Rozdział pisany przy piosence! ♥
Marcela, proszę cię.- ujął moją twarz w swoje dłonie.
Marcela, proszę cię.- ujął moją twarz w swoje dłonie.
- O co ty mnie prosisz? No o co? O to, żebym od tak powiedziała: "Dobrze, kochanie. Nic się nie dzieje. Te wakacje są wprost cudowne. Nawet o takich nie śniłam."?-
prychnęłam, zdejmując jego dłonie. - Ale tak nie jest. Te wakacje są
okropne. Rzygam nimi.- w moich oczach zebrały się łzy, które chwile
później spływały po moich policzkach.
- Nie mogą być takie złe. Przecież spędzasz je ze mną.- uśmiechnął się.
-
A Ty nadal swoje! Nie widzisz tego? Męczę się. Męczymy się oboje..-
odparłam, spoglądając na drzwi balkonowe.- Na początku myślałam, że
będzie już tylko lepiej. Że nic ani nikt nie stanie nam na drodze do
szczęścia. Bo przecież byliśmy razem i tylko to się liczyło. Byliśmy
razem szczęśliwi i... Myślałam, że nikt nie zdoła nam tego szczęścia
zrujnować. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że udało jej się. Ona
właśnie na to liczyła. Czekała, aż zaczniemy się kłócić, co było
nieuniknione. Jej właśnie o to chodziło..- spojrzałam w jego oczy.
Widziałam w nich ten cholerny ból, który ja czułam przez ostatnich kilka
dni.- I wiesz co ci jeszcze powiem? Gdybyśmy byli dla siebie stworzeni,
nikt nie zdołałby nas rozłączyć.
Tak.
Tak właśnie myślałam. Nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Może byłoby
lepiej gdybyśmy się po prostu rozstali? Po co każde z nas ma się męczyć i
cierpieć, jeżeli możemy to zakończyć. Wystarczy tylko kilka słów i po
problemie. Każde z nas pójdzie w swoją stronę. Tak będzie lepiej...
-
Nawet tak nie mów. Marcela, proszę cię. Daj nam szansę.- ujął moją
twarz w dłonie, przysuwając się jeszcze bliżej mnie.- Proszę, błagam!
Daj mi szansę to naprawić.- oparł swoje czoło o moje. Patrzył uważnie w
moje oczy, jakby chciał z nich wyczytać wszystko co czuję. Delikatnie
musnął moje wargi, z tak wielkim uczuciem. Cholera! Reus! Jesteś
okropny! Dlaczego tak na mnie działasz!?
-
Kocham cię...- wyszeptał. Kolejny raz musnął moje usta. Czemu mu na to
pozwalam? Nie opierałam się. Dlaczego do cholery!? Nagle zachłannie wpił
się w moje wargi. Cały Reus..
*Następny dzień*
- Marcela, musimy już iść.- usłyszałam głos mojego brata.
- Idź. Ja jeszcze chwilę poczekam.- machnęłam ręką w jego kierunku, zakładając ręce na piersi.
- Ale nie mamy już czasu.- powiedział, ale ja najzwyczajniej w świecie, olałam jego słowa.- On nie przyjdzie.- dodał po chwili.
- Przyjdzie.- odparłam, z przekonaniem w głosie. Byłam tego pewna. Heh... Przeliczyłam się.
- Marcela! Wywołali już nasz lot.- oburzył się.
- Rozumiesz, że ja muszę tutaj na niego zaczekać? On przyjdzie, obiecał mi to.- jestem tak naiwna. Co miłość potrafi zrobić z człowiekiem... Wiedziałam, że już nie przyjdzie, ale gdzieś w głębi serca wierzyłam w to, że jednak dotrzyma obietnicy. Oszukiwałam samą siebie.
- Tak jak obiecał, że będzie spędzał z Tobą każdą wolną chwilę? A zamienił cię na tą laskę.- powiedział zły.
- Nie wiesz jak było.- warknęłam.
- Tak ci się tylko wydaje.- powiedział, na co ja tylko pokręciłam głową.- Z resztą rób co chcesz. Możesz nawet tutaj zostać z nim. Ciekawy jestem co będziesz robić, kiedy on pójdzie do niej..- oparł, po czym odszedł.- Nie mów tylko, że cię nie ostrzegałem.- dodał. Zacisnęłam zęby. Nie chciałam się kłócić z własnym bratem, ale czasem tak bywa. Zerknęłam na ekran telefonu. Żadnej wiadomości od blondyna. Czyli naprawdę zapomniał? To było cholernie przykre..
Podążyłam na odprawę, a już pół godziny później siedziałam na swoim miejscu w samolocie. Moje miejsce było od okna. Obok mnie siedziała Ania. Podkurczyłam nogi i patrzyłam na widoki za oknem, które były olśniewające. W końcu w drodze do domu. Chcę tylko zasnąć. Było mi źle z tym, że pokłóciłam się z Kubą. W sumie to miał rację. Marco nawet nie spytał mnie czy chcę zostać. Nic. Cały czas chodziły mi po głowie słowa brata...
A Marco? Wczoraj tak bardzo chciał to wszystko naprawić. Obiecał mi, że wszystko się ułoży.
- Jesteś jego oczkiem w głowie.
Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Gdyby tak było, to traktowałby mnie inaczej..
- Nie potrafię odpuścić.- odparł, ujmując moją twarz w dłonie.
To był koszmar. Całowałam się z przyjacielem. Czułam odrazę do siebie. Czułam się tak, jakbym zdradziła Marco. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze.
- Szkoda mi tylko tych wszystkich kibiców, którzy na ciebie liczą.- uderzyłam go pięścią w tors.
Sama nie wierzyłam w to co mówię. Nie chciałam tego. W głębi serca wiedziałam, miałam nadzieję, że nie odejdzie. Że nadal będzie grał dla Dortmundzkiego klubu, który był dla mnie tak ważny.
*Następny dzień*
- Marcela, musimy już iść.- usłyszałam głos mojego brata.
- Idź. Ja jeszcze chwilę poczekam.- machnęłam ręką w jego kierunku, zakładając ręce na piersi.
- Ale nie mamy już czasu.- powiedział, ale ja najzwyczajniej w świecie, olałam jego słowa.- On nie przyjdzie.- dodał po chwili.
- Przyjdzie.- odparłam, z przekonaniem w głosie. Byłam tego pewna. Heh... Przeliczyłam się.
- Marcela! Wywołali już nasz lot.- oburzył się.
- Rozumiesz, że ja muszę tutaj na niego zaczekać? On przyjdzie, obiecał mi to.- jestem tak naiwna. Co miłość potrafi zrobić z człowiekiem... Wiedziałam, że już nie przyjdzie, ale gdzieś w głębi serca wierzyłam w to, że jednak dotrzyma obietnicy. Oszukiwałam samą siebie.
- Tak jak obiecał, że będzie spędzał z Tobą każdą wolną chwilę? A zamienił cię na tą laskę.- powiedział zły.
- Nie wiesz jak było.- warknęłam.
- Tak ci się tylko wydaje.- powiedział, na co ja tylko pokręciłam głową.- Z resztą rób co chcesz. Możesz nawet tutaj zostać z nim. Ciekawy jestem co będziesz robić, kiedy on pójdzie do niej..- oparł, po czym odszedł.- Nie mów tylko, że cię nie ostrzegałem.- dodał. Zacisnęłam zęby. Nie chciałam się kłócić z własnym bratem, ale czasem tak bywa. Zerknęłam na ekran telefonu. Żadnej wiadomości od blondyna. Czyli naprawdę zapomniał? To było cholernie przykre..

A Marco? Wczoraj tak bardzo chciał to wszystko naprawić. Obiecał mi, że wszystko się ułoży.
- Jesteś jego oczkiem w głowie.
Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Gdyby tak było, to traktowałby mnie inaczej..
- Nie potrafię odpuścić.- odparł, ujmując moją twarz w dłonie.
To był koszmar. Całowałam się z przyjacielem. Czułam odrazę do siebie. Czułam się tak, jakbym zdradziła Marco. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze.
- Szkoda mi tylko tych wszystkich kibiców, którzy na ciebie liczą.- uderzyłam go pięścią w tors.
Sama nie wierzyłam w to co mówię. Nie chciałam tego. W głębi serca wiedziałam, miałam nadzieję, że nie odejdzie. Że nadal będzie grał dla Dortmundzkiego klubu, który był dla mnie tak ważny.
- Ty jesteś chora. Pomyśl czasem co mówisz. Jesteś tak zazdrosna, że nawet nie zauważasz tego, ile znaczy dla mnie Ivo.
To tak cholernie boli...
- Spałaś z nim?- spytał z wyrzutem.
Jak mógł? Nie ufał mi? Czy może nie ufał Moritzowi? Ale.. W końcu on pocałował mnie. Nie wiem co mam o tym myśleć.
- Twój chłopak się martwi.- wyszeptał mi zmysłowo do ucha, nachylając się nade mną.
Martwi się? Naprawdę? Heh... Chyba tylko jak jest sam. Bo kiedy jest z Iñez to nawet nie zadzwoni..
- Iñez potrzebuje mojej pomocy.
Heh... Norma. Jak na razie wiele nie zmieniło się pod tym względem.
- Daj nam szansę.
Powinnam? Czy może lepiej odpuścić? Rozstać się? On stworzy rodzinę, którą tak bardzo chciał mieć. Dom, ciepło, miłość, kochająca kobieta i dziecko, którego tak bardzo pragnął. Idealna rodzina.
I pomyśleć, że to ja chciałam być na tym miejscu. Ale może jeszcze nie wszystko stracone? Może powinnam zawalczyć? Ale czy o tę miłość jeszcze mogę walczyć? Iñez zdobyła to co chciała. Chciała jego i ma. Odpuszczam...
Wstałam ze swojego miejsca i udałam się do toalety, zabierając jeszcze swoją torbę. Czułam wzrok Moritza na swojej osobie. Po moich policzkach spływały łzy. Do cholery! Dlaczego ja płaczę!? Sama się o to prosiłam. Zamiast iść z nim, porozmawiać, to ja idiotka płakałam i użalałam się nad sobą. Po prostu straciłam go na własne życzenie.
Oparłam ręce o umywalkę, patrząc w swoje odbicie w lustrze. Torbę rzuciłam obok swoich nóg. Nie mogę się tak zachowywać. Powinnam wziąć się w garść i zacząć normalnie funkcjonować. Przemyłam dokładnie twarz wodą, tym samym zmywając czarną maskarę z moich rzęs.
To tak cholernie boli...
- Spałaś z nim?- spytał z wyrzutem.
Jak mógł? Nie ufał mi? Czy może nie ufał Moritzowi? Ale.. W końcu on pocałował mnie. Nie wiem co mam o tym myśleć.
- Twój chłopak się martwi.- wyszeptał mi zmysłowo do ucha, nachylając się nade mną.
Martwi się? Naprawdę? Heh... Chyba tylko jak jest sam. Bo kiedy jest z Iñez to nawet nie zadzwoni..
- Iñez potrzebuje mojej pomocy.
Heh... Norma. Jak na razie wiele nie zmieniło się pod tym względem.
- Daj nam szansę.
Powinnam? Czy może lepiej odpuścić? Rozstać się? On stworzy rodzinę, którą tak bardzo chciał mieć. Dom, ciepło, miłość, kochająca kobieta i dziecko, którego tak bardzo pragnął. Idealna rodzina.
I pomyśleć, że to ja chciałam być na tym miejscu. Ale może jeszcze nie wszystko stracone? Może powinnam zawalczyć? Ale czy o tę miłość jeszcze mogę walczyć? Iñez zdobyła to co chciała. Chciała jego i ma. Odpuszczam...
Wstałam ze swojego miejsca i udałam się do toalety, zabierając jeszcze swoją torbę. Czułam wzrok Moritza na swojej osobie. Po moich policzkach spływały łzy. Do cholery! Dlaczego ja płaczę!? Sama się o to prosiłam. Zamiast iść z nim, porozmawiać, to ja idiotka płakałam i użalałam się nad sobą. Po prostu straciłam go na własne życzenie.
Oparłam ręce o umywalkę, patrząc w swoje odbicie w lustrze. Torbę rzuciłam obok swoich nóg. Nie mogę się tak zachowywać. Powinnam wziąć się w garść i zacząć normalnie funkcjonować. Przemyłam dokładnie twarz wodą, tym samym zmywając czarną maskarę z moich rzęs.
Kiedy znów siedziałam na swoim miejscu, wyjęłam telefon z kieszeni, ciekawa czy może blondyn zainteresował się mną. Tak jak się spodziewałam... Nie zadzwonił, nie napisał smsa. Rozumiem, że jego dziecko jest chore, martwi się, no ale tak trudno napisać głupiego smsa? Bawiłam się telefonem, kiedy usłyszałam głos Mo.
- Ania, możesz na chwilkę zamienić się ze mną miejscami?
- Tak, jasne.
- Ale po co?- zapytał zdezorientowana. Już chwile później obok mnie siedział 21 latek.
- Co jest młoda?- spytał, przyglądając mi się badawczo.
- Nic. Co miałoby być?- odpowiedziałam pytaniem, unikając jego spojrzenia.
- Wiem, że jestem stary, ale nie aż tak, żeby mi na oczy padło.- uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Weź idź.- szturchnęłam go w ramie, chichocząc.
- I taką Cyśke kocham.- wybuchnął śmiechem, czochrając moje włosy.
- Ale Ci walne.- syknęłam, uśmiechając się.
- Ciekawe czy zdążysz.- wywalił mi język.- Zanim Ty podniesiesz rękę to ja już zdążę Ci pstryczka w noska dać.- uśmiechnął się uroczo.
- Jeszcze zobaczymy.- założyłam ręce na piersi.
- Oj, oj. Foszek?- zaśmiał się.
- Nie.- prychnęłam.
- Ta... Mhm.- on również założył ręce na piersi, patrząc przed siebie. Po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Mam nadzieję, że nie uciekniecie ode mnie, po tym rozdziale ;c ☺
- Oj, oj. Foszek?- zaśmiał się.
- Nie.- prychnęłam.
- Ta... Mhm.- on również założył ręce na piersi, patrząc przed siebie. Po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, przepraszam ;c za to coś powyżej
Kompletnie nie wyszedł mi ten rozdział.
Do pewnego momentu miałam wenę, a później... Całkowicie mi uleciała.
Przepraszam za końcówkę, bo jest beznadziejna.
Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Mam teraz strasznie dużo nauki i nie mm czasu na pisanie.
Jednak postaram się naskrobać coś dobrego jak najszybciej ;*
Mam nadzieję, że nie uciekniecie ode mnie, po tym rozdziale ;c ☺
To nie jest beznadziejne... to jest jak najbardziej super... ^^ ehh... Marco... :( Zachował się chamsko i to kurde bardzo... mam nadzieję, że się jednak odezwie do Cyski... :) Kłótnia siostry z bratem skąd jak to znam.. :D Ale Kubuś miał rację.. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest supi :3 czekam na następny. ;)
Pozdrawiam, buziaki. Ola ;*
Oh, kochana obiecałam Ci, że następny komentarz postaram się napisać bardzo, bardzo długi. Ciekawe czy mi się uda, no ale zapraszam do jego czytania. :)
OdpowiedzUsuńNo to może zacznę od początku, że cieszę się niezmiernie, że dodałaś w końcu rozdział! W końcu miałam mogłam go przeczytać, a nie tylko urywki, które widziałam jak pisałaś. Co do rozdziału, to bardzo mi się on podoba, chociaż można powiedzieć, że nie do końca i nie mów, że jest beznadziejna końcówka, bo wcale tak nie jest. Wracając.. Marco błagał ją, że chcę jeszcze jedną szansę, ona mu daje, a on? A on po prostu ją olał, jak jakiegoś nic nie wartego, taniego śmiecia. Czemu wtedy do niej nie napisał? Zadzwonił? Czy chociaż nie spytał czy chcę zostać z nim? Nie rozumiem go, naprawdę. Mówią, że to kobiety są ciężkie do zrozumienia, a weź tu zrozum faceta. Jak dla mnie powinien, tak naprawdę zastanowić się od wewnątrz siebie, co tak naprawdę jest dla niego ważne? Inez? Ivo, o którym dowiedział się całkiem nie dawno, bo mamusia nie raczyła go o tym poinformować.. czy może Marcela, która była przy nim zawsze? Bo teraz nie wiem, czy ona nadal będzie chciała mieć coś z nim do czynienia. Rozumiem go, że martwi się o swojego synka, ale czy na tym wszystkim musi cierpieć również Marcelina? Przecież obiecywał jej, OBIECYWAŁ, że to nic nie zmieni, a obietnic się dotrzymuje, a on? Nie dotrzymał jej. Mam nadzieje, że Reus przemyśli wszystko na spokojnie i dojdzie do wzniosu, że tak naprawdę Marcela jest dla niego najważniejsza i żadna Inez nie powinna tego zmienić, a z Ivo przecież może się widywać, tylko żeby przez te wizyty Marcela nie cierpiała. Jak dla mnie ta dwójka powinna szczerze ze sobą porozmawiać, wyjaśnić kilka spraw, bo tego właśnie im potrzeba, jeżeli chcą żeby ich związek przetrwał, to wszystko. Co do kłótnie między Marcelą, a Kubą może dobrze, że jej tak powiedział? Ale z drugiej strony czy ja wiem? Na pewno nie miał na myśli jej urażenia, ale jest dorosły i wie doskonale co się dzieje między jego siostrą, a Marco. Mo jest naprawdę najlepszym przyjacielem, na jakiego Marcelina mogłaby trafić. Zawsze jest przy niej i nie zależy, to wcale od sytuacji. Widać, że się o nią bardzo martwi, co jest naprawdę słodkie i urocze z jego strony, że właśnie taki jest, a nie inny. Troszczy się o nią i chcę, że między nią, a Marco zapranie było wszystko jak najlepiej.
Uhh.. chyba mi się udało, co? Mam nadzieje, że nie zanudziłam i czekam na następny rozdział.
Rozdział jak każdy-idealny. I szczerze, nie słodzę, jeszcze nigdy nie przeczytałam u Ciebie nudnej części...
OdpowiedzUsuńNóż wściekłam się na Marco... A może się jednak okaże, że wyniki były podrobione? Cały czas mam taką nadzieję. Oby teraz Mo nie zajął miejsca Marco! Błagam nie!
Nie mogę się doczekać następnej części!
W w wolnej chwili zapraszam do mnie: mr11-bvb.blogspot.com
Pozdrawiam; )
Jejku! Cudny *_* Szkoda mi Marceliny. Ona go tak Koch a.on co? Olał ją po prostu . Ah..ci faceci . Mam nadzieje ze się dogadają i znowu będą razem! Pozdrawiam i życzę weny . Czekam na następny
OdpowiedzUsuń/ Nata