- Tak?
-
Oo, cześć kochanie moje.- trochę język mu się plątał. Słychać było, że
jest lekko wstawiony. Wróciłam do dziewczyn, biorąc na głośnik. Te
spojrzały na mnie nic nie rozumiejąc, na co ja poruszyłam tylko zabawnie
brwiami.- Po co do mnie dzwonisz?- zapytał.
- To ty do mnie zadzwoniłeś.- odpowiedziałam, uśmiechając się głupio.
- Tak? A no tak.- przypomniał sobie.- A bo chciałem ci coś powiedzieć.- dodał.
- Co takiego?
- Bo ja cię bardzo kocham jednak uważam, że jesteś rozkapryszonym gówniarzem.
-
Mhm, i co tam jeszcze wymyśliłeś?- zaśmiałam się, a ze mną dziewczyny.
Wiedziałam bowiem, że jest nieźle pijany, a jutro już nie będzie
pamiętał tego co mówił.
-
Jak ja się urodziłem to ty dopiero po drabinie na dywan wchodziłaś.-
wypalił, a ja usłyszałam śmiechy chłopaków. Czyli on też miał na
głośniku.
- A ja mam to w głębokim poszanowaniu.- rzekłam, a dziewczyny śmiały się ze mnie jak i z Reusa.
- Oj, kocie.- usłyszałam głos Mo. Mo? Mo? To Mo?- Nie fochaj się.- tak to on. To Moritz.. Moritz... Mój Mo. Mój blondasek.
- Ups, nie lubię kotów. Nie pyknęło ci.- powiedziałam z nutką arogancji.
- Wybacz, ale psie do ciebie nie powiem.- zaśmiał się, a za chwile dotarła do mnie fala śmiechu dziewczyn i chłopaków.
- Jak nie do Marceli, to do kogo tak mówisz?- odezwał się Robert.
- Nie interere.- odpowiedział szybko.
*Następny dzień*
Nagle spostrzegłam, że nie jedziemy w tym kierunku co powinniśmy. Mianowicie blondyn powiedział, że jezioro znajduje się na obrzeżach miasta, a tymczasem jechaliśmy w stronę... No właśnie, w stronę lotniska.
- Co ty kombinujesz?- zapytałam, patrząc na Niemca.
- Ja? Nic.- odparł całkiem spokojny.
- Gadaj w tej chwili.- nakazałam, na co ten głupio się zaśmiał, ignorując moje słowa.
- Marco!- wrzasnęłam, widząc budynek lotniska.- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?- zapytałam zdenerwowana.
- Wiedziałem, że tak zareagujesz, dlatego nic ci nie mówiłem.- oznajmił.
- I masz zamiar dalej tak ciągnąć? Nie będziesz mi mówił o swoich planach, a ja będę się na to wszystko godziła?- zapytałam z wyrzutem.
- Nie. Tylko.. Kochanie zrozum, że im naprawdę zależy, żeby się w tobą pożegnać. Szczególnie Mo.- powiedział całkiem spokojny, łapiąc mnie za dłoń.
- A ty zrozum, że jeżeli tak ma być dalej to ja dziękuję.- rzekłam oburzona, po czym wyszłam z samochodu, trzaskając drzwiami.
- Marcela!- krzyknął za mną, zamykając samochód. Zatrzymałam się, czekając na blondyna, ponieważ nie chciałam robić zamieszania. Stwierdziłam, że nie ma sensu, więc odpuściłam. Kiedy był już przy mnie, chciałam ruszyć, jednak ten stanął przede mną, zagradzając mi tym samym drogę.
- Przesuń się.- burknęłam.
- Skarbie..- wymruczał, chcąc coś jeszcze powiedzieć, jednak ja mu przerwałam.
- Żadne skarbie.- założyłam ręce na piersi.
- Chciałem dobrze... I jak zwykle wyszło źle.- burknął, idąc przed siebie. Dorównałam mu tępa, będąc bardzo blisko niego, tak że nasze dłonie co chwile się ocierały o siebie. Wiedziałam, że blondyn długo nie wytrzyma i za chwile złapie mnie za rękę. Tak też się stało. Uśmiechnęłam się ze swojego zwycięstwa. Byłam górą.
- Przestań!- powiedział po jakimś czasie. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale po chwili dodał.- Przygryzasz wargę.- mruknął, na co ja zachichotałam.
- Marcela...- usłyszałam nagle jakiś głos. To był głos...
- Chłopaki.- uśmiechnęłam się, odwracając w ich stronę. Przede mną stali Mario i Moritz. Wtorek. Dzisiaj wylatuje... Podszedł do mnie Mario, przytulając ile miał tylko sił.
- Mario ja...- wydusiłam.- Nie mogę oddychać.- dodałam szeptem.
- Marco!- wrzasnęłam, widząc budynek lotniska.- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?- zapytałam zdenerwowana.
- Wiedziałem, że tak zareagujesz, dlatego nic ci nie mówiłem.- oznajmił.
- I masz zamiar dalej tak ciągnąć? Nie będziesz mi mówił o swoich planach, a ja będę się na to wszystko godziła?- zapytałam z wyrzutem.
- Nie. Tylko.. Kochanie zrozum, że im naprawdę zależy, żeby się w tobą pożegnać. Szczególnie Mo.- powiedział całkiem spokojny, łapiąc mnie za dłoń.
- A ty zrozum, że jeżeli tak ma być dalej to ja dziękuję.- rzekłam oburzona, po czym wyszłam z samochodu, trzaskając drzwiami.
- Marcela!- krzyknął za mną, zamykając samochód. Zatrzymałam się, czekając na blondyna, ponieważ nie chciałam robić zamieszania. Stwierdziłam, że nie ma sensu, więc odpuściłam. Kiedy był już przy mnie, chciałam ruszyć, jednak ten stanął przede mną, zagradzając mi tym samym drogę.
- Przesuń się.- burknęłam.
- Skarbie..- wymruczał, chcąc coś jeszcze powiedzieć, jednak ja mu przerwałam.
- Żadne skarbie.- założyłam ręce na piersi.
- Chciałem dobrze... I jak zwykle wyszło źle.- burknął, idąc przed siebie. Dorównałam mu tępa, będąc bardzo blisko niego, tak że nasze dłonie co chwile się ocierały o siebie. Wiedziałam, że blondyn długo nie wytrzyma i za chwile złapie mnie za rękę. Tak też się stało. Uśmiechnęłam się ze swojego zwycięstwa. Byłam górą.
- Przestań!- powiedział po jakimś czasie. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale po chwili dodał.- Przygryzasz wargę.- mruknął, na co ja zachichotałam.
- Marcela...- usłyszałam nagle jakiś głos. To był głos...
- Chłopaki.- uśmiechnęłam się, odwracając w ich stronę. Przede mną stali Mario i Moritz. Wtorek. Dzisiaj wylatuje... Podszedł do mnie Mario, przytulając ile miał tylko sił.
- Mario ja...- wydusiłam.- Nie mogę oddychać.- dodałam szeptem.
- No już, już. Bo mi ją udusisz.- zaśmiał się Marco, przyciągając mnie do siebie i obejmując w talii. Wiedziałam, że teraz przyszła kolej na Moritza, jednak ja nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Nie byłam przygotowana na pożegnanie z nim.
- Marcela, możemy porozmawiać?- zapytał, na co pokiwałam twierdząco głową.- W cztery oczy?- dodał. Odeszłam od Marco i Mario, a za mną blondyn. Pomiędzy nami zapadła głucha cisza. Nie rozumiem. Po co chciał rozmawiać, skoro teraz nic nie mówi?
- Tamten pocałunek... Tamte pocałunki.- powiedział niepewnie. Wahał się.
- Nie powinny mieć miejsca.- dokończyłam.
- Nie. Ja... Chcę, żebyś wiedziała, że.. Że ja nie żałuję.- chciałam mu przerwać, jednak nie pozwolił mi.- Daj mi dokończyć.- bawił się swoimi palcami.- Lisa ze mną zerwała... Wiem, że pomiędzy nami nie będzie.. Wiem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.- mówił tak przygnębiony.
- Moritz...- ta rozmowa była dla mnie strasznie trudna i wiele mnie kosztowała.- Jesteś dla mnie bardzo ważny, ale jesteś tylko przyjacielem. Ja... Kocham tego farbowanego głupca. Nie chcę, żeby się o tym dowiedział. Nie chcę go zranić.- wlepił wzrok z podłogę. Na chwile zapanowała pomiędzy nami cisza, którą przerwał.
- Niesamowicie całujesz.- wyznał nagle, uśmiechając się uroczo i spoglądając na mnie kątem oka.
- Przestań.- rzekłam poważnie.- I nie dawaj Marco powodów do zazdrości.- dodałam.
- Co masz ma myśli?- zapytał szybko.
- "Oj, kocie."- powtórzyłam jego słowa.
- Byłem pijany.- powiedział obojętnie.- Poza tym to były żarty.- dopowiedział.
- Nie ważne. Proszę, nie rób tak więcej.
- Cysia...- marzyłam, by to usłyszeć z jego ust. Kolejny raz. Spojrzałam na niego kątem oka, nie chcąc utrzymać z nim większego kontaktu wzrokowego. Podszedł do mnie, ujmując moją twarz w dłonie. Patrzył w moje oczy, nie wiedząc co ma powiedzieć. Chciałam go odepchnąć od siebie, jednak ten nie pozwolił mi na to.
- Daj się przytulić.- wyszeptał. Spojrzałam w jego oczy i odpłynęłam. Wiedziałam, że tak będzie! W końcu odpuściłam i dałam się mu przytulić. Biło od niego takie ciepło, którego jeszcze nie czułam od blondyna. Po moim policzku zaczęły lecieć słone łzy.- Nie płacz.- powiedział, wycierając łzy z moich policzków.
- Przykro mi z powodu Lisy.- mruknęłam.
- Tak będzie lepiej.- rzekł, a po chwili wywołali lot Mo i Mario. Oczywiście lecieli osobnymi samolotami.
- Powodzenia.- odparłam, zbliżając się do niego, by po chwili pocałować go w policzek.
- Będę tęsknił.- dodał, przytulając mnie jeszcze ostatni raz.
Przytuliłam się do blondyna, stojącego obok mnie, by po chwili pomachać piłkarzom.
- No już. Nie płacz.- chłopak spojrzał prosto w moje oczy, wycierając moje policzki z łez.
- Chodźmy już.- powiedziałam i zgodnie z moją prośbą ruszyliśmy do wyjścia, by już kilka minut później być w drodze nad jezioro.
- Stało się coś?- zapytał nagle.
- Nie, czemu pytasz?
- Agata mówiła, że jakoś dziwnie się wczoraj zachowywałaś.- odparł, a ja już wiedziałam czemu tak nagle Marco i bratowa ucichli, kiedy weszłam do salonu. Pokręciłam tylko głową.
- Znów dostałam karteczkę.- rzekłam, nie patrząc na blondyna.
- Co? Ale kiedy?- zapytał, zwalniając.
- Marco, proszę cię. Daj mi spokój. Nie chcę o tym rozmawiać.- chciałam wykręcić się z tej niekomfortowej rozmowy. Powoli zaczynała boleć mnie głowa.
- Nie wykręcaj się.- chciał kontynuować rozmowę, jednak ja nie czułam się zbyt dobrze, przez rozmowę z Marco. Musiałam na chwile wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Zatrzymaj się.- odezwałam się.
- Nie. Najpierw porozmawiamy. Poza tym za jakąś godzinę powinniśmy być na miejscu.- oznajmił.
- Marco, proszę.- spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, na co ten pokręcił głową, zjeżdżając na pobocze. Wyskoczyłam z auta blondyna, opierając się o nie. Strasznie źle się poczułam, i to tak nagle.
- Kochanie, wszystko okey? Zbladłaś.- ujął moją twarz w dłonie.
- Niedobrze mi.- powiedziałam, a Marco wyjął z samochodu butelkę wody, po czym podał mi ją.
- Napij się.- odparł, bacznie mi się przyglądając.- Co było napisane na tej karteczce?
- "Będziesz błagać mnie o śmierć".- powiedziałam. Dokładnie zapamiętałam te słowa. Były okropne. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.- Marco, boję się.- odparłam, drżącym głosem. Strasznie boję, cholernie boję.
- Nie bój się. Kiedy wrócimy do Dortmundu od razu zgłosimy to na policję.- oznajmił, przytulając mnie i całując w głowę.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Rozumiesz? Nikt nie będzie ci groził.- ujął moją twarz w dłonie, patrząc prosto w moje oczy.-Pamiętasz co ci obiecałem? Ja dotrzymuje słowa.- pokiwałam tylko głową na tak i położyłam prawą rękę na jego szyi. Ten zbliżył swoją twarz do mojej, delikatnie muskając moje usta. Z każdym kolejnym pocałunkiem, coraz bardziej zatracał się w moich wargach. Z resztą ze mną było tak samo. Ostatni raz pocałował mnie wczoraj. Wiem. Może to głupie, ale każda minuta bez niego naprawdę nie jest taka jak każda minuta z nim.
- Umm...- mruknęłam, kiedy położył swoją dłoń na mojej talii, mocno ją ściskając i przyciągając do swojego ciała. Cały czas byłam przyparta do samochodu. I dobrze, ponieważ moje nogi w jednej chwili zrobiły się jak z waty. Nagle zaczął dzwonić jego telefon. Dość niechętnie oderwaliśmy się od siebie, ale blondyn musnął jeszcze moje usta, na co ja uśmiechnęłam się szeroko. Wyjął telefon z kieszeni swoich spodni, po czym odebrał.
- Tak?... Ale to co się stało?... A no okey... To spotkajmy się na wyjeździe z Dortmundu... Za 10 minut?... Okey. To do zobaczenia.- mówił, po czym na koniec rozłączył się. Nie miałam zielonego pojęcia z kim rozmawia. Myślałam, że powie mi kto dzwonił, jednak ten nawet o tym nie pomyślał.
- Wsiadaj.- rzekł, sam wsiadając. Zrobiłam to o co mnie poprosił, by po chwili patrzeć jak włącza się do ruchu.
- Tak?... Ale to co się stało?... A no okey... To spotkajmy się na wyjeździe z Dortmundu... Za 10 minut?... Okey. To do zobaczenia.- mówił, po czym na koniec rozłączył się. Nie miałam zielonego pojęcia z kim rozmawia. Myślałam, że powie mi kto dzwonił, jednak ten nawet o tym nie pomyślał.
- Wsiadaj.- rzekł, sam wsiadając. Zrobiłam to o co mnie poprosił, by po chwili patrzeć jak włącza się do ruchu.
- Kto dzwonił?- zapytałam.
- Kuba.- odpowiedział. Otwierałam już usta, by zadać pytanie 25 latkowi, jednak ten uprzedził mnie.- Odwołali lot do Polski i kolejny ma być dopiero za kilka dni. Więc spędzają "weekend" z nami.- powiedział. Uśmiechnęłam się tylko szeroko, na wiadomość, że spędzę trochę czasu z rodziną jak i chłopakiem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziś nie będę wypowiadać się co do tego rozdziału.
Uważam, jak uważam i nie będę tego tutaj pisać.
Myślę, że do końca opowiadania zostało jakieś 15/20 rozdziałów, jak nie mniej. Nie wiem dokładnie. ;)
Tak więc do zobaczenia! ☺
Tak mało zostało do końca?! :o O nie!
OdpowiedzUsuńRozdział taki ugh... wspaniały ;* Tylko treść tej karteczki :( Ugh... Zaczynam się bać o Cyske.. :( Biedny Mo... :( szkoda mi go... :( Haha.. jaki Narco zadowowolony, że spędzi czas z Kubą, Agatą, Oliwką i Marceliną razem :D Wymarzony weekend :D Czekam na następny. ^^ Pozdrawiam, buziaki. Ola :*
Tak mało do końca?jeju :o
OdpowiedzUsuńTa karteczka mnie przeraziła...oby nic się Cyśce nie stało
Marco i Marcela są naprawdę piękną parą,mam nadzieję że nic ich nie rozdzieli (musiałam nadrabiać cztery rozdziały a nieźle tam się działo *,*)
Z niecierpliwością czekam na nn<3
Buziaki :****
Tylko tyle do końca?! Może jakiś bonusik? Z 30 epilogów? :D
OdpowiedzUsuńRozdział...no cudowny! <3 Jak tu nie kochać tego opowiadania? Marcela i Marco są tacy cudowni! <3 Zapowiada się całkiem ciekawy weekend!:) Już nie mogę się doczekać 76! :)
Buziaki!:***
I zapraszam do siebie! :) http://mr11-bvb.blogspot.com
Cudowny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Mo nie zepsuje tego co jest pomiędzy Marcelą i Marco, bo inaczej mu tego nie podaruję! :D
Czekam na nn ♥