*Marcelina*
Obudziło mnie, ogromne pragnienie.
Podniosłam się i spostrzegłam, że nie jestem w pokoju, który dzielę z
Marco. Rozejrzałam się, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Nie miałam
zielonego pojęcia gdzie jestem. Usłyszałam odgłosy, dochodzące z
innego pomieszczenia. Była to łazienka, ktoś brał kąpiel. Spojrzałam w
dół. Ubrania mam na sobie. Wszystko jest tak jak powinno być. Nie mam
tylko butów. Gdzie ja do cholery jestem!?
Po chwili usłyszałam
otwierające się drzwi. Blondyn wyszedł z nich, a ja nie wierzyłam
własnym oczom. Co ja tutaj robię? Z nim? Przecież... Byłam z Erikiem.
Cholera!
- Moritz... Gdzie ja jestem? Czy my..? Co ja tutaj
robię?- niecierpliwiłam się. Moje serce waliło jak oszalałe. Gdzie jest
Marco?
- Spokojnie.- podszedł do mnie, ujmując moją twarz w dłonie. Pocałował mnie w czoło.- Nic pomiędzy nami nie zaszło.- uśmiechnął się, siadając na skraju łóżka i wycierając swoje włosy białym, jedwabnym ręcznikiem. Odetchnęłam z ulgą.
- Jesteśmy u ciebie w pokoju? Co ja tutaj robię? Jak?- zadawałam kolejne pytania, na które nie znałam odpowiedzi. Przesadziłam! Nie powinnam tyle pić. Jestem głupia!
- Tak. Marcela, uspokój się.- złapał mnie za rękę.- Erik musiał iść, a ja akurat wychodziłem z pokoju.
- Możesz się ubrać? Dekoncentrujesz mnie.- utkwiłam wzrok w podłodze, która akurat teraz była nadzwyczaj interesująca. Miał na sobie tylko ręcznik, którym był owinięty w pasie. Strasznie mnie to drażniło.
- Jasne.- zaśmiał się, wstając. Wybrał ze swojej szafki jakieś spodenki, po czym wrócił do łazienki. Wstałam i podeszłam do drzwi balkonowych. Na zewnątrz, powoli zapadał zmrok i robiło się zimno. Na mojej skórze, praktycznie od razu pojawiła się gęsia skóra. Szybko wróciłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Usiadłam na łóżku, wyjmując z kieszeni telefon. Miałam kilka nieodebranych połączeń od Marco. Martwił się? Jakoś wcześniej miał mnie w dupie..
W tym samym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam i podeszłam, otwierając je. W progu stał, właśnie on. Obiekt moich rozmyśleń.
- Moritz, wiesz gdzie jest Marcela? W ogóle nie mogę si...- urwał, kiedy podniósł głowę. Wcześniej wpatrywał się w telefon, chyba wybierając do mnie numer. Patrzył na mnie niedowierzająco.
- Co ty tutaj robisz?- spytał, nadal wpatrując się w mnie jak w obrazek.
- Stoję. Nie widać?- sarknęłam. Właśnie w tym momencie, z pokoju wyszedł Mo.
- Cyśka, kto to?- spytał, spoglądając na nas i poprawiając swoje włosy. Na sobie miał tylko, wcześniej wybrane spodenki. Boże, jak to musiało wyglądać...
- Co to ma znaczyć?- Marco przeniósł swój wzrok na mnie. Był zły? Tak. Zaciskał pięści.
- My nic...- nie pozwolił mi dokończyć.
- Spałaś z nim?- spytał z wyrzutem.
- Zwariowałeś? Jak możesz tak w ogóle mówić? Jak możesz tak myśleć? Nigdy nie zrobiłabym ci takiego świństwa.- wybuchnęłam. Co on sobie wyobrażał...
- Co to ma znaczyć?- Marco przeniósł swój wzrok na mnie. Był zły? Tak. Zaciskał pięści.
- My nic...- nie pozwolił mi dokończyć.
- Spałaś z nim?- spytał z wyrzutem.
- Zwariowałeś? Jak możesz tak w ogóle mówić? Jak możesz tak myśleć? Nigdy nie zrobiłabym ci takiego świństwa.- wybuchnęłam. Co on sobie wyobrażał...
- To co to ma znaczyć do cholery!?- uderzył pięścią we framugę drzwi.
- Jestem u przyjaciela. Tak trudno to zrozumieć? Dla ciebie ważniejsza była Iñez i wyszedłeś. Ja nie miałam zamiaru kolejnego wieczoru spędzać sama i przyszłam do Moritza. Z resztą nie będę ci się tłumaczyć.
- To ty wtedy kazałaś mi wyjść. Nie pamiętasz?
- Ja kazałam ci wyjść? A to nowość. I tak byś wyszedł... Nie okłamuj samego siebie.
- Nie okłamuję...- spojrzał na Mo.
- Proszę cię. Mógłbyś chociaż sam przed sobą to powiedzieć...- zapadła krótka cisza, którą przerwałam.- Pamiętasz co mówiłeś, kiedy powiedziałam ci o tym dziecku? Pamiętasz?... Powiedziałeś, że o mnie nie zapomnisz. Że będziesz poświęcał mi tyle czasu co wcześniej. Że Ivo nie będzie ważniejszy, że będę tak samo ważna. Gadanie...- pokręciłam głową.
- Kochanie...- podszedł do mnie, chcąc objąć.
- Nie.- odsunęłam się od niego. W moich oczach zebrały się łzy.- Następnym razem nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś w stanie dotrzymać.
Cofnął się. Jego ręce drżały.
- Mam dla ciebie radę. Idź do pokoju, stań przed lustrem i powiedz sam do siebie co robisz. Może wtedy mnie zrozumiesz.- dodałam. Przez chwile patrzyłam na niego, po czym przeniosłam wzrok na drzwi, by po chwili znów spojrzeć na piłkarza. Ten bez słowa wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Zrozumiał mnie w 100%.
Patrzyłam na drzwi, w których kilka chwil temu stał blondyn. Było mi strasznie źle. Jestem słaba. Za słaba, by sobie z tym poradzić.
- Cyśka..- usłyszałam głos Mo. Nie miałam ochoty na rozmowę. Chciałam się tylko wypłakać w poduszkę i mieć te wakacje za sobą.
- Chcę być sama.- wyszeptałam i wyszłam na balkon. Nie zwracałam uwagi na to, iż było zimno, na to by wyjść w krótkim rękawku. W tym momencie chłód, który owiał moje ciało, nie interesował mnie.
Po jakimś czasie, usłyszałam kroki i poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu.
- Zimno jest.- odparł, okrywając mnie delikatnym kocem.
- Dziękuję..- uśmiechnęłam się blado, spoglądając na chłopaka, by już chwilę później odwrócić wzrok w drugą stronę. Nie chciałam, żeby widział mnie w takim stanie.
- Nie wiem co się dzieje, ale powinnaś z nim porozmawiać.- oparł się o framugę drzwi.- Chodź. Wstań.- powiedział, wyciągając w moją stronę dłoń. Spojrzałam na niego zaskoczona, ten tylko uśmiechnął się pocieszająco. Złapałam za jego dłoń. Stałam naprzeciw niego, patrząc w jego pełne blasku tęczówki. Chciałam go przytulić. Już chwilę później wpadłam mu w ramiona. Tak cholernie brakuje mi tej bliskości...
- Nie płacz.- wyszeptał zmysłowo do moje ucha, gładząc moje plecy.
- Nie płacz.- wyszeptał zmysłowo do moje ucha, gładząc moje plecy.
***
Weszłam do pokoju z nadzieją, że blondyna nie ma w środku. Oparłam się o drzwi, głośno oddychając. Przeliczyłam się. Stał na balkonie, opierając się o barierkę. Naprawdę nie chciałam go widzieć, a tym bardziej rozmawiać z nim. Nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się, że te wakacje w końcu się kończą. Już jutro o 18 wracamy do Dortmundu. Będę mogła odetchnąć i zapomnieć w pracy. Bo chyba władze Borussii przyjmą mnie?
Gdy tylko zrobiłam krok do przodu, chłopak gwałtownie odwrócił się w moją stronę. Nic ruszyłam się, nawet nie drgnęłam. Zrobił kilka kroków w przód, a ja nie wiedziałam co zrobić. Miałam mętlik w głowie, a jednocześnie pustkę. Jak to możliwe?
- Muszę ci coś powiedzieć.- powiedział poważnie. Miałam dość tych nowych informacji, które coraz bardziej wbijały mnie w podłoże. Czy ten zły okres się kiedyś zakończy? Spojrzałam na niego pytająco.- Nie wracam z wami jutro do Dortmundu.
Heh... Mogłam się tego spodziewać. Tyle już usłyszałam z jego ust to i tego mogłam się spodziewać. Ciekawiła mnie tylko jedna rzecz.
- Dlaczego jeśli mogę wiedzieć?- spojrzałam na plazmowy telewizor, stojący na komodzie.
- Z Ivo jest coraz gorzej. Nie mogę zostawić ich teraz tak samych.- rzekł. Zacisnęłam pięści.
- Na ile tutaj zostajesz?
- Na kilka dni, może tydzień. Nie wiem dokładnie.- odpowiedział, patrząc na mnie uważnie.
- Ja mam lepszy pomysł.- odparłam, robiąc kilka kroków w przód. Teraz stałam przed nim, patrząc w jego zielone, pełne bólu tęczówki.- Wyprowadź się, odejdź z Borussii, podpisz nowy kontrakt z Barceloną albo Realem, co tam wolisz. Zamieszkaj tutaj i po problemie.- cały czas patrzyłam w jego oczy.
- Chciałabyś.- prychnął.- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Idiota! Wywróciłam oczami, wymijając go.
- Marcela!- złapał mnie za rękę, przyciągając do siebie.- Próbuje to naprawić!
- Tak to naprawiasz? Powodzenia.- prychnęłam.
- Nie chcę nikogo ranić, tym bardziej ciebie, ale muszę tutaj zostać.
- Ja ci już coś powiedziałam. Lepiej będzie jak zamieszkasz tutaj. Szkoda mi tylko tych wszystkich kibiców, którzy na ciebie liczą.- uderzyła go pięścią w tors.
- Przestań do cholery!- wrzasnął.- Nie możesz tego zrozumieć?
- Zrozumiałam już dawno.- przerwałam mu.
- Marcela, proszę cię.- ujął moją twarz w swoje dłonie.
- O co ty mnie prosisz? No o co? O to, żebym od tak powiedziała: "Dobrze, kochanie. Nic się nie dzieje. Te wakacje są wprost cudowne. Nawet o takich nie śniłam."?- prychnęłam, zdejmując jego dłonie. - Ale tak nie jest. Te wakacje są okropne. Rzygam nimi.- w moich oczach zebrały się łzy, które chwile później spływały po moich policzkach.
- Nie mogą być takie złe. Przecież spędzasz je ze mną.- uśmiechnął się.
- A Ty nadal swoje! Nie widzisz tego? Męczę się. Męczymy się oboje..- odparłam, spoglądając na drzwi balkonowe.- Na początku myślałam, że będzie już tylko lepiej. Że nic ani nikt nie stanie nam na drodze do szczęścia. Bo przecież byliśmy razem i tylko to się liczyło. Byliśmy razem szczęśliwi i... Myślałam, że nikt nie zdoła nam tego szczęścia zrujnować. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że udało jej się. Ona właśnie na to liczyła. Czekała, aż zaczniemy się kłócić, co było nieuniknione. Jej właśnie o to chodziło..- spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich ten cholerny ból, który ja czułam przez ostatnich kilka dni.- I wiesz co ci jeszcze powiem? Gdybyśmy byli dla siebie stworzeni, nikt nie zdołałby nas rozłączyć.
Tak. Tak właśnie myślałam. Nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Może byłoby lepiej gdybyśmy się po prostu rozstali? Po co każde z nas ma się męczyć i cierpieć, jeżeli możemy to zakończyć. Wystarczy tylko kilka słów i po problemie. Każde z nas pójdzie w swoją stronę. Tak będzie lepiej...
- Nawet tak nie mów. Marcela, proszę cię. Daj nam szansę.- ujął moją twarz w dłonie, przysuwając się jeszcze bliżej mnie.- Proszę, błagam! Daj mi szansę to naprawić.- oparł swoje czoło o moje. Patrzył uważnie w moje oczy, jakby chciał z nich wyczytać wszystko co czuję. Delikatnie musnął moje wargi, z tak wielkim uczuciem. Cholera! Reus! Jesteś okropny! Dlaczego tak na mnie działasz!?
- Kocham cię...- wyszeptał. Kolejny raz musnął moje usta. Czemu mu na to pozwalam? Nie opierałam się. Dlaczego do cholery!? Nagle zachłannie wpił się w moje wargi. Cały Reus..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem tak jak obiecałam ;)
Powiem szczerze, że ten rozdział podoba mi się. Jest dokładnie taki, jak sobie go zaplanowałam.
Naprawdę starałam się, żeby wyszedł jak najlepszy i mam nadzieję, że docenicie to. Długością też nie grzeszy...
Liczę na trochę większą ilość komentarzy niż pod ostatnim postem..
Ale to już od Was zależy ;)
Buziaki ;**
O Mamuniu! *0*
OdpowiedzUsuńZabrałam się za czytanie już minutę po tym, jak dodałaś rozdział. Ach to wyczucie czasu. :D
Iñez chce rozwalić Marco związek, to widać! ; d Niech się odpierwiastkuje, nooo... alimenty jej nie wystarczą?! :///
A Marcela i jej słaba głowa? Zupełnie jak moja. Cóż, może we dwie zostaniemy abstynentkami? :'D
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny! :*
| fantastycznie, że wygraliśmy z Bayernem, tylko szkoda mi Lewego :c
A tylko spróbuj ich rozdzielić to ja się tam do Cb przejdę! I ja to mówię na poważnie...
OdpowiedzUsuńMoże te kilka dni, kiedy Marco będzie tutaj, a Cyska w Dortmundzie zrobi im dobrze... Będą. mieli czas na przemyslenie tego wszystkiego, zatesknią za sobą, a gdy się spotkają to wyjaśnią i będą znowu szczęśliwi. :)
Tylko, żeby nnoc się nie stalo ani tutaj, ani w Dortmundzie, bo wtedy to ja wole nie myśleć...
Rozdzial CUDOWNY!! :*
Czekam na następny. Pozdrawiam, buziaki. Ola ;*
Zajebiste!:) dodaj kolejny najlepiej jutro lub dziś wieczorem:) kocham cie kobieto kocham ten blog;)
OdpowiedzUsuńCzytam...czytam... i czytam
OdpowiedzUsuńW te kropki powpisuj płaczę ;D
Rozdział świetny.
Ja nadal nie wierze, iż to jest jego dziecko.
Iñez też ma obmyślony plan i chyba idzie jej po myśli.
Nie zdziwię się jeżeli bardziej zbliży sie do Mo xd ale po przeczytaniu ostatniego zdania mam wątpliwości.
Jeszcze raz rozdział świetny i zgadzam się na pomysł abyś dała następny rozdział jutro albo pojutrze! Weny i szczęścia chociaż po meczy Borussi z Bayernen nie potrzeba ;D
Chciałabym żeby pomiędzy nimi znowu było wszystko dobrze
OdpowiedzUsuńTa Inez wszystko psuje. Szkoda mi Marceli, zresztą Marco też cierpi.
Rozdział jak zwykle super.
Życzę dużo weny i czekam na następny :-D
Rozdział super.Niech Marcela pokaże Marco że ją olewa.
OdpowiedzUsuńMoriz zachował się jak przyjaciel.
Czekam na next.
Pozdro:*
PS. Zapraszam do mnie i proszę o komentarze.
http://maluma-ja.blogspot.com/
Bożee!
OdpowiedzUsuńCzytałam i nie mogłam uwierzyć w to, co tutaj się dzieje.. Współczuje Marceli, bo mogę tylko się domyślać jak się czuje, a nie jest za dobrze. Fakt, faktem Marco obiecał, że nic nie zmieni to między nimi, ale w końcu to dziecko nie jest niczym winne, to nie jest jego wina, że akurat jego stan się pogorszył. Teraz pomyśleć, że Błaszczykowska wraca sama do Dortmundu, bez Marco. Trochę smutno, że Marco chcę zostać, a Marcela chcę jeszcze z nim zerwać.. nie mogę jakoś w to uwierzyć, że będzie do tego zdolna, za bardzo jej na nim zależy.
Czekam na następny.
Pozdrawiam, buziaki.
Nie mogę uwierzyć w to co się dzieje :o
OdpowiedzUsuńNajchętniej zabiłabym Inez i kopnęła Marco :)
Cyśka ma racje...niech nie składa obietnic bez pokrycia :)
Jednak...końcówka wywołała u mnie łzy :')
musiałam nadrobić dwa rozdziały...taka sytuacja :D
Z niecierpliwością czekam na nn<3
Buziaki :*******