Kiedy tylko wylądowałam na lotnisku w Londynie zadzwoniłam do Wojtka.
- Jadę.- usłyszałam jego głos i sygnał przerwanego połączenia. No tak... Cały Wojtek.
W międzyczasie, kiedy mój przyjaciel dojeżdżał, ja odebrałam swoją walizkę i wyszłam na parking, gdzie cierpliwie czekałam na bruneta.
Gdy tylko zobaczyłam mojego przyjaciela wychodzącego ze swojego auta, puściłam walizki i podbiegłam, dosłownie rzucając się na niego i przytulając.
- Tęskniłam...- wyszeptałam.
- Ja też. Nawet nie wiesz jak bardzo.- powiedział wzmacniając uścisk.
- A Marina?- zapytałam, kiedy oderwałam się od przyjaciela.
- Tutaj jestem.- usłyszałam jej jedwabny głos.
- Chodź tu do mnie.- odparłam i przytuliłam ja.
*Kilka dni później*
Czas spędzany w Londynie płynął mi nieubłaganie szybko, z czego z jednej strony cieszyłam się, zaś z drugiej zupełnie odwrotnie..
Dzisiaj nie chcąc tracić dnia szybko ubrałam się, przemyłam twarz chłodną wodą i nałożyłam makijaż, a włosy związałam w niedbałego koka. Zeszłam na dół, gdzie nikogo nie było. Postanowiłam zrobić śniadanie dla domowników. Postawiłam na naleśniki z jabłkami. Nim się obejrzałam, a już się piekły. W tym samym czasie do kuchni wszedł zaspany Wojtek.
- Hej.- przywitałam bramkarza entuzjastycznie.
- Heeeej.- ziewnął.- Co robisz?- zapytał nalewając sobie wody do szklanki.
- Naleśniki.- uśmiechnęłam się.
- ... I jak tam z Reus'em?- zapytał nagle Szczęsny.
- Yy... No ten... Jesteśmy razem.- odparłam niepewnie, a jednocześnie z uśmiechem.
- No w końcu!- przytulił mnie, na co ja zaśmiałam się.- A niech mi cię skrzywdzi to nie żyje.- oderwał się ode mnie i cmoknął w policzek.
- Weź idź!- zaśmiałam się.
- Wyganiasz mnie?- zrobił oczka kotka ze Shreka.
- Nie no skądże.
- Już myślałem...- "odetchnął z ulgą".
- Źle myślałeś..- wywaliłam mu język.
- Małpa!
- Tak, tak. I tak cię kocham.- zaśmiałam się.
- To masz problem, bo ja ciebie nie.- tym razem to on wywalił mi język.
- Głupek!
- Małpa!
- Debil!
- Ciota!
- Cham!- powiedziałam, a Wojtek już nic nie powiedział.- Zgasiłam cię.- wybuchnęłam śmiechem.
- Zgasić to ty możesz co najwyżej świeczki.- powiedział i tym razem to ja nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Emm... Yyy... Nie bądź taki do przodu, bo ci z tyłu zabraknie.- powiedziałam "ratując się".
- Ehh... Jak ja kocham te wasze docinki.- westchnęłam Marina, która pewnie już od dłuższego czasu przysłuchiwała się naszej "rozmowie". Ja i mój przyjaciel zaśmieliśmy się, a Marina podeszła do bruneta i pocałowała na przywitanie.
- Oj, wy moje zakochańce.- zaśmiałam się.
- Tak, tak. I tak cię kocham.- zaśmiałam się.
- To masz problem, bo ja ciebie nie.- tym razem to on wywalił mi język.
- Głupek!
- Małpa!
- Debil!
- Ciota!
- Cham!- powiedziałam, a Wojtek już nic nie powiedział.- Zgasiłam cię.- wybuchnęłam śmiechem.
- Zgasić to ty możesz co najwyżej świeczki.- powiedział i tym razem to ja nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Emm... Yyy... Nie bądź taki do przodu, bo ci z tyłu zabraknie.- powiedziałam "ratując się".
- Ehh... Jak ja kocham te wasze docinki.- westchnęłam Marina, która pewnie już od dłuższego czasu przysłuchiwała się naszej "rozmowie". Ja i mój przyjaciel zaśmieliśmy się, a Marina podeszła do bruneta i pocałowała na przywitanie.
- Oj, wy moje zakochańce.- zaśmiałam się.
***
Wieczorem po męczącym zwiedzaniu galerii handlowej i okupowaniu się leżałam na łóżku i rozmawiałam z Marco przez Skype.
- I jak?- zapytał zaciekawiony.
- Dobrze.- uśmiechnęłam się szczerze.
- Tęsknie za tobą. I to tak cholernie tęsknie.- wyznał.
- Ja też tęsknie. Cholernie tęsknie.- powiedziałam, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą Marco szybko "wytarł".
- Ejj, nie płacz. Sama mówiłaś, że to tylko kilka dni.
- Ale wtedy nie wiedziałam, że to będzie takie trudne...- powiedziałam. Rozmawialiśmy jeszcze kilka godzin, ale już na przyjemniejsze tematy. Po skończonej rozmowie z chłopakiem szybko popędziłam do łazienki, gdzie wzięłam równie szybki prysznic i po 30 min. byłam z powrotem w pokoju.
*Następny dzień*
*Marco*
Po skończonym treningu, przyjechałem wraz z Gotze do mojego domu. Zamówiliśmy pizze i włączyliśmy Fife.
- Zajmuje Borussie.- krzyknąłem.
- Ej, nie. Ja chce.- wydarł się z salonu. Wziąłem picie dla nas i ruszyłem do salonu, w którym czekał na mnie Mario.
- Możesz zagrać swoim Bayernem.- rzekłem lekko chamsko.
- Nie zaczynaj.- burknął. W tym samym momencie rozbrzmiał się dźwięk dzwonka do drzwi. Bez słowa ruszyłem do drzwi, mając prawie 100% pewność kto przed nimi stoi, ale kogo przed nimi zobaczyłem...
- Czego chcesz?- warknąłem.
- Marco, proszę cie porozmawiajmy.- szepnęła.
- Ale Caro. My już nie mamy o czym rozmawiać.
- Nie możesz tak po prostu mi wybaczyć i wrócić? Nie może być tak jak dawniej? Przecież byliśmy ze sobą tak szczęśliwi...
- Nie Caro. Ty byłaś szczęśliwa!- już chciałem zamknąć drzwi, ale blondynka zatrzymała mnie.
- Ale ja ciebie nadal kocham.- powiedziała łapiąc mnie za rękę.
- Nie. Ty nigdy mnie nie kochałaś. Kochałaś tylko i wyłącznie moją kasę.- zakończyłem naszą bezcelową rozmowę i wróciłem do salonu.
- Czy mi się zdawało czy to była Carolin?- zapytał szatyn jak tylko usiadłem obok niego na kanapie.
- No. Caro.- przytaknąłem.
- I czego chciała?- zapytał zły. Od zawsze nie lubił Carolin. Kiedy jeszcze bylem z Carolin cały czas powtarzał, że ta mnie nie kocha i zdradza na prawo i lewo. Miał racje, ale ja nie wierzyłem w to, a raczej nie chciałem wierzyć. Dopiero kiedy zobaczyłem to na własne oczy uwierzyłem...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, hej, hej misiaki moje kochane. ♥
Jestem z kolejnym.
Miałam, a raczej chciałam dodać wczoraj, jednak szkoła nie pozwoliła mi na to. ;c
Ale jest teraz...
Hm... Co tu dużo mówić?
Już was nie męczę i daję wam ocenić ten rozdział. ;)
Buziaki Kinga... ;**