środa, 30 grudnia 2015

Nowy blog!

Halo, halo! Jest tutaj ktoś jeszcze?
Chciałabym Was bardzo zaprosić na mojego nowego bloga! Założyłam go kilka dni temu. Są już bohaterowie i prolog! A oto krótka zachęta:
Nowi bohaterowie i nowa historia.
Ness przyjeżdża do Dortmundu, chcąc zacząć życie na nowo, z czystą kartą. Wszystko zaczyna się powoli układać, jednak do czasu. Odzywa się przeszłość i małymi kroczkami niszczy wszystko co bohaterka tak długo budowała. Tajemnice. Ujrzą one światło dzienne czy może pozostaną w cieniu swoich właścicieli?
I jak? Podoba się? W takim razie zapraszam na bloga! http://mysteryff-bvb.blogspot.com
Tak więc widzimy się tam, do zobaczenia! ;d

niedziela, 18 października 2015

Epilog!

- Z nami koniec.- szepnęłam pewnie, po czym szybkim krokiem odeszłam od piłkarza, pozostawiając go w osłupieniu. Był dla mnie tak ważny. Był najważniejszym facetem na świecie. Jest ojcem mojego dziecka.. Nie wiedziałam co mam teraz z sobą zrobić. Rozejrzałam się wokół siebie. Moje mieszkanie znajdowało się niedaleko, więc postanowiłam pójść do siebie. Kilkakrotnie próbował się dodzwonić do mnie Kuba, jednak ja nie miałam ochoty ani siły z nim rozmawiać. Chciałam wszystko sobie przemyśleć w ciszy. Miałam nadzieję, że chociaż tam będę miała taka możliwość. Byłam przybita. Już nawet nie miałam siły płakać. Stwierdziłam nawet, że wszystkie łzy już wypłakałam. Jednak jak się później okazało to nie jest koniec...
Wyszłam z windy, dostrzegając uchylone drzwi od swojego mieszkania. Podeszłam bliżej, chcąc wejść, jednak zawahałam się. Co to ma być do cholery? Strasznie się bałam, ale postanowiłam wejść. Co ja najlepszego robię? A jak coś się stanie dziecku? Myśl. Myśl. Myśl. Co robić? Kurde, co robić? 
Nagle poczułam na swoim brzuchu czyjąś dłoń. Chciałam krzyknąć, jednak wnet poczułam jego silną dłoń na moich wargach. Zaczęłam się szamotać, mając nadzieję, że uda mi się uciec. Jednak moje starania poszły na marne. Podwinął moją koszulę, stając naprzeciw lustra. Dzięki temu mogłam zobaczyć jego twarz. Czego on znów do cholery ode mnie chce!?
- Spójrz jak ładnie razem wyglądamy.- szepnął mi do ucha, drażniąc moją skórę, swoim zarostem. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Bałam się o siebie i dziecko. Ono jest dla mnie najważniejsze. Straciłam rodziców, narzeczonego, ale nie pozwolę, żeby odebrano mi dziecko. Nigdy. Najmocniej jak tylko potrafiłam nadepnęłam go na palce u stóp, jednak on tylko cicho jęknął. To jedyne co przyszło mi do głowy. Mogłam się spodziewać, że to nic nie da. Po chwili poczułam ogromny ból na policzku, a później zobaczyłam jak podnosi wazon i uderza mnie nim w głowę, po czym moim oczom ukazała się całkowita ciemność. 

Obudziło mnie ogromne pragnienie. Głośno zaczerpnęłam powietrza, próbując otworzyć oczy. Poraziła mnie niesamowita biel. Dopiero po chwili otworzyłam je całkowicie, wcześniej przyzwyczajając je do światła. Przejechałam językiem po spierzchniętych wargach. Kiedy ujrzałam kto siedzi przede mną, gwałtownie odsunęłam się od niego. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, próbując przypomnieć sobie ostatnie zdarzenia. Tak, pamiętam. Mój były prześladowca znów powrócił. 
- Co z dzieckiem?- spytałam spanikowana, obawiając się najgorszego.
- Z dzieckiem dobrze. Nic mu nie jest.- odparł spokojnie, a mi kamień spadł z serca. Nie przeżyłabym, gdyby coś mu się stało. 
Dopiero po chwili dostrzegłam, że bawił się pierścionkiem. W moich oczach znów zebrały się łzy. Wzięłam głęboki wdech, by uspokoić się, jednak to nic nie dało. Po moim policzku, spłynęło kilka łez, które niemalże natychmiast wytarłam. Odwróciłam głowę w stronę okna, dostrzegając za nim ciemność. Niebo było oświetlone jedynie przez niepełny księżyc i gwiazdy. Noc.
- Jest mi wstyd.- wyznał nagle, wyciągając mnie z krainy rozmyśleń.- Strasznie.- dodał. Powinno, Reus. Powinno.
- Wyjdź.- syknęłam.- Chcę zostać sama.
- Przepraszam Marcela. Tak cholernie cię kocham. Wszystko, w co tak bardzo wierzyłem i czego tak bardzo pragnąłem, runęło. Jest mi wstyd za to co zrobiłem. Przepraszam...- złapał mnie za rękę, jednak po chwili ją wyrwałam. Miałam kompletny mętlik w głowie. I co ja mam zrobić? Kocham go. Mimo, iż zrobił to co zrobił. Mimo, iż tak cholernie mnie zranił. No ale kurde... Wiem, że nie potrafię bez niego żyć. Ale też wiem, że nie będzie mi łatwo wybaczyć. Spojrzałam na jego twarz. Miał ją spuszczoną i patrzył na podłogę. Przeniosłam wzrok na jego dłonie. Odwróciłam głowę, nie wiedząc co mam zrobić. Cholera! Miałam kompletny mętlik w głowie. Po chwili poczułam jak subtelnie muska palcami, wierzch mojej dłoni. Gwałtownie uniosłam głowę, spoglądając w jego oczy. Nie potrafiłam mu się oprzeć. 
- Oh, Marco..- jęknęłam, rzucając mu się na szyję. Niemalże od razu odwzajemnił mój uścisk. Złapał mnie w talii, przyciągając bliżej siebie.
- Jesteś dla mnie wszystkim.- wyznał. Ufałam mu. Ale zawiodłam się na nim, strasznie. Ale wiem, że odbuduje moje zaufanie. Mam taką nadzieję, Reus.
Oplotłam dłońmi jego kark, wtulając się mocno w jego ramiona. Tak bardzo to kochałam. Biło od niego magiczne ciepło. Odsunęłam się od blondyna, nie wiedząc co mam teraz zrobić. Zaczęłam bawić się palcami, a ten z kieszeni swojej bluzy wyjął pierścionek, którym wcześniej się bawił. 
- Przyjmij go... znów.- złapał za moją dłoń, spoglądając w moje oczy. Nie protestowałam. Wsunął mi pierścionek pośpiesznie na palec, nieśmiało przyciągając mnie do siebie, mocno przytulając...- I już nigdy go nie zdejmuj.- dodał. 
- Jeżeli nie będę musiała, to nie zdejmę.
- Nie będziesz musiała.. Obiecuję.- zadeklarował, jeszcze mocniej mnie przytulając. 
Kocham cię Marco.. I nigdy nie przestanę.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
KONIEC! 
Mam nadzieję, że wielki koniec
Nie tak to wszystko miało się skończyć, nie tak jak planowałam na samym początku bloga, ale jednak.. Jednak jest tak. I tak jest dobrze. 
Zdaję sobie sprawę z tego, że tylko nieliczni pozostali ze mną do końca. I z całego serca im za to dziękuję. 
Dziękuję za to, że komentowałyście. 
Dziękuję za to, że motywowałyście. 
Dziękuję za to, że czytałyście.  
Dziękuję za to, że byłyście szczere do bólu.
Dziękuję za to, że wspierałyście.
Dziękuję za to, że krytykowałyście. 
Bo każda krytyka jest dobra, by poprawić się na lepsze. 
Dziękuję za to, że wrzeszczałyście na mnie, kiedy coś poszło nie po Waszej myśli. 
Po prostu dziękuję za to, że byłyście. 
Dziękuję za wszystko! 
Wszystkim! Bez wyjątków!
To były niesamowite chwile. Coś wspaniałego! ♥
Ta historia się kończy po to, aby druga mogła się zacząć. 



Do zobaczenia! ♥♥♥

środa, 14 października 2015

Rozdział 85 ~ Usmażysz się w piekle.

Przeczytaj notkę pod rozdziałem! 

- Pamiętasz ten dzień, kiedy na mnie wpadłaś? Właśnie tutaj. Dokładnie w tym miejscu.- zaczął.
- To ty wpadłeś na mnie.- wydusiłam niepewnie.
- Nie do końca.- uśmiechnął się.- Wiesz jak bardzo mi się wtedy spodobałaś? Kurde, nawet nie myślałem, że kiedykolwiek będę mógł się do ciebie zbliżyć.- rozmarzył się.- Byłaś jak towar w wyższej półki.- stwierdził.
- Przez te kilka lat, kiedy byliśmy razem tyle się wydarzyło.. A ja nigdy nie zwątpiłem co do tego czy nadal cię kocham. Byłaś, kurde nadal jesteś jak narkotyk, bez którego po jakimś czasie nie da się żyć. A teraz? Jestem najszczęśliwszym facetem na tym świecie, bo mam przy swoim boku tak cudowną kobietę. Dziecko? Zawsze o nim marzyłem, o stworzeniu prawdziwej rodziny. Dawać przykład własnym dzieciom, uczyć ich wszystkiego po kolei, tak jak robili to moi rodzice. Być przykładem..- cały czas patrzył mi w oczy.
- To niesamowite i dziwne jednocześnie, jak człowiek może kochać drugą osobę. Codziennie, kładąc się spać, dziękuję Bogu, że cię spotkałem.- odwrócił głowę na chwilę, kątem oka spoglądając na mnie. Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie ja jestem tą szczęściarą.- Codziennie zakochuję się w tobie od nowa i coraz bardziej. Wiem, że moja miłość do ciebie jest prawdziwa.- kontynuował. Uklęknął przede mną, wyciągając z kieszeni swojej marynarki, czerwone pudełeczko.- Zechcesz spędzić ze mną resztę swojego życia i pozwolisz mi nazywać się największym szczęściarzem na tej pieprzonej planecie?
- Tak, Marco! Oczywiście, że tak!- nie mogłam powstrzymać swojego wzruszenia. Jednocześnie szeroko się uśmiechałam i płakałam ze szczęścia. Blondyn pośpiesznie, drżącymi palcami wsunął pierścionek zaręczynowy na mój palec, by po chwili podnieść się i mocno mnie do siebie przytulić. Uniósł mnie nad ziemią i obrócił kilka razy wokół własnej osi. Czułam, że się uśmiecha.
- Zawsze miałem słabość do blondynek, pani Reus.- uśmiech nie schodził mu z twarzy. Położyłam dłonie na jego szyi, nie mogąc się powstrzymać od pocałunku z nim. Złączyłam nasze usta w gorącym i pełnym namiętności pocałunku. Słyszałam tylko oklaski naszych znajomych i głośne bicie serca Reusa. Był tak cholernie czuły. Całował subtelnie i zachłannie. Oderwaliśmy się od siebie, a ja czułam jak się rumienię. Wtuliłam się w umięśniony tors mojego... Już narzeczonego. Kurde, jak to cholernie cudownie brzmi. Położył dłonie na moich biodrach, przez chwile kołysząc mnie w rytm nieznanej mi piosenki. 
- Jestem cholernym szczęściarzem.- mruknął cicho, prawie niesłyszalnie. Jednak ja usłyszałam. Na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech. 
Kiedy w końcu Marco pozwolił mi odejść od siebie chociaż na krok, wszyscy zaczęli nam gratulować. Cieszyłam się, że mam teraz przy sobie najbliższych. Po jakimś czasie Lewandowscy i Błaszczykowscy, postanowili zostawić nas samych, twierdząc, że muszą już iść. Na odchodne Ania puściła do mnie oczko, na co odpowiedziałam jej uśmiechem. Kiedy nasi bliscy oddalili się na odpowiednią odległość, Marco przysunął się do mnie i uśmiechnął głupio. 
- Mogę prosić, pani Reus?- założyłam rękę na jego, po czym ruszyliśmy przed siebie. Chodziliśmy bardzo długo po parku, wspominając każdą chwilę, którą tutaj przeżyliśmy przez te kilka lat. Było już ciemno, jedynie oświetlenie miasta i księżyc dawało jakiekolwiek światło. To wyglądało strasznie romantycznie.  
- A niech tylko zobaczę, że się oglądasz za jakimiś dupami to.. 
- Patrz jaka dupa.- powiedział Marco cicho, kiedy przechodziła obok nas jakaś młoda dziewczyna. Uderzyłam go pięścią w ramie, na co ten wydał z siebie charakterystyczny dźwięk. 
- Siniaków mi narobisz!- oburzył się.
- Kogo to..?- zapytałam, a blondyn widocznie nie zrozumiał o co mi chodzi.- obchodzi?- dokończyłam.
- Osz Ty!- wrzasnął, a już po chwili chciał przerzucić mnie przez swoje ramie, jednak nie pozwoliłam mu na to, uciekając. 
- Nie, nie, nie, mój drogi.- pokiwałam palcem.- Zimno mi, idziemy do domu?- zapytałam. 
- Jasne.- uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym złapał mnie za rękę. Kilka minut później byliśmy już w drodze do domu blondyna. Wiedziałam, że pojedzie do siebie. Ehh, jaki on jest czasem przewidywalny. Odwróciłam głowę w stronę szyby i przyglądałam się ładnie oświetlonemu Dortmundowi. Po chwili poczułam dłoń Reusa na moim udzie. Zaczął powoli jeździć palcami po nim, a po chwili złapał mnie za dłoń. Splótł nasze palce. Spojrzałam na jego twarz, na której widniał szeroki uśmiech.  
- Nie wiedziałam, że potrafisz być tak romantyczny.- poruszyłam zabawnie brwiami. 
- To jest jeszcze nie wszystko.- odrzekł, uważnie patrząc na drogę. Już nic nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się lekko. Kiedy dojechaliśmy pod dom Marco, ten wjechał do garażu. Wyszłam z samochodu, a ten od razu zaczął swoją grę. Przyciągnął mnie do siebie, opierając się o maskę samochodu, po czym złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Jednak ja, wiedząc do czego dąży blondyn, oderwałam się od niego i weszłam do domu, przez garaż.
- Marco, a tak w ogó...- nie pozwolił mi dokończyć, popychając mnie na ścianę. Przywarł swoimi wargami do moich, zachłannie je całując. Jego dłonie spoczywały na moich biodrach co jakiś czas lekko je ściskając i przyciągając do swojego ciała. Nie potrafiłam oprzeć się jego cholernie kuszącym ustom. Zarzuciłam ręce na jego szyję, by po chwili zjechać dłońmi na szyję piłkarza. 
- Marco...- jęknęłam, kiedy poczułam usta Reusa na mojej szyi. Po chwili przeniósł je na mój dekolt, by po chwili znów całować moje usta. Zmysłowo zjechał dłońmi po moich pośladkach i mocno złapał za moje uda, bym po chwili mogła oplątać nogami jego biodra. Ruszył w stronę salonu, gdzie usiadł na kanapie, sadzając mnie sobie na kolanach. 
- Tak bardzo się cieszę.- mruknęłam cicho. 
- Z pewnością.- widocznie nie miał zamiaru kontynuować swojej wypowiedzi, ponieważ znów mnie pocałował. Ehh.. Faceci.

*Następnego dnia wieczorem* 
- Idziemy na imprezę.- oznajmił mi blondyn, wchodząc do salonu. Siedziałam otulona kocem, jedząc popcorn i oglądając jeden  z tych lepszych 'wyciskaczy łez'. 
- Nigdzie nie idę.- odparłam, skupiając swoją uwagę w pełni na filmie.
- Dlaczego?- usiadł obok mnie.
- Nie mam ochoty na imprezę.- wzruszyłam ramionami.- A gdzie idziecie?- zapytałam, spoglądając na mojego narzeczonego.
- Tam, gdzie zawsze.- odpowiedział krótko.- Jak ty zostajesz, to ja też nigdzie nie idę.- objął mnie ramieniem.
- Idź, co będziesz siedział w domu.
- Nie zostawię cię samej.- odparł troskliwie.
- Marco, nic mi nie będzie. Bez przesady..- zaśmiałam się.- Idź.
- Pójdę pod warunkiem.- powiedział, na co ja głośno się roześmiałam.
- Oho, jeszcze warunki stawia. No słucham..?
- Będziesz spać u Błaszczykowskich.
- Niech ci będzie.- odparłam krótko, wracając wzrokiem do filmu. Ten tylko pocałował mnie w czoło i wyszedł z salonu. Najprawdopodobniej do garderoby. Przez chwile chciałam iść do niego, jednak stwierdziłam, że nie chce mi się i pozostanę na kanapie, oglądając film. Ostatnio jestem bardzo leniwa.
Kiedy Marco był już gotowy, pojechaliśmy do mnie, by wziąć wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Marco zadzwonił do Kuby i poprosił go czy mógłby się mną "zaopiekować" jak to on określił. Było mi tak głupio... No ale zgodziłam się.
- Masz być grzeczna, jasne?- odparł, kiedy wyszłam z samochodu. Stanął przede mną i objął w pasie. Roześmiałam się głośno. 
- Ja to powinnam powiedzieć.- powiedziałam, a tym razem to on się zaśmiał.- Nie upij się znowu.- rzekłam znacząco, przypominając sobie noc na Ibizie. 
- To była jednorazowa sytuacja.- wymusił uśmiech.
- Jasne.- sarknęłam.
- Tak czy inaczej masz być grzeczna. Zobaczymy się jutro po południu, tak?- spytał, wsuwając dłoń pod moją koszulkę. 
- Tak.- odpowiedziałam krótko, a ten bez chwili wahania złączył nasze usta, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie. 
- Dobra, idź już. Baw się dobrze!- ponagliłam go. 
Resztę dnia, spędziłam z rodziną. Przyjechał Dawid i było bardzo sympatycznie. Tak dawno nie widziałam się z tym głupkiem, że jak tylko go zobaczyłam to wyściskałam go najmocniej jak tylko potrafiłam. Jak się później okazało, zostanie w Dortmundzie jeszcze kilka dni. 

*Następnego dnia* 
Moje serce rozdarło się na miliony kawałeczków. A do oczu niemalże od razu napłynęły łzy. Nie potrafiłam dopuścić do siebie tego widoku. Chciałam tylko się obudzić i stwierdzić, że to beznadziejny sen. Ale nie.. 
Niemalże natychmiast zerwał się z kanapy, stojąc jak słup. Nie dowierzał,  że stoję w jego mieszkaniu. A co ja miałam powiedzieć? Podbiegł do mnie, jednak ja nie miałam nawet najmniejszej ochoty go słuchać. Wiedziałam, że za chwile zacznie się tłumaczyć. Próbowałam stłumić w sobie wszystkie negatywne emocje, jednak kiedy się odezwał, coś we mnie pękło i wybuchnęłam. 
- Ty gnojku! Jak mogłeś!?- wrzasnęłam, wymierzając w jego policzek siarczystego liścia. Praktycznie natychmiast złapał się za policzek. 
- Ma.. Marcela, ja...
- Co ty? Jesteś żałosny. Naprawdę. Żeby zamienić mnie na tą szmatę.. Niewiarygodne, Reus.- pokręcił głową.- Myślałam, że jesteś odpowiedzialnym facetem, z którym mogę wiązać swoją przyszłość, a tymczasem jedna noc i wszystko runęło.- nie chciałam się przed nim rozkleić. Czułam, że za chwilę się popłaczę.
- Kochanie, przecież ja..- zbliżył się do mnie, chcąc położyć dłoń na moim policzku.
- Nawet nie próbuj mnie dotknąć.- syknęłam.- Brzydzę się tobą, Reus. Jesteś okropny.- mówiłam, nie myśląc nad tym. Wzbudzam we mnie odrazę. Nie potrafiłam na niego patrzeć. A przecież to jemu powinno być wstyd. 
- Ja.. Za dużo wypiłem. Naprawdę, nie wiem jak to się stało. Ona.. Nie wiem jak mogłem to zrobić.- próbował się tłumaczyć, jednak ja nie miałam zamiaru go słuchać.
- W końcu po co ci laska z dzieckiem. Łatwiej jest żyć bez zobowiązań.- stwierdziłam.- Zastanawiam się tylko po co były te oświadczyny. Po co się tyle trudziłeś!?
- Nie mów tak. To nie prawda. Zależy mi na tobie. Ona nic dla mnie nie znaczy. Liczysz się tylko ty. Tylko ciebie kocham. Marcela, proszę cię. Wybacz mi.- klęknął przede mną, składając dłonie jak do modlitwy. Carolin głośno się roześmiała. Spojrzałam na Reusa przelotnie, kierując swoje kroki do tej ździry, która właśnie w najlepszym momencie mojego życia, zniszczyła wszystko.  
- Masz to co chciałaś. Wypchaj się nim, a mi daj w końcu żyć.
- Wedle życzeń, księżniczko.- roześmiała się.
- Usmażysz się w piekle.- splunęłam na nią, po czym skierowałam swoje kroki w stronę wyjścia.
- Naprawdę cię kochałam, Marco. A ty potraktowałeś mnie jak ścierwo. Jesteś zwykłym dupkiem, który nie dorósł do życia. Przykro mi, że się tak cholernie pomyliłam co do ciebie.- po moich policzkach spłynął strumień łez, a tak bardzo chciałam pokazać, że jestem silna. Nigdy nie będę. Blondyn chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak ja wybiegłam z jego domu. Rozpłakałam się na dobre. Jest mi tak cholernie źle. Zdradził mnie. Z tą ździrą. Aż tak było mu ze mną źle, że musiał przespać się z Carolin? A ja głupia jeszcze namawiałam go na tą cholerną imprezę. Nie, nie, nie. To tylko i wyłącznie jego wina. Nie obwiniaj się. Jest dupkiem, który nie dorósł do życia. Tego się trzymaj. Co chwile wybuchałam jeszcze większym płaczem, zwracając tym samym uwagę przechodniów. 
Po chwili poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę i mocno szarpie za nią, odwracając w swoją stronę. 
- Marcela, ja naprawdę cię kocham. Te zaręczyny były prawdziwe. Wszystko co mówiłem było... jest prawdziwe. Pozwól mi to wytłumaczyć. Daj mi szansę.- ujął moje dłonie w swoje. Patrzyłam na niego tępo, nic nie mówiąc. Przyglądałam się uważnie jego twarzy, choć i tak dokładnie znałam każdy jej milimetr. Trzy lata budowaliśmy nasz związek, a on wszystko zepsuł przez jedną noc w klubie. 
- A tak..- ocknęłam się.- Zapomniałabym.- odparłam, zsuwając pierścionek, który miał być symbolem jego miłości wobec mnie, z palca.
- Nie proszę, nie rób tego. Marcela...- jęknął. Oddałam go Reusowi. 
- Z nami koniec.- szepnęłam pewnie, po czym szybkim krokiem odeszłam od piłkarza, pozostawiając go w osłupieniu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To koniec. Niestety.
Chciałam powiedzieć, że jest to ostatni rozdział na tym blogu.
Niedługo powinien pojawić się Epilog.
Heh... Jest mi strasznie głupio, że tyle musieliście czekać na ten rozdział. Naprawdę.
Nie miałam czasu, ochoty ani weny, a przede wszystkim motywacji. Wszystko to przyczyniło się do tego, że rozdział pojawia się dopiero dzisiaj.
Wczoraj udało mi się dokończyć ten rozdział i jestem z niego całkiem zadowolona. Jednak dobija mnie świadomość, że tyle musieliście na niego czekać. Jednak mam nadzieję, że chociaż długością nie zwaliłam. Nie udało mi się Was zaskoczyć oświadczynami, więc może tym mi się uda?
Dzisiaj mam dzień wolny od szkoły, więc miałam czas na pozałatwianie swoich spraw i dodanie rozdziału.

Długo myślałam nad założeniem kolejnego bloga.. Bo przecież mam sporo nauki, muszę starać się o oceny i punkty na świadectwie. I czy to ma w ogóle sens? Jednak bardzo zmotywował mnie komentarz Ani Reus. 
Stwierdziłam, że może coś wyjdzie z moich starań i choć rozdziały nie będą pojawiać się zbyt często <jak było na początku tego bloga> to może to ma sens?
Jak sądzicie? Byłabym bardzo wdzięczna gdybyście wyrazili swoją opinię co do tego rozdziału jak i następnego bloga. To dla mnie wiele znaczy.
Nie chcę kończyć pisania na tym blogu. Bardzo chciałabym to kontynuować, ale bez czytelników to nie ma zupełnie sensu.

Na dziś to koniec. Jeszcze raz bardzo przepraszam za to, że musieliście czekać tak długo.
Do zobaczenia! ♥

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 84 ~ Wymiękasz.

Następnego dnia, nie miałam wyjścia i musiałam wstać o 8, by zdążyć na trening pszczółek, a później do pracy na piętnastą. 
Zwlekłam się z łóżka z wielkim bólem, mając nadzieję, że dzisiaj pośpię dłużej. Reus jest nienormalny. Stwierdzam i zdania nie zmienię. Myłam właśnie zęby, kiedy ten histerycznie zaczął się do mnie dobijać. 
- Dzień dobry, pani Reus.- cmoknął ustami do słuchawki telefonu. 
- Czego, grzecznie pytam?- przełączyłam rozmowę na głośnomówiący. 
- Jak się spało?- zapytał.
- Reus nie pierdziel, szykuję się, żeby zdążyć na ten.. Trening.- wywróciłam oczami, wciągając na nogi spodnie
- No ale ja grzecznie pytam.
- A ja grzecznie odpowiadam.
- Nie na temat.- stwierdził.
- Kto powiedział, że będzie na temat?- złapałam go.
- Mnie zawsze trzeba odpowiadać na temat.- powiedział po chwili.
- Ja nic nie muszę. Ewentualnie mogę.- zaśmiałam się.
- Ale kochać mnie musisz.- czułam, że się uśmiecha. Westchnęłam.
- Zobaczymy się na treningu.- chciałam już zakończyć połączenie, kiedy blondyn jeszcze się odezwał.
- Może przyjechać po ciebie?
- Przejdę się. Spacer dobrze mi zrobi.
- Tylko bez szpilek.- odparł poważnie, na co ja przewróciłam oczami. On i ta jego nadopiekuńczość. 
- Tak jest, tatusiu.- uśmiechnęłam się sztucznie, po czym zakończyłam połączenie. Pokręciłam tylko głową, po czym założyłam na siebie koszulkę. Uśmiechnęłam się, kiedy przypomniały mi się słowa Marco 'Ale kochać mnie musisz.' Tak muszę cię kochać, Reus. 

Jak się później okazało, Kuba przyjechał po mnie, bo jak stwierdził ma po drodze. Nie pozwolił mi się ze sobą sprzeczać, więc chcąc czy nie chcąc  musiałam jechać  nim. W drodze na ośrodek treningowy Borussii zadzwonił do mnie Wojtek. Nasze relacje zdecydowanie się polepszyły. Rozmawiamy coraz częściej, dzięki czemu rzecz jasna, jeszcze lepiej się dogadujemy. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wysiadłam z samochodu, podobnie postąpił Kuba. Kiwnęłam do niego głową, że jeszcze zostanę, na co ten rzucił mi kluczyki, mówiąc, żebym nie zapomniała zamknąć. Po jakimś czasie, Wojtek musiał wychodzić na trening, więc zakończyliśmy rozmowę. Obiecał, że wieczorem odezwie się jeszcze. Rozłączyłam się i zamknęłam samochód brata. Spojrzałam na ekran telefonu. Widniała na nim godzina 9:20. Za dziesięć minut zaczyna się trening, więc pasowałoby, żebym w końcu ruszyła się pod ośrodek treningowy. 
Wnet poczułam czyjeś silne dłonie na moich udach. Potrząsnął mną, a ja pisnęłam. Stanął przede mną, odwracając mnie sobie przodem do siebie. 
- Reus, idioto jeden!- krzyknęłam, uderzając go pięścią w ramie. Ten tylko zaśmiał się głupio, po czym objął mnie w pasie.
- Miło znów cię widzieć, kochanie.- zaśmiał się ironicznie.
- Cicho bądź.- powiedziałam, a ten tylko złożył na moich ustach ciepły pocałunek. Złapał mnie mocno za biodro, przyciągając jeszcze bliżej siebie. 
- Marco!- krzyknął Mo.
- Reus!- usłyszałam głos Roberta. Uśmiechnęłam się przez pocałunek. Blondyn mruknął coś tylko pod nosem, dając piłkarzom do zrozumienia, że nie ma nawet najmniejszej ochoty iść teraz do nich. Odsunęłam się od ukochanego, czując jak moje policzki zmieniają swój naturalny kolor. Złapałam go za rękę i chowając telefon i klucze od samochodu brata, ruszyliśmy na Breckel. 

- Marcela..- usłyszałam głos przyjaciela, a po chwili poczułam jak unoszę się nad ziemią. Przerzucił mnie przez ramię i zaczął biegać po całym boisku.
- Leitner!- wrzasnęłam, uderzając go pięściami po plecach. 
- Tak, skarbie?- zaśmiał się. Kocha tak do mnie mówić, co już czasem zaczyna denerwować Marco, jednak on wie, że pomiędzy nami nic nie ma. 
- Postaw mnie, do jasnej cholery!- uderzyłam go kolejny już raz pięścią. 
- No dobra, dobra, tylko tak nie bij.- postawił mnie na murawie, bacznie mi się przyglądając. 
- Co? Jestem gdzieś brudna?- zapytałam.
- Nie.- odpowiedział krótko i miał zamiar kontynuować, jednak usłyszałam głos Marco.
- Marcela!
- Moritz!- wrzasnął trener.- Zbiórka!- dodał.
- Ścigamy się?- zapytał blondyn nagle.
- Nie, Mo.. Chyba..- wahałam się.
- Wymiękasz.- stwierdził.
- Wcale nie.- oburzyłam się.
- Widzę, że boisz się przegranej, więc teraz, jeśli pozwolisz oddalę się powolnym krokiem w stronę trenera..- miał zamiar kontynuować, ale przerwałam mu.
- Dobra, o co?- wywróciłam oczami.
- Ten kto przegra stawia piwo.- wyciągnął dłoń w moją stronę.- To jak?
- Stoi.- uścisnęłam jego dłoń.
- Start!- krzyknął nagle, śmiejąc się ze mnie.
- Nie grasz fair Leitner!- odkrzyknęłam, biegnąc tuż za piłkarzem. Jednak to on dobiegł pierwszy do "mety". Kiedy ja próbowałam złapać powietrze, podszedł do mnie Marco. Wyprostowałam się, a ten objął mnie w pasie ramionami, cofając mnie o kilka dobrych kroków.
- Kocie.. A ty to tak możesz biegać?- zapytał, uśmiechając się lekko. Jednak jego wyraz twarzy, wyrażał również zmartwienie.
- Reus..- westchnęłam.- Ciąża to nie choroba.- zarzuciłam ręce na jego szyję.
- No martwię się, no..- uśmiechnął się lekko. 
- To dobrze.- zaśmiałam się, a blondyn cmoknął mnie w usta.- Idź, bo mnie trener za chwile opierdzieli.- popchnęłam go lekko, by po chwili poklepać chłopaka po ramieniu. 

Wieczorem, zadzwoniła do mnie Ania, by oznajmić mi, że mamy biegać. Nie mając innego wyjścia zgodziłam się, co i tak Lewandowska wyśmiała. Widocznie nie miała nawet zamiaru pytać mnie o zdanie. Wybrałam ubrania na dzisiejszy całkiem ciepły wieczór. Powoli zapadał zmierzch. Wiedziałam, że Ania najbardziej lubi takie pory dnia, gdzie nikt jej nie przeszkadza, prosi o autograf czy zdjęcie. Marco razem z Lewym wyszli, mówiąc że idą do Nevena. 
Kiedy założyłam już na siebie luźną koszulkę i legginsy, złapałam jeszcze telefon, kierując się w stronę kuchni. Z lodówki wzięłam chłodną wodę mineralną, po czym podążyłam do przedpokoju, gdzie założyłam wygodne buty sportowe i bluzę. Zabrałam jeszcze klucze od mieszkania i wychodząc zamknęłam je. Na schodach już czekała na mnie Polka, która jako mini rozgrzewkę, "zorganizowała" zbieg po schodach z ósmego piętra. Wolne żarty! 

Kiedy dotarłyśmy w końcu do parku truchtem. Tam porządnie porozciągałyśmy się i zaczęłyśmy biegać. Dużo rozmawiałyśmy, czasem śmiejąc się nawet z najmniejszych drobiazgów. W pewnym momencie ujrzałam śliczne serce ułożone z płatków czerwonych róż.
- Spójrz, słodkie.- spojrzałam na Lewandowską, nie mogąc powstrzymać swojego uśmiechu.- Ktoś musi mieć niesamowite szczęście.- dodałam.- Chodźmy.- miałam już zamiar ruszyć, kiedy Ania złapała mnie za rękę, kiwając głową w przeciwną mi stronę.
Nagle zabrakło mi powietrza. Złapałam się za serce, nie wiedząc co mam powiedzieć. Zatkało mnie. Dosłownie. Po chwili poczułam jak Lewandowska delikatnie popchnęła mnie w stronę Marco. Nigdy nie spodziewałabym się, że coś takiego może zorganizować Reus. Wszyscy o wszystkim wiedzieli tylko nie ja. Zza drzewa wyszli również Robert, Kuba i Agata. Marco ubrany był w czarny garnitur, rękawy białej koszuli, miał wywinięte na 3/4 oraz krawat idealnie dopasowany. Niby nic takiego, ale wyglądał oszałamiająco. Podszedł do mnie, łapiąc za rękę. Widocznie był zdenerwowany.
- Pamiętasz ten dzień, kiedy na mnie wpadłaś? Właśnie tutaj. Dokładnie w tym miejscu.- zaczął.
- To ty wpadłeś na mnie.- wydusiłam niepewnie.
- Nie do końca.- uśmiechnął się.- Wiesz jak bardzo mi się wtedy spodobałaś? Kurde, nawet nie myślałem, że kiedykolwiek będę mógł się do ciebie zbliżyć.- rozmarzył się.- Byłaś jak towar w wyższej półki.- stwierdził.
- Przez te kilka lat, kiedy byliśmy razem tyle się wydarzyło.. A ja nigdy nie zwątpiłem co do tego czy nadal cię kocham. Byłaś, kurde nadal jesteś jak narkotyk, bez którego po jakimś czasie nie da się żyć. A teraz? Jestem najszczęśliwszym facetem na tym świecie, bo mam przy swoim boku tak cudowną kobietę. Dziecko? Zawsze o nim marzyłem, o stworzeniu prawdziwej rodziny. Dawać przykład własnym dzieciom, uczyć ich wszystkiego po kolei, tak jak robili to moi rodzice. Być przykładem..- cały czas patrzył mi w oczy.
- To niesamowite i dziwne jednocześnie, jak człowiek może kochać drugą osobę. Codziennie, kładąc się spać, dziękuję Bogu, że cię spotkałem.- odwrócił głowę na chwilę, kątem oka spoglądając na mnie. Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie ja jestem tą szczęściarą.- Codziennie zakochuję się w tobie od nowa i coraz bardziej. Wiem, że moja miłość do ciebie jest prawdziwa.- kontynuował. Uklęknął przede mną, wyciągając z kieszeni swojej marynarki, czerwone pudełeczko.- Zechcesz spędzić ze mną resztę swojego życia i pozwolisz mi nazywać się największym szczęściarzem na tej pieprzonej planecie?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział leci do Waszej dyspozycji! 
Jak Wam się podoba? Nie zawiodłam? 
Mnie podoba się, o takie coś mi chodziło i jest ;d 
Rozdział miał pojawić się wczoraj, jednak miałam ognisko i nie dałam rady dodać. 
Tak, więc liczę na Wasze szczere opinie! 
Do zobaczenia! ;3 


sobota, 19 września 2015

Rozdział 83 ~ Nie zlewaj mnie.

- Boże, co się tutaj stało?- spytał zmartwiony, kucając obok mnie.- Kochanie, ty płakałaś?- zapytał, odgarniając moje włosy na plecy, a ja tylko w odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
- Skarbie...- przejechał kciukiem po moim policzku.- Powiedz coś.- dodał. Ja bez słowa wtuliłam się w jego umięśniony tors, cicho szlochając. Przyciągnął mnie do siebie, mocno przytulając. Tak cholernie potrzebowałam jego bliskości i wsparcia.
- Za niecałe dziewięć miesięcy zostaniesz ojcem.- wychlipałam, po jakimś czasie, zanosząc się jeszcze większym płaczem. Marco spróbował się podnieść, jednak po chwili znów opadł na podłogę w kuchni, chowając twarz w dłoniach.
- Co?- wydusił po chwili, z niewyobrażalnie wielkim trudem. Wstałam i ruszyłam do wyjścia. Wiedziałam, że tak zareaguje. Wczoraj mówił, że chciałby mieć dziecko, jednak kiedy przyjdzie co do czego, to jest całkiem inaczej. Wszyscy tacy są. Heh.. Głupia myślałam, że jest inny. Że jest wyjątkowy i idealny. Tylko ideały nie istnieją. Zawsze sobie to powtarzałam, a kiedy w moim życiu pojawił się Reus, słowa straciły wartość.
- Nie mam zamiaru robić ci problemu, ani się narzucać. Wychowam je sama.- powiedziałam z wielkim bólem, łapiąc za test, który leżał na wyspie.- To dla ciebie, żebyś pamiętał, że pojawiłam się w Twoim życiu.- rzuciłam go Reusowi i skierowałam się do wyjścia. Nic nie zrobił, nawet nie wstał. Nie zamierzał się pofatygować...
Założyłam buty i kurtkę i chciałam już wyjść, kiedy poczułam dotyk blondyna na swoim ciele. Podwinął moją bluzkę i przejechał palcami po moim brzuchu.
- Cholernie się cieszę.- wyszeptał, odwracając mnie do siebie, po czym podniósł do góry i obrócił kilka razy wokół własnej osi. Zarzuciłam ręce na jego szyję, uśmiechając się lekko. Powoli postawił mnie na podłodze, po czym zachłannie musnął moje usta. Zjechałam dłońmi na jego policzki i pogłębiłam pocałunek z pełną zachłannością. Postawił kilka kroków w przód i delikatnie przycisnął mnie do drzwi wejściowych. Mruknęłam cicho, oddając kolejne pocałunki. Czułam jak w moim brzuchu wiruje stado motyli. To było niesamowite uczucie. Odepchnęłam blondyna od siebie, na co on uśmiechnął się chytrze i jeszcze raz musnął moje usta. Złapał za moją wargę, by po chwili lekko za nią pociągnąć. Zaśmiał się głupio i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. 
- Otwórz, a ja pójdę się ogarnąć.- powiedziałam i pobiegłam do łazienki. Zmyłam makijaż i nałożyłam na twarz krem, dokładnie go wsmarowując. Wychodząc z łazienki, usłyszałam bardzo dobrze znany mi głos.
- Cześć Auba.- przywitałam Gabończyka.  
- Czeeeeeść.- przytulił mnie, śmiejąc się.
- Chyba jestem głodna.- odparłam po chwili.- Zrobię naleśniki, chcecie też?
- Jeżeli to nie będzie problem to poproszę.- uśmiechnął się, na co Marco skarcił go wzrokiem, a ja ruszyłam do kuchni, by zrobić naleśniki. 
Kiedy kończyłam już piec poczułam oplatające mnie silne ramiona. Opuściłam głowę w dół i zobaczyłam te charakterystyczne tatuaże. 
- Długo jeszcze? Głodny jestem.- westchnął, po czym cmoknął mnie w szyję.
- Chwilkę. Z czym chcecie?
- Ja z serem.- powiedział Marco.- A ty Auba?- zapytał przyjaciela.
- Ja też.- odpowiedział.
- Się robi.- zaśmiałam się. Marco poszedł do salonu, natomiast ja dokończyłam to co miałam zrobić. Kiedy skończyłam poszłam do salonu i co zobaczyłam? Oczywiście chłopaków, grających w Fifę. Mogłam się tego spodziewać.
- Grasz ze mną?- spytał mnie Marco, kiedy postawiłam talerz z naleśnikami na szklanym stoliku.
- Jasne.- odpowiedziałam, uśmiechając się lekko. Blondyn przesunął mi się, a ja usiadłam przed nim. Objął mnie rękoma i dał pada. Na początku nie mogłam się z nim zrozumieć, ale po niedługim czasie udało nam się porozumieć.

*Marco*
Graliśmy bardzo długo, co chwile śmiejąc się z naszych głupich błędów. Cmoknąłem Marcelę w policzek, kiedy strzeliła gola, przez co Auba kopnął fotel stojący obok kanapy.
- Ej, stary. Demolujesz mi mieszkanie.- zaśmiałem się.
- Sorry.- mruknął, na co ja z blondynką, spojrzeliśmy na siebie i prychnęliśmy śmiechem.
- Taa, śmiejcie się z biednego Pierre.- oburzył się, wzruszając ramionami. Zaśmiałem się tylko, a Marcela wstała, wybiegając z salonu. Zauważyłem, że źle się poczuła. Mdłości.
- Co ona w ciąży jest czy co?- palnął Auba, jednak nie wiedział ile jest w tym prawdy. Spojrzałem na niego znacząco, po czym wybiegłem za blondynką.
- Marcela..- szepnąłem, widząc męczącą się Polkę. Podszedłem do niej i przytrzymałem włosy. Źle się czułem, widząc taką Marcelinę. Uklęknąłem przy niej, mocno do siebie przytulając. Ta odepchnęła mnie delikatnie od siebie, podchodząc do umywalki. Umyła dokładnie zęby, zachowując się tak jakby nic się nie stało.
- Idź do Auby. Ja za chwile przyjdę.- powiedziała, a ja tylko spojrzałem na nią i wyszedłem. Nie wiedziałem co chce zrobić i powiem szczerze, że bałem się. Nie chciałem, żeby zrobiła jakieś głupstwo. Usiadłem obok przyjaciela, biorąc ze stolika miskę z chipsami. Włożyłem do ust, tępo patrząc w ekran telewizora. 
- Co jest?- zapytał, patrząc na mnie uważnie.
- Chcesz?- wysunąłem miskę w stronę piłkarza.
- Nie zlewaj mnie.- gwałtownie pchnął szklaną miskę.
- Marcela jest w ciąży.- westchnąłem spoglądając na przyjaciela.
- Kurwa, gratuluję!- krzyknął, gwałtownie podnosząc się z łóżka i przytulając mnie mocno.
- Tylko nikomu ani słowa.- zagroziłem mu palcem. Nagle usłyszałem ciche kroki. Odwróciłem się, a Auba podbiegł do blondynki mocno ją ściskając. Kurde, ona mnie udusi. Choć jeszcze nie rozmawialiśmy dokładniej o tej całej sytuacji, Marcelina na pewno nie chciała, aby ktokolwiek o tym wiedział.
- Gratuluję, mała!- zaśmiał się głośno.
- Nie jestem już taka mała.- prychnęła.
- No dobra.. Niech ci będzie.- poklepał ją po plecach, na co blondynka pokręciła tylko głową.

*Kilka dni później*
*Marcelina*
Marco od wczoraj bardzo dziwnie się zachowuje. Czy ten świat już do reszty powariował? Ania nagle chce biegać, a mnie najzwyczajniej w świecie się nie chce. Reus traktuje mnie jak księżniczkę i co tylko chce to robi za mnie. Ba! Kiedy chcę na przykład pójść po coś do jedzenia do kuchni to wyręcza mnie. Przecież ciąża to nie choroba. Ludzie. Oczywiście, kiedy Kuba i Agata dowiedzieli nie mogli pohamować swojego dziwienia, a Agata również łez. Niesamowicie się wzruszyła. I w końcu zrozumiałam, że nie mam co rozpaczać. Czasu nie cofnę, a ciąży nie usunę. Rzecz jasna, nie planowaliśmy tego, ale co się stało, to się nie odstanie. I trzeba się z tym pogodzić. 
- Kochanie...- usiadł obok mnie i przytulił do siebie.- Co ty na to, żebyśny wybrali się do sklepu i kupili jakąś zabawke czy śpioszki malcowi?- zapytał, czym bardzo mnie zaskoczył. Spojrzałam na niego i nie potrafiłam pohamować śmiechu. Wybuchnęłam, nie umiejąc się opanować. 
- Przecież nawet nie znamy płci.- prychnęłam.
- No proszę!- złożył ręce jak do modlitwy, klękając przede mną.
- Ehh, no dobra.- westchnęłam.
- Już się nie mogę doczekać.- potarł dłoń o dłoń, uśmiechając się głupio.
- Głuptas.- poczochrałam mu grzywkę. Ten tylko w odpowiedzi schylił się nade mną i złożył na moich ustach słodki pocałunek. Dłoń położył na oparciu kanapy, tym samym podtrzymując się. Położyłam dłoń na jego szyi, odwzajemniając pocałunek. 
- Jesteśmy już ze sobą cztery lata, a mi te pocałunki jeszcze się nie znudziły.- wyznał, patrząc mi prosto w oczy, po czym usiadł obok mnie, obejmując mnie prawym ramieniem. 
- Jeszcze.- podkreśliłam, szturchając go w ramie, na co cicho się zaśmiał.- No bardzo śmieszne. Mam nadzieję, że ci się nie znudzą przez następny czas, bo będziesz musiał wytrzymać z moimi humorkami całe 8 miesięcy, więc powodzenia.- poklepałam go po ramieniu.- Bo jak nie to..- nie pozwolił mi dokończyć. 
- Bo jak nie to co?- pochylił się nade mną.
- Emm.. To wylecisz przez to okno.- wskazałam palcem na okno tarasowe.
- Aa, boję się!- wrzasnął.- Aż spadłem z kanapy.- prychnął.
- A spadaj.- założyłam ręce na piersi.
- Oj, misiaczku.- cmoknął mnie w policzek.- Hmm... To idziemy na te zakupy?- znów poruszył ten temat.
- Człowieku, daj żyć.- westchnęłam ociężale.
- No ruszaj się, raz, raz!- pociągnął mnie za rękę.- Masz pół godziny.- dodał.
- Wystarczy mi 15 minut.- wywróciłam oczami.

Chodziliśmy dobre pół godziny za jakimikolwiek rzeczami dla malca, ale Reusowi nic nie pasowało. Myślałam, że go za chwilę uduszę.
- Marco, ale to ubranko jest ładne.- wycedziłam przez zęby.
- No dobra. Mnie też się podoba.- zapakował śpioszki do koszyka.
- Spójrz!- złapałam za piękną podusię z herbem Borussii.
- Słodkie.- uśmiechnął się uroczo.
- Bierzemy.- zarządziłam i nie czekając nawet na odpowiedź blondyna, włożyłam podusie do koszyka. Ten tylko zaśmiał się, kręcąc głową.
- Już do kasy?- zapytał.
- Tak, chyba tak.- pokiwałam twierdząco głową. Po kilku minutach już byliśmy w drodze do samochodu. Gwałtownie odwróciłam głowę, kiedy kątem oka dostrzegłam małego chłopca, stojącego na środku parkingu i ślepo, patrzącego się na mojego chłopaka. Szturchnęłam piłkarza, kiwając głową na chłopca. Ten tylko podał mi zakupy i podszedł do niego. Podążyłam za blondynem. 
- Gdzie twoja mama?- spytał łagodnym głosem, kucając przy malcu. Miał na oko jakieś 5 lat, a minę miał taką, jakby zobaczył ducha. Wskazał ręką na kobietę, stojącą przy samochodzie. 
- Mam na imię Marco, a to jest moja dziewczyna, Marcela.- wyciągnął dłoń do małego blondynka.
- Jestem Felix.- uśmiechnął się nieśmiało, odwzajemniając gest.- Jestem pana wielkim fanem, proszę pana.- wycedził, a ja miałam ochotę się zaśmiać. 'Proszę pana.'
- Mów mi Marco.- uśmiechnął się do malca, a do mnie puścił oczko. Po chwili podeszła do nas mama chłopca.
- Mamo, mamo. Rozmawiam z panem Marco, widzisz?- odparł uradowany.
- Czuję się stary.- wycedził Marco, na co ja i kobieta zaśmiałyśmy się. Chłopiec poprosił Reusa o zdjęcie, a Marco, że bardzo kocha robić sobie fotki to zrobił sobie dwa zdjęcia z Felixem i jeszcze jedno z chłopcem i jego mamą. Po tym piłkarz odwiózł mnie do domu, zapowiadając, że spotkamy się jutro na treningu. I nie mam innego wyjścia jak tylko przyjść..


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem z nowym rozdziałem dzisiaj. 
Poprzedni post, który okazał się być jednym wielkim nieporozumieniem, już usunęłam. 
Uznajmy, że go nie było ;d 
Po prostu mojemu młodszemu bratu nudziło się i dodał zdjęcie Marco bez żadnej treści. 
A powyżej macie już prawdziwy rozdział ⬆ 

Pozdrawiam i buziaki! ;* 

poniedziałek, 7 września 2015

Rozdział 82 ~ Obiecuję.

Byłam tak bardzo spragniona jego bliskości, że aż zapomniałam o tym co sobie obiecałam. Gdzieś w głębi serca byłam zła na siebie, że mu uległam. Blondyn złapał za oba moje uda, podciągając mnie na odpowiednią wysokość i zaplatając sobie moje nogi wokół jego bioder. Mruknęłam cicho, odrywając się na chwilę od Marco, by złapać oddech. Tym razem to ja złączyłam nasze wargi w namiętnym i równie gorącym pocałunku. Ruszył do salonu, po czym usiadł na kanapie, sadzając mnie sobie na kolanach. Zgarnęłam moje długie blond włosy na lewe ramie, po czym zarzuciłam dłonie na jego szyję. Po chwili poczułam jego dłonie na moich pośladkach, na co zaśmiałam się. Spojrzałam w jego oczy, w których tańczyły te dobrze znane mi iskierki i wtedy dopiero uświadomiłam sobie co ja robię... Wstałam, odchodząc od blondyna na kilka kroków. Odwróciłam się do niego tyłem, by nie patrzeć na jego zdziwioną minę.  Po chwili poczułam jego delikatny dotyk na moim ramieniu. Drugą dłonią podwinął moją koszulkę i zaczął muskać palcami mój brzuch. odchyliłam głowę do tyłu, zamykając oczy. Pocałował mnie w szyję. 
- Kocham cię..- wyszeptał. 
- Obiecaj mi...- mruknęłam, po czym odwróciłam się w jego stronę, zarzucając ręce na jego szyję.- Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał.- powiedział.
- Marcela, umiem się obronić.
- Obiecaj.- powiedziałam stanowczo.
- Obiecuję.- powiedział, po czym przytulił mnie do siebie. 
- Ja ciebie też, Marco.- szepnęłam zmysłowo do jego ucha, na co kąciki jego ust, uniosły się do góry. 

Zaśmiałam się głośno, kiedy po raz kolejny poczułam silne ramiona oplatające moją talie. Uniósł mnie do góry, śmiejąc się z mojej bezradności.
- Już mi nie uciekniesz.- wyszczerzył się.
- Puszczaj!- krzyknęłam.
- Nie krzycz, bo ludzi pobudzisz.- pouczył mnie.
- Jest dopiero 18.- zaśmiałam się z jego orientacji w czasie. A raczej z jej braku.
- Niektórzy mogą już spać.
- Chyba tylko tacy jak Marco Reus.- zaśmiałam się głośno.
- Osz Ty, głupia blondyno!- przerzucił mnie przez swoje ramie, ruszając schodami, najprędzej do mojej sypialni. 
- Nie życzę sobie.- warknęłam, na co blondyn zaśmiał się.
- To nie koncert życzeń, kochanie.- wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo, stawiając mnie na podłodze. Zdążyłam tylko spojrzeć w jego oczy i już leżałam na swoim łóżku. Chwile później nade mną znalazł się blondyn, na co ja zaśmiałam się. Zaczął mnie łaskotać, a ja jak to mam w zwyczaju rzucałam się po łóżku jak idiotka. 
- Maaarco!- zaczerpnęłam powietrza, kiedy miałam taką okazję, ponieważ wiedziałam, że Marco tak łatwo mi nie odpuści. 
- Tak?- uśmiechnął się. 
- Proszę.- wydusiłam. 
- No dobra, ale robisz mi jutro śniadanie.- zaśmiał się złowieszczo. Położył się obok mnie na brzuchu, a ja zaczęłam jeździć palcami po jego plecach. Mruczał coś pod nosem, co chwile spoglądając na moją twarz. Ja podpierałam głowę na lewej ręce, leżąc na boku. Zaśmiałam się z jego miny, na co ten wywrócił tylko oczami. 
- Co cię tak bawi?- spytałam, przerywając swoją czynność.
- Nie! Nie przestawaj proszę.- powiedział, na co ja zaczęłam się głośno śmiać.
- Co ty robisz z tymi paznokciami?- zapytał.
- Maluję odżywką?- bardziej zapytałam niż stwierdziłam. 
- To kupie ci tą odżywkę, tylko podrap mnie jeszcze.- poprosił, na co ja wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
- Z czego się śmiejesz?
- Stać mnie na odżywkę, kochanie.- uśmiechnęłam się, cmokając do niego ustami.
- No dobra, ale podrap mnie.- poprosił. Uśmiechnęłam się delikatnie i wykonałam prośbę chłopaka. 

*Kilka lat później*
Chodziłam po salonie mojego chłopaka, cierpliwie oczekując jego przybycia. Co prawda, moja cierpliwość już się kończyła. Miał być 20 minut temu na miejscu. Po kilku kolejnych minutach, usiadłam na kanapie, kiedy nagle do domu wparował Marco.
- Gdzieś ty do cholery był?- spytałam, zniecierpliwiona.- Miałeś być 20 min temu. 
- No u Roberta.- zabrał moją i swoją torbę, po czym skierował się do wyjścia.- Możemy iść.- oznajmił. Zabrałam swoją torebkę i podążyłam za nim. Kilka chwil później byliśmy w drodze do domu rodziców Marco. 
- Melanie i Yvonne będą?- zapytałam spoglądając na chłopaka.
- Tak.- odpowiedział szybko, nie odrywając wzroku od jezdni. Po chwili poczułam ciepłą dłoń blondyna na mojej, przez co, przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Splótł nasze dłonie. Spojrzałam na niego przelotnie, uśmiechając się pod nosem.
Kiedy dotarliśmy do domu rodziców Marco, z szerokim uśmiechem, weszłam za blondynem. Cieszyłam się, że jego rodzina mnie zaakceptowała, a Marco nie bawi się mną, tylko myśli poważnie o naszym związku. Brakowało mi takiego faceta, a teraz? Teraz zasypiam i budzę się przy nim, nie myśląc co przyniesie nowy dzień.
- Dzień dobry.- przywitałam się z mamą piłkarza, darząc ją szerokim uśmiechem.
- Cześć, Marcelinko.- odwzajemniła mój gest. Przywitałam się z panem Thomasem, co prawda kazał mi mówić po imieniu, jednak ja nie umiem tak, ale mniejsza o to, nim się obejrzałam, już przytulał mnie Nico.
- Aleś ty urósł, brzdącu..- zaśmiałam się.
- Wieeem.- uśmiechnął się uroczo.
- A ze mną nie przywitasz się, młody?- odparł, oburzony Marco, stojąc za mną.
- Z tobą widziałem się dwa dni temu, ale dobra.- wywrócił oczami, przybijając z wujkiem 'piątkę'.
- Jesteście już, siadajcie.- powiedziała Yvonne, najpierw witając się ze swoim bratem, a później ze mną.
Po obiedzie, wyszłam razem z Nico za dom. Chłopiec bawił się piłką, natomiast ja stałam z założonymi rękoma, przyglądając się mu. Chwile później poczułam, oplatające mnie silne ramiona ukochanego. Uśmiechnęłam się lekko, czując zapach jego perfum. Położył głowę na moim prawym ramieniu, szepcząc mi do ucha jakieś czułe słówka, na co ja, co chwile wybuchałam śmiechem.
- Nie wiem, co tak bardzo cię śmieszy.
- Nie, no nic nic, kochanie.- cmoknęłam do niego ustami.
- Wyobrażasz sobie, że taki mały brzdąc, mógłby biegać po naszym salonie?- wypalił nagle.
- O czym ty mówisz?- spytałam, choć bardzo dobrze wiedziałam co ma na myśli.
- Nie udawaj, że nie rozumiesz...- odparł ściszonym głosem. Chyba nie chciał wywoływać kłótni, które w ostatnim okresie zdarzały się bardzo rzadko. Ja również tego nie chciałam. Rozmyślałam chwile nad tym co powiedział blondyn i chyba nie chciałam mieć na razie dziecka. Choć od kilku dni ciągle wymiotuję i jest mi niedobrze. Obawiałam się, że to może być to o czym myślę, a tego raczej nie chciałam. Wiedziałam, że Marco chce mieć dziecko, że chce założyć rodzinę, jednak ja nie byłam na to jeszcze gotowa.
- Kochanie, mówię do ciebie od dziesięciu minut.- szturchnął mnie.
- Aa tak, przepraszam. Zamyśliłam się.
- Chodźmy do domu, bo deszcz zaczyna kropić. Nico, chodź już!- krzyknął do chłopca, a ten bez słowa zabrał piłkę i wbiegł do środka. Marco złapał mnie za rękę i ruszył do środka.

Następnego dnia byłam tak zła, że nie mogłam się powstrzymać od docinania Marco. Cokolwiek by nie powiedział, ja musiałam odpowiedzieć mu chamsko. Kiedy już miał tego dość, wyszedł, mówiąc krótkie: "Wrócę jak ochłoniesz!" Uderzyłam pięścią w stół, przy którym właśnie siedziałam, chowając twarz w dłoniach. Wybiegłam z kuchni, czując jak robi mi się niedobrze. Pobiegłam do łazienki, wymiotując.
- Cholera!- krzyknęłam na cały dom. Nie zważając na to jak jestem ubrana, przemyłam tylko twarz zimną wodą i wyszłam, kierując się do apteki. Kupiłam test ciążowy, wracając do domu. Miałam wielką nadzieje, że nie zastanę w nim Marco. Chciałam to wszystko poukładać sobie sama. Zrobiłam go i odczekałam odpowiedni czas. Kiedy on upłynął chciałam zapaść się pod ziemię.
- To nie może być prawda...- szepnęłam do swojego odbicia w lustrze. Do moich oczu zaczęły napływać łzy.  Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Przecież ja nie chciałam mieć dziecka. Nie jestem gotowa, by zostać matką. Przez kolejną godzinę nie robiłam nic tylko płakałam i użalałam się nad sobą, jednak postanowiłam w końcu wziąć się w garść i zrobić cokolwiek, by zapomnieć choć na chwilę o tej całej sytuacji. Zaczęłam dokładnie sprzątać dom Marco, nie myśląc nawet o tym, że za każdym razem wypominałam mu bałagan panujący w całym domu. Zaśmiałam się na wspomnienie tego, jak zaczęłam rzucać w blondyna jego ubraniami, a ten próbował mnie uspokoić. Albo jak szykował się na imprezę u mojego brata, która miała na celu opicie kolejnego członka rodziny- małą Lenę, i zaczął rozrzucać ubrania po garderobie. Zrobił wtedy niesamowity bajzel, jednak i tak musiał to posprzątać, co rzecz jasna ja mu to nakazałam.
Kiedy posprzątałam już prawie cały dom, blondyn nadal nie było. Martwiłam się, ale i wiedziała, że musi ode mnie odpocząć. Byłam nie do zniesienia dzisiejszego dnia. Sprzątałam właśnie w kuchni, kiedy zauważyłam test, leżący na wyspie kuchennej. W moich oczach kolejny raz dzisiejszego dnia zebrały się łzy. Co ja miałam zrobić? Za chwile może wrócić Marco, a ja jestem w rozsypce. Uderzyłam dłonią o szklankę, która tym samym spadła na podłogę, rozbijając się na milion małych kawałeczków. Ukucnęłam, by pozbierać te większe, jednak usłyszałam otwierające się drzwi wejściowe. Pokręciłam tylko głową, niezmiernie ciesząc się z mojego szczęścia. Czujecie ten sarkazm? W tym samym momencie do kuchni wszedł Marco.
- Boże, co się tutaj stało?- spytał zmartwiony, kucając obok mnie.- Kochanie, ty płakałaś?- zapytał, odgarniając moje włosy na plecy, a ja tylko w odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
- Skarbie...- przejechał kciukiem po moim policzku.- Powiedz coś.- dodał. Ja bez słowa wtuliłam się w jego umięśniony tors, cicho szlochając. Przyciągnął mnie do siebie, mocno przytulając. Tak cholernie potrzebowałam jego bliskości i wsparcia.
- Za niecałe dziewięć miesięcy zostaniesz ojcem.- wychlipałam, po jakimś czasie, zanosząc się jeszcze większym płaczem. Marco spróbował się podnieść, jednak po chwili znów opadł na podłogę w kuchni, chowając twarz w dłoniach.
- Co?- wydusił po chwili, z niewyobrażalnie wielkim trudem. Wstałam i ruszyłam do wyjścia. Wiedziałam, że tak zareaguje. Wczoraj mówił, że chciałby mieć dziecko, jednak kiedy przyjdzie co do czego, to jest całkiem inaczej. Wszyscy tacy są. Heh.. Głupia myślałam, że jest inny. Że jest wyjątkowy i idealny. Tylko ideały nie istnieją. Zawsze sobie to powtarzałam, a kiedy w moim życiu pojawił się Reus, słowa straciły wartość.
- Nie mam zamiaru robić ci problemu, ani się narzucać. Wychowam je sama.- powiedziałam z wielkim bólem, łapiąc za test, który leżał na wyspie. Rzuciłam go Reusowi i skierowałam się do wyjścia. Nic nie zrobił, nawet nie wstał. Nie zamierzał się pofatygować...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział leci w Wasze ręce! 
Za jakiekolwiek szczerze przepraszam, ponieważ nie sprawdzałam tego rozdziału. 
Mam nadzieję, że nie jest taki zły i jest do zaakceptowania.

Jak minął Wam pierwszy dzień drugiego tygodnia szkoły?
Mnie osobiście całkiem nieźle ;) 

piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 81 ~ Muszę to wiedzieć.

- Marco..- mruknęłam. Czułam jak kąciki jego ust unoszą się do góry, by po chwili znów cmoknąć mnie w szyję.
- Wiem jak mam na imię.- zachichotał.
- Jesteś niemożliwy.- stwierdziłam. Czułam  bijącą od niego woń alkoholu. Bez wątpienia dużo wypił, jednak on ma mocną głowę. 
- To też wiem.- zacisnął palce na moim biodrze.- Chcę cię pocałować.- powiedział po chwili. Odwróciłam się przodem do niego, nie wiedząc co powiedzieć. Zbliżył swoje usta do moich, chcąc je złączyć..
- Nie.- powiedziałam stanowczo, po czym odepchnęłam go od siebie dłonią, na co ten przejechał kciukiem po moich wargach. Nic już mi nie odpowiedział, tylko wyszedł z mojej sypialni. Co to miało znaczyć? Teraz wyobrażam sobie, jak bardzo chciał mnie pocałować. Cholera! Zamknęłam oczy, by przypomnieć sobie smak jego cudownych, malinowych ust. Przygryzłam wargę. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko otworzyłam oczy i ujrzałam Mo w drzwiach.
- Cały czas mi gdzieś uciekasz.- zaśmiał się, wyciągając do mnie swoją dłoń.- Zatańczysz?- zapytał, a ja podałam mu swoją dłoń.
- Mhm.- przytaknęłam.- Ooo, moja piosenka. Chodź.- pociągnęłam go za rękę, schodząc po schodach i prawie się na nich potykając. Nie zwracając na to większej uwagi, dalej nuciłam piosenkę. 
Szalałam z Mo, zajmując połowę salonu, a reszta pokładała się ze śmiechu. 

*Marco* 
Cholera jasna! Tak bardzo chciałem ją pocałować, przytulić i powiedzieć, że nigdy nikogo nie kochałem tak bardzo jak jej, wiedząc, że nie będzie mieć nic przeciwko. Walczyłem i nadal chcę o nią wakczyć.. Ale nie wiem czy mam jakiekolwiek szanse z nim. Ewidentnie z kimś jest. Wiem to. To już nie jest ta Marcela. To już nie jest moja Marcela. Kurwa! Szaleję za nią! Kocham ją tak bardzo mocno, że aż mnie to boli. Boli to, że mnie odrzuca...

*Następnego dnia*
*Marcelina*
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Przewróciłam się na prawy bok i ujrzałam na szafce nocnej szklankę z wodą,a obok niej jakąś białą tabletkę. Stawiałam, że to przeciwbólowa. Głowa po prostu mi pękała. Już sobie wyobrażałam co czeka mnie, kiedy wyjdę z sypialni. Powoli zwlekłam się z łóżka i spostrzegłam, że nie mam na sobie sukienki. Tylko jakaś większa koszulka. Heh... Koszulka Marco. Co ja do cholery zrobiłam? Połknęłam lek, popijając go wodą mineralną. Wyszłam ze swojej sypialni, schodząc schodami na dół. Czekała tam na mnie niezbyt miła niespodzianka. Złapałam się za głowę, spoglądając na naścienny zegarek. Wskazywał godzinę 13:28. Impreza ostatecznie zakończyła się o godzinie piątej rano. Ruszyłam do salonu, żeby doprowadzić to mieszkanie do stanu używalności. Wiedziałam, że zajmie mi to sporo czasu.

*Marco*
Obudziłem się dość wcześnie. Zegarek wskazywał godzinę 12:34. Nie miałem większych planów na dzisiejszy dzień, dlatego poleżałem jeszcze pół godziny, po czym zwlekłem się z łóżka, wkładając na siebie szare spodnie dresowe. Zszedłem  na dół, prawie potykając się o swoją marynarkę, która leżała na schodach. Zakląłem cicho pod nosem, zabierając górną część garderoby. Wszedłem do kuchni, z lodówki wyjmując sok pomarańczowy. Strasznie chciało mi się pić. Postanowiłem, że jeżeli Marcela nie chce powiedzieć mi o co chodzi to może Kuba bądź Agata powiedzą mi cokolwiek na ten temat. Byłem przygotowany nawet na okropną prawdę. Byłem nawet wstanie znieść wiadomość, że zostawiła mnie dla innego faceta. Jednak gdzieś w głębi serca wierzyłem, że kocha mnie tak jak ja ją. 

Zaparkowałem pod domem Błaszczykowskich, czując jak moje serce przyśpiesza swój rytm. Wysiadłem, po czym zamknąłem swój samochód. Chwile później już słyszałem kroki, któregoś z domowników. Drzwi otworzyła mi Agata.
- Proszę, wejdź.- otworzyła szerzej drzwi, a ja wszedłem. Od razu przywitała mnie mała Oliwka. 
- Wujku, a pobawis sie ze mną dzisiaj?- zapytała, zarzucając ręce na moją szyję. 
- Może kawy?- usłyszałem głos Agaty, która podążała do kuchni. Poszedł w jej ślady. 
- Nie, nie. Ja przyszedłem w sprawie Marceli..- podrapałem się po głowie. 
- Wujek!- krzyknęła blondynka.
- Oliwia, nie krzycz.- skarciła swoją córkę Agata. 
- No dobźe.. Ide do swojego pokoiku, dobźe?
- Dobrze idź.- powiedziała Błaszczykowska, by po chwili zwrócić się do mnie.
- Słuchaj Marco...- oparła się o wyspę kuchenną.- To nie są moje sprawy. Musicie to sobie wyjaśnić sami. Ja nie mam zamiaru się wtrącać.- postawiła sprawę jasno. 
- Widzisz... W tym jest problem, że ona nie chce ze mną rozmawiać.
- Ymm...
- Twój problem, tak?- zaśmiałem się głupio.
- Nie tylko... Musisz to uszanować, Marco. To jej decyzja. Nie chce być z tobą i k...- nie pozwoliłem jej dokończyć. 
- Nie. Nie odpuszczę. Albo dowiem się tego od ciebie albo od Marceli.. Od kogokolwiek, ale się dowiem... Muszę to wiedzieć.- mówiłem stanowczo. Byłem zdeterminowany.. Patrzyłem jeszcze chwile na blondynkę, mając nadzieję, że powie mi cokolwiek, jednak przeliczyłem się. Ruszyłem do wyjścia, wiedząc już, że nie zdołam nic wyciągnąć od Agaty.
- Ona tyko martwi się o ciebie.- powiedziała, kiedy miałem już wychodzić. Stanąłem, jakbym zobaczył ducha. Jak to? Odwróciłem się, nie wiedząc co mam powiedzieć. Liczyłem, że powie mi więcej.- Marcela robi to dla ciebie.- dodała.
- Dla mnie? Proszę cię.- pokręciłem głową.
- Tak dla ciebie. To wszystko przez tego faceta, który wysyłał je te karteczki.- mówiła z grymasem na twarzy.
- Jak przez niego?- zapytałem.
- Nie mogę powiedzieć ci więcej. I tak źle zrobiłam mówiąc ci cokolwiek.- powiedziała.
- Dzięki.- pocałowałem ją w policzek, po czym wybiegłem z domu Błaszczykowskich. Szybko wsiadłem do swojego samochodu, kierując się stronę mieszkania Marceli. Miałem nadzieję, że zastanę ją. Musiałem to wyjaśnić. Dzisiaj. Teraz. Po 20 minutach byłem już na miejscu. Ruszyłem do wejścia i już po kilku minutach naciskałem dzwonek, stojąc pod drzwiami z numerem 15.

*Marcelina*
Kończyłam już sprzątać, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Idę!- krzyknęłam.- Kogo tu znowu niesie?- mówiłam do siebie. Przez ostatnie dwie godziny chyba z 15 osób przeszkadzało mi w sprzątaniu mieszkania po imprezie. Miałam już dość. Postawiłam worek ze śmieciami pod ścianą, który i tak po chwili przewrócił się, tym samym wysypując połowę swojej zawartości.- Cholera!- warknęłam. Otworzyłam drzwi, nie wierząc własnym oczom. Cofnęłam się o krok, czując jak moje ręce zaczynają drżeć, a nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
- Co ty tutaj robisz?- zapytałam cicho.
- Zamierzałaś mi powiedzieć?- zignorował moje pytanie.
- O czym mówisz?- nie rozumiałam go.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.- warknął. Taa.. Już wiem.
- To moja decyzja.- chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, jednak ten włożył nogę pomiędzy framugę, a drzwi.
- Wydaje mi się, że należą mi się jakieś wyjaśnienia, nie sądzisz?- wszedł do środka. Cofnęłam się.
- Nie, nie sądzę.- syknęłam.
- Marcela, nie rób ze mnie idioty..- chciał kontynuować, jednak mu przerwałam.
- Wyjdź.
- Słucham?- zaśmiał się.
- Wyjdź.- powtórzyłam.
- Nie wyjdę dopóki nie dowiem się o co chodzi.- oparł się nonszalancko o drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Proszę bardzo.- powiedziałam, odwracając się na pięcie i podchodząc do worka. Ukucnęłam przy nim, by pozbierać śmieci, które się wydostały. Kątem oka zerknęłam w lustro, wiszące na ścianie. Podniosłam się i zobaczyłam chytry uśmieszek Reusa, Dupek! Przygryzł wargę, dokładnie lustrując wzrokiem moją osobę.
- Ładnie ci w mojej koszulce.- zaśmiał się, na co ja wywróciłam oczami. Irytował mnie.
- Jeżeli masz zamiar tylko gapić się na moją dupę to nie widzę sensu, żebyś tutaj dalej stał. Drzwi masz za sobą.- powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Nie gapię się na twój tyłek.- zaprzeczył.
- Taa, z pewnością.- sarknęłam.
- Marcela, porozmawiaj ze mną, do cholery!- złapał mnie za rękę i pchnął na ścianę.
- Puść, to boli.- syknęłam.
- Powiedz mi czy to ma związek z tym facetem, który cię zgwałcił..- ściszył głos.
- Tak, kurwa! To wszystko przez niego! To co stało się z nami to też jego wina. To chciałeś usłyszeć?- wykrzyczałam mu prosto w twarz, czując jak w moich oczach zbierają się łzy. Nie chciałam, by blondyn je zobaczył, dlatego spuściłam głowę w dół.
- Marcela, kocham cię. Przejdziemy przez to razem...- złapał opuszkami palców za mój podbródek, po czym uniósł go. Spojrzałam mu w oczy, próbując coś z nich wyczytać. Przymknęłam oczy, kiedy jego usta spotkały się z moimi w delikatnym pocałunku. Położył dłoń na mojej talii, mocno ją ściskając i przyciągając mnie do siebie. Czułam się tak bardzo bezpiecznie. Jak jeszcze nigdy. Uwierzyłam, że będzie dobrze. Brakowało mi go. Brakowało mi osoby, która przytuli i powie to głupie 'będzie dobrze'. Nie chciałam, żeby kończył pocałunek i wypuszczał mnie ze swoich ramion, dlatego położyłam dłoń  na jego karku, nie pozwalając jego ustom uciec od moich. Nim się obejrzałam byłam już przyparta do szafy, która stała na przeciw ściany, o którą jeszcze chwile temu się opierałam. Drugą dłoń przeniósł na moje udo, podciągając je i zahaczając o swoje biodro. Nadal zachłannie mnie całował. Nie chciałam tego przerywać. Byłam tak bardzo spragniona jego bliskości, że aż zapomniałam o tym co sobie obiecałam. Gdzieś w głębi serca byłam zła na siebie, że mu uległam. Blondyn złapał za oba moje uda, podciągając mnie na odpowiednią wysokość i zaplatając sobie moje nogi wokół jego bioder. Mruknęłam cicho, odrywając się na chwilę od Marco, by złapać oddech. Tym razem to ja złączyłam nasze wargi w namiętnym i równie gorącym pocałunku. Ruszył do salonu, po czym usiadł na kanapie, sadzając mnie sobie na kolanach. Zgarnęłam moje długie blond włosy na lewe ramie, po czym zarzuciłam dłonie na jego szyję. Po chwili poczułam jego dłonie na moich pośladkach, na co zaśmiałam się. Spojrzałam w jego oczy, w których tańczyły te dobrze znane mi iskierki i wtedy dopiero uświadomiłam sobie co ja robię...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na początku chciałam Was przeprosić za to, że rozdział pojawia się dopiero teraz. 
Wakacje już się kończą, a ja chciałabym korzystać z nich jak tylko mogę. Za kilka dni zacznie się rok szkolny i będzie sporo nauki.
I jeszcze jedna ważna rzecz... Do końca zostało tylko kilka rozdziałów.. 

Pozdrawiam! ☺