Proszę, przeczytaj notkę pod rozdziałem!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zerknęłam na zegarek, na którym widniała godzina 19:05. Za oknem powoli zapada zmrok, a ja już wykąpana. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Aha! Ktoś tutaj kluczy zapomniał! Cały Kuba. Chodząca skleroza. Wstałam niechętnie ze swojego miejsca, podążając do drzwi. Otwierając je, zaśmiałam się cicho, myśląc o tym jak będę droczyć się z Kubą. Zawsze lubiłam wypominać mu jego błędy, ale w żartach oczywiście..
- Nie patrz tak, tylko przytul mnie.- uśmiechnął się uroczo. Nie wierzyłam własnym oczom. On tutaj? Ale jak? Jak to możliwe?
- Marco...- jęknęłam, rzucając się na niego. Wtuliłam się w jego umięśniony tors, wręcz przywierając swoim ciałem do jego. Nie liczyło się nic poza nim. Mój Marco... Wrócił do mnie. Zrobił kilka kroków w przód, stawiając swoje dwie walizki w przedpokoju. Kopnął drzwi, by się zamknęły. Niespodziewanie złapał mnie za uda, podnosząc i zaplatając sobie moje nogi wokół jego bioder, po czym odwzajemnił mój żelazny uścisk.
- Przepraszam cię za wszystko. Przepraszam kochanie. Byłem tak głupi...- głaskał mnie po głowie, natomiast ja bawiłam się jego włosami.
- Nic nie mów.- powiedziałam, a po moich policzkach spłynęło kilka łez. Byłam tak cholernie szczęśliwa. W końcu mogłam się do niego przytulić. Poczuć to ciepło.
- Kocham cię.- wyszeptał do mojego ucha.- Przepraszam, że cię tak traktowałem. Byłem głupi...- mówił, nie odrywając się ode mnie nawet na chwilę.- Jesteś moim skarbem, a ja cię zaniedbałem. Przepraszam.
- Czego nie rozumiesz w słowach nic nie mów?- spojrzałam na niego. To ten sam Marco.. Ten sprzed wakacji. W oczach miał iskierki, na twarzy lekki uśmiech. Znów wtuliłam się w jego tors. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie. Teraz nie liczyło się nic poza nami. Tylko ja i on.
Zeskoczyłam z niego, łapiąc za rękę. Spojrzałam w jego zielone, pełne blasku tęczówki. Splotłam nasze palce, uważnie się temu przyglądając.
- Chodź.- odparł i pociągnął mnie do salonu. Usiadł na kanapie, a ja obok niego. Podkurczyłam nogi, przytulając się do niego. Nic nie mówiliśmy. Była zupełna cisza. Słychać było tylko tykający zegar i bicie naszych serc. Blondyn złapał mnie za rękę, bawiąc się nią. Spojrzałam na niego kątem oka i uśmiechnęłam się. Myślał o czymś. A może o kimś?
- Nie jestem ojcem.- odparł po jakimś czasie.
- Jak to?- nie zrozumiałam co miał na myśli. Przecież wyniki... To jego dziecko.
- Ivo nie jest moim synem.- powiedział. Słyszałam w jego głosie ból, smutek i zawód. On tak bardzo chciał mieć dziecko, syna. Przywiązał się do małego. Widziałam to po wyrazie jego twarzy. Był smutny. Spojrzałam na niego. Patrzył przed siebie, wpatrzony w ekran telewizora. Ten również spojrzał na mnie.- Sfałszowali wyniki. Ukartowali to. Oboje.- mówił powoli.
- Przywiązałeś się do niego.- stwierdziłam.
- I to bardzo.- powiedział z tak ogromnym bólem w głosie.- Nie wiem jak można być takim egoistą. W ogóle nie pomyśleli o małym, a przecież on nie jest niczemu winien.
Nic mu nie odpowiedziałam. Położyłam głowę na jego ramieniu, patrząc na ekran. Nie myślałam o niczym. Miałam w głowie pustkę.
- Widzę, że nic tu po mnie.- usłyszałam głos Marco i poczułam jak odpycha mnie od siebie, wstając.
- Co?- wstałam szybko, patrząc na niego. Nie rozumiałam. Co takiego zrobiłam, że chce iść?
- Od razu po wylądowaniu, przyjechałem tutaj. Myślałem, że się ucieszysz, jakoś zareagujesz. Przecież wróciłem. A ty? Nic.
- Marco przestań.- złapałam go za rękę, kiedy chciał wziąć walizkę.- Bardzo dobrze wiesz, że się cieszę. Bardzo cieszę.- dodałam.
- Udowodnij.- spojrzał w inną stronę. Zachichotałam cicho, łapiąc go za podbródek i odwracając jego twarz w moją stronę. Spojrzałam przebiegle w jego oczy.
- Pieprzony ideał.- mruknęłam cicho do siebie, wpijając się w jego malinowe wargi. Przywarł swoim ciałem do mojego, łapiąc mnie za uda i podnosząc do góry, po czym zaplótł mojego nogi wokół swoich bioder, tak jak kilkanaście minut temu. Położyłam dłonie na jego szyi, nie odrywając się od jego ust. Ten niespodziewanie ruszył w stronę salonu. Usiadł na kanapie, nadal trzymając mnie przy swoim ciele. Teraz to on dominował. Zawsze tak robił. Zawsze musiał być górą. Uparciuch. Położył swoje dłonie na mojej pupie, jeszcze bliżej przyciągając mnie do swojego ciała. Kiedy skończył swoje czułości, przygryzł moją dolną wargę, lekko pociągając za nią. Uśmiechnął się, z taką wyższością. Był górą i miał z tego ogromną satysfakcje.
- Cwaniak.- rzuciłam.
- Słyszałem tamto.- powiedział, przez co zarumieniłam się. Miałam nadzieję, że tego nie usłyszy. Nie chcąc, aby widział moje rumieńce, przytuliłam się do niego.- Pięknie ci z rumieńcami.- stwierdził.
- Marco!
- No co?- zaśmiał się.
- Przestań.- warknęłam. Nagle usłyszałam huk. Hałas dochodził z pokoju małej Błaszczykowskiej.- Oliwia..- odparłam przerażona. Pośpiesznie wstałam, biegnąc w stronę pokoju małej Błaszczykowskiej.
- Marcela!- krzyknął za mną Marco. Im bliżej byłam pokoju Oliwki, tym bardziej moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Wbiegłam do pomieszczenia, rozglądając się po nim. Oliwia siedziała na swoim łóżeczku, cała się trzęsła. Odetchnęłam z ulgą. Nic się jej nie stało. Podeszłam do niej i wzięłam na ręce.
- Cichutko. Nic się nie stało kochanie.- głaskałam ją po głowie. Spojrzeliśmy ma siebie z Marco, prawie w tym samym momencie. Kiedy chciałam podejść do wybitego okna, Marco mnie zatrzymał.
- Nie podchodź.- nakazał. Podszedł do wybitego okna, wyglądając. Moje serce waliło jak oszalałe. Gdyby coś mu się stało, nie wybaczyłabym sobie. Zrobił kilka kroków w tył, kucając. Widziałam, że bierze coś do ręki. Podszedł do mnie. W ręku miał kamienia, do którego przywiązana była karteczka. Odwiązał ją, spoglądając na mnie kątek oka.
- Zapłacisz za to.- przeczytał. Nogi ugięły się pode mną. Gdyby nie to, że Marco mnie podtrzymał, upadłabym.
- Marcela, wszystko okey?- zapytał, przyciągając mnie do siebie. Przełknęłam głośno ślinę, zalegającą w moim gardle.
- Zapłacę? Za co? Komu?- zadawałam kolejne pytania.
- Skarbie, uspokój się.- pocałował mnie w czoło.
- To nie tobie ktoś wybił okno. I to nie tobie ktoś grozi. Jak mam być spokojna?- wybuchnęłam.
- Może to do Kuby, albo Agaty.- zasugerował.
- Proszę cię. Oni nie mają wrogów.- pokręciłam głową.
- Jesteśmy! Marcela!- usłyszałam głos Kuby.
- Tutaj jesteśmy.- zawołał Marco, wychodząc na schody.
- To twoje walizki stoją w przedpokoju?- zapytała Agata.
- Tak.- odpowiedział szybko.- Chodźcie tutaj. Musicie coś zobaczyć.- dodał.
- Cco? Co to ma być?- zapytał przerażony Kuba, wchodząc do pokoju swojej córeczki.
- Tatuś.- krzyknęła Oliwka i wyrwała się z moich objęć. Jakub wziął córkę na ręce. Spojrzałam na Marco, a ten na mnie. Po chwili podał Kubie karteczkę. Stał chwilę patrząc na nią oniemiały.
- Pokaż.- Agata wyrwała bratu karteczkę z ręki. Farbowany blondyn, objął mnie w pasie, przyciągając do siebie i przytulając.
- Jestem pewna, że to jest skierowane do mnie.- odparłam.
- Musimy zgłosić to na policję.- powiedział pewnie Kuba.
- I co im powiem? Kuba ja nawet nie wiem kto to zrobił...
- Marco...- jęknęłam, rzucając się na niego. Wtuliłam się w jego umięśniony tors, wręcz przywierając swoim ciałem do jego. Nie liczyło się nic poza nim. Mój Marco... Wrócił do mnie. Zrobił kilka kroków w przód, stawiając swoje dwie walizki w przedpokoju. Kopnął drzwi, by się zamknęły. Niespodziewanie złapał mnie za uda, podnosząc i zaplatając sobie moje nogi wokół jego bioder, po czym odwzajemnił mój żelazny uścisk.
- Przepraszam cię za wszystko. Przepraszam kochanie. Byłem tak głupi...- głaskał mnie po głowie, natomiast ja bawiłam się jego włosami.
- Nic nie mów.- powiedziałam, a po moich policzkach spłynęło kilka łez. Byłam tak cholernie szczęśliwa. W końcu mogłam się do niego przytulić. Poczuć to ciepło.
- Kocham cię.- wyszeptał do mojego ucha.- Przepraszam, że cię tak traktowałem. Byłem głupi...- mówił, nie odrywając się ode mnie nawet na chwilę.- Jesteś moim skarbem, a ja cię zaniedbałem. Przepraszam.
- Czego nie rozumiesz w słowach nic nie mów?- spojrzałam na niego. To ten sam Marco.. Ten sprzed wakacji. W oczach miał iskierki, na twarzy lekki uśmiech. Znów wtuliłam się w jego tors. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie. Teraz nie liczyło się nic poza nami. Tylko ja i on.
Zeskoczyłam z niego, łapiąc za rękę. Spojrzałam w jego zielone, pełne blasku tęczówki. Splotłam nasze palce, uważnie się temu przyglądając.
- Chodź.- odparł i pociągnął mnie do salonu. Usiadł na kanapie, a ja obok niego. Podkurczyłam nogi, przytulając się do niego. Nic nie mówiliśmy. Była zupełna cisza. Słychać było tylko tykający zegar i bicie naszych serc. Blondyn złapał mnie za rękę, bawiąc się nią. Spojrzałam na niego kątem oka i uśmiechnęłam się. Myślał o czymś. A może o kimś?
- Nie jestem ojcem.- odparł po jakimś czasie.
- Jak to?- nie zrozumiałam co miał na myśli. Przecież wyniki... To jego dziecko.
- Ivo nie jest moim synem.- powiedział. Słyszałam w jego głosie ból, smutek i zawód. On tak bardzo chciał mieć dziecko, syna. Przywiązał się do małego. Widziałam to po wyrazie jego twarzy. Był smutny. Spojrzałam na niego. Patrzył przed siebie, wpatrzony w ekran telewizora. Ten również spojrzał na mnie.- Sfałszowali wyniki. Ukartowali to. Oboje.- mówił powoli.
- Przywiązałeś się do niego.- stwierdziłam.
- I to bardzo.- powiedział z tak ogromnym bólem w głosie.- Nie wiem jak można być takim egoistą. W ogóle nie pomyśleli o małym, a przecież on nie jest niczemu winien.
Nic mu nie odpowiedziałam. Położyłam głowę na jego ramieniu, patrząc na ekran. Nie myślałam o niczym. Miałam w głowie pustkę.
- Widzę, że nic tu po mnie.- usłyszałam głos Marco i poczułam jak odpycha mnie od siebie, wstając.
- Co?- wstałam szybko, patrząc na niego. Nie rozumiałam. Co takiego zrobiłam, że chce iść?
- Od razu po wylądowaniu, przyjechałem tutaj. Myślałem, że się ucieszysz, jakoś zareagujesz. Przecież wróciłem. A ty? Nic.
- Marco przestań.- złapałam go za rękę, kiedy chciał wziąć walizkę.- Bardzo dobrze wiesz, że się cieszę. Bardzo cieszę.- dodałam.
- Udowodnij.- spojrzał w inną stronę. Zachichotałam cicho, łapiąc go za podbródek i odwracając jego twarz w moją stronę. Spojrzałam przebiegle w jego oczy.
- Pieprzony ideał.- mruknęłam cicho do siebie, wpijając się w jego malinowe wargi. Przywarł swoim ciałem do mojego, łapiąc mnie za uda i podnosząc do góry, po czym zaplótł mojego nogi wokół swoich bioder, tak jak kilkanaście minut temu. Położyłam dłonie na jego szyi, nie odrywając się od jego ust. Ten niespodziewanie ruszył w stronę salonu. Usiadł na kanapie, nadal trzymając mnie przy swoim ciele. Teraz to on dominował. Zawsze tak robił. Zawsze musiał być górą. Uparciuch. Położył swoje dłonie na mojej pupie, jeszcze bliżej przyciągając mnie do swojego ciała. Kiedy skończył swoje czułości, przygryzł moją dolną wargę, lekko pociągając za nią. Uśmiechnął się, z taką wyższością. Był górą i miał z tego ogromną satysfakcje.
- Cwaniak.- rzuciłam.
- Słyszałem tamto.- powiedział, przez co zarumieniłam się. Miałam nadzieję, że tego nie usłyszy. Nie chcąc, aby widział moje rumieńce, przytuliłam się do niego.- Pięknie ci z rumieńcami.- stwierdził.
- Marco!
- No co?- zaśmiał się.
- Przestań.- warknęłam. Nagle usłyszałam huk. Hałas dochodził z pokoju małej Błaszczykowskiej.- Oliwia..- odparłam przerażona. Pośpiesznie wstałam, biegnąc w stronę pokoju małej Błaszczykowskiej.
- Marcela!- krzyknął za mną Marco. Im bliżej byłam pokoju Oliwki, tym bardziej moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Wbiegłam do pomieszczenia, rozglądając się po nim. Oliwia siedziała na swoim łóżeczku, cała się trzęsła. Odetchnęłam z ulgą. Nic się jej nie stało. Podeszłam do niej i wzięłam na ręce.
- Cichutko. Nic się nie stało kochanie.- głaskałam ją po głowie. Spojrzeliśmy ma siebie z Marco, prawie w tym samym momencie. Kiedy chciałam podejść do wybitego okna, Marco mnie zatrzymał.
- Nie podchodź.- nakazał. Podszedł do wybitego okna, wyglądając. Moje serce waliło jak oszalałe. Gdyby coś mu się stało, nie wybaczyłabym sobie. Zrobił kilka kroków w tył, kucając. Widziałam, że bierze coś do ręki. Podszedł do mnie. W ręku miał kamienia, do którego przywiązana była karteczka. Odwiązał ją, spoglądając na mnie kątek oka.
- Zapłacisz za to.- przeczytał. Nogi ugięły się pode mną. Gdyby nie to, że Marco mnie podtrzymał, upadłabym.
- Marcela, wszystko okey?- zapytał, przyciągając mnie do siebie. Przełknęłam głośno ślinę, zalegającą w moim gardle.
- Zapłacę? Za co? Komu?- zadawałam kolejne pytania.
- Skarbie, uspokój się.- pocałował mnie w czoło.
- To nie tobie ktoś wybił okno. I to nie tobie ktoś grozi. Jak mam być spokojna?- wybuchnęłam.
- Może to do Kuby, albo Agaty.- zasugerował.
- Proszę cię. Oni nie mają wrogów.- pokręciłam głową.
- Jesteśmy! Marcela!- usłyszałam głos Kuby.
- Tutaj jesteśmy.- zawołał Marco, wychodząc na schody.
- To twoje walizki stoją w przedpokoju?- zapytała Agata.
- Tak.- odpowiedział szybko.- Chodźcie tutaj. Musicie coś zobaczyć.- dodał.
- Cco? Co to ma być?- zapytał przerażony Kuba, wchodząc do pokoju swojej córeczki.
- Tatuś.- krzyknęła Oliwka i wyrwała się z moich objęć. Jakub wziął córkę na ręce. Spojrzałam na Marco, a ten na mnie. Po chwili podał Kubie karteczkę. Stał chwilę patrząc na nią oniemiały.
- Pokaż.- Agata wyrwała bratu karteczkę z ręki. Farbowany blondyn, objął mnie w pasie, przyciągając do siebie i przytulając.
- Jestem pewna, że to jest skierowane do mnie.- odparłam.
- Musimy zgłosić to na policję.- powiedział pewnie Kuba.
- I co im powiem? Kuba ja nawet nie wiem kto to zrobił...
Obudziłam się w środku nocy, słysząc dziwne odgłosy dobiegające z zewnątrz. Przestraszyłam się. Zwłaszcza po tym co miało miejsce wieczorem. Gałąź uderza o okno? Jest wiatr? Ale... Przy moim oknie nie ma drzewa. Powoli zaczęłam kojarzyć fakty.. Jeżeli ten ktoś ma zamiar mnie nastraszyć to mu się to nie uda. Powoli i bardzo ostrożnie wstałam, podchodząc do okna. Moje serce waliło jak oszalałe. Boję się. I to cholernie. Uderzyłam pięścią w okno, mając nadzieję, że ten ktoś sobie odpuści. Z prędkością światła, oparłam się w ścianę przy oknie balkonowym. Boję się... Czekałam chwilę na jakąkolwiek reakcję ze stronę mojego prześladowcy. Znów zaczął uderzać gałęzią o szybkę. Podbiegłam do łóżka i zakryłam się kołdrą po sam czubek głowy. Dłonią odnalazłam telefon. Jedyne co teraz przyszło mi do głowy to telefon do Marco. Musiałam to zrobić. Nie chciałam go budzić, bo każdy normalny człowiek o tej porze śpi. Ale strach był silniejszy ode mnie. Jeden sygnał, drugi, trzeci i kolejny... I nic. Nie odbiera. Rozłączyłam się i wybrałam kolejny raz numer do ukochanego. Tak cholernie się bałam. Ręce trzęsły mi się, nie potrafiłam utrzymać telefonu w dłoni. Hałas nie ustąpił, wręcz przeciwnie. Był coraz głośniejszy. Kolejny raz usłyszałam tylko sygnał.
- Odbierz do cholery!- szepnęłam do siebie.
- Halo?- usłyszałam w słuchawce telefonu głos blondyna. Moje modlitwy zostały wysłuchane.
- Marco, posłuchaj mnie uważnie.- szepnęłam.
- Marcela? Kochanie to ty?- wyraźnie był zakłopotany.
- Tak. Posłuchaj. Ktoś stoi pod moim oknem i uderza gałęzią.- nie pozwolił mi kontynuować.
- Marcela, może coś ci się przesłyszało.- ziewnął.
- Nie, słyszę przecież.
- To na pewno drzewo, wiatr jest. Uspokój się.
- Marco, do cholery! Nie rób ze mnie idiotki. Nie ma żadnego drzewa.- zirytował mnie.- Dobra poradzę sobie sama. Śpij sobie.- powiedziałam i chciałam się rozłączyć, jednak usłyszałam jeszcze jego głos.
- Przyjadę.- powiedział. Usłyszałam huk.- Kurwa!- warknął. Miałam ochotę się śmiać.
- Uważaj na siebie.- odparłam. Bałam się o niego. A jeśli ten ktoś zaatakuje go? Jeśli jest od niego silniejszy? Cieszyłam się, że przyjedzie do mnie. Bo gdyby nie chciał to olałby mnie. Powiedział, że sobie coś ubzdurałam i poszedł dalej spać. Ale nie..
Od razu zeszłam na dół, czekając na blondyna. Miałam nadzieję, że nie będzie tak głupi i nie zadzwoni dzwonkiem. Nie chciałam, żeby obudził Agatę i Kubę, a tym bardziej Oliwię, która śpi u małżeństwa. Minęło może piętnaście minut, a usłyszałam pukanie do drzwi. Pośpiesznie otworzyłam drzwi, a kiedy zobaczyłam, że w drzwiach stoi Marco, złapałam go za rękę i wciągnęłam do domu.
- Może tak byś się przywitała?- zapytał, przyciągając mnie do siebie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak podoba się Wam ten rozdział?
Pojawił się Marco.. Marco, którego każdy wyczekiwał...
I tajemniczy ktoś
Jak myślicie kto to może być?
Mam jeszcze jedno pytanie.. Czyta ktoś moje wypociny?
Pojawia się coraz mniej komentarzy, a ja naprawdę się staram.
Ten kto czyta jeszcze moje opowiadanie, niech zostawi po sobie chociaż kropkę.
Przynajmniej będę wiedziała ile Was jest. I czy jest sens jeszcze pisać.
Powoli będę zmierzać po epilogu... Jakby kogoś to interesowało ;)
Wreszcie! Wreszcie przyjechał Marco. Wreszcie okazało się, że nie jest ojcem Ivo, wreszcie się zaczyna między nimi układać... No i po jakiego grzyba ja się pytam taką piękną chwilę na kanapie psuć jakimś durnym kamieniem?!?! :D Może to Moritz? A może chodzi tu o Marco i ktoś za nim przyjechał z tej Hiszpanii? Cudownie piszesz!<3 <3 <3 I jaki epilog?! Części ma być przynajmniej sto!!! :D
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnej części! :)
Pozdrawiam! :)
mr11-bvb.blogspot.com
Zabić cię to za malo wiesz? Dlaczego? Ja się pytam dlaczego jak Marco wraca do Dortmundu to Ty musisz wtrącać jakiegoś "ktosia"? Myślałam, że teraz bedzie się wszystko układać. ale nie... no po co? Jesteś złą kobietą :* Mam wrażenie, że jest to związane z sytuacją jaka jest pomiedzy Cyśką, a Mo bądź jest to związane zz przeszłością Marceli. Ale już nie próbuje zgadywać ani spekulować, bo pewnie stworzysz coś czego nikt się nie spodziewa :D Wiedziałam, ze cos nie tak jest z tymi wynikami. Tak się ciesze, że Marco wrócił ^^
OdpowiedzUsuńRozdzial suuuuuuuuper. Czekam na nastepny. Pozdrawiam Ola ;*
PS. Ja czytam i nie mam zamiaru przestwać+ co Ty mi tu wyjeżdzasz że już niedługo epilog, co? :o
Ty sie pytasz czy to ktos czyta? Oczywiscie ze tak! Bardzo fajny rozdział :D Marco! Aww.. Czekałam na ten moment ! I jak to niedługo epilog? Masz nie konczyc tego opowiadania! Plosee <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńKocham twoje wypociny :* Ja na pewno czytam to opowiadanie i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :*
OdpowiedzUsuńGenialny! Nie przerywaj tego bloga! Najlepszy blog jakiego czytałam! Pozdrawiam Julka ;*
OdpowiedzUsuńNawet nie wyobrażasz sobie, jak ucieszyła mnie wiadomość, że Marco przyjechał do Dortmundu. Jeszcze to, że nie jest ojcem małego Ivo i, że oni to wszystko sfałszowali. Jak oni mogli to zrobić? Czy oni w ogóle myśleli co robią? Cieszę się, że znów ta dwójka jest ze sobą. Brakowało mi tego, ale... Czy naprawdę musiałaś wmieszać w to wszystką, tą tajemniczą osobę? Caro? Patrick? Czy kto? Znając twoje zamiary, to przez najbliższy czas nie będzie za kolorowo.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :')
Czytam 😊
OdpowiedzUsuńCzytam! Kocham to opowiadanie!
OdpowiedzUsuń. ( kropeczka hahah ) jestesmy jestesmy :) pisz dalej :*
OdpowiedzUsuń:* czytam
OdpowiedzUsuńCzytam czytam tylko...z opóźnieniem haha :D
OdpowiedzUsuńZ nadrabianiem dwóch-trzech rozdziałów ale to szczegół :3
Cieszę się że Marco wrócił do Dortmundu i przeprosił Marcelę,mimo to szkoda mi Reusa przez tą akcje z Ivo :)
Jeszcze ten "ktosiu" mam wrażenie że wiem o kogo chodzi :D mam dwa typy ;) kurcze mam stracha :D
Rozdział genialny *,*
Z niecierpliwością czekam na nn<3
Buziaki :****
Czytam! Rozdział świetny pisz dslej :-D
OdpowiedzUsuńGenialny blog! Czytałam go od początku i jestem dopiero u ciebie z pierwszym komentarzem!:) Ale to nie oznacza ,że z ostatnim:) Nagły powrót Marco mnie zaskoczył ale gdy czytałam poprzednie rozdziały to coś mi śmierdziało z tym 'dzieckiem'. I miałam racje:) Trochę się przestraszyłam gdy czytałam o tym kamieniu... Mam jakies podejrzenia do tego kogos ale nie jestem pewna w 100% :) Pisz dalej tego bloga!;) I o żadnym epilogu nie ma mowy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny :) A jednocześnie zapraszam do mnie http://nieryzygnujnigdyzmarzen.blogspot.com/ :)
Super rozdział :D Ciesze się, że Marco przejrzał na oczy i wrócił do Dortmundu :) Ciekawe kto grozi Marceli.
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnego, więc dodawaj szybko nowy rozdział :D
Życzę weny i pozdrawiam, Wero
Oczywiście, że czytamy!
OdpowiedzUsuńPo prostu nie zawsze jest możliwość skomentowania ;/
Czekam na nowy rozdział :*
Obiecuję, że będę komentować częściej!
Pozdrawiam D. :**
Czytam i nie chcę końca:*
OdpowiedzUsuń