poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 68 ~ O ile dobrze wiem, to nie jesteśmy na ty.

*Następny dzień*
Pierwsze co zrobiłam po przebudzeniu, to  przetarłam oczy. Zaraz po tym sięgnęłam po telefon.  Miałam jedno nieodebrane połączenie. Pośpiesznie odblokowałam ekran telefonu, sprawdzając kto się  do mnie dobijał. Marco! Dzwonił Marco! Od razu na moją twarz wpełzł uśmiech. Podniosłam się, siadając po turecku. Wybrałam numer do blondyna i czekałam, aż usłyszę jego głos w słuchawce telefonu . Tak bardzo chciałam, żeby był teraz obok mnie. Chcę się do niego przytulić i powiedzieć, że kocham. 
- Halo?- usłyszałam mało podobny głos, do mojego chłopaka.
- Yyy... Jest może Marco?- spytała. Dziwnie się czułam. Poczułam się tak, jakbym była przyjaciółką, a to ona jego dziewczyną. 
- Nie. Wyszedł z Ivo.- odpowiedziała oschle.
- Jak będzie to powiedz mu, żeby do mnie zadzwonił.- powiedziałam, jednak takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.. Na chwilę mnie zatkało.
- O ile dobrze wiem, to nie jesteśmy na ty.
- O ile dobrze wiem, to Marco zawsze telefon ma przy sobie.- rzekłam, z nutką arogancji w głosie. 
- Akurat teraz zapomniał.- czułam, że się uśmiecha. Wiedziałam to. 
- Nieważne. Jak wróci to powiedz, żeby zadzwonił.- powiedziałam, zakańczając naszą bezsensowną rozmowę. Rzuciłam telefon, gdzieś obok siebie, bezwładnie opadając na łóżko. Westchnęłam ociężale. Już myślałam, że będę miała szansę z nim porozmawiać. Chociaż przez telefon...
Chwilę później usłyszałam krzyk Oliwki. Wiedziałam, że za chwilę już będzie w moim pokoju.
- Ciuciuu!- krzyknęłam, rzucając się obok mnie. Od razu weszła pod kołdrę, zakrywając się nią po sam czubek głowy.
- Kochanie, co jest?- zapytałam, zaglądając pod kołdrę. 
- Tatuś mie goni. Latuuuj!- powiedziała, z przerażoną miną. Zachichotałam. W tym samym momencie wszedł Kuba. 
- Gdzie ona jest?- zapytało, niczym zabójca z przerażającego i wywołującego ciarki horroru. Zaśmiałam się cicho z wyrazu twarzy mojego brata.

Zbiegłam na dół po schodach, prawie przewracając się o swoje nogi. Agata właśnie nakładała do stołu, a widząc mnie prychnęła śmiechem.
- No co? Głodna jestem.
- Jak zawsze.- skwitował to Kuba, wychodząc z kuchni.
- Wal się.- wywaliłam mu język. 
- Za chwilę śniadania nie dostaniesz.- zagroził.
- To zjem na mieście.- przedrzeźniałam się z nim. Uwielbiałam to robić, wręcz kochałam. Brakuje tutaj tylko Wojtka i Dawida. Wyjęłam z jednej z szafek szklankę i nalałam do niej wody mineralnej.
- Za chwilę oboje będziecie musieli zjeść na mieście.- zakończyła Agata.
- Mnie przygarnie Łukasz.- blondyn usiadł na swoim miejscu. Obok niego usiadła Oliwia, a zaraz po niej ja i Agata. Nałożyłam sobie na talerz jajecznicę i sięgnęłam po bułkę, którą zaraz po tym posmarowałam masłem. Jednak nie było dane mi zjeść w spokoju, ponieważ kiedy brałam kęs bułki, ktoś zadzwonił do drzwi. Podniosłam lekko głowę i oczywiście wszyscy patrzyli na mnie. Nawet Oliwia... Westchnęłam i wstałam ze swojego miejsca, kierując się w stronę drzwi wejściowych...

*Marco*
Wracając z Ivo do domu Iñez, zauważyłem, że nie wziąłem telefonu. Przekląłem pod nosem. Miałem zadzwonić do Marceli. Wiem! Jestem ostatnim dupkiem! Błagałem, żeby dała nam szansę. Obiecałem, że naprawię to. Że będzie jak wcześniej. A tymczasem nie przyszedłem na odprawę. Mogłem sobie tylko wyobrażać jak się poczuła...
- Jesteśmy!- krzyknąłem. W przedpokoju od razu pojawiła się Inez.- Jest tutaj mój telefon?- spytałem, kiedy ta rozbierała małego.
- W salonie.- westchnęła. Czym prędzej wziąłem swój telefon i wyszedłem na zewnątrz, oznajmiając brunetce, że idę zadzwonić. Ta tylko mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, ale ja olałem to. Wybrałem numer do Marceliny, czekając na jej głos. Jednak nie usłyszałem go. Jeszcze kilka razy dzwoniłem, jednak nadal nic. Westchnąłem ociężale, siadając na schodach przed domem panny Ruiz. Schowałem twarz w dłoniach. Życie mi się na głowę sypie, a ja nie mogę z tym nic zrobić. To jest chore! Uderzyłem ręką o barierkę, z frustracją.
- Marco?- usłyszałem głos Hiszpanki.
- Tak?
- Możesz na chwilkę?- spytała,  ja wstałem, uśmiechając się sztucznie.

*Marcelina*
Westchnęłam i wstałam ze swojego miejsca, kierując się w stronę drzwi wejściowych...
- Co ty tutaj robisz? 
- Stoję.- sarknął.
- Właź.- przesunęłam się, aby mógł przejść.- Zjesz z nami? 
- Nie, dzięki. 
- Może jednak?- dopytywała Agata.
- No Agacie odmówić nie możesz.- uśmiechnęłam się do niego. 
- Co macie?- zapytał, siadając obok mnie. 
- Okulary Ci kupić?- zaśmiałam się.
- Spadaj.- szturchnął mnie w ramie, na co tylko skarciłam go wzrokiem. Kuba pokręcił głową.
- O właśnie! Co dzisiaj robisz?- spytał po jakimś czasie.
- Chyba wybiorę się do Kloppa.- odpowiedziałam, biorąc kolejny łyk wody mineralnej.
- Mogę ci potowarzyszyć, jeśli chcesz.
- Czemu nie...- uśmiechnęłam się.- Idziemy? Już po dwunastej.
- Jasne.
- To ja tylko skoczę po torebkę i jestem z powrotem.- poinformowałam przyjaciela i pobiegłam do swojego pokoju. Złapałam za torebkę i wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy, by już za chwilę zarzucić ją na ramie.
- Możemy iść.- oznajmiłam, przeglądając się ostatni raz w lustrze.
Dwadzieścia minut później byliśmy już na miejscu. Wysiadłam z czarnego BMW Moritza, przyglądając się bacznie Idunie. Zawsze kochałam oglądać ten stadion. Był magiczny. Nagle przede mną wyrósł Mo, śmiejąc się głupio. 
- Przesuń się.
- A co będę z tego miał?- zapytał, poruszając zabawnie brwiami.
- Spadaj.- przepchnęłam go.

Miałam właśnie pukać do jednych z wielu drzwi, kiedy usłyszałam znajomy mi głos. Oboje z Mo odwróciliśmy się, by po chwili zobaczyć Czarodzieja z Dortmundu. Od razu uśmiechnęłam się szeroko.
- Co wy tutaj robicie?
- Bo ja właśnie... Chciałam z panem porozmawiać o...- Kloppo nie pozwolił mi dokończyć.
- Sebastian miał Ci przekazać, że nic z tego nie będzie.
- Jak to?- spytałam lekko zdezorientowana.
- Znaleźliśmy kogoś innego. Gdyby to ode mnie zależało, już podpisywałabyś umowę. Przykro mi.- uśmiechnął się, pocieszająco.
- Dobrze, rozumiem.- wymusiłam lekki uśmiech. 47 latek chyb zauważył, że zrobiło mi się smutno, ponieważ powiedział.
- Sebastian, Watzke i Michael stwierdzili, że...
- Nic się nie stało. Rozumiem. Nie jestem odpowiednią osobą. Najważniejsze jest to, aby Borussia miała odpowiedniego fotografa.
- Ja już muszę iść. Trzymaj się.- przytulił mnie.- Powodzenia Moritz.- dodał, zwracając się do Mo.
- Dziękuję trenerze.- blondyn uśmiechnął się, podając rękę trenerowi.
- A właśnie. Gdzie Marco?- zapytał nagle. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.
- Yyy nie ma go w Dortmundzie.- czułam na sobie wzrok Mo. Spojrzałam na niego kątem oka. W tym samym momencie do trenera zaczął ktoś się dobijać.
- Muszę iść. Do widzenia.- pożegnał się.
- No co?- spytałam, kiedy szliśmy do wyjścia. Cały czas patrzył na mnie, co zaczynało mnie drażnić.- Miałam powiedzieć, że Marco został w Hiszpanii, bo ma dziecko? Proszę cię..- westchnęłam, wywracając oczami.
- Reus ma dziecko?- zapytał zaskoczony.
- Możemy o nim nie gadać?- wywróciłam oczami. Nagle blondyn stanął przede mną, łapiąc mnie za rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona, czekając na kolejne jego poczynania.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć? Bez względu na wszystko..- spojrzał głęboko w moje oczy.
- Nawet zważając na to, że będzie dzielić nas 400 km?- w moich oczach zebrały się łzy. Moje ręce zaczęły drżeć,  ja sama nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Naprawdę nie mógł powiedzieć mi tego sam? Musiałam dowiedzieć się w taki sposób?
- Proszę cię..- położył swoją dłoń na mojej szyi, gładząc kciukiem mój policzek.
- Zostaw mnie.- zdjęłam jego rękę, wymijając go i kierując się do drzwi wyjściowych.
- Nie!- warknął, łapiąc mnie za rękę swoją silną dłonią. Odwrócił mnie w swoją stronę, stawiając krok do przodu. Położył swoje dłonie na mojej szyi, patrząc głęboko w moje oczy. Co widziałam w jego? Ból i troskę. Nie wahając się pocałował mnie...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie zabijecie mnie?
Błagam, powiedźcie, że nie xD
Dzisiaj przyjaciółka nastraszyła mnie, że jeżeli dojdzie do czegoś pomiędzy Marcelą, a Mo to mam się w szkole pokazywać..
Jak myślicie powinnam iść? Czy może nie? Darować sobie?
No bo wiecie... Ja chciałabym sobie jeszcze pożyć ;d xD
 Byłabym bardzo szczęśliwa, gdybyście wraziły swoje opinie, dotyczące rozdziału jak i szkoły w komentarzach ;d
Jeżeli macie do mnie jakieś pytania odnośnie rozdziału, bloga czy czegokolwiek wbijać na aska! ;p

3 komentarze:

  1. Nie bój się, blondi! Jeszcze sobie przez jakiś czas pożyjesz, że chyba coś wykombinujesz, to nie pokazuj się lepiej przed moim domem i w szkole. :) A co do rozdziału, to mi się on naprawdę podoba, no i przede wszystkim cieszę się, że w końcu go dodałaś, bo wiesz jak na niego długo wyczekiwałam. Z jeden strony drażni mnie zachowanie Marco, tak samo jak Marceli. Niby im zależy na sobie i w ogóle, ale no czemu ona jest w Dortmundzie, a on w tej Hiszpanii? Ehh... mam nadzieje, że uda im się jakoś porozmawiać, mimo że są daleko od siebie.
    A i pamiętaj między Marcelą, a Mo ma N I C N I E B Y D Ź!

    CAŁUSKI ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie nowy rozdzial! :) Czemu Mo to zrobił?! Mam nadzieje, że przez ten pocałunek Marcela nie poczuje czegos do Mo, to bylaby katastrofa! Jeszcze ta cala Inez -,- czemu zawsze ktoś musi stawac innym na drodze do szczescia? Mam nadzieje, że Marco sie opamieta i szybko wroci do Dortmundu i do Marceli :)
    Dodawaj szybko nastepny rozdział, nie każ tak długo znowu czekac :D
    Pozdrawiam, Wero

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuję się pominięta, gdyż nie dotalam tej cudownej wiadomości że nowy rozdział już jest :c e okey...
    A teraz rozdział... No to tak... Co wyrabia Mo? Kurde Marcela jest Marco. Heloł! Jak Ty odwalisz coś między nimi to długo nie pozyjesz... Kiedy Marco wróci do Dortmundu? A nie siedzi w tej Hiszpani... Dobra, wiem, że Ivo tam jest i wgl , ale ja się boję o ich związek, tak? :(
    Czekam na kolejny boski rozdział. ^^ Pozdrawiam, buziaki. Ola :***

    OdpowiedzUsuń