niedziela, 18 października 2015

Epilog!

- Z nami koniec.- szepnęłam pewnie, po czym szybkim krokiem odeszłam od piłkarza, pozostawiając go w osłupieniu. Był dla mnie tak ważny. Był najważniejszym facetem na świecie. Jest ojcem mojego dziecka.. Nie wiedziałam co mam teraz z sobą zrobić. Rozejrzałam się wokół siebie. Moje mieszkanie znajdowało się niedaleko, więc postanowiłam pójść do siebie. Kilkakrotnie próbował się dodzwonić do mnie Kuba, jednak ja nie miałam ochoty ani siły z nim rozmawiać. Chciałam wszystko sobie przemyśleć w ciszy. Miałam nadzieję, że chociaż tam będę miała taka możliwość. Byłam przybita. Już nawet nie miałam siły płakać. Stwierdziłam nawet, że wszystkie łzy już wypłakałam. Jednak jak się później okazało to nie jest koniec...
Wyszłam z windy, dostrzegając uchylone drzwi od swojego mieszkania. Podeszłam bliżej, chcąc wejść, jednak zawahałam się. Co to ma być do cholery? Strasznie się bałam, ale postanowiłam wejść. Co ja najlepszego robię? A jak coś się stanie dziecku? Myśl. Myśl. Myśl. Co robić? Kurde, co robić? 
Nagle poczułam na swoim brzuchu czyjąś dłoń. Chciałam krzyknąć, jednak wnet poczułam jego silną dłoń na moich wargach. Zaczęłam się szamotać, mając nadzieję, że uda mi się uciec. Jednak moje starania poszły na marne. Podwinął moją koszulę, stając naprzeciw lustra. Dzięki temu mogłam zobaczyć jego twarz. Czego on znów do cholery ode mnie chce!?
- Spójrz jak ładnie razem wyglądamy.- szepnął mi do ucha, drażniąc moją skórę, swoim zarostem. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Bałam się o siebie i dziecko. Ono jest dla mnie najważniejsze. Straciłam rodziców, narzeczonego, ale nie pozwolę, żeby odebrano mi dziecko. Nigdy. Najmocniej jak tylko potrafiłam nadepnęłam go na palce u stóp, jednak on tylko cicho jęknął. To jedyne co przyszło mi do głowy. Mogłam się spodziewać, że to nic nie da. Po chwili poczułam ogromny ból na policzku, a później zobaczyłam jak podnosi wazon i uderza mnie nim w głowę, po czym moim oczom ukazała się całkowita ciemność. 

Obudziło mnie ogromne pragnienie. Głośno zaczerpnęłam powietrza, próbując otworzyć oczy. Poraziła mnie niesamowita biel. Dopiero po chwili otworzyłam je całkowicie, wcześniej przyzwyczajając je do światła. Przejechałam językiem po spierzchniętych wargach. Kiedy ujrzałam kto siedzi przede mną, gwałtownie odsunęłam się od niego. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, próbując przypomnieć sobie ostatnie zdarzenia. Tak, pamiętam. Mój były prześladowca znów powrócił. 
- Co z dzieckiem?- spytałam spanikowana, obawiając się najgorszego.
- Z dzieckiem dobrze. Nic mu nie jest.- odparł spokojnie, a mi kamień spadł z serca. Nie przeżyłabym, gdyby coś mu się stało. 
Dopiero po chwili dostrzegłam, że bawił się pierścionkiem. W moich oczach znów zebrały się łzy. Wzięłam głęboki wdech, by uspokoić się, jednak to nic nie dało. Po moim policzku, spłynęło kilka łez, które niemalże natychmiast wytarłam. Odwróciłam głowę w stronę okna, dostrzegając za nim ciemność. Niebo było oświetlone jedynie przez niepełny księżyc i gwiazdy. Noc.
- Jest mi wstyd.- wyznał nagle, wyciągając mnie z krainy rozmyśleń.- Strasznie.- dodał. Powinno, Reus. Powinno.
- Wyjdź.- syknęłam.- Chcę zostać sama.
- Przepraszam Marcela. Tak cholernie cię kocham. Wszystko, w co tak bardzo wierzyłem i czego tak bardzo pragnąłem, runęło. Jest mi wstyd za to co zrobiłem. Przepraszam...- złapał mnie za rękę, jednak po chwili ją wyrwałam. Miałam kompletny mętlik w głowie. I co ja mam zrobić? Kocham go. Mimo, iż zrobił to co zrobił. Mimo, iż tak cholernie mnie zranił. No ale kurde... Wiem, że nie potrafię bez niego żyć. Ale też wiem, że nie będzie mi łatwo wybaczyć. Spojrzałam na jego twarz. Miał ją spuszczoną i patrzył na podłogę. Przeniosłam wzrok na jego dłonie. Odwróciłam głowę, nie wiedząc co mam zrobić. Cholera! Miałam kompletny mętlik w głowie. Po chwili poczułam jak subtelnie muska palcami, wierzch mojej dłoni. Gwałtownie uniosłam głowę, spoglądając w jego oczy. Nie potrafiłam mu się oprzeć. 
- Oh, Marco..- jęknęłam, rzucając mu się na szyję. Niemalże od razu odwzajemnił mój uścisk. Złapał mnie w talii, przyciągając bliżej siebie.
- Jesteś dla mnie wszystkim.- wyznał. Ufałam mu. Ale zawiodłam się na nim, strasznie. Ale wiem, że odbuduje moje zaufanie. Mam taką nadzieję, Reus.
Oplotłam dłońmi jego kark, wtulając się mocno w jego ramiona. Tak bardzo to kochałam. Biło od niego magiczne ciepło. Odsunęłam się od blondyna, nie wiedząc co mam teraz zrobić. Zaczęłam bawić się palcami, a ten z kieszeni swojej bluzy wyjął pierścionek, którym wcześniej się bawił. 
- Przyjmij go... znów.- złapał za moją dłoń, spoglądając w moje oczy. Nie protestowałam. Wsunął mi pierścionek pośpiesznie na palec, nieśmiało przyciągając mnie do siebie, mocno przytulając...- I już nigdy go nie zdejmuj.- dodał. 
- Jeżeli nie będę musiała, to nie zdejmę.
- Nie będziesz musiała.. Obiecuję.- zadeklarował, jeszcze mocniej mnie przytulając. 
Kocham cię Marco.. I nigdy nie przestanę.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
KONIEC! 
Mam nadzieję, że wielki koniec
Nie tak to wszystko miało się skończyć, nie tak jak planowałam na samym początku bloga, ale jednak.. Jednak jest tak. I tak jest dobrze. 
Zdaję sobie sprawę z tego, że tylko nieliczni pozostali ze mną do końca. I z całego serca im za to dziękuję. 
Dziękuję za to, że komentowałyście. 
Dziękuję za to, że motywowałyście. 
Dziękuję za to, że czytałyście.  
Dziękuję za to, że byłyście szczere do bólu.
Dziękuję za to, że wspierałyście.
Dziękuję za to, że krytykowałyście. 
Bo każda krytyka jest dobra, by poprawić się na lepsze. 
Dziękuję za to, że wrzeszczałyście na mnie, kiedy coś poszło nie po Waszej myśli. 
Po prostu dziękuję za to, że byłyście. 
Dziękuję za wszystko! 
Wszystkim! Bez wyjątków!
To były niesamowite chwile. Coś wspaniałego! ♥
Ta historia się kończy po to, aby druga mogła się zacząć. 



Do zobaczenia! ♥♥♥

środa, 14 października 2015

Rozdział 85 ~ Usmażysz się w piekle.

Przeczytaj notkę pod rozdziałem! 

- Pamiętasz ten dzień, kiedy na mnie wpadłaś? Właśnie tutaj. Dokładnie w tym miejscu.- zaczął.
- To ty wpadłeś na mnie.- wydusiłam niepewnie.
- Nie do końca.- uśmiechnął się.- Wiesz jak bardzo mi się wtedy spodobałaś? Kurde, nawet nie myślałem, że kiedykolwiek będę mógł się do ciebie zbliżyć.- rozmarzył się.- Byłaś jak towar w wyższej półki.- stwierdził.
- Przez te kilka lat, kiedy byliśmy razem tyle się wydarzyło.. A ja nigdy nie zwątpiłem co do tego czy nadal cię kocham. Byłaś, kurde nadal jesteś jak narkotyk, bez którego po jakimś czasie nie da się żyć. A teraz? Jestem najszczęśliwszym facetem na tym świecie, bo mam przy swoim boku tak cudowną kobietę. Dziecko? Zawsze o nim marzyłem, o stworzeniu prawdziwej rodziny. Dawać przykład własnym dzieciom, uczyć ich wszystkiego po kolei, tak jak robili to moi rodzice. Być przykładem..- cały czas patrzył mi w oczy.
- To niesamowite i dziwne jednocześnie, jak człowiek może kochać drugą osobę. Codziennie, kładąc się spać, dziękuję Bogu, że cię spotkałem.- odwrócił głowę na chwilę, kątem oka spoglądając na mnie. Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie ja jestem tą szczęściarą.- Codziennie zakochuję się w tobie od nowa i coraz bardziej. Wiem, że moja miłość do ciebie jest prawdziwa.- kontynuował. Uklęknął przede mną, wyciągając z kieszeni swojej marynarki, czerwone pudełeczko.- Zechcesz spędzić ze mną resztę swojego życia i pozwolisz mi nazywać się największym szczęściarzem na tej pieprzonej planecie?
- Tak, Marco! Oczywiście, że tak!- nie mogłam powstrzymać swojego wzruszenia. Jednocześnie szeroko się uśmiechałam i płakałam ze szczęścia. Blondyn pośpiesznie, drżącymi palcami wsunął pierścionek zaręczynowy na mój palec, by po chwili podnieść się i mocno mnie do siebie przytulić. Uniósł mnie nad ziemią i obrócił kilka razy wokół własnej osi. Czułam, że się uśmiecha.
- Zawsze miałem słabość do blondynek, pani Reus.- uśmiech nie schodził mu z twarzy. Położyłam dłonie na jego szyi, nie mogąc się powstrzymać od pocałunku z nim. Złączyłam nasze usta w gorącym i pełnym namiętności pocałunku. Słyszałam tylko oklaski naszych znajomych i głośne bicie serca Reusa. Był tak cholernie czuły. Całował subtelnie i zachłannie. Oderwaliśmy się od siebie, a ja czułam jak się rumienię. Wtuliłam się w umięśniony tors mojego... Już narzeczonego. Kurde, jak to cholernie cudownie brzmi. Położył dłonie na moich biodrach, przez chwile kołysząc mnie w rytm nieznanej mi piosenki. 
- Jestem cholernym szczęściarzem.- mruknął cicho, prawie niesłyszalnie. Jednak ja usłyszałam. Na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech. 
Kiedy w końcu Marco pozwolił mi odejść od siebie chociaż na krok, wszyscy zaczęli nam gratulować. Cieszyłam się, że mam teraz przy sobie najbliższych. Po jakimś czasie Lewandowscy i Błaszczykowscy, postanowili zostawić nas samych, twierdząc, że muszą już iść. Na odchodne Ania puściła do mnie oczko, na co odpowiedziałam jej uśmiechem. Kiedy nasi bliscy oddalili się na odpowiednią odległość, Marco przysunął się do mnie i uśmiechnął głupio. 
- Mogę prosić, pani Reus?- założyłam rękę na jego, po czym ruszyliśmy przed siebie. Chodziliśmy bardzo długo po parku, wspominając każdą chwilę, którą tutaj przeżyliśmy przez te kilka lat. Było już ciemno, jedynie oświetlenie miasta i księżyc dawało jakiekolwiek światło. To wyglądało strasznie romantycznie.  
- A niech tylko zobaczę, że się oglądasz za jakimiś dupami to.. 
- Patrz jaka dupa.- powiedział Marco cicho, kiedy przechodziła obok nas jakaś młoda dziewczyna. Uderzyłam go pięścią w ramie, na co ten wydał z siebie charakterystyczny dźwięk. 
- Siniaków mi narobisz!- oburzył się.
- Kogo to..?- zapytałam, a blondyn widocznie nie zrozumiał o co mi chodzi.- obchodzi?- dokończyłam.
- Osz Ty!- wrzasnął, a już po chwili chciał przerzucić mnie przez swoje ramie, jednak nie pozwoliłam mu na to, uciekając. 
- Nie, nie, nie, mój drogi.- pokiwałam palcem.- Zimno mi, idziemy do domu?- zapytałam. 
- Jasne.- uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym złapał mnie za rękę. Kilka minut później byliśmy już w drodze do domu blondyna. Wiedziałam, że pojedzie do siebie. Ehh, jaki on jest czasem przewidywalny. Odwróciłam głowę w stronę szyby i przyglądałam się ładnie oświetlonemu Dortmundowi. Po chwili poczułam dłoń Reusa na moim udzie. Zaczął powoli jeździć palcami po nim, a po chwili złapał mnie za dłoń. Splótł nasze palce. Spojrzałam na jego twarz, na której widniał szeroki uśmiech.  
- Nie wiedziałam, że potrafisz być tak romantyczny.- poruszyłam zabawnie brwiami. 
- To jest jeszcze nie wszystko.- odrzekł, uważnie patrząc na drogę. Już nic nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się lekko. Kiedy dojechaliśmy pod dom Marco, ten wjechał do garażu. Wyszłam z samochodu, a ten od razu zaczął swoją grę. Przyciągnął mnie do siebie, opierając się o maskę samochodu, po czym złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Jednak ja, wiedząc do czego dąży blondyn, oderwałam się od niego i weszłam do domu, przez garaż.
- Marco, a tak w ogó...- nie pozwolił mi dokończyć, popychając mnie na ścianę. Przywarł swoimi wargami do moich, zachłannie je całując. Jego dłonie spoczywały na moich biodrach co jakiś czas lekko je ściskając i przyciągając do swojego ciała. Nie potrafiłam oprzeć się jego cholernie kuszącym ustom. Zarzuciłam ręce na jego szyję, by po chwili zjechać dłońmi na szyję piłkarza. 
- Marco...- jęknęłam, kiedy poczułam usta Reusa na mojej szyi. Po chwili przeniósł je na mój dekolt, by po chwili znów całować moje usta. Zmysłowo zjechał dłońmi po moich pośladkach i mocno złapał za moje uda, bym po chwili mogła oplątać nogami jego biodra. Ruszył w stronę salonu, gdzie usiadł na kanapie, sadzając mnie sobie na kolanach. 
- Tak bardzo się cieszę.- mruknęłam cicho. 
- Z pewnością.- widocznie nie miał zamiaru kontynuować swojej wypowiedzi, ponieważ znów mnie pocałował. Ehh.. Faceci.

*Następnego dnia wieczorem* 
- Idziemy na imprezę.- oznajmił mi blondyn, wchodząc do salonu. Siedziałam otulona kocem, jedząc popcorn i oglądając jeden  z tych lepszych 'wyciskaczy łez'. 
- Nigdzie nie idę.- odparłam, skupiając swoją uwagę w pełni na filmie.
- Dlaczego?- usiadł obok mnie.
- Nie mam ochoty na imprezę.- wzruszyłam ramionami.- A gdzie idziecie?- zapytałam, spoglądając na mojego narzeczonego.
- Tam, gdzie zawsze.- odpowiedział krótko.- Jak ty zostajesz, to ja też nigdzie nie idę.- objął mnie ramieniem.
- Idź, co będziesz siedział w domu.
- Nie zostawię cię samej.- odparł troskliwie.
- Marco, nic mi nie będzie. Bez przesady..- zaśmiałam się.- Idź.
- Pójdę pod warunkiem.- powiedział, na co ja głośno się roześmiałam.
- Oho, jeszcze warunki stawia. No słucham..?
- Będziesz spać u Błaszczykowskich.
- Niech ci będzie.- odparłam krótko, wracając wzrokiem do filmu. Ten tylko pocałował mnie w czoło i wyszedł z salonu. Najprawdopodobniej do garderoby. Przez chwile chciałam iść do niego, jednak stwierdziłam, że nie chce mi się i pozostanę na kanapie, oglądając film. Ostatnio jestem bardzo leniwa.
Kiedy Marco był już gotowy, pojechaliśmy do mnie, by wziąć wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Marco zadzwonił do Kuby i poprosił go czy mógłby się mną "zaopiekować" jak to on określił. Było mi tak głupio... No ale zgodziłam się.
- Masz być grzeczna, jasne?- odparł, kiedy wyszłam z samochodu. Stanął przede mną i objął w pasie. Roześmiałam się głośno. 
- Ja to powinnam powiedzieć.- powiedziałam, a tym razem to on się zaśmiał.- Nie upij się znowu.- rzekłam znacząco, przypominając sobie noc na Ibizie. 
- To była jednorazowa sytuacja.- wymusił uśmiech.
- Jasne.- sarknęłam.
- Tak czy inaczej masz być grzeczna. Zobaczymy się jutro po południu, tak?- spytał, wsuwając dłoń pod moją koszulkę. 
- Tak.- odpowiedziałam krótko, a ten bez chwili wahania złączył nasze usta, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie. 
- Dobra, idź już. Baw się dobrze!- ponagliłam go. 
Resztę dnia, spędziłam z rodziną. Przyjechał Dawid i było bardzo sympatycznie. Tak dawno nie widziałam się z tym głupkiem, że jak tylko go zobaczyłam to wyściskałam go najmocniej jak tylko potrafiłam. Jak się później okazało, zostanie w Dortmundzie jeszcze kilka dni. 

*Następnego dnia* 
Moje serce rozdarło się na miliony kawałeczków. A do oczu niemalże od razu napłynęły łzy. Nie potrafiłam dopuścić do siebie tego widoku. Chciałam tylko się obudzić i stwierdzić, że to beznadziejny sen. Ale nie.. 
Niemalże natychmiast zerwał się z kanapy, stojąc jak słup. Nie dowierzał,  że stoję w jego mieszkaniu. A co ja miałam powiedzieć? Podbiegł do mnie, jednak ja nie miałam nawet najmniejszej ochoty go słuchać. Wiedziałam, że za chwile zacznie się tłumaczyć. Próbowałam stłumić w sobie wszystkie negatywne emocje, jednak kiedy się odezwał, coś we mnie pękło i wybuchnęłam. 
- Ty gnojku! Jak mogłeś!?- wrzasnęłam, wymierzając w jego policzek siarczystego liścia. Praktycznie natychmiast złapał się za policzek. 
- Ma.. Marcela, ja...
- Co ty? Jesteś żałosny. Naprawdę. Żeby zamienić mnie na tą szmatę.. Niewiarygodne, Reus.- pokręcił głową.- Myślałam, że jesteś odpowiedzialnym facetem, z którym mogę wiązać swoją przyszłość, a tymczasem jedna noc i wszystko runęło.- nie chciałam się przed nim rozkleić. Czułam, że za chwilę się popłaczę.
- Kochanie, przecież ja..- zbliżył się do mnie, chcąc położyć dłoń na moim policzku.
- Nawet nie próbuj mnie dotknąć.- syknęłam.- Brzydzę się tobą, Reus. Jesteś okropny.- mówiłam, nie myśląc nad tym. Wzbudzam we mnie odrazę. Nie potrafiłam na niego patrzeć. A przecież to jemu powinno być wstyd. 
- Ja.. Za dużo wypiłem. Naprawdę, nie wiem jak to się stało. Ona.. Nie wiem jak mogłem to zrobić.- próbował się tłumaczyć, jednak ja nie miałam zamiaru go słuchać.
- W końcu po co ci laska z dzieckiem. Łatwiej jest żyć bez zobowiązań.- stwierdziłam.- Zastanawiam się tylko po co były te oświadczyny. Po co się tyle trudziłeś!?
- Nie mów tak. To nie prawda. Zależy mi na tobie. Ona nic dla mnie nie znaczy. Liczysz się tylko ty. Tylko ciebie kocham. Marcela, proszę cię. Wybacz mi.- klęknął przede mną, składając dłonie jak do modlitwy. Carolin głośno się roześmiała. Spojrzałam na Reusa przelotnie, kierując swoje kroki do tej ździry, która właśnie w najlepszym momencie mojego życia, zniszczyła wszystko.  
- Masz to co chciałaś. Wypchaj się nim, a mi daj w końcu żyć.
- Wedle życzeń, księżniczko.- roześmiała się.
- Usmażysz się w piekle.- splunęłam na nią, po czym skierowałam swoje kroki w stronę wyjścia.
- Naprawdę cię kochałam, Marco. A ty potraktowałeś mnie jak ścierwo. Jesteś zwykłym dupkiem, który nie dorósł do życia. Przykro mi, że się tak cholernie pomyliłam co do ciebie.- po moich policzkach spłynął strumień łez, a tak bardzo chciałam pokazać, że jestem silna. Nigdy nie będę. Blondyn chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak ja wybiegłam z jego domu. Rozpłakałam się na dobre. Jest mi tak cholernie źle. Zdradził mnie. Z tą ździrą. Aż tak było mu ze mną źle, że musiał przespać się z Carolin? A ja głupia jeszcze namawiałam go na tą cholerną imprezę. Nie, nie, nie. To tylko i wyłącznie jego wina. Nie obwiniaj się. Jest dupkiem, który nie dorósł do życia. Tego się trzymaj. Co chwile wybuchałam jeszcze większym płaczem, zwracając tym samym uwagę przechodniów. 
Po chwili poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę i mocno szarpie za nią, odwracając w swoją stronę. 
- Marcela, ja naprawdę cię kocham. Te zaręczyny były prawdziwe. Wszystko co mówiłem było... jest prawdziwe. Pozwól mi to wytłumaczyć. Daj mi szansę.- ujął moje dłonie w swoje. Patrzyłam na niego tępo, nic nie mówiąc. Przyglądałam się uważnie jego twarzy, choć i tak dokładnie znałam każdy jej milimetr. Trzy lata budowaliśmy nasz związek, a on wszystko zepsuł przez jedną noc w klubie. 
- A tak..- ocknęłam się.- Zapomniałabym.- odparłam, zsuwając pierścionek, który miał być symbolem jego miłości wobec mnie, z palca.
- Nie proszę, nie rób tego. Marcela...- jęknął. Oddałam go Reusowi. 
- Z nami koniec.- szepnęłam pewnie, po czym szybkim krokiem odeszłam od piłkarza, pozostawiając go w osłupieniu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To koniec. Niestety.
Chciałam powiedzieć, że jest to ostatni rozdział na tym blogu.
Niedługo powinien pojawić się Epilog.
Heh... Jest mi strasznie głupio, że tyle musieliście czekać na ten rozdział. Naprawdę.
Nie miałam czasu, ochoty ani weny, a przede wszystkim motywacji. Wszystko to przyczyniło się do tego, że rozdział pojawia się dopiero dzisiaj.
Wczoraj udało mi się dokończyć ten rozdział i jestem z niego całkiem zadowolona. Jednak dobija mnie świadomość, że tyle musieliście na niego czekać. Jednak mam nadzieję, że chociaż długością nie zwaliłam. Nie udało mi się Was zaskoczyć oświadczynami, więc może tym mi się uda?
Dzisiaj mam dzień wolny od szkoły, więc miałam czas na pozałatwianie swoich spraw i dodanie rozdziału.

Długo myślałam nad założeniem kolejnego bloga.. Bo przecież mam sporo nauki, muszę starać się o oceny i punkty na świadectwie. I czy to ma w ogóle sens? Jednak bardzo zmotywował mnie komentarz Ani Reus. 
Stwierdziłam, że może coś wyjdzie z moich starań i choć rozdziały nie będą pojawiać się zbyt często <jak było na początku tego bloga> to może to ma sens?
Jak sądzicie? Byłabym bardzo wdzięczna gdybyście wyrazili swoją opinię co do tego rozdziału jak i następnego bloga. To dla mnie wiele znaczy.
Nie chcę kończyć pisania na tym blogu. Bardzo chciałabym to kontynuować, ale bez czytelników to nie ma zupełnie sensu.

Na dziś to koniec. Jeszcze raz bardzo przepraszam za to, że musieliście czekać tak długo.
Do zobaczenia! ♥