wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 80 ~ So call me, maybe?

- Też kiedyś byłam zakochana...- westchnęła głośno, opuszczając bar. Oparłam się o ścianę, po czym złapałam się za głowę, pocierając palcami wskazującymi skronie. Przygryzłam wargę, próbując przypomnieć sobie smak jego ust. Byłam tak bardzo zakochana. W nim, w tym dupku, dla którego jestem w stanie się tak poświęcić. Ale to chyba to jest miłość? 
Dokończyłam moje zamówienie i wkręciłam się w wir pracy, starając się nie myśleć o Marco. I w pewnym sensie udało mi się to. Jednak... Jednak czułam wewnętrzną pustkę. Tęskniłam za nim.

Następnego dnia pracę zaczęłam trochę wcześniej niż powinnam, jednak to tylko ze względu na to, że nie miałam najmniejszej ochoty siedzieć sama w mieszkaniu i oglądać telewizję. Jak to czasem bywało pewni mężczyźni zaczepiali mnie, tak było też tym razem. Ja jednak nic sobie z tego nie robiłam i każdemu dawałam do zrozumienia, że nie mam ochoty na flirty. Większość odpuszczała, a jedyni po prostu nie dawali za wygraną. Dzisiaj sprawdził się ten drugi przypadek. Facet był strasznie nachalny, a ja nie miałam zamiaru dalej bawić się z nim w te beznadziejne gierki. Po prostu przywaliłam mu pięścią w twarz. Co prawda ręka bolała mnie i to cholernie, ale nie dawałam po sobie tego poznać. Mężczyzna natychmiast doskoczył do mnie i po prostu chciał mnie uderzyć, jednak kolega go powstrzymał. Jeszcze tego mi brakowało, żeby jakiś palant się przyczepił. Przestraszyłam się go, jednak ten niespodziewanie odpuścił, siadając na swoim miejscu. A co w tym wszystkim najdziwniejsze? Przez gardło, prawie niesłyszalnie przeszło mu krótkie "przepraszam". Zaniemówiłam, jednak w czas się ocknęłam i wróciłam za bar. Zrealizowałam zamówienie dwóch mężczyzn, dokładając jeszcze do tego woreczek z kostkami lodu. Zaniosłam to im, odchodząc bez słowa. Sama wzięłam sobie woreczek z lodem, siadając pod ścianą i przykładając go do lekko zaczerwienionej dłoni. Szczypało jak cholera.
- Masz charakter.- usłyszałam dobrze mi znany głos.
- Jak każdy.- burknęłam, bez namysłu.- Przepraszam.- dodałam.
- Też taka byłam... I też miałam problem z facetem.
- Tylko, że to nie jest problem.- mruknęłam, ściskając obolałą pięść.
- Tak, a co?- zapytała, wkładając w te kilka zdań tyle jadu ile tylko mogła. Zachichotałam. To prawda, ma charakter.
- Nic pani nie rozumie.- wstałam, kręcąc głową.
- Może pomożesz mi zrozumieć?- również się podniosła.
- Zakończyłam nasz związek tylko dla niego. Żeby był bezpieczny. Mam problem z pewnym mężczyzną i jeżeli nie zakończę związku z Marco to stanie się mu krzywda. A tego naprawdę nie chcę.- powiedziałam krótko, nie mając ochoty na dalszą rozmowę z panią Sophią.
- Kochasz go, prawda?
- Cholernie mocno.- odparłam, patrząc na swoją zaczerwienioną dłoń, do której przykładałam zimny woreczek.

*Wieczorem*
Goście powoli zaczęli zbierać się w moim nowym mieszkaniu, a ja już w głowie miałam obraz tego całego bałaganu oraz mnie samej sprzątającej ten bajzel.  Krzątając się po kuchni, usłyszałam kolejny już dzisiejszego wieczoru dzwonek do drzwi. Heh... Dziwne, że był jeszcze słyszalny. Wiedziałam, że za kilka godzin już go nie usłyszę.
- Cześć Marcela. Dawno się nie widziałyśmy.- odparła Ania, obok której stał Robert, obejmując ją w talii.
- To prawda. Proszę, wejdźcie.- powiedziałam, przepuszczając w drzwiach parę.- Jejku, naprawdę nie musieliście.- dodałam, kiedy wręczyli mi drobne upominki. Ania uśmiechnęła się tylko na znak, że to nic wielkiego i weszła do środka. Już miałam zamykać drzwi, kiedy usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się. Boże!
- Yy, p... Nie zauważyłam cię, przepraszam.- zamotałam się, przepuszczając blondyna w drzwiach. Było mi tak cholernie głupio. Jak mogłam go nie zauważyć?
- Cześć.- powiedział, puszczając sobie moje słowa koło uszu. Zbliżył się do mnie i pocałował w policzek, kładąc jedną dłoń na mojej talii.- Ślicznie wyglądasz.- szepnął mi na ucho, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
- Dziękuję.- czułam jak moje policzki zaczynają się rumienić. Piłkarz, zaśmiał się tylko, idąc wgłąb mieszkania. Wcześniej jeszcze podając mi torebkę z ładnie zapakowanym trunkiem. Odniosłam wszystko do kuchni, a po chwili usłyszałam kolejny dzwonek. Tym razem w drzwiach pojawili się Mitch i Riri, a za nimi Erik. Uśmiechnęłam się widząc Durma, ponieważ dawno się z nim nie widziałam i w końcu będę miała okazję z nim porozmawiać.
- Nie pijesz dzisiaj.- oznajmiłam blondynowi, na co ten głośno się zaśmiał.
- Że niby miałbym nie opić twojego nowego mieszkanka? Nie rozśmieszaj mnie.- zaśmiał się, tuląc mnie do siebie.
- Erik, błagam nie uduś mnie.- jęknęłam.
- Sexy wyglądasz w tej sukience. Nic tylko się brać za ciebie.- zachichotał słodko.
- Przestań.- walnęłam go w ramie.- Piłeś już coś?
- Nie. Nic, a nic. Czekałem na ciebie.- powiedział ciągnąc mnie do salonu. Podał mi piwo, a drugie wziął dla siebie.- No pij.- ponaglił mnie, a ja wzięłam łyk alkoholu.
- Tańczymy!- krzyknął ktoś i podgłośnił lecącą piosenkę.
- So call me, maybe?- śpiewał Erik, ciągnąc mnie za rękę na sam środek salonu. Położył dłonie na moich biodrach, a ja zaczęłam się zgrabnie poruszać. Zarzuciłam dłonie na szyję blondyna, co chwile głośno się śmiejąc. Świetnie się z nim bawiłam, ma dużo energii, której chyba nie ma gdzie wyładować. Jak na razie impreza świetnie się zapowiada, zobaczymy co będzie dalej. Mam nadzieję, że do końca będę się tak dobrze bawiła.
- Widzę, że się świetnie bawisz beze mnie.- usłyszałam szept blondyna, przechodzącego obok mnie. Jego głos... Wyrażał smutek i zawód. No ale kurde..! Skoro organizuję imprezę to mam w zamiarach dobrze się bawić, prawda? Nim zdążyłam się obejrzeć za Marco, już tańczyłam w ramionach Matsa.
- Nie rozglądaj się tak za nim, bo pomyśli, że ci zależy. A tego chyba nie chcesz, nie?- przeraziły mnie słowa Hummelsa. Skąd on wie o tym co się stało pomiędzy mną a Marco? Wszyscy już wiedzą? No bez jaj!  
- Nie zależy mi na nim.- starałam się być jak najbardziej wiarygodna.
- Jasne.- sarknął.
Zabawa coraz bardziej się rozkręcała, a ja coraz lepiej się bawiłam i powoli zapominałam o obecności Marco. Kiedy chyba po raz setny dzisiejszego wieczora tańczyłam z Erikiem, który co chwile opowiadał mi jakieś śmieszne sytuacje z ostatnich kilku tygodni, usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiona spojrzałam na blondyna, na co on tylko wzruszył ramionami. Już po chwili otwierałam drzwi, a kogo w nich zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
- Moritz!- rzuciłam się na przyjaciela, a ten natychmiast odwzajemniając mój uścisk. Nie wierzyłam własnym oczom. Jak on tutaj? Przecież... Skąd wiedział?- Co ty tutaj robisz?- spytałam, odsuwając się od piłkarza Stuttgartu.
- Miałbym ominąć taką okazję spotkania się z tobą? Nigdy!- powiedział, znów tuląc mnie do siebie.- Tęskniłem.- dodał cicho, prawie niesłyszalnie. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, nie chciałam znów zaczynać tego tematu, więc udałam, że tego nie słyszę.
- Skąd wiedziałeś?- zapytałam, na co ten uśmiechnął się głupio.
- Marco.- szepnął mi na ucho, na co ja momentalnie odsunęłam się od niego. Marco? Naprawdę?
- Więc zapraszam o mojego nowego mieszkania.- przesunęłam się w drzwiach, wpuszczając przyjaciela.
- Dziękuję, dziękuję.- zaśmiał się.
- Mario i Leo też będą?- zapytałam Marco, opierającego się o ścianę.
- Nie. Są na obozie.- odpowiedział.- Możemy porozmawiać?- zapytał, a ja właśnie tego pytania się obawiałam. Naprawdę nie miałam ochoty z nim teraz rozmawiać. W ogóle nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
- Marcela! Chodź tu!- usłyszałam głos Mo, a po chwili poczułam uścisk na swoim nadgarstku. Przyciągnął mnie do siebie, by po chwili prowadzić do salonu. Zaśmiałam się głośno z jego miny. W duchu dziękowałam, że uwolnił mnie od odpowiedzi Marco.

Czując jak robi mi się niedobrze, powoli oddalałam się od gości. Schodami podążyłam do swojej sypialni, gdzie już po chwili stałam na balkonie, opierając się o balustradę... Zaczynam układać sobie życie i co? I jakoś średnio mi to wychodzi. Próbuję sobie wmówić, że nie kocham Marco, ale to tylko głupie złudzenia. Wiecie co? Najgorsze co może być to kłamstwo wobec samego siebie. Jeszcze niedawno mówiłam o tym Marco. Mówiłam, żeby nie okłamywał samego siebie, a ja co teraz robię? Dokładnie to samo.
Po chwili usłyszałam ciche i powolne kroki. Chciałam się odwrócić, by zobaczyć kto to, jednak coś w środku podpowiadało mi, że nie mogę tego zrobić. Kiedy był już na balkonie, poczułam zapach tych perfum. Tych, które tak ubóstwiałam. Delikatny dotyk dłoni i od razu zrobiło mi się cieplej. Przejechał dłonią wzdłuż mojej talii, by po chwili odgarnąć tą samą dłonią włosy, swobodnie opadające na moje ramie.
- Szaleję za Tobą.- wyszeptał. Ja za tobą też, Marco. Nie! Nie mów tego. Nie możesz... Subtelnie muskał palcami moje ramie.- Kocham cię. Tak bardzo mocno.- wyszeptał, jakby bojąc się, że to usłyszę. Jego głos drżał.
- P.. Przestań..- szepnęłam. Nie chciałam, żeby to zaszło za daleko. Jednak pragnęłam tego. Pragnęłam, by był przy mnie codziennie. By mówił mi to już zawsze.
- Powiedz co zrobiłem źle. Naprawię to. Postaram się być lepszy. Marcela, proszę cię... Powiedz, a... Nie zostawiaj mnie.- ostatnie zdanie wyszeptał. Naparłam dłońmi na barierkę, mocno ją ściskając. Czułam narastającą złość. Chciałam uderzyć w nią, by wyładować swoją frustrację.
- Kocham cię. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie..- miałam wrażenie, że zaraz zacznie płakać, jego głos się załamał, a ręce strasznie drżały.- Chcę, żebyś dzieliła ze mną swoją codzienność. Tylko tego chcę. Czuć, że jesteś obok...- mówił z taką pasją, która z jednej strony była cudowna, urocza i magiczna, zaś z drugiej przerażająca i niedorzeczna. Nie wiedziałam co mam zrobić. Miałam cholerny mętlik w głowie. Nie wiedziałam czy mam wrócić do niego czy zostawić i zapomnieć. Heh... Po pierwsze to już go zostawiłam, a po drugie próbowałam zapomnieć. I co? I nic mi z tego nie wyszło. Co więcej! Zobaczyłam, że nie jest kolejnym facetem w moim życiu. Zobaczyłam, że nie jest kolejną miłością, która minie po jakimś czasie. Zobaczyłam, że przy nim czuję się wyjątkowa i ważna.
Między nami zapanowała długa cisza. Żadne z nas się nie odzywało. Muskał palcami moje ramie i kark, a ja patrzyłam przed siebie, myśląc nad tym co mogę mu powiedzieć. Jednak po chwili poczułam jego delikatne, popękane usta na moim karku. Składał na nim krótkie pocałunki. Jego dłonie krążyły wzdłuż mojej talii, co chwile zahaczając o brzuch, by zacząć kreślić na nim różne wzory.
- Marco..- mruknęłam. Czułam jak kąciki jego ust unoszą się do góry, by po chwili znów cmoknąć mnie w szyję.
- Wiem jak mam na imię.- zachichotał.
- Jesteś niemożliwy.- stwierdziłam. Czułam  bijącą od niego woń alkoholu. Bez wątpienia dużo wypił, jednak on ma mocną głowę. 
- To też wiem.- zacisnął palce na moim biodrze.- Chcę cię pocałować.- powiedział po chwili. Odwróciłam się przodem do niego, nie wiedząc co powiedzieć. Zbliżył swoje usta do moich, chcąc je złączyć..
- Nie.- powiedziałam stanowczo, po czym odepchnęłam go od siebie dłonią, na co ten przejechał kciukiem po moich wargach. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejoo misiaczki! ;d
Jak mijają Wam ostatnie tygodnie wakacji? Mnie osobiście całkiem nieźle.
Powiem Wam, że wena mnie nie opuszcza i piszę już kolejny rozdział.
Ale mam nadzieję, że podobają się Wam?

Buziaczki ;** 

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 79 ~ Kim on jest?

Złapałam się za głowę nie wiedząc co dalej mam zrobić. Po chwili ujrzałam wyrastającego przede mną blondyna. Ujął moją twarz w swoje duże dłonie, patrząc uważnie w moje oczy.
- Wyjdź.- szepnęłam. Stał tak jak stał. Nic nie zrobił.- Wyjdź.- powtórzyłam nieco głośniej, widząc, że szeptem nic nie zdziałam.
 - Na pewno chcesz tego?- zapytał, unosząc moją głowę na wysokość swojej, by móc patrzeć w moje oczy.
- Wyjdź.- powtórzyłam szepcząc. Nie potrafiłam inaczej. Co ja pieprze!? Ja inaczej nie mogłam. Robię to tylko i wyłącznie dla niego. Jego oczy znów zmieniły barwę na ciemną. Był zły. Ale czego ja mu się dziwię?
- Będziesz tego żałować.- warknął, trzaskając drzwiami. Po tym jak blondyn wyszedł, ja zamknęłam za nim pośpiesznie drzwi. Oparłam się o nie, po czym zsunęłam, zanosząc się głośnym płaczem. Straciłam go? Wybaczy mi?
I co ja mam teraz do cholery zrobić? Nie potrafię o nim zapomnieć, od tak. Nie potrafię i już. Nawet nie wiem jakbym bardzo próbowała... Miesiąc. Calutki miesiąc próbowałam i co? I tak po prostu przyszedł i zniszczył moje starania. 
Nie minęło nawet 10 minut, a usłyszałam dzwonek do drzwi. Podniosłam się, pośpiesznie wycierając łzy z policzków. Stanęłam przed lustrem, poprawiając włosy i przyglądając się swojej twarzy. Nie wyglądałam źle, może nie zauważą. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich rodzinkę Błaszczykowskich. 
- Ciooocia!- krzyknęła mała, rzucając mi się w ramiona.
- Chodź szkrabie.- wzięłam ją na ręce, wpuszczając małżeństwo do środka. 
- Jak z Marco?- zapytał Kuba, rozsadzając się na kanapie w salonie.
- Poczekaj chwilę.- powiedziałam, po czym ruszyłam schodami na górę mieszkania do małej garderoby. Z jednej z półek zabrałam puzzle, które spodobały się Oliwii i zeszłam z nią na dół do salonu. Postawiłam małą blondyneczkę na podłodze, a ta wyrzuciła puzzle, rozsiadając się na środku salonu.
- Czego się napijecie?- zapytałam, kierując się do kuchni.
- Zmieniasz temat.- syknęła blondynka, wchodząc za mną.
- Był tutaj, to chciałaś usłyszeć?- wybuchnęłam, jednak po chwili stwierdziłam, że to nie było odpowiednie zachowanie.- Przepraszam...- dodałam.
- Wiem, że tutaj był, ponieważ podałam mu twój adres.- odparła, opierając się o blat kuchenny.
- Po co?
- Powinnaś mu to wyjaśnić.
- Nie. Nie mogę, on się na to nie zgodzi.- pokręciłam głową. Nie mogłam mu o tym powiedzieć. On by walczył.. O mnie, o nasz związek. A przecież ma zapomnieć, my mamy zapomnieć o sobie.
- Bo cię kocha... I tęskni za tą Marcelą.- powiedziała, łapiąc mnie za ramię. 
- Tylko, że... Ja robię to dla niego. Nie mogę pozwolić, żeby on mu coś zrobił.
- Kochanie.. Marco nie jest małym chłopcem, poradzi sobie.- przytuliła mnie.
- Nie rozmawiajmy o tym, dobrze?- zapytałam.
- Powiesz mu?
- Jeszcze nie teraz. I proszę cię, nie mów mu o niczym.
- To wasza sprawa. Ja nie będę się w to mieszać.- uniosła ręce do góry, jakby w geście obrony, na co ja zaśmiałam się.
Po kilku minutach, wróciłam z bratową do salonu, gdzie Kuba układał puzzle z córką. Tak słodko razem wyglądali. To bardzo wzruszający obrazek. 
Minęła może godzina, a mój telefon dał znać, że ktoś się do mnie dobija. Zaczęłam krążyć po pokoju w poszukiwaniu komórki, aż w końcu ją znalazłam. Leżała pod poduszką. Pośpiesznie odebrałam widząc, że dzwoni moja pracodawczyni. Jak się później okazało musiałam iść do pracy na kilka następnych godzin, ponieważ dziewczyna, która miała dzisiejszą zmianę zemdlała i karetka zabrała ją do szpitala. Wytłumaczyłam Agacie i Kubie, że musimy się pożegnać, jednak oni nie mieli z tym większego problemu.
- Spoko. My idziemy do...- mój brat miał zamiar kontynuować, jednak Oliwia mu przerwała.
- Zoo!- krzyknęła.
- No dobrze, to opowiesz mi później jak było, okey?- spytałam małej na co ta pokiwała głową na tak.

***

Zamarłam. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Schować za tym barem, by tylko nie patrzeć w ich stronę. Zajebiście! Ja to mam niespotykane szczęście! Super po prostu! Chętnie wezmę lekcje kamuflażu. Ktoś chętny? 
- Marcela mogłabyś obsłużyć panów?- zapytała mnie właścicielka knajpki.
- Oczywiście.- uśmiechnęłam się sztucznie, wychodząc zza baru i kierując się w stronę piłkarzy.
- Co podać?- zapytała, patrząc w notes, by tylko nie patrzeć na nich.
- Ja poproszę...- usłyszałam głos Auby.- Marcela?- zapytał zaskoczony.
- Ttak.- zająknęłam się.- To co?- spojrzałam na blondyna, który patrzył na 
mnie, nie odrywając wzroku nawet na chwilę.
- Usiądziesz z nami?- zapytał blondyn, a ja prawie upuściłam długopis, który trzymałam właśnie w dłoni.
- Pracuję.- odpowiedziałam krótko.
- To ja piwo.- warknął Marco. Chłopcy złożyli zamówienie, a ja mając już odchodzić, przypomniałam sobie, że miałam zaprosić ich na imprezę.
- W sobotę robię imprezę, wpadniecie?- zapytałam, uśmiechając się lekko. 
- Oo, dobrze się składa, bo akurat Klopp odwołał trening.- potarł dłoń o dłoń Robert.
- Ja chętnie zabaluję.- odezwali się prawie równocześnie Erik i Jonas.
- A twój nowy facet będzie?- usłyszałam głos blondyna i miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Byłam zła, a jednocześnie smutna. Dupek! Zapanowała głupia cisza, a ja nie zamierzając stać nad nimi jak ostatnia idiotka, odeszłam. Jednak nie za daleko, ponieważ dogonił mnie. Złapał za rękę, gwałtownie odwracając mnie w swoją stronę.
- Nie, nie będzie mojego nowego faceta, jeżeli to chciałeś wiedzieć.- warknęłam i wyrwałam się z jego uścisku, wchodząc z bar. Wiedziałam, że blondyn nie ma prawa tutaj wejść i tego nie zrobi. Jak bardzo się pomyliłam? Bezczelny! Wszedł za bar i pociągnął mnie na zaplecze, popychając na ścianę. 
- Cco t...?- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ blondyn wpił się w moje usta, wcześniej łapiąc za moje nadgarstki w swoją dłoń i umieścił je nad moją głową. Nie chciałam tego, jednak nie potrafiłam też się mu oprzeć. Był tak strasznie pociągający. Drugą dłoń położył na mojej talii, delikatnie przyciągając mnie do siebie. Z jednej strony był czuły, zaś z drugiej chciał pokazać, że to on jest tutaj górą, a to było niesamowicie pociągające. Wsunął swój język do mojej buzi, pieszcząc moje podniebienie. Nasze języki wiły się w dzikim tańcu. Chciałam być jeszcze bliżej niego, by po prostu czuć, że przez chwile jest tylko mój i tylko dla mnie. Po chwili puścił moje nadgarstki, lewą dłonią zajeżdżając po mojej ręce, aż do policzka. Przejechał po nim kciukiem, zahaczając o kącik moich ust. Mruknęłam cicho, z przyjemności jaką mi dawał. Jednak wiedziałam, że jesteśmy w miejscu publicznym i za chwilę ktoś może nas przyłapać. Szybko odgoniłam te myśli od siebie, tłumacząc to tym, że druga taka okazja może się nie powtórzyć. Jestem żałosna... Jedną ręką, przyciągnęłam blondyna do siebie, powoli czując jak moje serca przyśpiesza swój rytm. To było coś niebywałego. Oderwał się na chwilę ode mnie, by spojrzeć w moje oczy. Jednak one nic nie wyrażały. Robiłam źle, ale nie potrafiłam nic z tym zrobić. Pragnęłam go i raniłam. Dawałam mu nadzieję. Położyłam rękę na jego szyi i chciałam go znów pocałować, jednak... Nie potrafiłam. Jakby wewnętrzny hamulec, takie zahamowanie. Jakbym robiła coś złego... bo w pewnym sensie robiłam to. Nie mogłam się ruszyć, nie chciałam go ranić i musiałam się powstrzymać. Jednak on nie miał zamiaru tak tego kończyć. Przywarł swoim ciałem do mojego, składając na moich ustach kolejny pocałunek. Był delikatny i czuły, jakby chciał pokazać, że jest mnie wart. Odepchnęłam go gwałtownie od siebie, czując jak do moich oczu, napływają łzy. 
- Przestań.- wyciągnęłam ręce, by nie podszedł do mnie, odpychając się przy tym od ściany.
- Powiedz, proszę... Powiedz, co zrobiłem źle.- jego głos się załamał. Patrzyłam na niego i nie wiedziałam co mu powiedzieć. 
- Nic.- szepnęłam. 
- To co jest nie tak?- uniósł głos.- Kim on jest?- wydusił, szeptem. Słucham? Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Popłakać... Zwyczajnie wypłakać się. Jak mógł pomyśleć, że mam kogoś? Że go z kimś zdradziłam?
- Marcela, pomóż mi, proszę.- usłyszałam głos pani Simone. Spojrzała wymownie na Reusa, a ten tylko spojrzał na mnie z wrogością w oczach, wychodząc do chłopaków. Spojrzałam na moją pracodawczynię, spuszczając wzrok, na co ta tylko pokiwała głową z politowaniem.
- Też kiedyś byłam zakochana...- westchnęłam głośno, opuszczając bar. Oparłam się o ścianę, po czym złapałam się za głowę, pocierając palcami wskazującymi skronie. Przygryzłam wargę, próbując przypomnieć sobie smak jego ust. Byłam tak bardzo zakochana. W nim, w tym dupku, dla którego jestem w stanie się tak poświęcić. Ale to chyba to jest miłość? 
Dokończyłam moje zamówienie i wkręciłam się w wir pracy, starając się nie myśleć o Marco. I w pewnym sensie udało mi się to. Jednak... Jednak czułam wewnętrzną pustkę. Tęskniłam za nim.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak podoba Wam się nowy rozdział? Mam nadzieję, że nie zawiodłam.
Dziękuję również za nominację do Liebster Award!
Jestem niezmiernie szczęśliwa! Zapraszam do zakładki!

Pozdrawiam!

środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 78 ~ Czyżby?

Cicho otworzyłem drzwi, by nie obudzić blondynki. Równie cicho, wszedłem do jej pokoju, zamykając za sobą drzwi, by odgłosy z dołu nie obudziły Marceli, po czym podszedłem do jej łóżka. Ukucnąłem przy nim, patrząc jak blondynka śpi. Zawsze uwielbiałem obserwować jak śpi. Była wtedy taka cudowna, niewinna, słodka i nietykalna. Zakochiwałem się w niej coraz bardziej i nikt tej miłości nie ma prawa nam odebrać. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdybym ją stracił. Nie wiem ile czasu minęło, kiedy siedziałem przy blondynce, jednak po jakimś czasie usiadłem, ponieważ nogi zaczęły mnie boleć. Wnet poczułem na swojej ręce, uścisk. Uniosłem głowę, a Marcela patrzyła na mnie.
- Marco? Chodź do mnie.- powiedziała, uśmiechając się słabo.
- Nie. Będę się już zbierał, kochanie.- ucałowałem zewnętrzną stronę jej dłoni.
- Proszę...- szepnęła, na co ja położyłem się obok niej. Blondynka spojrzała w moje oczy, po czym mocno się do mnie przytuliła, na co ja pocałowałem ją w głowę, przykrywając ją kocem.- Dziękuję.- powiedziała, bawiąc się moją koszulką.
- Za co?
- Za to, że jesteś. Za wszystko.- odparła, widziałem, że była słaba. 
- Śpij kochanie, ja już muszę iść.- próbowałem wygramolić się z łóżka, jednak wnet poczułem jak blondynka łapie za moją koszulkę, przyciągając do siebie.- Oj, Marcela...- westchnąłem, uśmiechając się głupio, przygryzając przy tym wargę.

*Cztery tygodnie później*
*Marcelina*
Przez ostatnie cztery tygodnie, dużo zmieniło się w moim życiu. Można powiedzieć, że zaczęłam je sobie układać. W końcu odpoczęłam od facetów, od wszystkich, bez wyjątków. Wyprowadziłam się z domu Kuby i Agaty, a sama zamieszkałam w jednym z najlepszych dortmundzkich bloków. Nie potrzebowałam dużego apartamentu, wystarczy zwykłe mieszkanie. Urządziłam je według swojego gustu i czułam się w nim bardzo dobrze. Zdecydowałam się na studia menadżerskie i za niecałe dwa tygodnie zaczynam naukę. Stwierdziłam, że fotografia to nie szczyt moich możliwości, a swoich sił mogę spróbować właśnie jako menadżer. Zdjęcia mogę robić zawsze i wszędzie, jednak zalicza się to bardziej do zainteresowań. W międzyczasie pracuję w kawiarni, może i nie jest to szczyt moich marzeń. Powiem więcej, to na pewno nie jest szczyt moich marzeń, ale od czegoś trzeba zacząć. 
I jeszcze jedna bardzo ważna decyzja w moim życiu, nie mogłam postąpić inaczej. Zerwałam wszelkie kontakty z Reusem. Tak, z Marco. Dlaczego? Otóż to bardzo proste. Nie kochałam go? Nigdy? Od początku tylko udawałam? Nie. Nigdy nie udawałam. Kochałam i kocham go nadal. Jednak tak będzie lepiej i bezpieczniej. Dla kogo? Dla wszystkich? Nie. Przede wszystkim dla niego. 
Należą się wyjaśnienia? Chyba tak. Zrobiłam to tylko i wyłącznie dla niego. Po prostu, żeby był bezpieczny. Cztery tygodnie temu, w sobotę, tuż przed zaprezentowaniem stadionu, zgłosiłam wszystko na policję. I wszystko zaczęło się jakby na nowo. Cały ten koszmar. Kilka godzin po tym, dostałam bukiet białych róż, a w nich karteczka. "Pożałujesz tego, skarbie. Ty i twój facet." 
Tuż po zaprezentowaniu stadionu, wróciliśmy do domu Kuby. Ja, Agata, Oliwia i mój brat, jednak ja wiedziałam, że ten dzień nie skończy się happy endem. Wiedziałam, że zdarzy się coś złego, dlatego wybrałam się do Marco. To co tam zobaczyłam? Heh... Otwarte drzwi wejściowe i już wiedziałam, że dzieje się coś złego. Na środku salonu leżał blondyn, a na nim siedział ten facet, okładając go pięściami. Sam salon nie wyglądał dobrze, poprzewracane meble...
Jakimś cudem zdołałam odciągnąć tego faceta, od ukochanego, jednak ten zagroził, że na tym nie poprzestanie. I wiedziałam, że tak właśnie będzie. Niedługo po tym, prześladowca poinformował mnie, że jeżeli nie zakończę znajomości z piłkarzem, gorzko tego pożałujemy,  ja i on. Wiedziałam, że on nie żartuje, dlatego wolałam nie ryzykować. Wiedziałam na co go stać i nie zamierzałam narażać na niebezpieczeństwo Marco. Było mi obojętne to co będzie ze mną. To czy zrobi mi krzywdę czy nie. Byłam w stanie, przyjąć na swoje barki największy ból, byleby tylko nie musieć patrzeć na krzywdę Marco, a przecież to właśnie to, było dla mnie największym bólem. 
Przez kolejny tydzień nie mogłam zebrać się w sobie, nie potrafiłam normalnie funkcjonować, jednak wiedziałam, że ta decyzja jest najlepsza. Dla niego. Nie odbierałam od niego telefonów, nie odpisywałam na esemesy. Po prostu tak było łatwiej i prościej. Nie musiałam patrzeć w jego przepełnione miłością i szczęściem oczy i powiedzieć, że to koniec. Że nie możemy się spotykać, całować, przytulać. Że po prostu nas już nie ma. Jestem ja. I jest on. Nie my. Każde zacznie nowe życie, od nowa. Z dala od siebie. Heh... Kogo ja próbuję oszukać? Chyba tylko samą siebie.
O moim aktualnym miejscu zamieszkania wiedzą tylko moi najbliżsi. Agata i Kuba. Niedawno zebrało się w moim życiu na wspomnienia i przypomniałam sobie, że w moim życiu pojawiła się kiedyś pewna Sophie. A Moritz? Moritz miał co do niej całkowitą rację. Napisała mi esemesa, że nigdy nie uważała mnie za przyjaciółkę. I to w zupełności mi wystarczyło. 
Szperałam po szafkach, w poszukiwaniu czegoś z czego mogłam zrobić coś do przekąszenia. Jednak po pierwsze, nie miałam na nic pomysłu, a po drugie nie miałam produktów do przygotowania jakiegoś smakołyku. Dlatego postanowiłam wybrać się do sklepu, by zrobić małe zakupy. Kiedy powoli wchodziłam na schody, a przy tym zdejmowałam swoją koszulkę, usłyszałam dzwonek do drzwi. Z powrotem naciągnęłam na siebie bluzkę, kierując się w stronę drzwi.
I znów to samo. Znów muszę leczyć rozdrapane rany. To czego najbardziej się obawiałam. Miał nie wiedzieć, miał zapomnieć. Do cholery! Ja miałam zapomnieć! Zapomnieć o tych wszystkich chwilach spędzonych razem. A teraz one znów wplątały się w moje myśli. On się wplątał. Wiedziałam, że jak tylko zobaczę Agatę czy Kubę to ich uduszę.
Gwałtowne pchnięcie i próbowałam zamknąć mu drzwi przed nosem, żeby tylko nie musieć patrzeć na jego twarz. Jednak on nie miał zamiaru ustąpić. To była jego mocna strona. Zawsze walczył do końca. Nie dał się spławić, wkładając stopę pomiędzy drzwi a ich framugę. Bez większego trudu, wszedł do środka, powoli zmierzając w moim kierunku. Każdy mój krok w tył był jedną, wielką niewiadomą. Aż w końcu dotarłam do ściany, odskakując od niej jak poparzona. Jakby była dla mnie najgorszym ratunkiem. I takim oto sposobem wpadłam w ramiona blondyna. Próbowałam wyrwać się z jego uścisku, jednak ten mocno złapał za moją talie, przyciągając do siebie. Moje dłonie wylądowały na jego torsie, odpychając piłkarza od siebie. Jego tęczówki w jednej chwili zmieniły barwę na bardzo ciemną, a ja sama zaczęłam się bać. Ale kogo? Marco? 
- Kochasz mnie?- zapytał, uważnie patrząc w moje oczy. Ja właśnie tego unikałam. Nie potrafiłam patrzeć na niego, a co dopiero w jego oczy. Właśnie tego pytania się obawiałam. 
- Nie.- powiedziałam, nie patrząc w jego stronę. Korzystając z jego bezsilności, odepchnęłam go od siebie, wyrywając się z jego uścisku. Zabolały go moje słowa. Chyba nigdy nie spodziewał się, że to powiem.
- Spójrz na mnie.- warknął.- Spójrz w moje oczy i powiedz to jebane nie, do cholery!- uderzył pięścią w ścianę, tuż obok mojej głowy. Wzdrygnęłam się. Wyraźnie podniósł głos. Czy on właśnie na mnie krzyczy? Nie kurwa, szepcze!
- Nie! Nie kocham cię! Rozumiesz?- szepnęłam ostatnie słowo, tracąc siłę.- Nigdy cię nie kochałam!- wrzasnęłam.
- Czyli byłem tylko zabawką?- zapytał całkiem spokojny. Zdziwiło mnie to.
- Tak.- przewróciłam oczami, by tylko nie patrzeć w oczy piłkarza. Ten niespodziewanie, zbliżył się do mnie. Przestraszyłam się. Co on do cholery ma zamiar zrobić?
- Kłamiesz.- szepnął zmysłowo do mojego ucha, po czym pocałował mnie w szyję. Rozpływałam się pod jego dotykiem. Był tak nieziemsko czuły i pociągający. Byłam w stanie nawet go pocałować. Teraz. W tej chwili. Jednak w porę opanowałam się.
- Byłeś tylko nic nie znaczącym piłkarzyną, który był oderwaniem od rzeczywistości. Potrzebowałam chwili wytchnienia i zabawy, a ty... Ty mi ją dałeś.- teraz to ja szeptałam, by wzbudzić w nim myśli, że mówię prawdę. Podła suka! 
- Gówno prawda!- krzyknął, uderzając pięścią w ścianę i zaciskając usta w wąską kreskę, by nie wybuchnąć.- Dlaczego to robisz?
- Niby co?
- Kłamiesz.- rzucił oschle. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. No bo co? Tak, kłamie? Niespodziewanie Marco zbliżył się jeszcze bardziej do mnie, w jego oczach zabłysły te bardzo dobrze mi znane iskierki. Po chwili poczułam jego dłoń na mojej talii, ścisnął ją lekko, wywołując u mnie ciche mruknięcie. Zamknęłam oczy, delektując się jego wręcz idealnymi perfumami i jego tak bardzo wytęsknionym dotykiem, który wywoływał na moim ciele gęsią skórkę. Otworzyłam oczy i co zobaczyłam? Chytry uśmieszek Reusa. Dupek! Próbując wyrwać się z jego uścisku, znów zostałam przytwierdzona do ściany, nie mogąc nic zrobić.
- Wiedziałem.- zaśmiał się.- Tęskniłaś za moim dotykiem, pocałunkami, za mną.- wyszeptał.
- Nie.- warknęłam.
- Czyżby?- uśmiechnął się cwaniacko, zbliżając się jeszcze bliżej mnie. Po chwili złożył na mojej szyi ciepły pocałunek. Sprawił, że rozpływałam się. Zamknęłam oczy, delektując się jego dotykiem. Dotykiem jego ust. Chciałam w końcu poczuć je na swoich wargach, by móc stwierdzić, że to właśnie tego najbardziej brakowało mi przez te cztery, w pewnym stopniu długie tygodnie. Nie mogłam już wytrzymać i dłużej dusić tego w sobie. Złapałam Marco za białą koszulkę, ciągnąc do salonu. Pchnęłam go na kanapę, na co ten posadził mnie sobie okrakiem na kolanach. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie, patrząc prosto w jego przepełnione pożądaniem oczy.
Uśmiechnęłam się chytrze i bez większego namysłu złączyłam nasze usta w gorącym i pełnym zachłanności pocałunku. Widziałam, że podoba mu się i nie zamierzałam przestawać, choć wiedziałam, że będę tego żałować. Poczułam jego dłonie na swoich udach, po czym przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Jedną rękę przeniósł na moją talię, przyciągając mnie do siebie. Czułam bicie jego serca, jednak byłam bardziej skupiona na jego wargach. Kiedy w końcu zabrakło mi powietrza, odepchnęłam Marco od siebie, chcąc dać mu do zrozumienia, że to już koniec, jednak ten nie miał zamiaru przestawać, ponieważ lekko pociągnął zębami za moją dolną wargę, by po chwili jeszcze raz pocałować mnie. Ponownie naparłam dłońmi na tors piłkarza, próbując powstrzymać go od dalszych pocałunków, ponieważ wiedziałam do czego to zmierza. Pękłabym przed nim, a tego w żadnym wypadku nie chciałam. Zeszłam z jego kolan, czując jak głośno bije moje serce. Miałam wrażenie, że za chwile wyleci mi z piersi. Złapałam się za głowę nie wiedząc co dalej mam zrobić. Po chwili ujrzałam wyrastającego przede mną blondyna. Ujął moją twarz w swoje duże dłonie, patrząc uważnie w moje oczy.
- Wyjdź.- szepnęłam. Stał tak jak stał. Nic nie zrobił.- Wyjdź.- powtórzyłam nieco głośniej, widząc, że szeptem nic nie zdziałam.
 - Na pewno chcesz tego?- zapytał, unosząc moją głowę na wysokość swojej, by móc patrzeć w moje oczy.
- Wyjdź.- powtórzyłam szepcząc. Nie potrafiłam inaczej. Co ja pieprze!? Ja inaczej nie mogłam. Robię to tylko i wyłącznie dla niego. Jego oczy znów zmieniły barwę na ciemną. Był zły. Ale czego ja mu się dziwię?
- Będziesz tego żałować.- warknął, trzaskając drzwiami.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na początku przepraszam za moją nieobecność na moim jak i Waszych blogach. Jednak już jestem i jak na razie nie mam zamiaru nigdzie iść xD
A powyżej, kolejny rozdział ☝ Powiem szczerze, że podoba mi się, właśnie o to mi chodziło.
Wiem, trochę namieszałam, jednak już trochę mnie znacie i wiecie, że ja to uwielbiam ♥
Tak więc zostawiam Was z tym powyżej, a kolejną część postaram się dodać jak najszybciej! 
Jednak to również zależy od Was!

Miłego ostatniego miesiąca wakacji życzę! Bawcie się dobrze kochani! ☺ 

piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 77 ~ To tylko dziecko.

*Marco*
Cały czas była niespokojna. Nie rozumiałem co jej się stało. To było jednocześnie dziwne i niepokojące. Jeszcze nigdy nie widziałem Marceliny w takim stanie. Strasznie się o nią bałem, byłem wręcz przerażony jej zachowaniem. Kiedy wypowiedziałam te dwa zwykłe słowa, blondynka jeszcze bardziej się zdenerwowała. W ogóle mogę tak nazwać jej zachowanie?
Szybko wróciłem do Polki, kucając naprzeciwko niej. Złapałam delikatnie za twarz, po czym zacząłem wycierać ją z krwi. Miała rozciętą dolną wargę, z której sączyła się krew. Na policzku wyraźnie odbita była czyjaś duża dłoń. Uderzył ją... Nie wiedziałem co mam zrobić. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Strasznie się bałem. Kto jej to zrobił?
- Kochanie..- szepnąłem.- Za chwilę wrócę, dobrze?- zapytałem, a kiedy blondynka pokiwała lekko głową na tak, czym prędzej pognałem do łazienki, z której zabrałem apteczkę. Złapałem również za telefon, który leżał na łóżku w sypialni, by zadzwonić do Kuby. Ja nie wiedziałem co mam zrobić w tej sytuacji, dlatego musiałem zadzwonić do brata ukochanej. Wróciłem do dziewczyny, która siedziała tak jak kilka chwil temu. Znów ukucnąłem przy niej, dociskając lekko do trochę już napuchniętej wargi, która nadal krwawiła. Ta tylko syknęła z bólu. Ręce tak bardzo mi się trzęsły, że nie potrafiłem utrzymać wacika w palcach. Poprosiłem blondynkę, żeby przytrzymała sobie, lekko krwawiące miejsce.
Drżącą dłonią wybrałem numer do Jakuba, który odebrał po kilku sygnałach. Powiedziałem, że musi szybko do mnie przyjechać i najlepiej byłoby gdyby wziął ze sobą również Agatę. Bez wahania zgodził się, pytając czy coś się stało. Odpowiedziałem, że tak i rozłączyłem się. Nie miałem zamiaru kontynuować tej rozmowy, musiałem zająć się Marcelą.
- Powiesz mi co się stało?- zapytałem, a ta tylko zacisnęła usta w prostą linię. Widziałem, że się bała. Jej oczy wyglądały tak inaczej, tak dziwnie.
- Przytul mnie.- szepnęła, łamiącym się głosem. Bez wahania usiadłem obok niej, przyciągając do swojego ciała. Cierpiałem, widząc ją w takim stanie. Bałem się o nią. Po mojej głowie wciąż krążyło mnóstwo pytań, dotyczących tej sytuacji. Na żadne z nich nie znałem odpowiedzi. Zaczęła płakać, a ja wiedziałem, że muszę teraz dać jej chwilę spokoju, by mogła poukładać sobie wszystko w głowie. Tyle że ja chciałem wiedzieć o co tutaj chodzi! Inaczej nie będę mógł jej pomóc..
- On.. wrócił.- powiedziała, odrywając się ode mnie. Spojrzałem w jej zapłakane oczy. Wstała, ale od razu złapała się za brzuch.
- Ałł.- pisnęła, prawie upadając. Złapałem ja w pasie, nie pozwalając upaść. Wstałem, pomagając jej stanąć na prostych nogach.
- Boli cię brzuch?- to pytanie było głupie, przecież widziałem. Skinęła tylko głową, siadając na kanapie.
- On wrócił...- westchnęła, kontynuując.- Te karteczki, ten strach, to wszystko, to on. Facet, który mnie zg..- ostatnie słowa szeptała, w jej oczach zebrały się łzy. Nie chciałem, żeby płakała. Nie potrafiłem na to patrzeć.
Zadałem jej jeszcze kilka pytań, lecz blondynka nie udzieliła mi na nie odpowiedzi, kiwając tylko przecząco głową na znak, że nie chce rozmawiać. Uszanowałem jej prośbę, siadając na fotelu. Mijały kolejne minuty, a Polka cały czas siedziała w jednej pozycji, wlepiając wzrok w podłogę. To było przerażające. Bałem się o nią. Kilka minut później do mojego domu wparował Kuba, a za nim Agata. Nawet nie zapukał, jak zawsze to robi. Chyba wiedział, że chodzi o jego siostrę. Wstałem ze swojego miejsca, widząc, że blondyn idzie w stronę Marceli. Zatrzymałem go, nie pozwalając do niej podejść. Był na mnie zły.
- Odsuń się.- warknął. Agata ruszyła w stronę siostry swojego męża, kucając przy niej. Zaczęła opatrywać jej rany, a Kuba patrzył na nią z wielkim bólem w oczach. 21 latka spojrzała na niego tylko przelotnie, tak jakby nie wiedziała co się dzieje. Zaprowadziłem Kubę do kuchni, sam opierając się o wyspę kuchenną.
- Siedzi tak od dobrych 10 minut.- odparłem.
- Co jej się stało?- zapytał, zmartwiony widokiem siostry.
- Poszła do sklepu, a kiedy wróciła była cała roztrzęsiona, w takim stanie.- pokręciłem głową.- Powiedziała, że to wszystko, te karteczki, to był ten facet, który... Który ją zgwałcił.- powiedziałem, wlepiając wzrok w podłogę.
Po chwili do kuchni weszła Agata. Nie była zadowolona.
- Co się stało?- zapytała blondynka, a ja chciałem powtórzyć jej to co powiedziałem Kubie, jednak kiedy usłyszałem jego słowa nie mogłem zareagować inaczej. 
- Jedziemy na policję.- oznajmił.
- Chyba zwariowałeś! Pogięło cię?- prawie, że krzyknąłem. 
- Nie mów tak do mnie.- warknął.- I nie, nie pogięło mnie. Jedziemy na policję, trzeba w końcu to zakończyć.- powiedział stanowczo, po czym ruszył w stronę salonu do Marceli.
- Nie.- zatarasowałem mu drogę. Widziałem, że jest zły i zdenerwowany i, że się mu w pewnym stopniu narażam, jednak nie miałem zamiaru patrzeć jak Marcela męczy się na policji.
- To jest moja siostra i nie twój interes.- odepchnął mnie.
- Kuba! Marco! Chyba nie macie zamiaru się teraz bić?- rozdzieliła nas Agata.
- Więc powiedz mu, żeby nie wpieprzał się w nie swoje sprawy.
- Wyobraź sobie, że to też jest moja sprawa.- nie rozumiałem go.- I nie pozwolę, żeby ją jeszcze torturowali na policji.- powiedziałem poważnie, opierając się o wyspę.
- Marco ma rację. Ona nie może teraz zeznawać. Nie widzisz w jakim jest stanie? Poczekamy do jutra, jak się jej polepszy.- wytłumaczyła swojemu mężowi, który był widocznie zdenerwowany. Kuba już chciał coś powiedzieć, jednak wnet do kuchni weszła Marcelina. 
- Marcela, mówiłam ci, żebyś leżała.- westchnęła Agata, jednak blondynka zignorowała jej słowa. 
- Kuba, chcę do domu.- powiedziała, spuszczając lekko głowę w dół. 
Nie minęło nawet 10 minut, a małżeństwo wraz z blondynką zbierali się do wyjścia. Kuba bardzo poważnie potraktował słowa siostry. Cieszyłem się, że będzie w dobrych rękach.
- Trzymaj się, kochanie.- ująłem jej twarz, by po chwili ucałować ją w czoło.- Pamiętaj. Cokolwiek by się nie działo, wiesz gdzie mnie szukać. Pisz, dzwoń nawet o trzeciej w nocy, okey?- spojrzałem w jej oczy, które przepełnione były bólem i strachem. Pokiwała twierdząco głową, a ja przytuliłem ją do siebie, napawając się zapachem jej idealnych perfum. Na koniec pocałowałem ją w głowę i wypuściłem ze swoich objęć.
Przez chwile nawet chciałem jechać z nimi. Chciałem usiąść czy łózko Marceli i pilnować, by nic się jej nie stało, jednak zanim się ocknąłem Błaszczykowskich już nie było u mnie w domu. Zamknąłem za nimi drzwi, podążając w stronę schodów, by przygotować się na testy sprawnościowe, które odbędą się już za dwie godziny. Już nawet odechciało mi się jeść. 

Wieczorem, wracając do domu, postanowiłem wstąpić do Błaszczykowskich, by zobaczyć jak czuje się Marcelina. Zaparkowałem pod domem małżeństwa, po czym skierowałem się do drzwi wejściowych. Zapukałem jak na kulturalnego człowieka przystało, a kiedy spostrzegłem w drzwiach małą Oliwie, cicho zaśmiałem się, kucając.
- Wujek Marco!- krzyknęła uradowana, rzucając się na mnie. Podniosłem się z małą i wszedłem do środka.
- Mogę?- zapytałem Agatę, która szła w naszym kierunku.
- Oliwia, dziecko, co ci mówiłam? Nie krzycz.- skarciła swoją córkę, blondynka.- Tak, tak.- odpowiedziała na moje pytanie.
- Oj, Agata.. To tylko dziecko.- uśmiechnąłem się.
- Marcela, przed chwilą usnęła.- westchnęła, siadając na kanapie w salonie. Ja zrobiłem to samo.
- Co powiesz, szkrabie?- zapytałem, a wręcz od razu z ust małej blondynki wypłynął monolog jak to nie może doczekać się, kiedy znów pójdzie do przedszkola i spotka się ze swoimi koleżankami. Zaśmiałem się, widząc jaką radość sprawia trzy latce rozmowa ze starszymi osobami. Zawsze, kiedy przyjdziemy do Kuby z chłopakami pograć w Fife, czy nawet pogadać Oliwia zawsze wcina nam się w rozmowę, by móc pogadać ze starszymi. Generalnie nasza rozmowa polega zawsze na tym, że to mała mówi, a my słuchamy i przytakujemy, a kiedy chcemy coś powiedzieć, młoda od razu nas karci, mówiąc, żebyśmy jej nie przeszkadzali, ponieważ ma nam jeszcze dużo do powiedzenia i jak będziemy jej tak przeszkadzać to najzwyczajniej w świecie nie zdąży. Zawsze mnie to śmieszyło. Mała Błaszczykowska chyba ma to po swoim tatusiu. 
Na wspomnienie takich momentów, zaśmiałem się do siebie, ale od razu tego pożałowałem.
- Wujek! Cemu mnie nie słuchasz?- zapytała smutna.
- Ale kochanie, ja ciebie słucham.- pocałowałem ją w czoło.
- Tak? To o cym mówiłam?- zapytała, zakładając ręce na piersi. 
- Yy, o... lalkach?- spytałem, mając nadzieję, że dobrze zgadłem.
- Nie! Wujek słuchaj mie. Dobla, to ja zacne od pocontku, zebyś wiedział o co chodzi, dobźe?- nie czekając nawet na moją odpowiedź zaczęła opowiadać od początku jak to kolega z jej przedszkola, zabrał jej lalke i powyrywał jej nogi i ręce, a nawet głowę. 
Kiedy mała w końcu skończyła opowiadać swoją historię, porozmawialiśmy jeszcze trochę o jej lalkach. Jednak Agata powiedziała córce, żeby w końcu dała mi spokój. Blondynka posłuchała się swojej mamy i włączyła sobie bajki, a ja podążyłem do kuchni, gdzie była Agata i Kuba, który wrócił niedługo po mnie z zakupów. 
- Ja pójdę do Marceli na chwilę.- oznajmiłem.
- Tylko nie obudź jej, ona jest naprawdę zmęczona. Chwile przed tobą zasnęła.- poprosiła, a ja nie miałem nawet zamiaru jej budzić.
- Jasne.- powiedziałem szybko i poszedłem do pokoju ukochanej. Cicho otworzyłem drzwi, by nie obudzić blondynki. Równie cicho, wszedłem do jej pokoju, zamykając za sobą drzwi, by odgłosy z dołu nie obudziły Marceli, po czym podszedłem do jej łóżka. Ukucnąłem przy nim, patrząc jak blondynka śpi. Zawsze uwielbiałem obserwować jak śpi. Była wtedy taka cudowna, niewinna, słodka i nietykalna. Zakochiwałem się w niej coraz bardziej i nikt tej miłości nie ma prawa nam odebrać. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdybym ją stracił. Nie wiem ile czasu minęło, kiedy siedziałem przy blondynce, jednak po jakimś czasie usiadłem, ponieważ nogi zaczęły mnie boleć. Wnet poczułem na swojej ręce, uścisk. Uniosłem głowę, a Marcela patrzyła na mnie.
- Marco? Chodź do mnie.- powiedziała, uśmiechając się słabo.
- Nie. Będę się już zbierał, kochanie.- ucałowałem zewnętrzną stronę jej dłoni.
- Proszę...- szepnęła, na co ja położyłem się obok niej. Blondynka spojrzała w moje oczy, po czym mocno się do mnie przytuliła, na co ja pocałowałem ją w głowę, przykrywając ją kocem.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Dobra, to tak...
Kolejny rozdział do Waszej dyspozycji ;)
Za jakiekolwiek błędy szczerze przepraszam, ponieważ cały rozdział pisany był na telefonie.
Następny rozdział nie wiem, kiedy się pojawi, ponieważ internet mi nie chodzi i nie wiem kiedy znów zacznie ☺ Ten wyjątkowo dodaje u przyjaciółki.
Tak więc przepraszam za nieznaczne opóźnienie z nowym rozdziałem ;)

Do następnego! ;*

środa, 15 lipca 2015

Rozdział 76 ~ Ale mam jajka. Dwa.

Kolejne kilka dni minęło mi w zaskakująco szybkim tempie. W dzień wygłupialiśmy się i bawiliśmy w jeziorze, zaś wieczorem dużo rozmawialiśmy. Kuba dowiedział się o wszystkim co jest związane z tajemniczą osobą. Nie był zadowolony z takiego obrotu spraw i od razu zapowiedział, że jak tylko wrócimy do Dortmundu jedziemy na policję. Szczerze powiedziawszy to cieszyłam się, że Kuba i Marco chcą jechać ze mną, ponieważ ja sama nie mam odwagi tam jechać. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że się boję? Boję o bliskich? Nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdyby to przeze mnie cokolwiek im się stało.

- Ej, Marco! Wstawaj!- szturchnęłam blondyna, który spał, opierając głowę o szybę.
- Co?- wzdrygnął się.
- Już dojechaliśmy.- powiedziałam, uśmiechając się do niego.
- Boże, ty prowadziłaś mój samochód.- powiedział przerażony, na co ja głośno się zaśmiałam. Dziś ja prowadziłam, ponieważ Marco i Kuba siedzieli w nocy do późna i blondyn był niewyspany. W końcu miałam okazję poprowadzić tę czarną bestię..
- Tak. I jest cały.- wyszczerzyłam się do niego.- Dobra, wychodź. Za godzinę mamy być u Kuby, pamiętasz?- zapytałam.
- Yy, no przecież.- zaśmiał się.- Myślisz, że zapomniałem?
- Dokładnie tak myślę.- oparłam się o drzwi wejściowe, czekając na blondyna.
- Pff...- stanął naprzeciwko mnie.
- Nie popluj się.- zachichotałam.- Nie masz zamiaru otworzyć drzwi?- dodałam.
- A śpieszy ci się?- przygryzł dolną wargę, opierając prawą rękę o drzwi na wysokości mojej głowy.
- Trochę.- na mojej twarzy powstał lekki grymas.
- Oj, no dobra. Już otwieram.- pokręcił głową. Weszliśmy do domu niemieckiego piłkarza, on poszedł do kuchni, natomiast ja do łazienki.
Schodząc ze schodów usłyszałam krzyk Marco.
- Kochanie!
- Co chcesz?- warknęłam, wchodząc do kuchni.
- Co będziemy jeść?
- Bozia rączki dała? Nie umiesz zrobić sobie jedzonka?- zapytałam, opierając się o wyspę kuchenną.
- Ty robisz to lepiej.- poruszył zabawnie brwiami, na co ja tylko pokręciłam głową.
- Pod warunkiem.- rzekłam.
- Zamieniam się w słuch.- oparł się nonszalancko o lodówkę, przyglądając mi się badawczo.
- Ja zrobię ci jedzonko, a ty obejrzysz ze mną wieczorem komedię romantyczną. Zgoda?- podalam mu rękę.
- Yhh, niech stracę. Ale naleśniki.- tym razem to on postawił warunek.
- Okey.- odparłam, a blondyn podał mi rękę, po czym przyciągnął mnie do siebie. Objął w talii i złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
- Z czyn chcesz te naleśniki? Jabłka mogą być? Masz? 
- Nie.
- A mąkę?- zapytałam, otwierając po kolei szafki, jednak nie znalazłam w żadnej z nich tego czego szukałam.
- Nie.- odpowiedział.- Ale mam jajka. Dwa.- powiedział, uśmiechając się głupio.- I jednego banana.- dodał. Pokręciłam tylko głową.
- Bez mąki nic nie zrobię.- powiedziałam, siadając na blacie.
- Kochanie, jesteś w domu faceta. Myślisz, że będą tutaj takie rzeczy jak mąka?- podszedł do mnie, opierając dłonie o blat, tuż przy moich udach.
- Jesteś zdrowo rąbnięty.- prychnęłam śmiechem, kręcąc niedowierzająco głową.
- Ale mnie kochasz.- wywalił mi język.
- I co ja mam teraz zrobić?- westchnęłam.
- Hmm.. No możesz na przykład... Dać mi słodkiego buziaka?- bardziej spytał niż oznajmił.
- No nie wiem, nie wiem.- uśmiechnęłam  się zadziornie.- Ja pójdę do sklepu, a ty posprzątasz ten... bajzel. Kiedy wrócę i będzie ładnie posprzątane to może dostaniesz buziaka.
- Może?- załapał mnie za słówko.
- Może.- zeskoczyłam z blatu kuchennego, kierując się w stronę wyjścia.
- Dać ci pieniądze?- zapytał, kiedy zakładałam buty.
- Zwariowałeś?- oburzyłam się.
- Możliwe.- wzruszył ramionami, rozsiadając się na kanapie w salonie.
- Miałeś sprzątać.- dodałam, po czym wyszłam, kierując się w stronę sklepu. 

Weszłam do pobliskiego sklepiku, gdzie była niewielka kolejka. Stanęłam w niej, czekając na swoją kolej. Kiedy ta nadeszła, spotkała mnie bardzo miła niespodzianka.
- To pani? Pani jest dziewczyną Marco Reusa?- zapytała starsza pani. Miała może 60 lat, nie więcej.
- Tak, to ja.- zaśmiałam się cicho. Było to dosyć miłe, a jednocześnie zaskakujące, że ludzie już poznają mnie na ulicy.
- Nie chciałabym się narzucać, ale bardzo mi na tym zależy. Jestem wielką fanką Borussii i czy mogłaby pani przekazać tę koszulkę panu Reusowi? To dla mnie bardzo ważne.- powiedziała, widać było na jej twarzy niepewność.
- Oczywiście, myślę, że to żaden problem.- odparłam, a kobieta podała mi koszulkę w dortmundzkich barwach.
- Dziękuję pani bardzo.- uśmiechnęła się szeroko.
- A może chciałaby pani autografy od wszystkich piłkarzy Borussii?- zapytałam z uśmiechem. Kobieta była widocznie zaskoczona.
- Naprawdę? To nie byłby problem?
- Myślę, że nie. Da się zrobić.- powiedziałam.
- No dobrze, ale pani chyba nie przyszła tutaj rozmawiać tylko zakupy zrobić, prawda?- zapytała, uśmiechając się delikatnie.
- Tak, tak.- powiedziałam szybko.
Wracając do domu blondyna na mojej twarzy widniał szeroki uśmiech, cały czas myślałam o sprzedawczyni, która okazała się fanką dortmundzkich chłopaków. Jednak od kiedy wyszłam ze sklepu, miała takie dziwne wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Ale kiedy za każdym razem odwracałam się za siebie, nikt za mną nie szedł. I w pewnym sensie to zaczęło mnie niepokoić. Czułam się jak w głupim horrorze. A to co miało wydarzyć się za chwilę, właśnie tak wyglądało. Jak horror.
Poczułam czyjąś silną dłoń na moich ustach, a drugą na biodrach. Przywarł swoim ciałem do mojego, ciągnąc mnie w jakąś ciemną uliczkę. Chciałam krzyczeć, jednak nie mogłam. Docisnął mnie do ściany, stając naprzeciw mnie. Moje serce waliło jak oszalałe. To on... Nie wierzyłam własnym oczom. Chciałam się wyrwać i uciec, jednak nie mogłam. Z mojej ręki wypadła torba z zakupami i torebka, w której miałam swoje rzeczy.
- Znów się spotykamy...- przejechał palcem po moim policzku. Bałam się, cholernie bałam.- Myślałaś, że skończy się tylko na karteczkach? Źle myślałaś, skarbie..- ten głos, którego nie chciałam już nigdy więcej usłyszeć. Ten facet, który tak mnie skrzywdził. Nigdy tego nie zapomnę, jemu nigdy. Chcąc coś powiedzieć, a jednocześnie wyrwać się mu, ugryzłam go w dłoń.
- Ałł, szmata!- syknął.
- Spieprzaj! Czego chcesz?- krzyknęłam, by ktoś mnie usłyszał, a w odpowiedzi dostałam siarczystego liścia. Złapałam się za piekący policzek. Cholernie bolało.
- Czego chce? To proste. Chcę ciebie.- powiedział, szyderczo się uśmiechając, by po chwili znów zatkać mi usta dłonią. Jednak teraz już nie mogłam go ugryźć.- I będziesz moja. A ten twój fagas.- zaśmiał się.- Książę z bajki, już cię nie uratuje, skarbie.- pocałował mnie w policzek, po czym przejechał swoją dłonią wzdłuż mojej talii. Czułam obrzydzenie. Do niego, jak i do siebie. Uderzyłam go pięścią w ramie.
- Nieładnie księżniczko, nieładnie. Niegrzeczna jesteś.- mówił miłym głosem, by po chwili uderzyć mnie pięścią w brzuch. Jęknęłam z bólu, zsuwając się po ścianie. Nie spodziewałam się tego.- Boli? Tak ma być!- szepnął mi na ucho.
- Odpierdol się w końcu!- po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Och, nie. Nie masz co na to liczyć.- rzekł.- Zniszczyłaś dwa lata mojego życia! Myślałaś, że cię nie znajdę? Powiem ci, że było bardzo łatwo. Nazwisko Błaszczykowska mówi wiele. Łatwo było cię znaleźć, skarbie...- szepnął do mojego ucha. Złapał mnie za włosy, by po chwili podnieść mnie, ciągnąc za nie. Znów przyparł mnie do ściany, a po chwili przy mojej twarzy znalazł się nóż. Moje serce jeszcze bardziej przyśpieszyło swój rytm, zaczęłam się szamotać, żeby tylko nie zrobił mi krzywdy. Jednak wnet poczułam ból w okolicach ust. Przejechałam językiem po całej linii dolnej wargi, aż po jej kącik i poczułam ten charakterystyczny metaliczny smak. Krew. 
- Nieładnie księżniczko. Chyba byłem dla ciebie za dobry.- kiedy to mówił, poprawiał swoją koszulkę. Korzystając z jego nieuwagi, uderzyłam go kolanem w krocze. Momentalnie złapał się za nie, tym samym umożliwiając mi ucieczkę. Kopnęłam go jeszcze, tak że się przewrócił, złapałam za swoją torbę, nawet nie myśląc o tym, by wziąć też tę z zakupami, po czym uciekłam. Biegłam przed siebie, ile tylko miałam sił w nogach. 
- Suka!- usłyszałam jeszcze ten głos. Później już nic. Słyszałam tylko swój nierówny oddech. Jak to możliwe? Jak mnie znalazł? 
Dobiegłam do domu Marco, wpadając do niego jak petarda, zamknęłam drzwi za sobą, po czym rzuciłam torbę, idąc wgłąb mieszkania.
- Marco..- sapnęłam.- Marco...- powtórzyłam, jednak nie usłyszałam jego głosu. Denerwowałam się coraz bardziej.- Marco..- powiedziałam, jednak tym razem głośniej.
- Tutaj jestem.- krzyknął, wychodząc ze swojej sypialni.
- Marco..- sapnęłam, widząc ukochanego. Byłam jak w amoku, ale nie potrafiłam się uspokoić.
- Marcela, co ci się stało?- zbiegł ze schodów, podbiegając do mnie. Doszłam do niego, wręcz rzucając się na niego i przytulając.
- To on... On... Rozumiesz? On...- mówiłam, wbijając paznokcie w jego nagie plecy. Jęknął z bólu, a ja szybko zabrałam ręce.
- Kochanie, spokojnie.- odciągnął mnie od siebie. Zaprowadził mnie do salonu, po czym posadził na kanapie. Usiadł obok mnie, odgarniając niesforny kosmyk włosów, który opadł na moją twarz. Szlochałam.
- Marco, boję się go.- chlipnęłam, przytulając się do blondyna.
- Spokojnie, skarbie...- to słowo. Moje serce znów przyśpieszyło swój rytm. Nie, nie chcę. Nierówny oddech, szybsze bicie serca. Marco to wyczuł.- Marcela...- wstał ze swojego miejsca, idąc gdzieś. Niepokoiłam się. Gdzie on idzie? Marco... Po chwili przykucnął naprzeciw mnie.

*Marco*
Cały czas była niespokojna. Nie rozumiałem co jej się stało. To było jednocześnie dziwne i niepokojące. Jeszcze nigdy nie widziałem Marceliny w takim stanie. Strasznie się o nią bałem, byłem wręcz przerażony jej zachowaniem. Kiedy wypowiedziałam te dwa zwykłe słowa, blondynka jeszcze bardziej się zdenerwowała. W ogóle mogę tak nazwać jej zachowanie?
Szybko wróciłem do Polki, kucając naprzeciwko niej. Złapałam delikatnie za twarz, po czym zacząłem wycierać ją z krwi. Miała rozciętą dolną wargę, z której sączyła się krew. Na policzku wyraźnie odbita była czyjaś duża dłoń. Uderzył ją... Nie wiedziałem co mam zrobić. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Strasznie się bałem. Kto jej to zrobił?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I oto jestem! 
Jak podoba się kolejny rozdział? Moim zdaniem nie jest taki zły, nawet całkiem mi się podoba.
Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? <mam nadzieję, że nie xD>
Już w następnyn rozdziale dowiecie się, kto jest tym tajemniczym mścicielem!

Do zobaczenia kochanie! ;* 

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 75 ~ Daj się przytulić.

- Tak? 
- Oo, cześć kochanie moje.- trochę język mu się plątał. Słychać było, że jest lekko wstawiony. Wróciłam do dziewczyn, biorąc na głośnik. Te spojrzały na mnie nic nie rozumiejąc, na co ja poruszyłam tylko zabawnie brwiami.- Po co do mnie dzwonisz?- zapytał.
- To ty do mnie zadzwoniłeś.- odpowiedziałam,  uśmiechając się głupio. 
- Tak? A no tak.- przypomniał sobie.- A bo chciałem ci coś powiedzieć.- dodał.
- Co takiego?
- Bo ja cię bardzo kocham jednak uważam, że jesteś rozkapryszonym gówniarzem.
- Mhm, i co tam jeszcze wymyśliłeś?- zaśmiałam się, a ze mną dziewczyny. Wiedziałam bowiem, że jest nieźle pijany, a jutro już nie będzie pamiętał tego co mówił.
- Jak ja się urodziłem to ty dopiero po drabinie na dywan wchodziłaś.- wypalił, a ja usłyszałam śmiechy chłopaków. Czyli on też miał na głośniku.
- A ja mam to w głębokim poszanowaniu.- rzekłam, a dziewczyny śmiały się ze mnie jak i z Reusa. 
- Oj, kocie.- usłyszałam głos Mo. Mo? Mo? To Mo?- Nie fochaj się.- tak to on. To Moritz.. Moritz... Mój Mo. Mój blondasek. 
- Ups, nie lubię kotów. Nie pyknęło ci.- powiedziałam z nutką arogancji.
- Wybacz, ale psie do ciebie nie powiem.- zaśmiał się, a za chwile dotarła do mnie fala śmiechu dziewczyn i chłopaków.
- Jak nie do Marceli, to do kogo tak mówisz?- odezwał się Robert.
- Nie interere.- odpowiedział szybko.

*Następny dzień*
Nagle spostrzegłam, że nie jedziemy w tym kierunku co powinniśmy. Mianowicie blondyn powiedział, że jezioro znajduje się na obrzeżach miasta, a tymczasem jechaliśmy w stronę... No właśnie, w stronę lotniska.
- Co ty kombinujesz?- zapytałam, patrząc na Niemca. 
- Ja? Nic.- odparł całkiem spokojny. 
- Gadaj w tej chwili.- nakazałam, na co ten głupio się zaśmiał, ignorując moje słowa.
- Marco!- wrzasnęłam, widząc budynek lotniska.- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?- zapytałam zdenerwowana.
- Wiedziałem, że tak zareagujesz, dlatego nic ci nie mówiłem.- oznajmił.
- I masz zamiar dalej tak ciągnąć? Nie będziesz mi mówił o swoich planach, a ja będę się na to wszystko godziła?- zapytałam z wyrzutem.
- Nie. Tylko.. Kochanie zrozum, że im naprawdę zależy, żeby się w tobą pożegnać. Szczególnie Mo.- powiedział całkiem spokojny, łapiąc mnie za dłoń.
- A ty zrozum, że jeżeli tak ma być dalej to ja dziękuję.- rzekłam oburzona, po czym wyszłam z samochodu, trzaskając drzwiami.
- Marcela!- krzyknął za mną, zamykając samochód. Zatrzymałam się, czekając na blondyna, ponieważ nie chciałam robić zamieszania. Stwierdziłam, że nie ma sensu, więc odpuściłam. Kiedy był już przy mnie, chciałam ruszyć, jednak ten stanął przede mną, zagradzając mi tym samym drogę.
- Przesuń się.- burknęłam.
- Skarbie..- wymruczał, chcąc coś jeszcze powiedzieć, jednak ja mu przerwałam.
- Żadne skarbie.- założyłam ręce na piersi.
- Chciałem dobrze... I jak zwykle wyszło źle.- burknął, idąc przed siebie. Dorównałam mu tępa, będąc bardzo blisko niego, tak że nasze dłonie co chwile się ocierały o siebie. Wiedziałam, że blondyn długo nie wytrzyma i za chwile złapie mnie za rękę. Tak też się stało. Uśmiechnęłam się ze swojego zwycięstwa. Byłam górą.
- Przestań!- powiedział po jakimś czasie. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale po chwili dodał.- Przygryzasz wargę.- mruknął, na co ja zachichotałam.
- Marcela...- usłyszałam nagle jakiś głos. To był głos...
- Chłopaki.- uśmiechnęłam się, odwracając w ich stronę. Przede mną stali Mario i Moritz. Wtorek. Dzisiaj wylatuje... Podszedł do mnie Mario, przytulając ile miał tylko sił.
- Mario ja...- wydusiłam.- Nie mogę oddychać.- dodałam szeptem.
- No już, już. Bo mi ją udusisz.- zaśmiał się Marco, przyciągając mnie do siebie i obejmując w talii. Wiedziałam, że teraz przyszła kolej na Moritza, jednak ja nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Nie byłam przygotowana na pożegnanie z nim. 
- Marcela, możemy porozmawiać?- zapytał, na co pokiwałam twierdząco głową.- W cztery oczy?- dodał. Odeszłam od Marco i Mario, a za mną blondyn. Pomiędzy nami zapadła głucha cisza. Nie rozumiem. Po co chciał rozmawiać, skoro teraz nic nie mówi? 
- Tamten pocałunek... Tamte pocałunki.- powiedział niepewnie. Wahał się. 
- Nie powinny mieć miejsca.- dokończyłam.
- Nie. Ja... Chcę, żebyś wiedziała, że.. Że ja nie żałuję.- chciałam mu przerwać, jednak nie pozwolił mi.- Daj mi dokończyć.- bawił się swoimi palcami.- Lisa ze mną zerwała... Wiem, że pomiędzy nami nie będzie.. Wiem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.- mówił tak przygnębiony.
- Moritz...- ta rozmowa była dla mnie strasznie trudna i wiele mnie kosztowała.- Jesteś dla mnie bardzo ważny, ale jesteś tylko przyjacielem. Ja... Kocham tego farbowanego głupca. Nie chcę, żeby się o tym dowiedział. Nie chcę go zranić.- wlepił wzrok z podłogę. Na chwile zapanowała pomiędzy nami cisza, którą przerwał.
- Niesamowicie całujesz.- wyznał nagle, uśmiechając się uroczo i spoglądając na mnie kątem oka. 
- Przestań.- rzekłam poważnie.- I nie dawaj Marco powodów do zazdrości.- dodałam.
- Co masz ma myśli?- zapytał szybko.
- "Oj, kocie."- powtórzyłam jego słowa.
- Byłem pijany.- powiedział obojętnie.- Poza tym to były żarty.- dopowiedział.
- Nie ważne. Proszę, nie rób tak więcej.
- Cysia...- marzyłam, by to usłyszeć z jego ust. Kolejny raz. Spojrzałam na niego kątem oka, nie chcąc utrzymać z nim większego kontaktu wzrokowego. Podszedł do mnie, ujmując moją twarz w dłonie. Patrzył w moje oczy, nie wiedząc co ma powiedzieć. Chciałam go odepchnąć od siebie, jednak ten nie pozwolił mi na to. 
- Daj się przytulić.- wyszeptał. Spojrzałam w jego oczy i odpłynęłam. Wiedziałam, że tak będzie! W końcu odpuściłam i dałam się mu przytulić. Biło od niego takie ciepło, którego jeszcze nie czułam od blondyna. Po moim policzku zaczęły lecieć słone łzy.- Nie płacz.- powiedział, wycierając łzy z moich policzków.
- Przykro mi z powodu Lisy.- mruknęłam.
- Tak będzie lepiej.- rzekł, a po chwili wywołali lot Mo i Mario. Oczywiście lecieli osobnymi samolotami.
- Powodzenia.- odparłam, zbliżając się do niego, by po chwili pocałować go w policzek.
- Będę tęsknił.- dodał, przytulając mnie jeszcze ostatni raz.

Przytuliłam się do blondyna, stojącego obok mnie, by po chwili pomachać piłkarzom.
- No już. Nie płacz.- chłopak spojrzał prosto w moje oczy, wycierając moje policzki z łez.
- Chodźmy już.- powiedziałam i zgodnie z moją prośbą ruszyliśmy do wyjścia, by już kilka minut później być w drodze nad jezioro. 
- Stało się coś?- zapytał nagle.
- Nie, czemu pytasz?
- Agata mówiła, że jakoś dziwnie się wczoraj zachowywałaś.- odparł, a ja już wiedziałam czemu tak nagle Marco i bratowa ucichli, kiedy weszłam do salonu. Pokręciłam tylko głową.
- Znów dostałam karteczkę.- rzekłam, nie patrząc na blondyna.
- Co? Ale kiedy?- zapytał, zwalniając. 
- Marco, proszę cię. Daj mi spokój. Nie chcę o tym rozmawiać.- chciałam wykręcić się z tej niekomfortowej rozmowy. Powoli zaczynała boleć mnie głowa. 
- Nie wykręcaj się.- chciał kontynuować rozmowę, jednak ja nie czułam się zbyt dobrze, przez rozmowę z Marco. Musiałam na chwile wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza. 
- Zatrzymaj się.- odezwałam się. 
- Nie. Najpierw porozmawiamy. Poza tym za jakąś godzinę powinniśmy być na miejscu.- oznajmił.
- Marco, proszę.- spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, na co ten pokręcił głową, zjeżdżając na pobocze. Wyskoczyłam z auta blondyna, opierając się o nie. Strasznie źle się poczułam, i to tak nagle.
- Kochanie, wszystko okey? Zbladłaś.- ujął moją twarz w dłonie. 
- Niedobrze mi.- powiedziałam, a Marco wyjął z samochodu butelkę wody, po czym podał mi ją.
- Napij się.- odparł, bacznie mi się przyglądając.- Co było napisane na tej karteczce?
- "Będziesz błagać mnie o śmierć".- powiedziałam. Dokładnie zapamiętałam te słowa. Były okropne. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.- Marco, boję się.- odparłam, drżącym głosem. Strasznie boję, cholernie boję.
- Nie bój się. Kiedy wrócimy do Dortmundu od razu zgłosimy to na policję.- oznajmił, przytulając mnie i całując w głowę.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Rozumiesz? Nikt nie będzie ci groził.- ujął moją twarz w dłonie, patrząc prosto w moje oczy.-Pamiętasz co ci obiecałem? Ja dotrzymuje słowa.- pokiwałam tylko głową na tak i położyłam prawą rękę na jego szyi. Ten zbliżył swoją twarz do mojej, delikatnie muskając moje usta. Z każdym kolejnym pocałunkiem, coraz bardziej zatracał się w moich wargach. Z resztą ze mną było tak samo. Ostatni raz pocałował mnie wczoraj. Wiem. Może to głupie, ale każda minuta bez niego naprawdę nie jest taka jak każda minuta z nim. 
- Umm...- mruknęłam, kiedy położył swoją dłoń na mojej talii, mocno ją ściskając i przyciągając do swojego ciała. Cały czas byłam przyparta do samochodu. I dobrze, ponieważ moje nogi w jednej chwili zrobiły się jak z waty. Nagle zaczął dzwonić jego telefon. Dość niechętnie oderwaliśmy się od siebie, ale blondyn musnął jeszcze moje usta, na co ja uśmiechnęłam się szeroko. Wyjął telefon z kieszeni swoich spodni, po czym odebrał.
- Tak?... Ale to co się stało?... A no okey... To spotkajmy się na wyjeździe z Dortmundu... Za 10 minut?... Okey. To do zobaczenia.- mówił, po czym na koniec rozłączył się. Nie miałam zielonego pojęcia z kim rozmawia. Myślałam, że powie mi kto dzwonił, jednak ten nawet o tym nie pomyślał.
- Wsiadaj.- rzekł, sam wsiadając. Zrobiłam to o co mnie poprosił, by po chwili patrzeć jak włącza się do ruchu. 
- Kto dzwonił?- zapytałam.
- Kuba.- odpowiedział. Otwierałam już usta, by zadać pytanie 25 latkowi, jednak ten uprzedził mnie.- Odwołali lot do Polski i kolejny ma być dopiero za kilka dni. Więc spędzają "weekend" z nami.- powiedział. Uśmiechnęłam się tylko szeroko, na wiadomość, że spędzę trochę czasu z rodziną jak i chłopakiem.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziś nie będę wypowiadać się co do tego rozdziału. 
Uważam, jak uważam i nie będę tego tutaj pisać. 
Myślę, że do końca opowiadania zostało jakieś 15/20 rozdziałów, jak nie mniej. Nie wiem dokładnie. ;)
Tak więc do zobaczenia! ☺

piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 74 ~ Ale ty mas wujka Marco.

- To co? Zbieramy się?- zapytał, podnosząc się. 
- Jasne.- zachichotałam z jego pośpiechu. Chyba naprawdę zależało mu na tym, by spędzić ze mną miło czas.
Czym prędzej pognał do swojej garderoby, a ja poszłam za nim, jednak zatrzymałam się w sypialni. Posprzątałam swoje ubrania, porozrzucane po pomieszczeniu, po czym wrzuciłam je do torby. Poszłam do łazienki, w której zostawiłam swoje kosmetyki. Wrzuciłam je do kosmetyczki, by już po chwili i ta wylądowała w torbie. Nie zajęło mi to wiele czasu, więc podążyłam do salonu, czekając na Marco. Minęło może 20 minut, kiedy usłyszałam jego głos. Prawie się poplułam wodą mineralną, którą właśnie piłam, słysząc jego pytanie...
- Tak, możesz tak wyjść.- prawie wydusiłam z siebie te słowa. Nie mogłam powstrzymać swojego napadu śmiechu.
-  Z czego się śmiejesz?- zapytał, nie rozumiejąc mojego rozbawienia.
- Z ciebie.- odpowiedziałam szybko.- Zachowujesz się gorzej niż kobieta.- stwierdziłam.
- Nie prawda.
- Właśnie prawda. Fryzura, ubrania, dziwne, że jeszcze nie robisz makijażu.- prychnęłam.
- Kochanie, nie tylko ty w tym związku dbasz o wygląd.- cmoknął mnie w polik.
- Oho, zastanawiam się, kiedy zaczniesz szykować się na jakiekolwiek wyjście, dwie godziny przed.- zachichotałam.
- Tak, nabijaj się. Proszę bardzo.- założył ręce na piersi.
- Z kogoś muszę.- wywaliłam mu język.
- Jedziemy czy będziemy tak gadać?- zapytał zniecierpliwiony. Pokiwałam tylko głową, po czym wyszliśmy z domu blondyna, kierując się do jego samochodu. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wysiadłam z samochodu, a zaraz za mną piłkarz. Złapał mnie za rękę, po czym ruszyliśmy w stronę drzwi. Weszłam do domu, rzucając torbę obok szafki w przedpokoju.
- Jestem!- krzyknęłam, by po chwili zobaczyć zbiegającego ze schodów brata. Niespodziewanie przytulił mnie, tak że nie mogłam wydusić z siebie słowa. To było dziwne. 
- Jak tam noc minęła?- zapytał, na co Marco prychnął śmiechem. 
- Bardzo przyjemnie.- odpowiedziałam.- Nie uwierzysz co robiliśmy...- dodałam, na co Kuba spojrzał na mnie przenikliwym spojrzeniem, a Marco nie dowierzał.- Spaliśmy.- poruszyłam zabawnie brwiami, na co mój brat pokręcił tylko głową. Po chwili poczułam ręce Marco oplatające moją talie. Cmoknął mnie w policzek, cicho chichocząc. No ale prawdę mu powiedziałam. W nocy spaliśmy. Tylko wieczorem się kochaliśmy. Czysta prawda. 
Wszyscy poszliśmy do salonu, a po niecałych dziesięciu minutach doszła do nas Agata. Oliwia zasnęła, więc mieliśmy chwile, by pogadać. Jeszcze w samochodzie w drodze do domu bratowej i Kuby, poprosiłam blondyna, żeby nic nie mówił o karteczce od nieznajomego, bratu. Po prostu nie chciałam, żeby się martwił. Rozmawiając  Agata oznajmiła mi i Marco, że wyjeżdżają na kilka dni do Polski. My również powiadomiliśmy ich o naszych planach, mówiąc, że mieliśmy nadzieję, że pojadą z nami. Miałam wrażenie, że Marco ucieszył się na wiadomość, że małżeństwo nie będzie mogło wybrać się na wycieczkę z nami. 
Po około godzinie Marco musiał już iść. Pożegnał się z Agatą i Kubą, a ja odprowadził go do samochodu.
- Będę jutro o 16, dobrze?- zapytał, opierając się o swój samochód. Złapał mnie za ręce, przyciągając mnie do siebie, po czym objął mnie w talii.
- Jasne. A możesz powiedzieć chociaż gdzie jedziemy?- spytałam, przygryzając dolną wargę. 
- Nad jezioro.- odpowiedział, po czym położył dłoń na mojej szyi, przyciągając moją twarz do swojej. Przywarł swoimi wargami do moich, nie zważając na to, że ktoś może to zobaczyć.
- Nie wytrzymałbyś do jutra, prawda?- zachichotałam.
- Oczywiście, że nie.- uśmiechnął się szeroko. Po chwili zobaczyłam błysk flesza aparatu.
- Oho, jutro będziemy o sobie czytać?- zaśmiałam się głośno.
- Najwidoczniej.
- Ciekawe co napiszą tym razem.- zastanawiałam się na głos.
- Prawdę?- bardziej zapytał niż oznajmił, unosząc jedną brew ku górze.
- Z pewnością.- uśmiechnęłam się.- Jedź już.- pogoniłam go.
- Oo, wygania mnie. Jadę. Pa.- odparł, po czym cmoknął mnie przelotnie w usta i wszedł do auta. Natomiast ja podążyłam w stronę domu. Próbowałam nie zwracać uwagi na paparazzi, jednak oni nie dawali za wygraną. Chyba będę musiała się do tego przyzwyczaić. Chociaż nie będzie to łatwe. Nigdy nikt nie chodził za mną i nie robił zdjęć. Częściej to ja był po tej drugiej stronie aparatu. Jednak teraz to się zmieni. Jestem z piłkarzem Borussii Dortmund. Jednym z najlepszych piłkarzy w Niemczech. Cóż mam poradzić?

Weszłam do domu, od  razu idąc do swojego pokoju. Małżeństwo wraz z Oliwią, wylatują dopiero jutro o 15, więc będę miała jeszcze trochę czasu, aby z nimi posiedzieć, porozmawiać. Najpierw jednak postanowiłam poszukać dla siebie jakiegoś mieszkanka. Już od dawna myślałam nad kupnem czegoś dla siebie. Dobrze byłoby mieć swoje cztery ściany, swój kąt. Po jakimś czasie znalazłam parę fajnych mieszkań, a ich cena nie była aż tak duża jak wcześniej myślałam. A co najlepsze były one niedaleko domu Kuby i Agaty. Postanowiłam, że niebawem...
- Mogę na chwile?- usłyszałam głos mojego brata. 
- Mhm.- powiedziałam, przymykając laptopa. Spojrzałam na miejsce naprzeciwko siebie, sugerując, żeby blondyn usiadł. Tak też zrobił.
- Mam prośbę. Poszłabyś do sklepu? Agata mi truje, a za chwile Łukasz i Mats mają wpaść.
- Ehh, co ty byś beze mnie zrobił.- pokręciłam głową.
- Czyli pójdziesz?- zapytał, zacierając ręce.
- Pójdę.- zaśmiałam się.- Tylko co mam kupić?- spytałam, wstając.
- Agata ci powie.- uśmiechnął się, wychodząc z pokoju i idąc do kuchni.
- Co mam kupić?- spytałam bratowej.
- Ale... Kuba ty miałeś iść!- krzyknęła do swojego męża.
- Marcela się zaoferowała, kochanie!- odkrzyknął, na co ja cicho zachichotałam.
- Dobra, to co mam kupić?- zapytałam, opierając się o wyspę kuchenną.
Pół godziny później wracałam już do domu. Szłam ulicami Dortmundu, patrząc na przechodniów. Niektórzy z nich patrzyli na mnie w taki dziwny sposób. A może mi się tylko zdawało? Możliwe. Po chwili usłyszałam jakiś nieznajomy mi głos.
- Proszę pani! Proszę poczekać!- krzyknął za mną, na co odwróciłam się. Chłopak miał może 12/13 lat.
- Tak?
- Proszę.- podał mi jakąś karteczkę.
- Ale po co mi to?- zapytałam.
- Ten pan kazał mi to pani dać.- wskazał w jakieś miejsce, jednak nikogo tam nie było.
- Yy, dziękuję.- powiedziałam zakłopotana, a ten odbiegł. Rozłożyłam karteczkę, która była złożona. Czyżby byłaby to sprawka tajemniczej osoby, która chce mnie nastraszyć? Tak, tyleże tym razem przesadził. Grubo przesadził. Czym prędzej skierowałam się w stronę domu, chcąc pokazać to bratu. Wiedziałam, że sobie z tym nie poradzę sama, mimo iż myślałam tak na początku. Gdy doszłam do domu małżeństwa, postawiłam torbę z zakupionymi produktami obok szafki, po czym zdjęłam buty. Usłyszałam odgłosy, dochodzące z salonu. Przypomniałam swoje słowa brata, że mają wpaść chłopaki. Stwierdziłam, że nie będę zawracać Kubie głowy, dlatego czym prędzej pognałam do kuchni. Odłożyłam torbę z zakupami na blacie, po czym wzięłam się za ich rozpakowywanie. Myślami byłam zupełnie gdzieś indziej, czego dowodzi zaistniała sytuacja. Agata od kilku minut mówiła do mnie, a ja dopiero przed chwilą ocknęłam się.
- Co? A tak, tak.- odpowiedziałam szybko.
- Marcela, co jest?- zapytała, łapiąc mnie za ramie.
- Nic. A tak w ogóle to wpadnie ktoś jeszcze?- odpowiedziałam pytaniem, chcąc uniknąć tej niewygodnej dla mnie rozmowy.
- Zmieniasz temat.- rzekła poważnie, zakładając ręce na piersi.- Ale nie, nikt już nie wpadnie.- odpowiedziała.
-  To dobrze.- uśmiechnęłam się lekko.- Oglądamy jakiś film?- zaproponowałam.
- Okey, czemu nie. Dawno nic nie oglądałam.- zaśmiała się.
Kiedy byłyśmy już u mnie w pokoju, Agata usiadła na łóżku, a ja włączyłam jakąś komedie. Laptop, który leżał na łóżku, odłożyłam na szafkę nocną, a sama położyłam się.
- Może być "Tysiąc słów"?- zapytałam.- Eddie Murphy w roli głównej.- dodałam.
- Jasne.- uśmiechnęła się. Film jeszcze dobrze się nie zaczął, a my usłyszałyśmy krzyk Oliwki. Spojrzałam na Agatę, a ta tylko wzruszyła ramionami. Po chwili do pokoju wbiegła 3 latka, rzucając się na łóżko. Zaczęła piszczek, co ja i Agata skwitowałyśmy śmiechem. Bratowa zaproponowała, że pójdzie zrobić popcorn, a my mamy być grzeczne.
- I co szkrabie? Jutro jedziesz do Polski i mnie zostawiasz.- powiedziałam, przytulając małą blondynkę. 
- Ale ty mas wujka Marco.- uśmiechnęła się szeroko, ukazując tym samym rząd śnieżnobiałych ząbków, na co ja zaśmiałam się. Kilka minut później Agata wróciła i zaczęłyśmy oglądać film.

***

Siedziałam w swoim pokoju przeglądając jeden z portali społecznościowych, na którym mam profil, kiedy ktoś zapukał. 
- Tak?- przymknęłam laptop, a w drzwiach ujrzałam Agatę.
- Idziesz ze mną do Cathy? Będą dziewczyny.- zapytała.
- Mogę iść. Daj mi 15 minut.- uśmiechnęłam się lekko. Blondynka wyszła, a ja czym prędzej podeszłam do szafy, by wybrać jakieś ubrania. Postawiłam na szare legginsy i delikatnie miętową bluzkę z rękawami 3/4. Do tego dorzuciłam kilka bransoletek i założyłam czarne sportowe buty. Natomiast włosy związałam w kucyka. Zrobiłam lekki makijaż i byłam gotowa. Przejrzałam się jeszcze w lustrze, twierdząc, że wyglądam całkiem dobrze. Wzięłam ze sobą torbę, do której wrzuciłam, co jasne najpotrzebniejsze rzeczy. Zeszłam na dół, gdzie już czekały na mnie Agata i Oliwka.

Wszystkie świetnie się bawiłyśmy, żartując, śmiejąc się i pijąc alkohol. Tak, alkohol. Kobiety też potrzebują czasem trochę procentów. Nagle mój telefon zaczął wibrować. Spojrzałam na ekran telefonu, śmiejąc się pod nosem. Odeszłam od dziewczyn na bok, odbierając. 
- Tak? 
- Oo, cześć kochanie moje.- trochę język mu się plątał. Słychać było, że jest lekko wstawiony. Wróciłam do dziewczyn, biorąc na głośnik. Te spojrzały na mnie nic nie rozumiejąc, na co ja poruszyłam tylko zabawnie brwiami.- Po co do mnie dzwonisz?- zapytał.
- To ty do mnie zadzwoniłeś.- odpowiedziałam, uśmiechając się głupio. 
- Tak? A no tak.- przypomniał sobie.- A bo chciałem ci coś powiedzieć.- dodał.
- Co takiego?
- Bo ja cię bardzo kocham jednak uważam, że jesteś rozkapryszonym gówniarzem.
- Mhm, i co tam jeszcze wymyśliłeś?- zaśmiałam się, a ze mną dziewczyny. Wiedziałam bowiem, że jest nieźle pijany, a jutro już nie będzie pamiętał tego co mówił.
- Jak ja się urodziłem to ty dopiero po drabinie na dywan wchodziłaś.- wypalił, a ja usłyszałam śmiechy chłopaków. Czyli on też miał na głośniku.
- A ja mam to w głębokim poszanowaniu.- rzekłam, a dziewczyny śmiały się ze mnie jak i z Reusa. 
- Oj, kocie.- usłyszałam głos Mo. Mo? Mo? To Mo?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem dziś. 
Trochę szybciej niż zazwyczaj, ale cieszycie się? 
Mam nadzieję, że tak ☺ 
 Jak myślicie? Jak Marcela zareaguje na słowa Moritza? 
A karteczka? Co może na niej być? Jeżeli macie jakieś sugestie, to śmiało się nimi podzielcie ze mną!
A tutaj link do zdjęcia... Jestem adminką na tej stronce, więc jeżeli chcecie to śmiało możecie lajkować (y)

Do następnego! ☺