wtorek, 24 marca 2015

Tak będzie lepiej...

Postanowiłam na jakiś czas zawiesić tego bloga. Nie mylcie tego z usunięciem. Nigdy nie miałam zamiaru zawieszać, ale niestety kilka rzeczy zmusiło mnie do tego. Między innymi mała ilość komentarzy i wyświetleń oraz sprawy osobiste.
Potrzebuję również trochę czasu na pisanie. Mam jeden rozdział, ale cóż z tego? Nie mam pomysłu na kolejny...
Usunięcia nie mam w planach, chybaże coś mnie do tego zmusi. Chcę doprowadzić tego bloga do końca. Jednak jeżeli nie ma Was to dla kogo mam pisać? Dla siebie?
Ja wiem jak zakończy się ta historia...
Dziękuję wszystkim osobom, które czytają i komentują. To dla mnie wiele znaczy. Ale 5 czy 7 osób na ponad 30 obserwatorów + anonimki?
Myślę, że zawieszenie to odpowiednia decyzja...

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 62 ~ Kocham i całuję.

Po chwili razem z Marco leżeliśmy wtuleni w siebie na naszym łóżku. Marco bawił się moimi włosami, a ja z uśmiechem patrzyłam w sufit. Może i miałam uśmiech na twarzy, ale cały czas myślałam o śnie. Miałam takie dziwne wrażenie, że dzisiaj coś się stanie. Że.. Ten sen jest taką.. przestrogą czy uprzedzeniem.. Gdybym tylko wiedziała co stanie się później...
- Marco... Mam wrażenie, że dzisiaj stanie się coś złego.- spojrzałam na niego. Był widocznie zmartwiony.
- Nie martw się już.- pocałował mnie w czoło. Leżeliśmy chwile w ciszy, do momentu aż ją przerwałam.
- Nie masz kaca?- spytałam zdziwiona.
- I to jakiego. Błagam, nic nie mów.- jęknął, łapiąc się za głowę.
- Reus, ma kaca! Reus, ma kaca! Ludzie!- krzyczałam, zapominając o tym, że dziewczynki są w pokoju obok. 
- Marcela, proszę cię.- wyjęczał mi praktycznie do ucha.
- No co? Obiecałeś mi coś.- dźgnęłam się do pozycji siedzącej.
- Wiem, przepraszam. Nie zapanowałem nad alkoholem.- usiadł.
- Gdybyś siebie tylko zobaczył. Darłeś się na cały hotel, ledwo stojąc na nogach. Dobrze, że chłopaki cię trzymali, bo dawno leżałbyś już nieprzytomny. Ciesz się, że właścicielka hotelu nie wyrzuciła cię na zbity pysk.- powiedziałam mu to co w tej chwili myślałam. Nie obchodziło mnie to czy się teraz obrazi czy nie. Niech wie, że ja też mam swoje zdanie i nie będę siedzieć cicho. Ten tylko spuścił wzrok, jakby bojąc się mojego. 
- Wybaczysz?- zapytał, przysuwając się do mnie i łapiąc mój podbródek w swoje palce. Nasze usta dzieliły milimetry, a nasze oddechy mieszały się.
- A mam inne wyjście?- odpowiedziałam pytaniem.
- Mogę?- spytał co chwilę spoglądając na moje usta. Nie wierzyłam własnym uszom. Czy on przed chwilą spytał czy może mnie pocałować? Nigdy jeszcze nie spytał mnie o to. Dlatego tym bardziej nie mogłam w to uwierzyć. On nie przestaje mnie zaskakiwać. Zbliżył się jeszcze bliżej mnie, tak że nasze twarzy stykały się.

- Tak.- wymruczałam mu prosto w usta, a ten nie tracąc czasu najpierw nieznacznie musnął moją dolną wargę, a później namiętnie pocałował. Pod jego wpływem byłam wstanie zapomnieć o wszystkim...
- Człowieku, co ty ze mną robisz?- oparłam swoje czoło o jego.
- To ja o to powinienem zapytać. Od kiedy poznałem ciebie, jestem inny. Nawet Mario mi to powiedział.- uśmiechnął się. 
- Interesujące. Kontynuuj.- zaśmiałam się, a Marco bez wahania wpił się w moje usta, dając mi kolejny zajebisty pocałunek. Po chwili blondyn złapał mnie w pasie, a ja zaplotłam nogi na jego biodrach.  Po kilku sekundach Marco ruszył w stronę balkonu. Gdy piłkarz otworzył drzwi balkonowe, poczułam jak letni wiatr owiał moje szczupłe ciało. Przekroczyliśmy próg i kiedy znaleźliśmy się przy balustradzie piłkarz posadził mnie na niej i objął w talii. 
- Ślicznie tu.- powiedziałam z uśmiechem, patrząc piłkarzowi prosto w oczy.
- Zabiorę cię tu na nasz miesiąc miodowy.
- Skąd ta pewność, że będę twoją żoną?
- Po prostu..- nie było dane mu dokończyć, ponieważ przerwał nam Mario, który stał na dole.
- Zakochańce!- krzyknął Mario.
- Czego?- odkrzyknął blondyn.
- Za 30 minut śniadanie!- krzyknął, czym spowodował, że Leo wyszedł w samych bokserkach na balkon.
- Czego te japy drzeta? Dajcie się pracującemu człowiekowi wyspać!
- Uuu... Leoś jakie seksowne bokserki!- powiedział ze śmiechem Marco.
- No takie seksowne w reniferki.- zaśmiałam się.- Marco mógłbyś sobie takie same kupić, a nie.. Takie obciachowe kaktusy.- dodałam.
- Kupię sobie. Żebyś wiedziała!- mówił pewny swojego.
- Ej! Tylko ja mogę takie mieć! Wara!- krzyknął oburzony Leo.- Z resztą i tak nie wiesz gdzie kupiłem.- wystawił mu język.
- Na zamówienie sobie wezmę..- Marco nie pozostał mu dłużny i również wywalił język.
- Ludzie, zlitujcie się nade mną.- na balkon wyszedł również Moritz, trzymający się za głowę, na co wszyscy wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.

***

- Badania w 99,8%....- urwała, a na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Spojrzała na mnie z wrogością i wyższością w oczach, a ja wyrwałam jej kartkę papieru z dłoni.
- Badania w 99,8% potwierdzają ojcostwo...- patrzyłam w tą cholerną kartkę i nie wierzyłam własnym oczom. To nie możliwe. To nie może być prawda. Cholerna prawda. Pieprzona prawda. W duszy przeklinałam wszystko i wszystkich. Gdzieś w głębi serca.. Po cichu wierzyłam, że to jednak głupie kłamstwo, pomyłka. Miałam nadzieję, że to nie jest prawda. Heh... Nadzieja matką głupich.
Głupia łudziłam się, że Marco jednak nie jest ojcem tego chłopczyka. Łudziłam się, że Iñez kłamała. Właśnie! Łudziłam się. Głupia, łudziłam się...
Moje oczy zaszkliły się od łez. Obraz zamazał się, ale zdołałam dostrzec wzrok Iñez. Mówił wszystko. Wygrała...
Reus wyrwał kartkę papieru z moich dłoni, jakby dopiero teraz dotarły do niego moje słowa. Wybiegłam z domu hiszpanki cała zalana łzami.
- Marcela!- usłyszałam jeszcze krzyk Marco, ale zero kroków. Nie szedł za mną. Nie wybiegł. Nic... Rozejrzałam się wokół. Ibiza tętniła życiem, a ja? Zamiast bawić się w oceanie z moim ukochanym, płacze. Bo co innego teraz mi pozostało? On rozmawia teraz z Iñez, a ja biegnę przed siebie, nie patrząc na nic. Nie myślałam o tym, że mogę się zgubić, zabłądzić. Myślenie o tym było w tej chwili na ostatnim miejscu. 
Co będzie teraz z nami? Marco jest ojcem. I to nie jest nasze dziecko. Czyżby szykowała się nam nowa rodzinka? Marco, Iñez i Ivo? Tylko gdzie w tym wszystkim miejsce na mnie?... Oto jest pytanie. Mogę się założyć, że nawet sam Reus nie zna na nie odpowiedzi..
Kiedy zatrzymałam się, by złapać trochę powietrza nie miałam zielonego pojęcia gdzie jestem. Byłam przygnębiona.. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, dlatego pośpiesznie wyjęłam telefon z kieszeni moich spodenek. Chwile patrzyłam w rząd idealnie dobranych cyferek, zastanawiając się czy dobrze robię.. Wiedziałam, że tylko w nim, w tej chwili zdołam mieć oparcie... Dlatego szybko nacisnęłam zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha. Usiadłam na skale, patrząc w ocean. Fale odbijały się od skał, tworząc przyjemny szum..
- Tak?- usłyszałam głos mężczyzny, który wyrwał mnie z rozmyśleń.
- To jego dziecko.- chlipnęłam, bez wahania, bez zastanowienia.
- Marcela... Powtórz.- powiedział spokojnie.
- To dziecko Reusa.- powtórzyłam, a z moich oczu nie przestawały lecieć łzy.
- Porozmawiaj z nim..- powiedział.
- Kiedy ja nie potrafię spojrzeć mu w oczy.
- Marcela... Przecież on nic takiego nie zrobił. Nie wiedział. Nie możesz mieć mu tego za złe.- westchnął przeciągle.
- Wiem i nie mam. Ja po prostu... Nie wiem czy poradzę sobie z tym.... I w dodatku nie wiem gdzie jestem. Cudnie!- zakpiłam.
- Spróbuj znaleźć drogę. Kochanie moje... Przepraszam, ale muszę już kończyć. Trening mam za chwilę. Przepraszam.- wyjęczał.
- Dobra, rozumiem.- uśmiechnęłam się blado.
- Kocham i całuję.- cmoknął do słuchawki telefonu.
- Ja też.- również cmoknęłam i rozłączyłam się. Westchnęłam przeciągle, opierając ręce o kolana i chowając twarz w dłoniach. Siedziałam tak dłuższą chwilę, aż w końcu postanowiłam znaleźć drogę do hotelu, co nie będzie łatwe.

***

- Ooo, Marcela. Co ty tu robisz?- usłyszałam głos Lewandowskiego. Dość donośny głos. Skrzywiłam się, przykładając mu rękę do ust, kiedy był przy mnie.
- Cii...- wysyczałam, popychając go za mnie. Oparłam się o ścianę, przysłuchując. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale nie pasowało mi to.
- Marcela, czy ty...?- spytał.- Chodźmy.- powiedział stanowczo, po czym złapał mnie za rękę i chciał odejść, jednak wyrwałam mu się.
- Zostaw mnie.- wysyczałam.
- Chodźmy stąd. Nie powinnaś podsłuchiwać.- skarcił mnie.
- Nie pasuje to odejdź!- powiedziałam dość chamsko, wracając do poprzedniej czynności.
- Wy musicie jej to powiedzieć. Teraz.- mówił Marco.- Moritz... Wiesz jaka jest i jak reaguje na takie sytuacje.- zwrócił się do blondyna.
- On ma racje. Musimy jej to powiedzieć. Dzisiaj.- odezwał się... Leo? 
- Idę jej szukać. A wy przemyślcie to.- powiedział Reus, a ja weszłam do pokoju Götze. 
- Co tam? O czym gadacie?- spytałam z uśmiechem na twarzy, a Marco w jednej sekundzie stanął jak wryty, patrząc na mnie niedowierzająco.
- Aa no gadamy o dzisiejszej imprezie.- wymyślił szybko Mario.
- Tak? A to ciekawe, bo słyszałam waszą rozmowę i gadaliście, tak mi się wydaje, że o mnie.- powiedziałam z nutką ironii w głosie, spoglądając na chłopaków. 
- Nie, no co ty. Musiało ci się przesłyszeć.- odparł Moritz, nawet na mnie nie patrząc.
- Moritz spójrz na mnie.- powiedziałam, patrząc na chłopaka. Chciałam to na nim wymusić. Nic. Zero reakcji.- Co musicie mi powiedzieć?- zapytałam spoglądając to na Marco, to na Mo, to na Mario. Każdy z nich unikał mojego wzroku.
- Lewy... Gadaj.- nakazałam, patrząc na mojego rozmówcę.
- Ale co?
- Kurwa, nie udawaj głupiego. Bardzo dobrze wiesz o co tutaj chodzi.- uniosłam ton głosu.
- Marcela, proszę cię uspokój się.- Marco podszedł do mnie.
- Nie będę spokojna. Możecie mi w końcu powiedzieć co się tutaj dzieje do jasnej cholery!?- spytałam już zirytowana ich zachowaniem. 
- Nic się nie dzieje.- Leitner nadal trzymał się swojego.
- Sorry, Moritz, ale ja już nie mogę na to patrzeć.- odezwał się Mario. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Götze...- westchnął błagająco 21 latek.
- On ma racje.- przyłączył się Leo.
- Więc? Może któryś łaskawie powie co przede mną ukrywacie?- spojrzałam na każdego po kolei.
- Odchodzę do Bayernu..- powiedział poważnie Mario, spuszczając głowę. Nie wierzyłam w to. Jaja sobie ze mnie robią. Wiem to.
- Czekaj, powtórz.. Bo chyba się przesłyszałam.- przyglądałam mu się uważnie.
- Odchodzę do Bayernu...- powtórzył znów to samo. Chyba nie kłamał...

*Marco*
Wiedziałem, że tak będzie. Kurwa wiedziałem. Czy ona musiała akurat teraz wejść? 
Widziałem, że była zła. I to bardzo. Nie chciałem w tym uczestniczyć.. Tyle razy im to mówiłem. Mówiłem, żeby w końcu jej powiedzieli. Ale nie..
Kiedy Mario wypowiedział te kilka słów, nie wiedziałem co będzie dalej. Marcela widocznie nam nie uwierzyła. Powtórzył, spostrzegłem w jej oczach łzy. Nie chciałem, żeby płakała. Nienawidziłem tego.. To było najgorsze co kiedykolwiek widziałem. Łzy w jej pięknych oczach...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Proszę.. ☺
Wymarzony rozdział.
Będziecie wściekłe?
To wyżej ☝ pozostawiam do waszej opinii ☺

Kto oglądał dzisiejszy mecz?
Niestety bezbramkowy remis. Liczyłam na coś więcej, no ale cóż... ;)

Pozdrawiam ♥


sobota, 7 marca 2015

Rozdział 61 ~ To nie prawda. On nie może.

- Mnie nie okłamiesz.- westchnął, wybierając ubrania z walizki, na dzisiejszy wieczór.- Na pewno nie chcesz iść?- zapytał, znów zawisając nade mną.
- Na pewno. Tylko masz tam być grzeczny. Mo będzie cię pilnował, zobaczysz...- zagroziłam mu palcem, lekko uśmiechając się.
- Tak, tak. Już to widzę jak Moritz mnie pilnuje.- pokręcił głową, kpiąc z moich słów.
- No dobra. Wiem, że to głupie.- zaśmiałam się cicho.
- Obiecuję, że nie wypiję dużo.- przyłożył dłoń do swojego serca, tym samym opierając się na jednej ręce.
- Dużo?
- Będę w miarę trzeźwy, pasuje?- wyszczerzył się.
- Nie to, że ci zakazuje, ale wiesz jaki jutro dzień...- spojrzałam w inną stronę, by tylko nie patrzeć w oczy blondynowi....
- Tak, wiem.- powiedział obojętnie, po czym udał się z powrotem do łazienki, trzymając w dłoni wybrane ubrania na dzisiejszy wieczór.
Kiedy Marco wszedł do łazienki, ja wyjęłam z mojej walizki szare spodnie dresowe i białą koszulkę z nadrukiem Music , założyłam na siebie wybrane ubrania i położyłam się na łóżku, włączając TV. Jednak zbyło się to na marne... Język... Gdybym tylko znałam hiszpański to mogłabym oglądać telewizję... Zastanawiałam się co będę robić przez ten czas, kiedy inni będą w klubie, świetnie się bawiąc. Może poszłabym do Agaty i Kuby? Bingo!
Zerwałam się z łóżka, idąc do pokoju mojego brata. Zapukałam jak przystało i kiedy usłyszałam krótkie Wejść, tak też zrobiłam. Oczywiście powiedział to Kuba, no bo kto inny? Tylko on się tak odzywa. Agata powiedziałaby grzecznie Proszę, a ten... Szkoda gadać. 
- Co robicie?- spytałam widząc całą rodzinkę, siedzącą na łóżku.
- W sumie to nic.- odpowiedziała Agata. 
- To mam dla was propozycję.- uśmiechnęłam się, siadając na skraju łóżka. Widząc, że para oczekuje mojej wypowiedzi, kontynuowałam:- Mogę zająć się Oliwką, a wy możecie iść z resztą na imprezę.- uśmiechnęłam się lekko.
- Ty nie idziesz?- spytała moja bratowa.
- Nie.- odpowiedziałam krótko.
- Przerażasz mnie, kobieto.- zaśmiał się Kuba.- Ale korzystamy, nie?- zwrócił się do swojej małżonki.
- Jeżeli mamy tylko możliwość.- powiedziała, a ja podeszłam do Oliwki.
- Oliwia, idziesz do mnie? Pobawimy się trochę.
- A Sarcia będze?- spytała radosna.
- Zobaczymy. Idziemy?- spytałam, łapiąc dziewczynkę za rękę i wychodząc z pokoju. Poszłyśmy do pokoju Piszczków i zapytałam ich o to samo. Zgodzili się, a dziewczynki skakały z radości, na wiadomość, że spędzą wieczór ze mną. Wiedziałam jednak, że będzie to tylko kilka godzin, ponieważ dziewczynki prędzej czy później w końcu usną. Mała Piszczek, wzięła jakieś gry, po czym weszłyśmy do pokoju, który dzieliłam z Reusem. 
Dziewczynki, kiedy tylko zobaczyły Marco krzątającego się po pokoju, od razu rzuciły mu się w ramion. Ten zaśmiał się tylko, po czym przytulił obie.
- Skoro nie idę do klubu, stwierdziłam, że zrobię coś pożytecznego.- uśmiechnęłam się szeroko do blondyna, przyglądającego mi się uważnie. 
- Ujku, a ty tez zostajes z nami?- spytała Sara. 
- Nie, ja idę. Ale zobaczymy się rano i obiecuję, że pobawimy się na plaży.- powiedział całując obie w czółko. Wyglądało to bardzo słodko. Wstał, podchodząc do mnie.
- Ja już zmykam.- odparł, obejmując mnie w tali i kładąc swoje ręce na moich biodrach, tak, że jego dłonie powędrowały pod moją koszulkę, gładząc moje plecy. 
- Dzieci patrzą.- skarciłam go wzrokiem, po czym spojrzałam na dziewczynki.
- Nie prawda. Bawią się, więc mamy chwilkę dla siebie.- powiedział, a w jego głosie słyszalna była wyższość. 
- Podobno szedłeś już.- przygryzłam dolną wargę. Ten niespodziewanie czule pocałował mnie, tym samym olewając moje słowa. Jednak to nie był zwykły pocałunek. Widziałam, że włożył w niego wiele uczuć i czułości. Wsunął swój język do moich ust, pieszcząc moje podniebienie.
- Fuuu...- zawyły dziewczynki, przyglądając się naszym poczynaniom. Zaśmialiśmy się praktycznie w tym samym momencie.
- Dobra, idę.- zaśmiał się, przelotnie mnie całując, po czym wyszedł.
- To co robimy?- spytałam, klaszcząc w dłonie...

Kiedy dziewczynki usnęły było przed 23. Zastanawiam się skąd one mają tyle energii w sobie? Przeniosłam je do dodatkowego pomieszczenia, w naszym pokoju, w którym było łóżko. Położyłam Sare i Oliwke, po czym przeszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku, zastanawiając się co mam teraz robić? Wzięłam laptopa blondyna i położyłam się z nim na łóżku. Włączyłam jakąś komedię romantyczną, powoli zatracając się w niej.
Gdy skończyłam oglądać była godzina 00:17. Postanowiłam, że wezmę jeszcze szybki prysznic i pójdę spać. Tak też zrobiłam...

***

Obudziło mnie natarczywe pukanie do drzwi. Przetarłam oczy, spoglądając na zegarek, na którym widniała godzina 3:42. Wstałam, zarzucając na siebie szlafrok. Otwierając drzwi, usłyszałam jak ktoś śpiewa na cały głos. Otworzyłam, a moim oczom ukazał się pijany, chwiejący się i śpiewający Reus oraz Mario i Robert, którzy podtrzymywali go, aby nie upadł. Zmierzyłam chłopaka, zabijającym wzrokiem.
- Mówiliśmy mu, żeby ni...- nie pozwoliłam dokończyć Robertowi.
- Nie tłumaczcie się.- powiedziałam.- Położycie go na łóżku czy mam sobie sama z nim radzić?- westchnęłam, wpuszczając chłopaków do pokoju.
- Jasne, że pomożemy.- zaśmiał się Mario. Robert z brunetem, położyli Marco na łóżku i wychodząc rzucili krótkie: 'Powodzenia'. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, patrząc na mojego chłopaka. Upił się. A przecież obiecał mi coś. Nie to, że jestem przeciwna alkoholowi i imprezom, no ale on upił się praktycznie do nieprzytomności. A to już nie jest zwykła impreza, na której wypiło się kilka drinków.
Zerwałam z łóżka kołdrę i jedną poduszkę, po czym położyłam te rzeczy na mini kanapie w naszym pokoju. Nawet nie rozbierając blondyna z ubrań, przykryłam go kocem i położyłam się na kanapie. Nie miałam najmniejszego zamiaru spać z nim. O nie. Tak, byłam zła. No ale kto by nie był na moim miejscu??

Kanapa była bardzo niewygodna, przez co praktycznie przez całą noc nie zmrużyłam oka. Kiedy obudziłam się w nocy było mi bardzo wygodnie, co mnie zdziwiło, a jednocześnie zaniepokoiło. Usiadłam, rozglądając się. Obok mnie leżał smacznie śpiący Marco, a ja siedziałam na naszym łóżku. Jak ja się tutaj znalazłam do cholery? Czyżby Reus mnie przeniósł? Byłby w stanie? Gdy chciałam wstać, piłkarz mocno przycisnął mnie do swojego ciała, tak, że nie miałam nawet najmniejszych szans by się wydostać.
- Ubiję cię kiedyś Reus, obiecuję. Ubiję na kwaśne jabłko.- mruknęłam do siebie. Usnęłam... O dziwo usnęłam...

*Następny dzień*
- Lepiej będzie jak odejdę!- powiedział, patrząc na mnie z wyrzutem.
- Mo, nie! Nie odchodź! Nie możesz..- podeszłam do niego.
- Czemu? Co mnie tu trzyma?
- A ja? Ja już się nie liczę?- odpowiedziałam pytaniem.
- Dlaczego mam zostać?
- Zależy mi na tobie.- powoli traciłam nadzieję. Nadzieję na to, że zostanie, ale nie mogłam pozwolić, żeby odszedł. Za bardzo mi na nim zależy..
- Mało.- odwrócił się tyłem do mnie.
- Nie chcę cię stracić.
- Wciąż za mało.- uniósł ręce do góry, aby po chwili bezsilnie opadły.
- .. Pocałuj mnie!- wypaliłam. Sama nie wiedziałam co mówię. Blondyn podszedł do mnie i chyba z największym oddaniem wpił się w moje usta, kładąc dłonie na mojej szyi. Na początku nie byłam pewna czy dobrze robię. Czy w ogóle chcę, bo w końcu jestem z Reus'em.
- Tak powinien wyglądać nasz pierwszy pocałunek..- odparł, kiedy oderwał się ode mnie.
- Yhm..- mruknęłam.
- A teraz żegnaj..!
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo odszedł. Skoczył.. W tę cholerną przepaść. Zaniosłam się płaczem. Odwróciłam się i zobaczyłam Marco.. Jego wyraz twarzy mówił wszystko. Widział. Widział jak całuję się z Mo. I on odszedł...

- Nie!- krzyknęłam zrywając się z łóżka.
- Cii.. Marcela, to tylko sen.- swym krzykiem obudziłam Marco.
- Nie, to niemożliwe.- powiedziałam chodząc w kółko po pokoju i płacząc.- To nie prawda. On nie może.- mówiłam jak opętana.
- Nie płacz. Cicho..- podszedł do mnie i przytulił, kołysząc w prawo i lewo. Wtuliłam się w umięśniony tors 25 latka cicho szlochając.- Nie płacz. To tylko zły sen..- uspokajał mnie. W duchu dziękowałam Bogu, że mam go przy sobie. Blondyn odsunął się ode mnie, spojrzał w oczy i pocałował w czoło.
Pozwoliłam łzom swobodnie spływać po policzkach. Już zapomniałam o tym co stało się w nocy... Kiedy oderwałam się od piłkarza spostrzegłam, że na koszulce Marco jest duża plama.
- Przeze mnie masz całą mokrą koszulkę
- Nic się nie stało. Mam nie jedną taką!- uśmiechnął się, czym spowodował, że również na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Po chwili razem z Marco leżeliśmy wtuleni w siebie na naszym łóżku. Marco bawił się moimi włosami, a ja z uśmiechem patrzyłam w sufit. Może i miałam uśmiech na twarzy, ale cały czas myślałam o śnie. Miałam takie dziwne wrażenie, że dzisiaj coś się stanie. Że.. Ten sen jest taką.. przestrogą czy uprzedzeniem.. Gdybym tylko wiedziała co stanie się później...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Znów nie udało mi się dodać rozdziału z wynikami..
Przepraszam. Musiałam dodać taki rozdział, bo miałam go już zaplanowanego od początku istnienia bloga.
Bez tego rozdziału ten blog nie byłby taki jaki powinien być.
Jeżeli zawiodłam to przepraszam... ;/
W następnym rozdziale na pewno... To już pewne w 100%, pojawią się wyniki badań.
Jeżeli wyczekujecie ich, to pokażcie to, a może rozdział pojawi się wcześniej... :D