sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 64 ~ Do usług pannie Ruiz.

*Kilka dni później*
*Marcelina*
Heh.. Mieliście tak, że chłopak wam coś obiecywał? I nie dotrzymał tego słowa? 
Wiecie jak to jest? Jak się wtedy czuje ta oszukana osoba? Jeżeli nie, to ja wam chętnie powiem. Otóż... Okropnie. Tak, tylko tyle. Tyle w zupełności wystarczy. To słowo opisuje wszystkie moje uczucia. Ale czy na pewno? Może jednak nie? Może wstręt, odrazę, nienawiść, złość, smutek, ból? Tak. Ale najbardziej boli mnie to, że obiecał. Obiecał i nie dotrzymał słowa. Powiedział, że choćby nie wiem co by się działo, nie zapomni o mnie i będę tak samo ważna. Heh.. 
Siedziałam na ciepłym piasku, bawiąc się nim i patrząc na bawiących się na plaży ludzi. Jedni grali w siatkówkę, drudzy w nogę, a jeszcze inni bawili się ze swoimi dziećmi. Czekałam na niego. Czekałam już dobrą godzinę. Znów mnie zawiódł. Znów.. A ja tak cholernie wierzyłam, że jednak przyjdzie. Że spędzimy razem trochę czasu. Znów się pomyliłam. Ale do cholery! Mylę się tak już od dobrych kilku dni. No ileż można!?
Gwałtownie wstałam ze swojego miejsca, rzucając piachem, by już po chwili iść w stronę hotelu. Postanowiłam, że zapomnę o nim. Przynajmniej na chwilę, na moment. Zrelaksuję się sama przy hotelowym basenie. Sama. Bez Mario, Mo, Marco, Ann, Roberta, Ani i Leo. Sama. Wszyscy gdzieś poszli, nawet nie myśląc o tym, żeby spytać mnie czy mam ochotę wyjść z nimi.
Niedługo później byłam już na swoim piętrze. Jednak... Spotkałam tam kogoś, kogo nie chciałam widzieć przez następne dni, a nawet tygodnie. Wychodził ze swojego pokoju, zamykając drzwi kartą. Kiedy odwrócił się, zobaczył mnie.. Co zobaczyłam? Lekki uśmiech i te iskierki w oczach. Ruszyłam przed siebie, nie chcąc zamienić z nim ani jednego słowa. 
- Marcela..- podbiegł do mnie, a w moich oczach zebrały się łzy. Tak bardzo nie chciałam, żeby ujrzały światło dzienne. Chciałam pokazać, że jestem silna. Czym prędzej chciałam otworzyć drzwi, które właśnie teraz jak na złość zacięły się. 
- Cholera.- przełknęłam je. Odwróciłam się na pięcie, rezygnując z dalszej walki z tymi przeklętymi drzwiami.
- Poczekaj.- podbiegł do mnie, ale ja nie miałam nawet najmniejszego zamiaru zwracać na niego uwagi.- Możemy porozmawiać?
- Nie.
- Posłuchaj mnie.- nie odpuszczał.
- Nie mam ochoty na rozmowę.- starałam się nie wybuchnąć. Niespodziewanie złapał mnie za rękę, odwracając i przyciągając do siebie. Jego silne dłonie trzymały moje ręce. Powoli zaczynało to boleć.
- Proszę.- powiedział przez zaciśnięte zęby. 
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz co do ciebie mówię? Mam cię dość. Okłamałeś mnie. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi i mówimy sobie wszystko. Wszystko! Ale jak zwykle się przeliczyłam. Mam was dość. Mam dość facetów! Naprawdę nie mam siły.. Zostaw mnie.- mówiłam, a z moich oczu płynęły łzy. Pękłam. Musiałam się na kimś wyżyć, a on był najbliżej. Patrzyłam w jego oczy i co widziałam? Skruchę? Przepraszał. Przepraszał samym spojrzeniem. Spojrzałam w jego oczy i odeszłam. 
Miałam iść do tego jebanego pokoju! Wróciłam. Stał jak stał. Minęłam go i czym prędzej otworzyłam drzwi, wchodząc do pokoju..

Leżałam na leżaku przy basenowym hotelu, delektując się spokojem. Po części zapomniałam już o wszystkim. Tylko ja, spokój i drink w prawej dłoni.
- Porozmawiasz ze mną?- usłyszałam głos przed sobą.
- Nie.- odpowiedziałam beznamiętnie. 
- Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie odpuszczę.- powiedział pewny siebie. Słyszałam w jego głosie tą pewność i wyższość. Otworzyłam oczy, chcąc coś powiedzieć, jednak zacięłam się. Był przede mną. Tak blisko.. Rękoma opierał się o leżak.
- Umm..- nie wiedziałam co powiedzieć, dlatego odwróciłam głowę w drugą stronę, by nie patrzeć w jego tęczówki. Ten tylko prychnął śmiechem, pokręcił głową. Irytował mnie! Upiłam kolejny łyk drinka, delektując się nim. Czułam na sobie wzrok blondyna, który coraz bardziej mnie denerwował. No ileż można! Spojrzałam na niego. Miał na sobie tylko spodenki. Leżał obok na leżaku, opalając się. Przeniosłam wzrok na basen i wstałam. Związałam włosy w niedbałego koka i powoli weszłam do wody. Najpierw było mi zimno, dlatego stopniowo zanurzałam się.. Po chwili poczułam fale wody uderzającą w moją twarz. Jęknęłam, mamrocząc coś pod nosem z niezadowoleniem. Uderzyłam dłonią w powierzchnię wody.
- Jesteś nienormalny.- warknęłam. 
- Wiem to.- wyszczerzył się, podchodząc bliżej mnie.
- Odsuń się.- powiedziałam, kiedy był blisko mnie, a zbliżał się jeszcze bardziej.
- Nie potrafię odpuścić.- odparł, ujmując moją twarz w dłonie.
- Moritz, nie rób tego.- mimo, iż tego nie chciałam, to przyciągał mnie do siebie. Był jak magnes, tyle że ja kocham Marco.- Mo...
Pocałował mnie, nie pozwalając dokończyć. Pierwszy raz poczułam jego wargi na swoich. Co prawda.. Kiedyś chciałam być tak blisko niego jak teraz. Ale to było dawno. Poczułam coś do niego, tylko na chwilę. A kiedy dowiedziałam się, że ma dziewczynę, odpuściłam. Wiedziałam, że to nie miałoby nawet najmniejszego sensu. Przyciąga mnie do siebie, a ja nie potrafię nic z tym zrobić. Odepchnęłam go od siebie i spoliczkowałam.
- Jak mogłeś? A gdyby ktoś zobaczył? Zwariowałeś? Mam Marco, a ty Lise. Co ty do cholery wyprawiasz? 
- Przepraszam.- wymamrotał prawie niesłyszalnie, po czym odszedł ode mnie na kilka kroków.
- Kocham go.- wyszeptałam..
- Psuje się pomiędzy wami?- bardziej oznajmił, niż zapytał.
- T.ta..- nie dokończyła.- Nie ważne.- powiedziałam, wychodząc z wody.- Lepiej będzie jak już pójdę. Zaczyna robić się zimno.- odparłam, owijając swoje ciało ręcznikiem. Ten momentalnie znalazł się obok mnie.
- Odprowadzę cię. Nie chcę, żebyś szła sama.
- Ale ja chcę.- odparłam, łapiąc za swoje rzeczy i pośpiesznie odeszłam.
- Marcela zaczekaj!- usłyszałam jeszcze, ale nie zwracałam na to uwagi. 
Kiedy weszłam do pokoju, stanęłam jak wryta. Zastałam w nim Reusa. Stał przy szafce, grzebiąc w niej. Najwidoczniej czegoś szukał. 
Chyba nie widział..? W końcu pokój mamy po drugiej stronie.
- Cześć kochanie.- usłyszałam jego głos. Wow! Nie wiedziałam, że on jeszcze pamięta takie słowo.. Oparłam się o drzwi.
- Cześć.- odpowiedziałam, a ten podszedł do mnie i dał szybkiego całusa w usta. 
- Stało się coś?- zapytał, łapiąc mnie za rękę.
- Nie. Czemu pytasz?- starałam się być jak najbardziej wiarygodna, jednak cały czas miałam przed oczami Moritza. Cały czas myślałam o nim. Odeszłam od Marco i położyłam się na łóżku, zakrywając twarz dłońmi.
Byłam zła na blondyna. Zdenerwował mnie. Nie przyszedł na umówione spotkanie, a ja nie miałam zamiaru tego tolerować. Od kiedy dowiedział się o dziecku to nie ma dla mnie prawie w ogóle czasu. A to nie jest miłe. Naprawdę. Wiem, może trochę przesadzam.. Ale gdybyście byli na moim miejscu, cieszylibyście się? Bo jakoś wydaje mi się, że nie. Każda kobieta chce, aby jej facet poświęcał jej choć trochę swojego wolnego czasu.
Kiedy blondyn chciał coś powiedzieć, wstałam przerywając mu.
- Idę się ogarnąć.- rzekłam bez większych emocji, po czym weszłam.
- Jesteś zła?- zapytał. Stał przy drzwiach.
- Nie no co ty.. Skaczę ze szczęścia.- sarknęłam. 
- Kochanie, przepraszam...
- Nie przepraszaj mnie.- warknęłam, odkręcając wodę. Przemyłam nią twarz. Nagle usłyszałam, że ktoś dobija się do Marco. Telefon nie przestawał dzwonić, co już powoli zaczynało mnie drażnić.
- Tak?... Co się dzieje?... Ivo? Co z nim?... Za chwilę będę.
Nie wierzyłam w to co mówi. Chyba sobie ze mnie kpi do jasnej cholery!
- Marcela, muszę iść. Ivo... Iñez potrzebuje mojej pomocy.
- Tak, tak jasne. Do usług pannie Ruiz.- starałam się włożyć w to zdanie, tyle jadu, ile tylko mogłam.
- Przesadzasz trochę..
- Nie! Nie przesadzam. Jesteś na każde jej zawołanie. O której przyszedłeś? Pół godziny temu?- czekałam na jego odpowiedź, jednak jej nie uzyskałam.- Tak właśnie myślałam.- pokręciłam głową.
- Ona mnie potrzebuje.
- Jak przez cały dzień? Przed chwilą przyszedłeś kretynie! I już idziesz?
- Nie przesadzaj.
- Nie zastanawia cię to dlaczego akurat teraz się odezwała? Przecież jakoś wcześniej radziła sobie sama. Nie miała faceta w domu. Była samotną matką. I tak nagle zjawia się i pieprzy, że jesteś ojcem jej dziecka. To jest chore.
- Ty jesteś chora. Pomyśl czasem co mówisz. Jesteś tak zazdrosna, że nawet nie zauważasz tego, ile znaczy dla mnie Ivo. Od dawna chciałem mieć dziecko, ale ty nie potrafisz tego zrozumieć. Patrzysz tylko na swój czubek nosa, nie myśląc o innych.- zabolały mnie jego słowa. Tak cholernie bolały..
- Miej sobie tego Ivo i tą Iñez. Stwórzcie kochającą się rodzinkę, a o mnie zapomnij... Przecież już dawno zapomniałeś.- w moich oczach zebrały się łzy. Patrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Byłam całkowicie rozbita.
- Nie pieprz farmazonów. Przecież wiesz jak bardzo jesteś dla mnie ważna..
- Właśnie dzisiaj to pokazałeś!- syknęłam.
- Marcela...
- Idź już. Iñez cię potrzebuje. Leć na pomoc kochanej mamusi..- po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Zsunęłam się na podłogę, opierając o szafkę pod umywalką.
- Nie mów t...- nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Idź do cholery!- kopnęłam nogą w drzwi. Po chwili usłyszałam trzask. Wyszedł, trzaskając drzwiami. Rozpłakałam się. Rozpłakałam na dobre. Nie potrafiłam już tłumić tego w sobie. To było dla mnie zbyt trudne.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem z kolejnym rozdziałem ;)
Na początku chciałam podziękować z całego serca za ponad 90 tys. wyświetleń na blogu.
To dla mnie wiele znaczy. Nawet sobie nie wyobrażacie jak wiele...
 Jestem bardzo ciekawa ile czasu zajmie Wam dobicie do setki ☺


6 komentarzy:

  1. Ja cie powinnam zabić. za to..Musiałas sklocić ze sobą Marcele i Marco? No i jeszcze ten nieszczęsny pocałunek... :( Ja wiedzialam, że Inez to same kłopoty... Proszę Cię napraw szybko relacje pomiędzy nimi. :)
    Rozdział cudowny. Czekam na następny. ^^
    Pozdrawiam, buziaki. Ola :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co? Teraz w tym momencie, to powinnam iść i ci tyłek skopać za to, co ty tu wyprawiasz.. Ale po co? Skoro i ty tak będziesz robiła swoje, więc oszczędzę swojej nogi. ;)
    Jednak szkoda, że Marcela i Marco są skłóceni, przecież miałaby być to najlepsze wakacje, a tu.. Ech.. Mam nadzieje, że ich relację pod koniec się poprawią i będzie jak dawniej. Iñez, Iñez radziła sobie sama, a teraz nagle potrzebuje pomocy Marco? A gdzie była wcześniej? I jeszcze ten pocałunek Marceli z Mo na basenie.. To się narobiło.

    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podoba mi się ten rozdział. Końcówka genialna. Coś się psuje, coś się dzieje i jest super. Fajnie, że nie ma ciągłej sielanki, bo to jest nudne. Mam nadzieję, że pogodzą się za... jakiś czas :)
    Życzę dużoooo weny :))
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. *o* - tyle w temacie :D
    Genialny. Nawet nie wiesz jak wyczekiwałam Twojego powrotu.!
    Źle, iż zakochańce się pokłóciły, ale według mnie,
    to fajny dreszczyk i zmiana otoczenia XD
    A co to Moritz'a to jest szczery co do swoich uczuć.
    Na Marceli miejscu zastanowiła bym się nad zachowaniem obu Panów ;)
    Ps. Super :**** weny ;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialnie <3 <3 <3 <3
    Czytam Twojego bloga już dobre kilka miesięcy, ale dopiero założyłam konto. ^^
    Tak więc jak mogłaś ich skłócić ze sobą?! Jasne Marco nie był idealnym chłopakiem, ale to co teraz wyprawia to już szczyt!
    I ten pocałunek! Dlaczego?!

    Ogólnie to weny, weny, weny i do następnego! <3

    OdpowiedzUsuń