w oczy.
- Musiałek załatwić coś baaardzo ważnego, ale i głupiego.- ta wypowiedź wywołała u mnie śmiech
- Ahh... Tylko tyle!? Chyba należy mi się odrobinkę więcej?
- Carolin Böhs, kojarzysz?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, no więc tak
Rozdział jest do kitu!
Strasznie mi się nie podoba..! :/
Hm... A więc tak...
A ogóle czyta ktoś jeszcze moje opowiadanie?
Ostatnio liczba komentarzy pod rozdziałami spadła i troszkę jest mi przykro. ;c
Wiem, że są osoby które czytają mojego bloga.
Dziś na tyle!


Buźka, Kinia ♥ ;**





wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 17 ~ "Tak się to nie skończy!"

*Marcelina*
- Śmieszna jesteś!- zaśmiał się brunet- Nie będziesz mówić mi co mam robić!
- Ostrzegam!- powiedziała pewna siebie. Patrick podszedł do niej i chwycił za rękę.
- Ałł... Boli.- syknęła z bólu.
- Zostaw ją! Nic ci nie zrobiła!- krzyknęłam podchodząc do nich, a chłopak popchnął ją tak, że upadła. Dziewczyna szybko podniosła się i odbiegła.  Uśmiechnęłam się sama do siebie. Ile ona ma odwagi, żeby podejść do takiego chłopaka jakim jest Patrick i powiedzieć to co ona!? Podziwiam ją!
- A ty z czego się śmiejesz?- usłyszałam Patricka, przewróciłam oczami...
- Spi**rzaj!- warknęłam. Patrick złapał za mój nadgarstek i mocno ścisnął. Zaczął ciągnąć mnie za sobą, a ja próbowałam się wyrwać, lecz bezskutecznie.
- Puść mnie!- krzyknęłam
- To oni!- usłyszałam głos dziewczyny. Odwróciłam głowę w jej stronę i zobaczyłam Reusa. Mojego Marco. No... może nie mojego, ale Marco. Wszystkimi siłami wyrwałam się z uścisku bruneta i podbiegłam do Marco. Od razu przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam, a on również mnie objął
- Marcela!? To... To ty!?- nie dowierzał. Piłkarz spojrzał na Patricka i zwolnił uścisk. Spojrzałam jeszcze na niego błagalnie... Boziuu... Jak ja się o niego bałam! Widziałam jak Marco "szykuje" pięść. Strasznie się bałam. O niego i o to co może się za chwilę wydarzyć! Stałam jak słup i czekałam na reakcje Marco. Byłam niemalże pewna, ze uderzy Patricka. Tak też się stało!
- Zapamiętaj! Kobiet się nie bije!- krzyknął
- A to co!? Wielki wybawiciel się znalazł! Idź lepiej pograj w piłkę!- zaśmiał się wycierając z twarzy krew, która kapała z nosa. Marco znów uderzył go w twarz. Zaczęli się bić, a ja podbiegłam do nich próbując rozdzielić.
- Marco nie warto. Chodź!- mówiłam przez łzy.
- Nie idź do tej dziewczyny. Muszę coś jeszcze z nim załatwić!- odparł blondyn przestając na chwilę. Mówił to z takim obrzydzeniem... 
- Właśnie laleczko. Idź do swojej nowej koleżaneczki za pół grosza. Ja z tym lowelaskiem musimy sobie pogadać!- powiedział Patrick coraz bardziej prowokując Reusa. Widziałam na twarzy blondyna złość...
- Jeszcze raz powiesz do niej laleczko to będziesz miał pysk obity tak, że twoja własna matka cię nie pozna!- odparł blondyn
- Ty!?- zaśmiał się- Ty mi najwięcej możesz zrobić!
- Marco...- powiedziałam szeptem, a blondyn spojrzał na mnie. Posłałam mu błagające spojrzenie, ale ten chyba nie miał zamiaru odpuszczać.
- Jeżeli jeszcze raz się do niej zbliżysz to obiecuję, że tak się to nie skończy!- powiedział groźnie i podszedł do mnie. Objął w pasie i przytulił do siebie baaardzo mocno. Przy nim czułam się tak bardzo bezpieczna. Wiedziałam, że przy tym blondynie, że przy tym chłopaku nic mi nie grozi..
- Dziękuję...- powiedziałam siadając na ławce, chwilę później obok mnie siedział Marco. Wtuliłam się w jego umięśniony tors i zaczęłam cicho szlochać. Piłkarz objął mnie i oparł głowę o moją. W tym momencie nie liczyło się nic. Nic poza Marco i tym co jest w tej chwili.
- Ykhm..- chrząknęła blondynka, a ja oderwałam się od piłkarza. Spojrzałam na nią- Nie chciałabym przeszkadzać, bo widzę, że się znacie... Ja już pójdę!- dokończyła uśmiechając się lekko
- Poczekaj. Ja nawet nie wiem jak się nazywasz...
- Jestem Sophie. Tutaj masz mój numer.- wręczyła mi karteczkę, na której widniało kilka cyferek- Jeśli będziesz chciała to po prostu zadzwoń i spotkamy się.- uśmiechnęła się i odeszła.
- Dziękuję!- powiedziałam jeszcze do odchodzącej dziewczyny. Spostrzegłam, że Marco cały czas na mnie patrzy.
- Boże, Marco...- kiedy zobaczyłam jego zakrwawioną twarz... Przeraziłam się.- Chodź do domu.- wstałam i pociągnęłam go za rękę... Marco posłusznie wstał i ruszyliśmy.
- Boli cię jeszcze ten policzek?
- Trochę.- odpowiedziałam, a Marco nachylił się nade mną i pocałował w polik, na co ja uśmiechnęłam się.- A jak się tutaj w ogóle znalazłeś? Przecież wczoraj była impreza i nie wydaje mi się, żebyś wstał o tak wczesnej godzinie pobiegać!
- Zwykle śpię dłużej, ale nie dzisiaj. Jakoś nie mogłem spać, więc jestem tutaj.- uśmiechnęła się
- Przypadek!?
- Nie sądzę.- powiedział i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Humor znów mi wrócił, jednak w głębi serca coś czułam, że Patrick jeszcze nie odpuścił. Oby były to tylko moje błędne przeczucia...
- Dziękuję mój bohaterze...- przytuliłam się do niego
- Żaden ze mnie bohater. Nie będę patrzył jak jakiś "pedancik" bije mi tu taką wspaniałą dziewczynę jak ty.
- Pedancik!?- zaśmiałam się odrywając od blondyna
- A jak go inaczej nazwać!?
- Okey, może być pedancik!- powiedziałam ze śmiechem
- No co?- dalej drążył
- Nic, nic... Ej, chwila... Wspaniałą?- zacytowałam jego słowo
- No tak.
- Nie, ja taka nie jestem. 
- Jesteś!- wyszczerzył się
- Nie.
- Wiesz, że ze mną i tak nie wygrasz!?
- Ugh!
Resztę drogi do domu mojego brata przebyliśmy w ciszy. Co prawda nie było daleko, ale jakoś nie było tematów do rozmowy. Będąc już w domu, Marco poszedł do kuchni, a ja popędziłam do łazienki, gdzie z jednej z półek wzięłam apteczkę i szybkim krokiem poszłam do miejsca w którym przebywa "poszkodowany". 
- Jestem!- poinformowałam Marco siedzącego na krześle. Stanęłam przed nim i zaczęłam delikatnie wycierać jego twarz z krwi. Nie chciałam zrobić mu krzywdy, choć w pewnym sensie już zrobiłam...
- Aii...- syknął, na co ja aż podskoczyłam z przerażenia.
- Boże... Marco. Przepraszam, nie chciałam. Naprawdę, nie chciałam. Przepraszam...- miałam zamiar kontynuować, ale Marco przerwał mi swoim nagłym, wybuchem śmiechu.
- Żartowałem!- powiedział między napadami śmiechu
- To nie jest śmieszne!- walnęłam go w ramie- Wiesz jak ja się przestraszyłam!?
- Oj, przepraszam. Byłem po prostu ciekawy jak zareagujesz...
- Głupek!- po chwili sama się zaśmiałam. Kiedy już skończyłam, zamknęłam apteczkę i poczułam ręce Marco na mojej talii. Przyciągnął mnie do siebie i zbliżył się jeszcze bardziej do mnie. Ale to co zrobił, powiem szczerze... Zaskoczył mnie!
Chwilę później poczułam jego usta na moim policzku, czym wywołał przyjemny dreszcz.
- Dziękuję.- szepnął mi do ucha
- Nie ma za co.- także szepnęłam i pocałowałam go w polik. Ale chyba Marco źle mnie zrozumiał....


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Witam Was znów.
Hmm... Co tu powiedzieć... ;)
Rozdział... No jakoś szczególnie mi do gustu nie przypadł, ale jest taki jaki jest.
Tak wiem, niektórym może się nie spodobać postawa Marco jak i Marceli... w parku. :/
Szczerze powiedziawszy mi też się nie podoba. Ale trzeba też ukazać trochę inną stronę postaci.

Co do meczu...
Kompletnie nie zgadzam się z wynikiem!
Co za sędzia! No ja cie nie mogę!
Jak można być tak ślepym...
Zdecydowanie Borussia powinna zdobyć Puchar Niemiec... :D
Ale wierzę, a nawet wiem, że za rok Puchar będzie nasz... Tylko, że już bez Roberta :/

I jak tu zapomnieć widząc te zawiedzione wyrazy twarzy... :/




Sokratis ma racje. Chyba zainwestuje temu sędzi w okulary...





Buźka, Kinga ♥ ;**










środa, 14 maja 2014

Rozdział 16 ~ "Ciumy! Kto was ze szkoły wypuścił!?"

Pospiesznie wstałam i pobiegłam w stronę schodów. Dobiegłam i zobaczyłam Kubę i resztę chłopaków normalnie, najzwyczajniej w świecie kręcących się o salonie. 
- Uff...- odetchnęłam z ulga i przetarłam czoło ręka.- Weź idź!- machnęłam ręką, odwróciłam się na pięcie i odeszłam, kierując swoje kroki do mojego pokoju.
- A ty gdzie!??- zapytał Marco, a po chwili poczułam jak obejmuje mnie w pasie. Przyciągnął do siebie i zaczął zbiegać ze schodów. Nie wydawało mi się, żeby byłoby mu wygodnie, bo byłam odwrócona do blondyna tyłem... Ale to już jego sprawa.
- Reus, idioto! Postaw mnie, no!- wydarłam się
- A co będę z tego miał?- zatrzymał się na chwile
- Kopa w dupę, co najwyżej! Więc jak, chcesz!? Chętna jestem. Mogę nawet tu i teraz!
- A powiedział ci już ktoś czasem, że jesteś wredna!?- stanął przede mną
- No... Już nie raz! Kubaaa, Wojteek, Marinaa...- liczyłam na palcach, na co piłkarz pokręcił tylko głową.
- Dziwna jesteś, Marcela!- skwitował, posłałam chłopakowi złowieszcze spojrzenie, a on wyszczerzył się
- No to jak... Bawimy się czy jak!??- podszedł do nas Robert wraz z Pierre, którzy byli już nieźle wstawieni. Nie wiem jak oni to zrobili, ale podziwiam ich!
- Wy się bawicie!- poprawiłam bruneta- Ja idę do siebie!
- Nie..- nie pozwoliłam mu dokończyć. Poszłam do salonu i rozwaliłam się na całej kanapie i włączyłam TV.
- Weź się przesuń!- stanął nade mną Reusiu...
- Nie-e!?
- Ta-ak!?
- Nie umiesz tak!- skwitował Mario, podchodząc do nas
- Ooo, inteligent się znalazł! Przeliterować hipopotam nie potrafi,. a się wielce mądrzy!- odparł z ironią w głosie blondyn. Chwile później obok zjawili się wszyscy obecni.
- Właśnie, że umiem!- wyparł się młodszy piłkarz
- No to dawaj! Literuj!- powiedział blondyn siadając na moich nogach
- Auu, grubasie. Nogi mi miażdżysz!- wydarłam się, na co reszta wybuchnęła gromkim śmiechem
- Nie jestem gruby!- "oburzył się"
- Tylko puszysty!- zaśmiał się Mario poruszając zabawnie brwiami
- FOCH!- założył rękę na rękę- Literuj!- rozkazał
- Okey. H... I... P... O... T... A... M...- przeliterował, a ja już zwijałam się ze śmiechu, podobnie jak reszta
- Co?? Źle??- zapytał zdezorientowany Mario, a ja wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem
- Źle! Słuchaj!- zaczął Marco- H... I... P... O... T... A... M...- powiedział pewny siebie, a mnie już bolał brzuch ze śmiechu. Chłopaki zwijali się ze śmiech, z wyjątkiem Marco i Mario, którzy stali wryci w podłogę i patrzyli na nas wzrokiem: "No brali coś!"
- U... U..- próbowałam powstrzymać śmiech, a w rezultacie spadłam z kanapy i po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Płakałam ze śmiechu, oczywiście.- Ciumy! Kto was ze szkoły wypuścił!?- powoli powstrzymywałam się
- Co? Ja też źle!?- zapytał Marco
- No... Ten sam błąd!... Ludzie to jednak mają racje. Wy to jak bracia!- dołączył się do naszej jakże interesującej "konwersacji" Jonas
- No,  jak jesteś taki mądry to przeliteruj!- powiedział Mario wymachując rękoma
- Okeeey! Jak przeliteruje dobrze to stawiacie mi po piwie!- zaproponował
- No, okey! I tak wiem, że powiesz źle!- mówił pewny siebie Gotze
- Słuchajcie ciumcie!- zaśmiał się brunet
- Ejjj, to moje!- krzyknęłam
- Przykro...- pokazał mi język- H... I... P... O... P... O... T... A... M...- zakończył i ukłonił się.
- Rzeczywiście! Dobrze!- powiedział Marco szturchając przy tym swojego przyjaciela
- No... Hardkor!- pokręcił niedowierzająco głową Mario- Cholera! Przegraliśmy!- zaklął
- Tak, tak... Dziękuję, dziękuję!- zaczął się kłaniać zwycięzca- Jutro dla mnie po piwku..- wyszczerzył się. Posiedzieliśmy tak jeszcze jakąś godzinkę, może dwie i chłopaki wreszcie pozwolili mi odejść.

*Następny dzień*
Przebudziłam się wczesnego ranka i pierwsze co zrobiłam to wyszłam na balkon. Powietrze było świeże i nie było za ciepło jak na początek maja. Pogoda nie dopisywała w ostatnich kilku dniach. Stałam tak i myślałam nad moim życiem. Tutaj w Dortmundzie mam wszystko czego mi tylko potrzeba... Rodzinę, przyjaciół... Tylko Wojtek! Muszę znaleźć sobie jeszcze tylko mieszkanie i pracę. Znając Kubusia, pewnie nie będzie chciał mnie wypuścić, bo jak to on zawsze mówi: "Jesteś moją siostrą i możesz na mnie zawsze liczyć!" Cieszę się, że mam takiego brata, jakim jest Kuba, no ale... Ja mam 20 lat! Muszę wyprowadzić się nawet jeśli Kubie będzie to nie pasowało... Po krótkich przemyśleniach weszłam do środka zamykając za sobą drzwi balkonowe i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej taki tam zestaw do biegania, po czym skierowałam się do łazienki. Po wykonaniu porannych czynności ubrałam się i zeszłam na dół. Nikogo nie było w salonie, kuchni ani przedpokoju, czyli wszyscy jeszcze śpią. No tak ósma rano i to jeszcze po imprezie. Nie dziwię się! W salonie panował totalny "rozpizdziel" lekko mówiąc. "No to Kubuś będzie robił za sprzątaczkę!"- pomyślałam i zaśmiałam wyobrażając sobie sprzątającego. Trasa ta sama co wczoraj i jeszcze wcześniej. Kiedy dobiegłam już do parku, rozgrzałam się, wykonałam kilka ćwiczeń. Między innymi zalecane przez Anię- przyszłą Lewandowską. Biegałam całe trzy godziny. Miałam taką straszną ochotę na to... Chyba jeszcze nigdy tak nie miałam. Chciałam odżyć, a bieganie pozwala mi na to... Wracając już do domu miałam takie dziwne wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Ale kiedy za każdym razem odwracałam się nikogo nie było. "Bozee, co się ze mną dzieje!? Zwidy mam!"- skarciłam siebie w myślach. Postanowiłam już nie myśleć o tym, ale nie dawało mi to spokoju.
- Nóżka już nie boli!?- usłyszałam bardzo dobrze znany mi głos. Aż za dobrze! Odwróciłam się i zobaczyłam jego... Tego, którego już nie chciałam nigdy widzieć. Ten, który tak mnie zranił!
- To ty!? To byłeś ty!? Wtedy w parku!- zapytałam (mówimy o "wypadku" Marceli z prologu)
- Co?? W jakim parku!?- udawał głupiego
- To byłeś ty!- uniosłam głos. Jaka ja byłam głupia. Przecież tylko jemu zależało na tym, żeby zrobić mi krzywdę. Nie mógł ścierpieć tego, że odeszłam od niego.
- Złość piękności szkodzi!- zaśmiał się
- Tobie już nie zaszkodzi...!- odpowiedziałam chamsko
- Nie pyskuj, gówniaro!
- A co ty mój ojciec!? Jesteś starszy tylko, podkreślam TYLKO o dwa lata!- zdenerwowałam się
- Ktoś ważniejszy!- podszedł do mnie na niebezpieczną, jak dla mnie odległość.
- Ty już nie jesteś dla mnie ważny! Wręcz przeciwnie... Jesteś dla mnie nikim!- powiedziałam bez większych emocji- Wiesz... Mam dla ciebie radę. Zacznij się leczyć psychicznie!- odparłam i miałam już odchodzić, kiedy Patrick zrobił coś czego nigdy bym się po nim nie spodziewała. Pozory tak cholernie mylą! Był dla mnie tak strasznie ważny, a teraz... Teraz stracił już tą "ważność"!... Uderzył mnie... Uderzył w policzek. Momentalnie moja ręka znalazła się na bolącej części twarzy.
- Nie będziesz mnie obrażać, suko!- powiedział, a po moim policzku zaczęły spływać łzy.
- Nie bij jej!- usłyszałam kompletnie nieznany mi głos... Damski głos. Odwróciłam się i zobaczyłam dziewczynę o blond włosach. Na oko w moim wieku.
- Śmieszna jesteś!- zaśmiał się brunet- Nie będziesz mówić mi co mam robić!
- Ostrzegam!- powiedziała pewna siebie. Patrick podszedł do niej i chwycił za rękę.
- Ałł... Boli.- syknęła z bólu.
- Zostaw ją! Nic ci nie zrobiła!- krzyknęłam podchodząc do nich, a chłopak popchnął ją tak, że upadła. Dziewczyna szybko podniosła się i odbiegła.  Uśmiechnęłam się sama do siebie. Ile ona ma odwagi, żeby podejść do takiego chłopaka jakim jest Patrick i powiedzieć to co ona!? Podziwiam ją!
- A ty z czego się śmiejesz?- usłyszałam Patricka, przewróciłam oczami...

*Marco*
Po wczorajszej imprezie u Błaszczykowskiego nie mogłem rano spać. Wstałem rano, ubrałem się i postanowiłem pobiegać. Będąc już w parku, rozgrzałem się i zacząłem bieg. W pewnym momencie zatrzymała mnie jakaś blondynka. Była bardzo ładna, ale nie pobije Marceliny. Mówiła coś, żebym jej pomógł, ale nie mogłem jej zrozumieć.
- Uspokój się i powiedz wyraźnie!- uśmiechnąłem się, a dziewczyna wzięła głęboki wdech
- Tam... Jakiś chłopak uderzył taką blondynkę. Ona coś powiedziała do niego, żeby leczył się psychicznie, a on.. On ją uderzył...- powiedziała przerażona. Poprowadziłam\ mnie do jakiejś uliczki i zobaczyłem niską blondynkę i bruneta. Trzymał ją za rękę i próbował ciągnął. Próbowała się wydostać z jego uścisku, ale widać było, że jest silniejszy od niej. Kiedy dziewczyna stojąca obok mnie powiedziała, że to oni... Blondynka wyrwała się z uścisku bruneta i podbiegła do mnie, przytulając się. Nie mogłem uwierzyć... To była Marcela, moja Marcela... No może nie moja, ale Marcela! A tamten... Tamten to zapewne Patrick...



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam tych, którzy jeszcze czytają mojego bloga! ;*
Wiem, że poprzedni rozdział był straaaasznie, ale to straaasznie krótki, dlatego ten jego NIECO dłuższy.
Mam nadzieję, że spodoba się i wyrazicie swoje opinie w postaci komentarzy.
A i jeszcze jedno...
Jedna czytelniczka, zwróciła uwagę na to, że Patrick powiedział, iż nie odpuści... 
Tak, więc ma rację!...

Buziak Kinga ♥ ;*







sobota, 10 maja 2014

Rozdział 15 ~ "Banda Alkoholików"

*Następny dzień*
*Marcelina*
- Ciociaa! Ciociaaa!- krzyczała Oliwia skacząc po moim łózko.
- Księżniczko, idź do tatusia...- wymamrotałam przewracając się na drugi bok.
- Ale tatu kazal ce obudic!
- Już wstaje...- odparłam zaspanym głosem i podniosłam się, a trzy latka wybiegła z mojego pokoju. Zaraz po tym "runęłam" na łóżko jak... Nie mam na to określenia.
- Jedziesz a trening?- usłyszałam głos brata
- Emm... Wiesz chętnie, ale muszę pobiegać. Ostatnio trochę to zaniedbałam.
- Aha, okey!- powiedział i skierował się do drzwi
- Która w ogóle godzina?- zapytałam zdezorientowana patrząc w sufit
- Po 11. Wstawaj już leniu patentowany!- zdarł ze mnie kołdrę i rzucił poduszka
- Bitwa na poduszki?- zapytałam łapiąc za poduszkę i siadając
- Okey, już wychodzę!- odparł, a kiedy był już przy drzwiach rzuciłam w niego poduszka. Kuba jak się nie mylę postanowił odpuścić, bo wiedział, ze ta bitwa dla niego dobrze się nie zakończy i wyszedł. Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do okna balkonowego, po czym wyszłam na balkon. Nie było za ciepło, wiec postałam chwile i weszłam do środka. Z szafy wyjęłam spodnie dresowe, koszulkę, bluzę i do tego air-maxy. Wolnym krokiem podążyłam do łazienki. Pól godziny później byłam gotowa. Zbiegłam po schodach na dól i swoje kroki skierowałam do kuchni.
- Hej, biegasz dzisiaj?-  kuchni zastałam Agatę.
- Hej, tak. Właściwie to za chwile wychodzę.- oznajmiłam i złapałam za butelkę wody- Powinnam wrócić za jakieś dwie godzinki. Cześć!- powiedziałam i wyszłam. Trasa ta co ostatnio...


***

Po dwóch godzinach spędzonych w parku wróciłam do domu. Wzięłam dłuuugą i orzeźwiająca kąpiel, po czym ubrałam się, umalowałam i uczesałam. Do wieczora siedziałam w salonie oglądając jakieś filmy. Zadzwonił także Wojtek. Jak ja za nim tęsknie!! Z każdym dniem coraz bardziej. Okey, rozmawiamy przez telefon, skype i w ogóle, ale tak bardzo mi tu go brakuje. Chciałabym się widywać z nim codziennie twarzą w twarz. Ale nie mogę. On jest Londynie, a ja w Dortmundzie. "Kupa" kilometrów. Tęsknie za Marina, ale chyba najbardziej za tym jej charakterystycznym śmiechem. Z "rozkmin" wyrwał mnie głos brata. 
- Cysiaaa... Siostrzyczko ty moja najdroższa, najukochańsza, najlepsza na całym świecie... Niepowtarzalna...- zaczął mi słodzić 
- Zamieniam się w słuch...- rzekłam patrząc na niego i katem oka zerkając na Agatę  
- Nie będziesz miała nic przeciwko jak zaproszę kilku chłopaków z drużyny tutaj do nas do domciu!?- zapytał wyczekująco 
- Nie no skąd. Będziesz miał cały salon dla siebie...-uśmiechnęłam się- A ty Agata idziesz gdzieś czy zostajesz? A Oliwka gdzie?- zadawałam kolejne pytania 
- Idę do Piszczków, a Oliwkę zabieram do siebie.- odpowiedziała- Jak chcesz to możesz iść za mną.- dodała 
- Wiesz nie. Pójdę do siebie. 
- Albo posiedzisz z nami.- zaproponował, a raczej oznajmił Kuba 
- Albo pogadam z Wojtkiem... 
- Albo... Nie wiem! Zrobisz jak będziesz chciała.- odparł Kuba rezygnując z dalszej konwersacji ze mną
- Ja idę do siebie...- skierowałam się do swojego pokoju- A właśnie... o której oni przychodzą?- odwróciłam się w ich stronę 
- Jakoś tak za godzinę. 
- Aha, ok!- odparłam i pobiegłam do siebie. Będąc w pokoju wzięłam laptopa, słuchawki i koc, po czym wyszłam na balkon. Usiadłam na balkonie opierając się o ścianę i przykryłam się kocem. Włączyłam laptopa i podłączyłam do niego słuchawki. Włączyłam swoja ulubiona piosenkę i weszłam na Facebooka. Siedziałam tak pół godziny, do kiedy nie poczułam czyjejś obecności. Tak, wiem. Może to i głupie, ale naprawdę czułam czyjąś obecność. Odwróciłam się i zobaczyłam Reusa nonszalancko opartego o futrynę. Uśmiechnęłam się do niego, a ten podszedł, po czym usiadł obok mnie. 
- Hej!- uśmiechnął się i cmoknął mnie w polik. Zdjęłam słuchawki.
- Hej!- także się uśmiechnęłam 
- Co tak sama siedzisz? Chodź o nas. 
- A jakoś tak wyszło. Nie, posiedzę sobie. Dobrze mi tutaj... I jeszcze ten zachód słońca...- rozgadałam się
- Rzeczywiście piękny...- nastała chwila ciszy 
- Marcoo...- usłyszałam głos Mario- Uuu, chyba przeszkadzam.- zaśmiał się 
- Noo, przeszkodziłeś. Byliśmy w trakcie czegoś zboczonego zboczeńcu! - opowiedział blondyn z sarkazmem 
- I kto tu jest zboczony!?- zaśmiał się młodszy z Niemców
- Spadaj!
- Sam się badaj zboczuszku!- mówił przez śmiech Mario 
- Koniec dzieci!- odparłam z wieeelkim trudem powstrzymując śmiech- Co cie do nas sprowadza? 
- Aaa... pomyśleliśmy, ze może przyszłabyś do nas...- tłumaczył bardzo powolnie szatyn- Mówiąc pomyśleliśmy miałem na myśli JA pomyślałem, a nie ta banda alkoholików, siedząca na kanapie w salonie.- dodał. Wypowiedź Mario wywołała u mnie jak i Marco śmiech, nawet sam Gotze po chwili zaśmiał się. Pospiesznie wstałam i pobiegłam w stronę schodów. Dobiegłam i zobaczyłam Kubę i resztę chłopaków normalnie, najzwyczajniej w świecie kręcących się o salonie. 
- Uff...- odetchnęłam z ulga i przetarłam czoło ręka.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejoo wszystkim! 
Na początku chciałabym naprawdę przeprosić Was za to, że nie dodawałam rozdziału przez grubo tydzień. Przepraszam. Naprawdę nie miałam tego w planach, ale tak właśnie wyszło. 
Wiem... Rozdział najkrótszy w istnieniu bloga. Wybaczcie! 
Kolejny będzie dłuższy, obiecuje. 
A właśnie co do kolejnego rozdziału.... ;) 
Postaram się dodać jakoś na tygodniu. W sobotę ani niedziele na bank się nie pojawi, iż mam komunie brata. 

A tak z innej beczki. 
Robert zdobył w dzisiejszym meczu dwie bramki, przez co pozyskał Koronę Króla Strzelców. I pomyśleć, że już za chwile Lewy będzie grał w barwach Bayernie... Grr... nienawidzę! 
Guardiola! Och... Guardiola! 
Niby taki dobry, zajebisty trener, a wychować sobie piłkarza nie potrafi... 
Jeżeli obrażam kogoś z fanów FCB, to bardzo przepraszam.. 
Takie jest moje zdanie i go nie zmienię...! 




Buziakii <3 ;**

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 14 ~ "Patrz tylko na ten kaloryfer!"


Malinowa Mamba! Proszę przeczytaj notkę pod rozdziałem ;*

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


- Jaki on opiekuńczy...- podsumował swoją rozmowę z... Kimś
- Kto?
- Reus!
- A idź ty do diabła!- machnęłam ręką
- Wiesz... Bylem u niego. Całkiem spoko gościu...- zaśmiał się
- Aleś ty "śmiechowy"! A jest Lisa?  
- Nie, pojechała do siostry (od autorki: zmyślone)
-Ooo, szkoda! 
- Aha, czyli wolisz spędzać czas z nią niż ze mną? - odparł wstając i założył rękę na rękę. 
- Niee, no co ty! Czy mi się wydaje czy ty jesteś zazdrosny? 
- Co? Ja? Niee... Przecież wiem, ze mnie wielbisz! 
- Skąd ta pewność!?- zapytałam podejrzliwie 
- Aaa... Po prostu wiem i to wystarczy!- uśmiechnął się 
- Kocham twój uśmiech... 
- Wiem, bo to ja!- poruszył zabawnie brwiami
- Nie rób tak więcej!- powiedziałam poważnie 
 Moritza bawiłam się... Świetnie, genialnie, nie do opisania. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, oglądaliśmy rożnego rodzaju filmy i nawet tak nam odbiło, że śpiewaliśmy! Wyglądało to komicznie! Mo ze szczotka w reku, udający, że gra na gitarze i śpiewa. Rozmawialiśmy. Opowiedziałam Mo o moim życiu, życiu w Polsce i Londynie. Oczywiście on też musiał powiedzieć jakie to jest "zajefajne" życie piłkarza.
- Koniec! Poddaje się!- powiedziałam z wielka trudnością leżąc na trawie w ogrodzie. Ganialiśmy się! Tak dla wyjaśnienia.
 - Już ? Myślałem, że sobie jeszcze pobiegamy...- odparł kładąc się obok mnie
- Aut! Wypadam!
- Ahh...- nastała chwila ciszy- Kuba wspominał ci coś o wakacjach?
- Nie, nic nie mówił. A ty co już o wakacjach myślisz? O ile się nie mylę finał LM was czeka, nie!?- nagadałam się, a Mo głośno westchnął
 - Noo... z Bayernem!- powiedział ciężko
- Nienawidzę tego klubu...- rzekłam z grymasem na twarzy
- Az tak!?
- I jeszcze ta "Zbrzydła Morda Robbena!"* (bez obrazy dla fanów FCB)- powiedziałam, na co Mo wybuchł niepohamowanym śmiechem
- Co? "Morda Robbena"?- zacytował moje słowa, powstrzymując śmiech
- Nie. To "coś" to "Zbrzydła Morda Robbena"!- poprawiłam go
- "Łysa pala"**!- zaśmialiśmy się- Skończmy temat Robbena...- położył się na mnie. Tzn.nie dosłownie. Miedzy nami była niewielka odległość
- Jeżeli chcesz... Ale wiesz jakbyś chciał pohejtować Arjela Robbena to ja jestem pierwsza w kolejce!- mówiąc zaakcentowałam imię i nazwisko "czegoś" o czym rozmawiamy
 - Arjena, Cyśka. Arjena!- tym razem to on mnie poprawił
- Cichoo... Przecież mówię!- zaśmiałam się
- To co robimy? Nie mam ochoty gadać o naszym dotychczasowym temacie.
- Taa, ja też. Która godzina?
- Dochodzi 23. - Już?- zrzuciłam go z siebie
- Noo, pomożesz?- zapytał leząc "plackiem" na trawie. Podałam rękę Mo i zaraz po tym leżałam na nim.
- Serio?
- No nie mów, że ci się nie podoba!
- Nie no jest super. Mam taka puszysta podusie...- zaśmiałam się
- Nie jestem puszysty!- "oburzył się"- Patrz tylko na ten kaloryfer!- odparł zrzucając mnie z siebie i wstał. Podciągnął koszulkę, a ja ujrzałam idealnie wyrzeźbiony tors szatyna.
- Wiedziałem, że ci się spodoba...- poruszył znacząco brwiami, na co ja wybuchnęłam śmiechem
- Nie rób tak więcej!- powiedziałam z wielkim trudem i po chwili Moritz już leżał na mnie
- Że tak?- znów to zrobił
- Tak, właśnie tak!
- Okeeey mam na ciebie sposób!
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Nie.
- Tak. Ugh! Zawsze przegram!- zaśmiałam się, choć nie wiem co było w tym takiego śmiesznego
- Idę!- zrzuciłam go z siebie i podążyłam do wyjścia
- Odprowadzę cie!- zaproponował idąc za mną
- Nie będziesz wracał sam!- zaprotestowałam
- No to odwiozę cie. Po problemie.- uśmiechnął się
- Uparciuch!
Po 15 min. byliśmy po domem Błaszczykowskich.
 - Dziękuję...- uśmiechnęłam się lekko
- Spoko loko luzik!
- Wariat!- ucałowałam Mo w policzek- Paa.- i wyszłam z samochodu.
Chwile później byłam w domu. Stwierdziłam, że nie będę się kapać, iż nie mam "mocy" na takie "wyczyny". Przebrałam się w piżamę i położyłam pod zimna kołdra, która chwile potem była już cieplutka. Z myślami o dzisiejszym dniu zasnęłam...


*- słowa Malinowa Mamba. Za zgoda korzystam. Tylko dodałam jeszcze "Zbrzydła"
**- moje slowa ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Doberek! 
Dzisiejszy rozdział taki na "śmiechowo". Mam nadzieje, ze podoba się. 
Kolejny rozdział nie mam pojęcia, kiedy się pojawi. Słonce do nas przyszło i jest cieplutko.
Postaram się dodać jak najszybciej... 
Ten rozdział z dedykacja dla Malinowa Mamba. 
Lewizno dziękuję, że "odrzywiłaś" Roberta w swoim blogu. 
Jeszcze raz wielkie THANK YOU!

A tak w ogóle kibicuje ktoś Chelsea? Podobał się Wam wczorajszy mecz? 
Dla mnie rewelacja. Co prawda przegrali, ale starali się. To było widać!

CZYTASZ~KOMENTUJ! 
Motywacja do dalszego pisania ;))

Buziaczki Kinia ;**