wtorek, 23 września 2014

Rozdział 43 ~ Wyganiasz mnie?

Kiedy tylko wylądowałam na lotnisku w Londynie zadzwoniłam do Wojtka.
- Jadę.- usłyszałam jego głos i sygnał przerwanego połączenia. No tak... Cały Wojtek.
W międzyczasie, kiedy mój przyjaciel dojeżdżał, ja odebrałam swoją walizkę i wyszłam na parking, gdzie cierpliwie czekałam na bruneta. 
Gdy tylko zobaczyłam mojego przyjaciela wychodzącego ze swojego auta, puściłam walizki i podbiegłam, dosłownie rzucając się na niego i przytulając.
- Tęskniłam...- wyszeptałam.
- Ja też. Nawet nie wiesz jak bardzo.- powiedział wzmacniając uścisk.
- A Marina?- zapytałam, kiedy oderwałam się od przyjaciela.
- Tutaj jestem.- usłyszałam jej jedwabny głos.
- Chodź tu do mnie.- odparłam i przytuliłam ja.


*Kilka dni później*
Czas spędzany w Londynie płynął mi nieubłaganie szybko, z czego z jednej strony cieszyłam się, zaś z drugiej zupełnie odwrotnie..
Dzisiaj nie chcąc tracić dnia szybko ubrałam się, przemyłam twarz chłodną wodą i nałożyłam makijaż, a włosy związałam w niedbałego koka. Zeszłam na dół, gdzie nikogo nie było. Postanowiłam zrobić śniadanie dla domowników. Postawiłam na naleśniki z jabłkami. Nim się obejrzałam, a już się piekły. W tym samym czasie do kuchni wszedł zaspany Wojtek.
- Hej.- przywitałam bramkarza entuzjastycznie.
- Heeeej.- ziewnął.- Co robisz?- zapytał nalewając sobie wody do szklanki.
- Naleśniki.- uśmiechnęłam się.
- ... I jak tam z Reus'em?- zapytał nagle Szczęsny.
- Yy... No ten... Jesteśmy razem.- odparłam niepewnie, a jednocześnie z uśmiechem.
- No w końcu!- przytulił mnie, na co ja zaśmiałam się.- A niech mi cię skrzywdzi to nie żyje.- oderwał się ode mnie i cmoknął w policzek.
- Weź idź!- zaśmiałam się.
- Wyganiasz mnie?- zrobił oczka kotka ze Shreka.
- Nie no skądże.
- Już myślałem...- "odetchnął z ulgą".
- Źle myślałeś..- wywaliłam mu język.
- Małpa!
- Tak, tak. I tak cię kocham.- zaśmiałam się.
- To masz problem, bo ja ciebie nie.- tym razem to on wywalił mi język.
- Głupek!
- Małpa!
- Debil!
- Ciota!
- Cham!- powiedziałam, a Wojtek już nic nie powiedział.- Zgasiłam cię.- wybuchnęłam śmiechem.
- Zgasić to ty możesz co najwyżej świeczki.- powiedział i tym razem to ja nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Emm... Yyy... Nie bądź taki do przodu, bo ci z tyłu zabraknie.- powiedziałam "ratując się".
- Ehh... Jak ja kocham te wasze docinki.- westchnęłam Marina, która pewnie już od dłuższego czasu przysłuchiwała się naszej "rozmowie". Ja i mój przyjaciel zaśmieliśmy się, a Marina podeszła do bruneta i pocałowała na przywitanie.
- Oj, wy moje zakochańce.- zaśmiałam się.


***

Wieczorem po męczącym zwiedzaniu galerii handlowej i okupowaniu się leżałam na łóżku i rozmawiałam z Marco przez Skype.
- I jak?- zapytał zaciekawiony.
- Dobrze.- uśmiechnęłam się szczerze.
- Tęsknie za tobą. I to tak cholernie tęsknie.- wyznał.
- Ja też tęsknie. Cholernie tęsknie.- powiedziałam, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą Marco szybko "wytarł". 
- Ejj, nie płacz. Sama mówiłaś, że to tylko kilka dni.
- Ale wtedy nie wiedziałam, że to będzie takie trudne...- powiedziałam. Rozmawialiśmy jeszcze kilka godzin, ale już na przyjemniejsze tematy. Po skończonej rozmowie z chłopakiem szybko popędziłam do łazienki, gdzie wzięłam równie szybki prysznic i po 30 min. byłam z powrotem w pokoju.

*Następny dzień*
*Marco*
Po skończonym treningu, przyjechałem wraz z Gotze do mojego domu. Zamówiliśmy pizze i włączyliśmy Fife.
- Zajmuje Borussie.- krzyknąłem.
- Ej, nie. Ja chce.- wydarł się z salonu. Wziąłem picie dla nas i ruszyłem do salonu, w którym czekał na mnie Mario.
- Możesz zagrać swoim Bayernem.- rzekłem lekko chamsko.
- Nie zaczynaj.- burknął. W tym samym momencie rozbrzmiał się dźwięk dzwonka do drzwi. Bez słowa ruszyłem do drzwi, mając prawie 100% pewność kto przed nimi stoi, ale kogo przed nimi zobaczyłem...
- Czego chcesz?- warknąłem.
- Marco, proszę cie porozmawiajmy.- szepnęła.
- Ale Caro. My już nie mamy o czym rozmawiać.
- Nie możesz tak po prostu mi wybaczyć i wrócić? Nie może być tak jak dawniej? Przecież byliśmy ze sobą tak szczęśliwi...
- Nie Caro. Ty byłaś szczęśliwa!- już chciałem zamknąć drzwi, ale blondynka zatrzymała mnie.
- Ale ja ciebie nadal kocham.- powiedziała łapiąc mnie za rękę.
- Nie. Ty nigdy mnie nie kochałaś. Kochałaś tylko i wyłącznie moją kasę.- zakończyłem naszą bezcelową rozmowę i wróciłem do salonu.
- Czy mi się zdawało czy to była Carolin?- zapytał szatyn jak tylko usiadłem obok niego na kanapie.
- No. Caro.- przytaknąłem.
- I czego chciała?- zapytał zły. Od zawsze nie lubił Carolin. Kiedy jeszcze bylem z Carolin cały czas powtarzał, że ta mnie nie kocha i zdradza na prawo i lewo. Miał racje, ale ja nie wierzyłem w to, a raczej nie chciałem wierzyć. Dopiero kiedy zobaczyłem to na własne oczy uwierzyłem...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, hej, hej misiaki moje kochane. ♥
Jestem z kolejnym.
Miałam, a raczej chciałam dodać wczoraj, jednak szkoła nie pozwoliła mi na to. ;c
Ale jest teraz...
Hm... Co tu dużo mówić?
Już was nie męczę i daję wam ocenić ten rozdział. ;)

Buziaki Kinga... ;**

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 42 ~ Nie Jezusuj, bo Jezusem zostaniesz.

- Idź się wykąp, bo nie będę z tobą spała. Jeb*e od ciebie na kilometr.- inaczej tego określić się nie dało. Marco bez żadnego sprzeciwu i słynnego "ale" skie wał się do łazienki.
Położyłam się wygodnie na łóżku mojego ukochaneg. i rozmyślałam... O nim. Powoli moje powieki robiły się ciężkie i nie byłam w stanie utrzymać ich. Już prawie usypiałam, kiedy poczułam ciepłe wargi na mojej szyi...
- Spisz?- zapytał ochrypłym głosem, nadal całując skrawek po skrawku mojej szyi. W międzyczasie jego ręka zawędrowała na mój brzuch.
Już po chwili blondyn był nade mną i musnął moje wargi. Jednak już chwile później jego usta zagościły na moich w namiętnym pocałunku. Wiedziałam do czego zmierza Marco, ale i wiedziałam, że nie jest trzeźwy.
- Marco...- odsunęłam go lekko od siebie, jednak ten nie reagował. Nadal całował mnie, a jego ręce błądziły po moim ciele. Chciałam to z nim zrobić, ale nie teraz...- Pijany jesteś.- odepchnęłam go już z większą siłą niż poprzednio. 
- Ale to nie oznacza, że nie wiem co robię.- odparł siadając obok mnie. Ja również się podniosłam. 
- Wiem.- powiedziałam i przygryzłam lekko dolną wargę. Przysunęłam się bliżej Marco i lekko popchnęłam, tak że leżał. Usiadłam na nim okrakiem, ujęłam jego twarz w dłonie i zaczęłam namiętnie całować. Blondyn wsunął ręce pod moja koszulkę, zatrzymując się na biodrach. Wiedział, że na więcej jak na razie pozwolić sobie nie może. Jednak na tym się skończyło...
Odrywając się od Marco przejechałam po jego nagim i umięśnionym torsie.
- Może być?- zapytałam z szerokim uśmiechem.
- Brakuje mi czegoś w tym "zdaniu".-odparł, a ja spojrzałam na niego pytająco.- Kochanie.- zaśmiał się.
- No dobrze. Może być kochanie?
- Idealnie kotku.- odpowiedział, a ja zeszłam z niego i położyłam się obok.
- Dobranoc.- dodałam, odwróciłam się na drugi bok, tyłem do Marco.
- Dobranoc.- odparł całując mnie w policzek i łapiąc moją dłoń.

*Następny dzień*
Obudziłam się po 12, a Marco już nie było obok mnie. Było to trochę dziwne, bo on zawsze po imprezach śpi najdłużej jak tylko może.
Z wielką chęcią wstałam, iż to ostatnie moje godziny w Dortmundzie przed wjazdem do Londynu.
Założyłam bluzę Marco, która leżała obok łóżka i zeszłam na dół. Już kiedy postawiłam nogę na schodach poczułam zapach smażonej jajecznicy. Nie dowierzałam... Mój Marco umie gotować, a raczej piec. Najciszej jak tylko mogłam weszłam do kuchni i będąc już wystarczająco blisko blondyna, wbiłam palce w dolną część jego pleców. Podskoczył.
- Jezuu..!- krzyknął "łapiąc się za serce".
- Nie Jezusuj, bo Jezusem zostaniesz.- zaśmiałam się, stanęłam na palcach i  czule pocałowałam mojego chłopaka.- Co tam pichcisz?- zapytałam spoglądając na patelnię.
- Jajecznicę dla mojej księżniczki.- uśmiechnął się zabójczo.
- A dodałeś soli?- zapytałam i zaczęłam mieszać nasze śniadanie.
- Tak.- odpowiedział dumnie.
- A szczypiorek?- zadawałam kolejne pytania, nie przerywając czynności.
- Już. Sio mi stąd.- zabrał mi łyżkę drewnianą.
- No dobrze, już dobrze.- zaśmiałam się.- To ja pójdę...- zapomniałam, że nie mam ubrań na zmianę.- Ta... Pójdę.- powiedziałam z grymasem na twarzy.
- W pokoju gościnnym jest szafa, wiesz gdzie?- usłyszałam głos blondyna. Pokiwałam twierdząco głową.- Tak powinnaś znaleźć coś dla siebie.- dodał. Już miałam otwierać usta, aby zadać pytanie, ale Marco mnie uprzedził czytając mi w myślach.- Nie. To nie są ubrania Caro.- zaśmiał się.
- Już myślałam...- oparłam.- To idę.- dodałam i ruszyłam w kierunku schodów.
- Ejejejj...- Marco mnie zatrzymał. Odwróciłam się, jednak nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ złożył na moich ustach czuły pocałunek, gładząc palcem mój policzek. Kocham, kiedy tak robi. Zaskakuje mnie. Z trudem oderwałam się od jego kuszących ust i odchodząc przejechałam ręką po jego torsie, na co ten zaśmiał się słodko.

***

Po zjedzeniu kolacji poszliśmy do salonu, aby coś obejrzeć.
- To co robimy?- zapytałam opierając głowę o ramie Marco.
- Olewamy wszystko, spędzamy razem czas i cieszymy się sobą.- zaśmiał się całując mnie w czoło.
- Czemu nie?- wzruszyłam ramionami.- O nie... Ja się jeszcze nie spakowałam.- mruknęłam spoglądając na blondyna.
- No to na co liczysz? Jedziemy.- wstał i złapał mnie za rękę ciągnąc w stronę swojej sypialni.
- Yyy, Marco? Po co my tu przyszliśmy?- zapytałam zaskoczona.
- A jak myślisz?- nie zdążyłam powiedzieć, bo Marco docisnął mnie do ściany i popatrzył w głęboko w moje oczy.- Chyba zapomniałaś, ze ja bez telefonu się nie ruszam.- zaśmiał się i złapał za swój telefon. Ja również wzięłam swój i ruszyliśmy.

***

Pakując moje rzeczy wygłupialiśmy się jak tylko mogliśmy. Śmialiśmy się z niczego. Ganialiśmy po moim pokoju, a nawet próbowałam uciec przed Marco przez balkon, co mi się nie udało...
- Już, ogar. Muszę się spakować. Za trzy godziny mam samolot.- upomniałam mojego chłopaka.
- No dobra.- odparł ze skrzywioną miną.
Do końca, no może nie do końca pakowania moich rzeczy na tygodniowy wyjazd do przyjaciela staraliśmy się zachowywać normalnie. Jednak ja nie potrafiłam długo patrzeć jak mój Marco jest taki poważny. Złapałam za moją bluzkę i rzuciłam nią w niego. O dziwno trafiłam w upragniony cel. Twarz blondyna. Ten niemal natychmiastowo wstał i zaczął mnie gonić. Nie widząc innego schronienia schowałam się w szafie próbując zamknąć drzwi, jednak Marco był szybszy. Dopadł mnie i zaczął gilgotać. Natomiast ja, z racji tego, że mam masakryczne łaskotki zaczęłam wić się jak opętana.
- Marco, pro... Proszę cię.- mówiłam pomiędzy napadami śmiechu,
- A co będę z tego miał?- zapytał poruszając znacząco brwiami.
- Co tylko chcesz.- powiedziałam i łapczywie wbiłam się w jego usta, ujmując twarz blondyna w dłonie. Bicie mojego serca momentalnie przyspieszyło. To niewiarygodne co ten chłopak ze mną robi.

Dokończyliśmy pakowanie moich rzeczy i blondyn na moją prośbę poszedł na dół do Kuby i Agaty. Ja szybko odświeżyłam się, przebrałam w wygodniejsze ubrania, nałożyłam makijaż, a włosy pozostawiłam rozpuszczone, po czym zeszłam na dół. O dziwo w kuchni, ani salonie nikogo nie było, co oznaczało, że są na zewnątrz. Ruszyłam do drzwi tarasowych, które były otwarte i już kilka chwil później byłam na świeżym powietrzu.
- Jestem.- oznajmiłam rozglądając się po tarasie. O dziwo nie było dla mnie krzesełka, więc byłam skazana na kolana Marco. Spojrzałam na niego, a ten tylko poklepał się po kolanach, na co ja podeszłam do niego i usiadłam na kolanach piłkarza.
- Cudowna z was para.- usłyszałam nagle głos Agaty. Spojrzałam na moją bratową zaskoczona.
- Dziękujemy.- powiedziałam w moim i chłopaka imieniu.
W tak miłej atmosferze spędziliśmy jeszcze niecałą godzinę.
- Na mnie czas.- odparłam żegnając się z bratem i Agatą.
- Może odwieziemy cię?- zapytał Kuba.
- Daj spokój. Marco mnie odwiezie. A poza tym Oliwka śpi.- uśmiechnęłam się przekonująco.
- No dobra. Jak chcesz.
Poszłam jeszcze pożegnać się w Oliwką, a Marco poszedł po moją walizkę. Weszłam do pokoju najmłodszej Błaszczykowskiej, która spokojnie sobie spała w swoim łóżeczku. Ucałowałam małą w czoło i popatrzyłam jeszcze chwilę na nią. Tak słodko spała... Uśmiechała się przez sen.

Niecałe pół godziny później byliśmy już w budynku lotniska w Dortmundzie.
- Już tęsknię...- mruknęłam stojąc na przeciwko blondyna i trzymając go za obie ręce.
- Ja też..
Już kilka chwil później został wywołany mój lot. Zbliżyłam się jeszcze bliżej Marco i namiętnie pocałowałam.
- Pamiętaj, że cię kocham..- dodał, kiedy odchodziłam. Nasze dłonie rozłączyły się...




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No hej, hej, hej.
I mamy kolejny.
Trochę dłuższy niż poprzednie, ale jakoś tak nie mogłam go zakończyć..
No... To... Co tu więcej pisać?
Pozostawiam go do waszej dyspozycji. ;)

Buźka, Euphory. ;**


środa, 10 września 2014

Rozdział 41 ~ Laski na mnie lecą.

Po niecałych 15 min. byliśmy pod stadionem. Wysiadłem i z tylnego siedzenia mojego auta wyciągnąłem torbę treningową. Marcela wyszła zaraz po mnie. Podszedłem do niej, chwyciłem za rękę i ruszyliśmy w stronę chłopaków, którzy już byli. Jak zawsze jestem ostatni. Tyle, że teraz to jesteśmy.
- Ooo patrzcie. Nasze gołąbeczki idą...- usłyszeliśmy z ust Mario...
- No tak, tak Mario. Gołąbeczki.- uśmiechnąłem się i przywitałem z chłopakami.
- Jak tam noc się udała?- prychnął Gotze, za co został spiorunowany wzrokiem przez Marcelę.
- Ja tutaj jestem!- oburzyła się.
- Tak, tak. Wszyscy widzimy.- uśmiechnąłem się do niej.
- Koniec gadania chłopcy. Na trening zapraszam.- nie wiadomo skąd pojawił się wśród nas Kloppo.
- Oo... A trener wie, że nasz Marco jest z Marcelą?- Mario wyskoczył z "ciekawostką" do trenera.
- Naprawdę? To gratuluje.- powiedział z uśmiechem 47 latek i przytulił moją dziewczynę, a później pogratulował również mnie.
- Dziękujemy.- odparła w naszym imieniu Marcela.
- Raz, raz. Na trening.- poganiał nas trener. Wszyscy ruszyliśmy w stronę wejścia. 
Szliśmy ostatni. Nawet na chwile nie puściłem dłoni mojej ukochanej. Po chwili blondynka oparła głowę, a moja rękę, nadal trzymając moją dłoń. Natomiast ja pocałowałem ją w głowę.
Kilka chwili później byliśmy pod szatnią i musiałem "rozstać się" z Marceliną.

Trening minął mi bardzo szybko. Jak zawsze dużo się śmialiśmy. Ale dzisiaj trzeba było się skupić. W końcu gramy mecz z Barcelona. Przegrywamy 4:1. Nie jest dobrze. Ten jeden gol Roberta w pierwszym spotkaniu jakoś nam pomaga. Jeżeli chcemy wygrać to musimy się skupić i grać na pełnych obrotach.
Po skończonym treningu trener zrobił jeszcze kilku minutową zbiórkę i mówił na temat meczu. Wszyscy słuchaliśmy go nie odzywając się ani słowem.
W szatni wlekłem się jak tylko mogłem. Wiedziałem, że Marcela czeka na mnie, aby się pożegnać, bo zobaczymy się dopiero po meczu.
Kiedy wszyscy już wyszli, ja zawiązywałem dopiero buty. Po zakończeniu tej czynności złapałem za torbę treningową i miałem już wyjść, kiedy do szatni weszła blondynka.
- No ileż można czekać!?- oburzyła się.
- Oj tam..- machnąłem ręką. Położyłem torbę na ławce i podszedłem do mojej dziewczyny. Docisnąłem ja lekko do ściany i położyłem rękę na jej biodrach. Nachyliłem się i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek, nie widząc sprzeciwu z jej strony ponownie zbliżyłem swoja twarz do jej. Ponownie złączyłem nasze usta. W ten pocałunek włożyłem wszystkie swoje uczucia. Chciałem pokazać  jak bardzo ją kocham i jak bardzo ważną jest osobą w moim życiu. 
- Tak bardzo cie kocham..- szepnęła blondynka opierając swoje czoło o moją brodę.
- Ja ciebie tez skarbie. Nawet nie wiesz jak bardzo.- ująłem jej twarz w dłonie i szeroko się uśmiechnąłem.
- Chodźmy, bo Kuba czeka.- powiedziała łapiąc mnie za rękę. Wziąłem torbę i ruszyliśmy w stronę brata mojej ukochanej. Ta ponownie oparła głowę o moja rękę. 
Wyszliśmy przed SIP gdzie czekał Kuba.
Pożegnałem się z Marceliną słodkim buziakiem, którym mnie obdarowała i ruszyłem do siebie do domu.

*Marcelina*
W domu byliśmy przed 14. Od razu poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Nie wiem czemu, ale cholernie chciało mi się spać, wiec nie poleżałam długo, bo już po chwili usnęłam. Obudziłam się po niecałych trzech godzinach. Na zegarku obok mojego łózka widniała godzina 16:42.
Chłopaki trening już zaczęli, wiec i ja musiałam zacząć szykować się na mecz...

*Po meczu*
Nie mogę w to uwierzyć. Słone łzy spływały po moich policzkach, kiedy ja siedziałam na jednym z kilkudziesięciu milionów krzeseł na Signal Iduna Park. Przegraliśmy... A tak mało brakowało. Centymetry... Marco strzelił dwie piękne bramki, które niestety nie wystarczyły. Te dwie piękne bramki mojego Marco nie wystarczyły. Mało brakowało, a Mario starzeliby bramkę. Cholerne centymetry!
Siedziałam i nie obchodziło mnie to, że WAG's mnie wołają. Po kilku sekundach w końcu wstałam i zeszłam z nimi na boisko. Od razu, kiedy wypatrzyłam Marco, wśród Borussen podeszłam do niego i przytuliłam. Nadal cicho szlochałam... Było mi strasznie przykro. 
- Ej, mała nie płacz. Nie udało się. Trudno. Czasu nie cofniemy...- mówił gładząc moje włosy.
- Wiem, ale... To cholernie trudne. Te dwie bramki... Były piękne...- powiedziałam odsuwając się od niego i ocierając swoje łzy.
- Dedykowałem je tobie.- uśmiechnął się uroczo.- Wiem, że nie chcesz, aby o nas wiedzieli. Ale tylko na razie, prawda?- zaśmiał się, czym spowodował, ze również na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Najpierw ja muszę się oswoić z tą wiadomością.- powiedziałam i zaśmiałam się.
- Chodźmy.- powiedział i ruszył w kierunku Borussen i ich partnerek.

***
Dzisiejszy wieczór spędzamy wszyscy u Moritza w domu. Jak zawsze po jakimkolwiek meczu, któryś z chłopaków robi domówkę, tak jest i dzisiaj... 
Siedziałam właśnie z dziewczynami rozmawiając na różnorodne tematy.
- Przepraszam, ale porywam te oto panią.- nagle nad sobą zobaczyłam już podchmielonego Marco. Dziewczyny pokiwały głowami na znak zrozumienia, a ja wstałam. Złapałam Marco za rękę i ruszyliśmy na parkiet. Akurat zaczęła lecieć wolna piosenka, którą uwielbiam.
- To twoja sprawka?- zapytałam, a raczej stwierdziłam. 
- Co? Nie.
- Nie kłam.
- No dobra. Jesteśmy razem już jakiś czas razem, a nie mieliśmy jeszcze okazji zatańczyć czegoś.
- Jakiś czas? Marco to tylko dwa dni.- zaśmiałam się.
- Oj tam...- machnął ręką.- To jak? Zatańczy pani? Czy będziemy tak stać?- zapytał z cwaniackim uśmieszkiem. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo blondyn przyciągnął mnie do siebie i położył ręce na biodrach. Natomiast ja zaplotłam ręce na jego szyi kołysząc się w rytm melodii piosenki Birdy. Oparłam głowę o ramie mojego chłopaka, bawiąc się jego blond włosami. Pomiędzy nami panowała cisza. Jedyne co było słychać to grającą muzykę. Podniosłam głowę lekko w gore i zobaczyłam, że Marco wpatruje się w jakieś miejsce za mną. Odwróciłam się i spostrzegłam jakieś dziewczyny szczerzące się do mojego Marco.
- Ejj.. Będę zazdrosna!- skarciłam go.
- Musisz się przyzwyczajać. W końcu jestem ten Marco Reus. Laski na mnie lecą. Nic na to nie poradzę.- wzruszył ramionami.
- Marco!- szturchnęłam go w ramie.
- Przyzwyczajaj się kotku.- puścił mi oczko.
- Będzie trudno.- powiedziałam z grymasem na twarzy.
- Dasz rade. Wierze w ciebie.- uśmiechnął się uroczo i namiętnie mnie pocałował. Odwzajemniając pocałunek wplotłam palce w jego włosy, przyciągając blondyna jeszcze bliżej siebie i pokazując tym tam plastikowanym dziuniom, że pomiędzy mną a Marco jest coś więcej.
Oderwałam się od blondyna i odwróciłam głowę, spoglądając na te trzy plastikowe laski. Na ich twarzy malowało się zdziwienie, a jednocześnie zawiedzenie. Odwracając się w stronę Reus'a, przygryzłam dolną wargę.
- Zazdrośnica!- zaśmiał się.
- Że ja?- zapytałam udając zadziwienie i znów przygryzając wargę.
- Prowokujesz mnie.- odparł przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.
- Ee... Napaleńcu! Zluzuj!- zaśmiałam się. 

***

- Marco! Chodź!- mówiłam do mojego chłopaka, podtrzymując go, aby nie upadł. Ten jednak nie miał zamiaru nigdzie iść. 
- Idziecie?- krzyknęła Agata również trzymając Kubę.
- Idziemy!- zwróciłam się do Marco prawie krzycząc.
- Już, już kotku.- wymamrotał.
- Cześć.- pożegnałam się z chłopakami i ruszyliśmy do samochodu mojego brata, który prowadziła Agata.
- Agata zawieź mnie do Marco. Nie zostawię go samego w takim stanie. Jeszcze sobie coś zrobi.- powiedziałam z grymasem na twarzy.
Już po niecałych 15 min byliśmy pod domem mojego chłopaka. Z lekkimi trudnościami doprowadziłam go do sypialni i posadziłam na łóżku.
- Idę się umyć i tobie tez bym to radziła.- odparłam i ruszyłam do łazienki na dole, aby Marco miał dla siebie łazienkę na gorze. 
Po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności wróciłam do sypialni, w której spostrzegam Marco... W ubraniach.
O nie, nie. Tak być nie będzie. 
Chwile później byłam już  z powrotem w sypialni mojego ukochanego. Stanęłam nad nim i bez żadnych zahamowań czy zawahań wylałam na niego lodowatą wodę. Od razu zerwał się z łóżka na równe nogi.
- Idź się wykąp, bo nie będę z tobą spała. Jeb*e od ciebie na kilometr.- inaczej tego określić się nie dało. Marco bez żadnego sprzeciwu i słynnego "ale" skierował się do łazienki.
Położyłam się wygodnie na łóżku mojego ukochanego i rozmyślałam... O nim. Powoli moje powieki robiły się ciężkie i nie byłam w stanie utrzymać ich. Już prawie usypiałam, kiedy poczułam ciepłe wargi na mojej szyi...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Macie swój upragniony przez niektórych 41 rozdział. ;)
Mam nadzieję, że opłacało się czekać na niego AŻ tyle.
Tak wiem... Długo mnie nie było, ale pisałam... Pisałam i pisać będę.
Nie ma co pisać na temat tego rozdziału, więc nie bredzę już i pozostawiam go do waszej dyspozycji..

18 komentarzy ~ Następny rozdział!
Wiem, że potraficie! ;**



Buziaki Kinga... ;**

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 40 ~ Debillo la bum bum.

Rozdział pisany przy piosence!

Całe popołudnie spędziliśmy razem. Zabukowałam bilet do Londynu. Nawet nie wiecie jak źle czułam się widząc zawiedzioną minę mojego chłopaka. Chyba miał nadzieje, że zmienię zdanie. No ale ja też chcę spotkać się z Wojtkiem. No własnie. Zadzwoniłam do niego. Powiedziałam kiedy przyjeżdżam. Mój przyjaciel bardzo się ucieszył z tego powodu. Porozmawialiśmy jeszcze jakiś czas i wróciłam do Reus'a. Siedział w salonie i oglądał jakiś film. Usiadłam obok piłkarza i oparłam głowę o jego ramie. Ten objął mnie ramieniem. Siedzieliśmy tak chwile w ciszy oglądając film.
- Gniewasz się na mnie?- zapytałam unosząc głowę, aby spojrzeć w jego piękne, zielone tęczówki.
- Oczywiście, że nie.- powiedział z wielkim uśmiechem spoglądając w moje oczy. Nasze usta dzieliły milimetry.
- Na pewno?- chciałam się upewnić.
- Tak. Cieszmy się sobą, dobrze?- powiedział jeszcze bardziej zbliżając się do moich ust.
- Yhmm...- mruknęłam. Na nic innego nie było mnie stać. Zahipnotyzowały mnie jego piękne oczy. Marco czule mnie pocałował. Z takim uczuciem... Odwzajemniłam pocałunek. 
- Idziemy spać? Jestem trochę zmęczona?- zapytałam chłopaka po jakimś czasie. Uzgodniliśmy, że dzisiejsza noc spędzę u Reus'a. Tak będzie lepiej dla mnie jak i dla niego. 
- No okey.- powiedział z ogromnym uśmiechem i ruszyliśmy do sypialni mojego ukochanego.
- Jest jeden mały problem... Nie mam w czym spać. Nie mam ani bielizny ani piżamy.- zauważyłam.
- Przecież możesz spać bez bielizny. Dla mnie lepiej.- no tak. Reus'a żarty trzymają się nawet wieczorem. Spiorunowałam piłkarza wzrokiem.- No okey, okey.
Po chwili blondyn wrócił do mnie z jakaś damską bielizną i za dużą na mnie koszulką. 
- Skąd ty masz taką bieliznę? No bo koszulka twoja.- zapytałam.- Nie. Tylko nie mów, że to Carolin.- błagałam samym spojrzeniem. Blondyn wybuchł śmiechem.
- Nie. Mojej siostry. Znaczy.. Kupiłem jej na urodzimy... Ale za mały rozmiar no i została u mnie.- wytłumaczył, a mi " kamień spadł z serca". Wzięłam ubrania od Niemca, sprzedałam mu jeszcze szybkiego całusa i popędziłam do łazienki. Kiedy weszłam do sypialni po kąpieli, Marco nie było. Pewnie poszedł do łazienki na dole. Najprędzej. Ułożyłam się wygodnie na łóżku mojego ukochanego, przykryłam kołdrą do bioder i cierpliwie czekałam na niego. Patrzyłam w biały sufit i zastanawiałam się jak to wszystko się zaczęło. A zaczęło się wcześniej niż mi się wydaje. Najpierw się przyjaźniliśmy, teraz jesteśmy razem. A co później? Nie wiem i chyba nie chce wiedzieć. Musze patrzeć na to co jest tu i teraz, a nie przejmować się przyszłością. 
Nim się obejrzałam, a wrócił już Marco. Od razu położył się obok mnie i wsunął pod kołdrę. Objął mnie ramieniem, a ja położyłam głowę na jego umięśnionym torsie. Dopiero teraz spostrzegłam, że jest w samych bokserkach. Ale czego ja oczekiwałam? Że założy spodnie i do tego gruby sweter? Nie. Przecież to nie normalne. Spojrzałam na niego. Już prawie usypiał. Jego powieki powoli opadały. Uniosłam głowę i czule go pocałowałam. O dziwo odwzajemnił pocałunek.
- Śpij dobrze.- szepnęłam.
- Z tobą inaczej się nie da.- uśmiechnął się. 

*Następny dzień*
Obudziłam się wczesnym rankiem. Była godzina 8:13. Nie miałam nawet najmniejszej ochoty wstawać, więc poleżałam jeszcze. A poza tym nie chciałam budzić Reus'a, który słodko sobie spał. 
Po jakimś czasie bezczynnego leżenia postanowiłam wstać i zrobić śniadanie dla mnie i Reus'ika. Powolutku, po cichutku zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni. Postanowiłam zrobić coś prostego. Kanapki z szynką, jajkiem, szczypiorkiem i sałatą powinny być odpowiednie. I jeszcze do tego cieplutka herbata. Wzielam się, więc za robienie. Po jakimś czasie w kuchni pojawił się zaspany blondyn.
- Czemu mi ociekłaś?- zapytał robiąc słodką minkę. Podszedł do mnie i pocałował kładąc ręce na moich biodrach.
- Nie uciekłam, tylko nie mogłam spać.- poprawiłam go.
- Mogłaś się do mnie przytulić.
- Nie chciałam cię budzić. Tak słodko spałeś.- potargałam mu grzywkę. 
Blondyn pomógł mi dokończyć robienie śniadania. Już po kilku minutach mogliśmy zajadać się pysznymi kanapeczkami. Po śniadaniu szybko posprzątaliśmy i położyliśmy się jeszcze chwilkę w salonie na kanapie. Oglądaliśmy jakiś program sportowy, kiedy poczułam rękę Marco na moim brzuchu. Zaczął zataczać.na nim różnych wielkości koła. Spojrzałam na niego. Ten uśmiechnął się i namiętnie mnie pocałował.
- Marco... Na którą masz trening?- zmieniłam temat.
- Na 11. A później jeszcze przed meczem o 16:30.- odpowiedział.- Będziesz?- zapytał mając na myśli mecz.
- A jak inaczej? Przecież muszę widzieć jak gra mój ukochany chłopak.- powiedziałam z uśmiechem siadając na nim okrakiem. 
- A jeżeli twój ukochany chłopak nie strzeli bramki? Albo przegramy?- spytał wsuwając swoje ręce pod moją koszulkę.
- Hola, hola!- złapałam za jego ręce.- To, że przegracie nie oznacza, że przestane wam kibicować i kochać.- uśmiechnęłam się promiennie.
- Racja. A mnie kochasz?- zapytał robiąc maślane oczka.
- Głupek! Oczywiście, że nie kocham. Pff...- prychnęłam udając zażenowanie.
- Osz ty! Nie żyjesz!- przewrócił mnie tak, że byłam pod nim. Zaczął mnie łaskotać, gdzie tylko popadnie. Natomiast ja wiłam się po kanapie do chwili, aż spadłam z niej razem z blondynem.
- Debillo la bum bum.- wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
- Mam coś dla ciebie.- powiedział zmieniając temat i jednocześnie ignorując moje słowa. Podniósł się i pomógł mi wstać. Byłam bardzo ciekawa co ma dla mnie Marco. Z jednej strony byłam ciekawa, zaś z drugiej nie chciałam od niego, żadnych prezentów. Nie cierpię, kiedy ktoś mi coś kupuje. Po chwili byliśmy w garderobie piłkarza. Podszedł do jednej z szuflad i wyjął z niej swoją klubową koszulkę.
- Proszę.- wręczył mi ją.- Chciałbym, żebyś założyła ją na dzisiejszy mecz.- dodał.
- Oczywiście. Założę.- powiedziałam z uśmiechem i przytuliłam się do blondyna. Ten również mnie objął i pocałował w czoło.
- Kocham cie, myszko...- szepnął mi do ucha, gładząc moje włosy. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Ja ciebie też.- odparłam odrywając się od blondyna.- Chyba musimy się powoli szykować na trening, nie?
- No tak. Jak bym mógł to ten czas spędziłbym z tobą.- uśmiechnął się.
- Marco piłka jest dla ciebie ważna.
- Tak. Jest ważna. Ale ty ważniejsza.- powiał z szerokim uśmiechem. Mówiąc te kilka słów sprawił, że poczułam się naprawdę ważna. Przysunęłam się jeszcze bliżej niego i namiętnie pocałowałam.
- Idę się ubrać. Wejdziemy jeszcze do mnie, żebym mogła się przebrać?- zapytałam, a raczej oznajmiłam i nie czekając na reakcje blondyna weszłam do łazienki.

*Marco*
Boshe jak ona to robi? Kiedy jest przy mnie cały świat wariuje. Nic się nie liczy poza nią. Jest cudowna. 100 razy lepsza od Caro. Dla niej liczyła się tylko moja kasa. Natomiast z Marcelą tak nie jest. I mam nadzieje, że nigdy nie będzie. 
Kiedy weszła do łazienki rzuciłem się na łóżko. Ledwo co wyszła, a ja już chce poczuć ją przy sobie. Poczuć jej zapach. Smak jej malinowych ust... Po prostu chcę żeby była przy mnie i już nigdy nie odchodziła. Chce się budzić i zasypiać przy niej codziennie. Chce mieć ją u swojego boku już do końca świata i jeden dzień dłużej. Zrobiłbym wszystko, aby tak było. Po prostu... Nie wyobrażam sobie życia bez Błaszczykowskiej.
Nim się obejrzałem, a Polka już wyszła. Ja też szybko podążyłem do łazienki i w ekspresowym wykonałem w niej wszystkie ranne czynności, ponieważ mieliśmy trochę mało czasu.
Zbiegłem na dół, gdzie w kuchni stała moja dziewczyna opierając się o blat kuchenny i pijąc wodę. 
- Możemy jechać.- oznajmiłem.
- A nie zapomniałeś o czymś?- zapytała biorąc kolejny łyk płynu.
- Eee... Spodnie są, klucze też. Chyba wszystko.- zaśmiałem się.
- Na pewno?- zapytała podnosząc do góry moją torbę treningowa.
- Dziękuję. Jesteś kochana.- powiedziałem i pocałowałem ją. - A teraz chodź. Mało czasu mamy.- złapałem ją za rękę i popędziliśmy w stronę mojego samochodu.
Kilka minut później byliśmy pod domem Błaszczykowskich. Blondynka wybiegła z samochodu i już po 5 min. była z powrotem.
Po niecałych 15 min. byliśmy pod stadionem. Wysiadłem i z tylnego siedzenia mojego auta wyciągnąłem torbę treningową. Marcela wyszła zaraz po mnie. Podszedłem do niej, chwyciłem za rękę i ruszyliśmy w stronę chłopaków, którzy już byli. Jak zawsze jestem ostatni. Tyle, że teraz to jesteśmy.
- Ooo patrzcie. Nasze gołąbeczki idą...- usłyszeliśmy z ust Mario...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I mamy kolejny upragniony przez wielu rozdział!
Podoba się?
Oświadczam, że odzyskałam internet i mogę dodawać rozdziały u ciebie. :D

Zapraszam na bloga koleżanki. Jest on o Mario.
Naprawdę warto przeczytać. Bardzo wciąga! ;))

Jak wamn minęło rozpoczęcie roku szkolnego?
Mnie szybo, ale beznadziejnie.
Mój plan lekcji jest jednym słowem do d*py! :/

I to chyba na tyle.
Kinga... ;**